Dzień Ojca

Home Wpisy Dzień Ojca

Exemple

Dzień Ojca


Kiedy weźmiecie do ręki dzisiejszy numer naszej gazety, będzie to nazajutrz po Dniu Ojca. W naszej powszechnej świadomości zagościło na dobre bardzo piękne skądinąd święto, czyli Dzień Matki, który przywołuje najcieplejsze wspomnienia o naszych rodzicielkach. To im dedykowane są najcieplejsze słowa, wierszyki i piosenki śpiewane i recytowane przez dzieci na całym świecie.

Natomiast chyba zdecydowanie skromniejsze są obchody Dnia Ojca, o czym staram się dziś napisać kilka słów, wszak sam jestem ojcem trojga dorosłych już dzieci oraz mężem babci, bo doczekaliśmy się trzech wnuczek. Celebrowałem więc wczoraj, a raczej nasze dzieci celebrowały dzień poświęcony pamięci o mnie i rzeczywiście nie zapomniały. To miłe, tym bardziej, że jakiś parytet musi być przecież zachowany.

Tak więc w duchu męskiej solidarności przesyłam wszystkim ojcom o jeden dzień spóźnione, ale nie mniej serdeczne życzenia. Kieruję je szczególnie pod adresem tych panów, o których ich dzieci zapomniały. Czasem bowiem te relacje są chore lub całkowicie zdemolowane i to z różnych powodów. Współczuję więc takim ojcom i takim synom lub córkom, których nie łączy z ojcami nic albo bardzo niewiele.

Pamiętam, jak kilka lat temu byłem w naszym kościelnym Domu Opieki w Białystoku. Czekając na spotkanie z kierowniczką tej placówki charytatywnej stałem na korytarzu i zobaczyłem starszego człowieka – pensjonariusza, który mieszkał w tym Domu Opieki już od jakiegoś czasu. Zagadnąłem go i zapytałem, ile ma dzieci i jak często go tu odwiedzają. Jego twarz nagle spochmurniała, a w jego oczach pojawiły się z trudem hamowane łzy. Po chwili łamiącym się głosem powiedział: „Nikt mnie tu nie odwiedza. Moje dzieci żyją własnym życiem”.

Ile jest takich złamanych ojcowskich serc dzisiaj? Ile dzieci zranionych w dzieciństwie lub zaniedbanych przez ojców szczególnie, nosi w sercu żal, ból, a czasem traumatyczne wspomnienia ciężkich lub samotnych dni bez ojcowskiego wsparcia, zrozumienia i uwagi. Modlę się o to, by moje dzieci nie nosiły w sercach żadnych złych wspomnień z dzieciństwa. Nie byliśmy przecież z żoną doskonałymi rodzicami. Nikt zresztą nie jest.

Nie jest łatwo być dobrym ojcem. Wie o tym każdy mężczyzna, który zaznał przywileju ojcostwa.  O ile bowiem kobiety mają zwykle bardzo silnie rozwinięty instynkt macierzyński i niezwykle gorące serca dla swoich dzieci, o tyle my ojcowie nie mamy wrodzonych zdolności do opiekowania się dziećmi i okazywania im uczuć, których od nas oczekują. Ponadto w naszej kulturze wciąż jest utrwalony stereotyp myślenia, że mężowie i ojcowie są szczególnie odpowiedzialni za zarabianie pieniędzy, by utrzymać swoją rodzinę, zaś wychowaniem, okazywaniem ciepłych uczuć, troski i uwagi winny się zajmować  matki i oczywiście babcie.

Ja też tak myślałem, kiedy mieliśmy małe dzieci, ale moja żona wciąż przypominała mi o tym, że ja również ponoszę odpowiedzialność za wychowanie naszych dzieci, za czytanie historii z Biblii oraz modlitwę z nimi wieczorem przed pójściem spać. Buntowałem się, jak niemal każdy facet ale z drugiej strony wiedziałem, czego ucz mnie Pismo Święte w tej materii. W Starym Testamencie obowiązywała bowiem zasada, że to ojcowie mieli wpajać dzieciom zasady Słowa Bożego. W Prawie judaistycznym to właśnie ojciec był duchową głową rodziny, który zawsze celebrował święta i szczególną troską miał otaczać swoich synów, dając im przykład męskości i bogobojności. Dlatego też powiedziane jest wyraźnie, że „przeklęty, kto lekceważy ojca swego” (Ks. Powt. Prawa 27,16).

W Nowym Testamencie czytamy z kolei o zasadzie skierowanej do ojców, by nie pobudzali swoich dzieci do gniewu, lecz wychowywali je według wyraźnych reguł oraz wskazań Pana (List do Efezjan 6,4), czyli według zasad, które zostawił nam Pan Jezus w swoim nauczaniu utrwalonym na kartach czterech Ewangelii. Chodzi o to, by dzieci nie uległy zniechęceniu (List do Kolosan 3,21). Tak więc my ojcowie-chrześcijanie również ponosimy odpowiedzialność przed Bogiem za wychowanie naszych pociech – razem z naszymi żonami. Dobrze się więc stało, że na rynku literatury chrześcijańskiej pojawiają się wciąż nowe i wartościowe książki – poradniki na temat tego, jak chrześcijańscy rodzice wini wychowywać swoje dzieci w bogobojności i prawości.

Do tego wszystkiego należałoby na koniec wspomnieć o naszym wspólnym Ojcu w niebie – o naszym Bogu, który nas wszystkich stworzył jako swoje dzieci i który na różne sposoby nas wychowuje, karci i smaga, kiedy trzeba (Hbr 12,5-10), żebyśmy nie zgubili właściwej drogi, nie wyrzekli się szlachetnych i słusznych wartości w swoim życiu i żebyśmy po prostu byli Mu wdzięczni za bezcenny dar życia, w tym również za dar życia wiecznego. Możemy to wszystko mieć, jeśli potraktujemy swojego Ojca w niebie poważnie i z respektem, poddając się Jego dyscyplinie i wychowaniu. Bo jeśli, podobnie jak czasem nasze dorosłe dzieci, dokonamy w swoim życiu wyboru, by żyć bez Boga i bez spełniania Jego woli – dobrej przecież dla nas, to na pewno pogubimy się w życiu i nie zaznamy pełnej satysfakcji, o perspektywie życia wiecznego nie wspominając.

Pamiętajmy więc zarówno o naszych ojcach biologicznych jak też o naszym wspólnym Ojcu – nie tylko w dniu ich święta.

Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)