Wakacje przed nami!

arsiv

Home Category : Aktualności

Exemple

Wakacje przed nami!

Jest takie słowo, na którego dźwięk uśmiechają się wszystkie dziecięce buzie, a i ludziom dorosłym robi się ciepło na sercu. To słowo: wakacje. Uczniowie i studenci czekają na nie cały rok szkolny, a dla ludzi dorosłych jest to również czas odpoczynku i cieszenia się latem, które wreszcie się do nas pofatygowało.

Każdy weekend czy zaplanowany urlop lub wakacje z rodziną powinny być przez nas właściwie wykorzystane – dla naszego zdrowia i dobrego samopoczucia. I nie chodzi tylko o to, by nasze mięśnie lub umysł odpoczęły od wysiłku i stresów, bo wtedy będzie to czas potwornej nudy, a dla niepoprawnych pracoholików szczególnie – nieopisane katusze!!!

Pismo Święte mówi nam również na temat ważności odpoczynku, a nie tylko pracy. Sam Pan Bóg – nasz Stwórca – dał nam przykład, ponieważ po wykonaniu genialnego dzieła stworzenia wszystkiego co żyje, po prostu odpoczął (1M 2,2). A ponieważ i nas ludzi stworzył na swoje podobieństwo, więc powinniśmy naśladować Boga nie tylko w naszej pracy, ale także w naszym odpoczywaniu po trudach codzienności. Jest to nie tylko nasze prawo, ale również przywilej nadany nam przez Boga. Powinniśmy to doceniać, bez względu na to, czy czcimy szabat, sobotę czy niedzielę.

W Ewangelii Marka czytamy fragment (6,7-13 oraz 30-32), kiedy Pan Jezus wysłał uczniów po dwóch do pracy misyjnej z ludźmi, a kiedy powrócili i opowiedzieli o swojej pracy, Jezus najpierw docenił ich poświęcenie, a potem zatroszczył się o ich odpoczynek, o który było im bardzo trudno. Ludzie bowiem otaczali ich zewsząd każdego dnia, tak że często nie mieli nawet czasu, by spożyć posiłek. Mistrz kazał więc swoim uczniom spędzić czas z dala od innych ludzi, na odludnym miejscu, w samotności i ciszy.

Każdy chrześcijanin powinien przyznać, że najlepszy odpoczynek mamy w Bogu – w Nim możemy się prawdziwie wyciszyć i w Jego obecności naprawdę odpocząć. Chodzi o nasz czas sam na sam z Bogiem, aby się modlić do Ojca w samotności. Sam Pan Jezus powiedział przecież (Mt 11,28):”Przyjdźcie do mnie zapracowani i przeciążeni, Ja wam zapewnię wytchnienie”. A Psalmista Dawid powiadał: “Jedynie w Bogu jest uciszenie duszy mojej” (Ps 62,2).”Byłeś mi pomocą i weseliłem się w cieniu skrzydeł Twoich”(Ps 63,8). Tak więc jedynie w Bogu i z Bogiem możemy prawdziwie i naprawdę odpocząć!! O tym wie każdy chrześcijanin, który tego spróbował i osobiście doświadczył.

Nie pytam Cię, drogi Czytelniku, jak pracujesz? Dziś pytam – czy i jak odpoczywasz? Czy lubisz i czy potrafisz spędzać czas w samotności? Bez innych ludzi – ale z twoim Bogiem? Sam na sam? Czy potrafisz się wyciszać?  Czy w czasie twojego urlopu lub wakacji zechcesz też wsłuchać się w głosy członków twojej rodziny: współmałżonka, dzieci? Czy dasz szansę swoim dzieciom poczuć zapach trawy, grając z nimi w piłkę lub pójść z nimi do lasu, by usłyszały śpiew ptaków i zobaczyły piękno przyrody? Wyłącz dzieciom elektroniczne zabawki i gry – ale na to miejsce daj im inne ciekawe wrażenia, takie, jak: wycieczka rowerami, zabawa w podchody, mecz w siatkówkę plażową, zdobycie szczytu – okaż się kreatywnym rodzicem! Pomyśl, zaplanuj, a potem spędź trochę czasu z własnymi dziećmi! Odpocznij razem z bliskimi i ciesz się ich obecnością przy tobie! Wyśpij się porządnie, poopalaj na słońcu, popływaj w jeziorze czy rzece. Spędź czas z przyjaciółmi, abyś mógł odpocząć emocjonalnie od ludzi, którzy są na co dzień irytujący, a którymi jesteś zmęczony, kiedy spotykasz się z nimi codziennie w pracy!

Nie zrób sobie wakacji od Boga, bo i tak nie masz dla Niego zbyt wiele czasu w wirze twoich codziennych obowiązków. Nie zrób sobie wakacji od czynienia dobra innym ludziom. O tym, kim jesteś naprawdę, świadczy nie tylko twoja praca, ale również to, jak odpoczywasz. Jeśli to będzie okazja tylko do tego, by się nudzić, upić i zapomnieć o moralnych hamulcach – to takie wakacje będą niegodne, zmarnowane i nie przyniosą tobie chluby ani satysfakcji, lecz wstyd i poczucie wyrzutów sumienia.

Zregeneruj więc w sposób mądry i godny swoje siły fizyczne i duchowe – odpoczywaj całym sobą. Także w towarzystwie swojego Stwórcy! Będziesz potem lepiej pracował i szybko zaczniesz znowu marzyć o następnych wakacjach! Bo te chwile będą rozkoszą dla twojego ciała i balsamem dla duszy.

Andrzej Seweryn

andrzej.seweryn@gmail.com

Read More →
Exemple

Labirynt – wystawa multimedialna


Życie człowieka jest jak ogromny labirynt. Jak się nie zgubić? Jak dojść do właściwego celu?

Serdecznie zapraszamy wszystkich mieszkańców Szczytna i okolic do “LABIRYNTU” – niezwykłej wystawy multimedialnej

KIEDY: 19 – 23 czerwca 2023 r.
O KTÓREJ: godz. 12.00-20.00
GDZIE: ul. Sienkiewicza 3, SzczytnoZe względu na specyficzny charakter wystawy prosimy o umówienie swojej wizyty pod numerem telefonu:
514 020 667.


WSTĘP WOLNY
________________________________________

????

Jak wiele pojawia się podobnych pytań i jak często poszukujemy na nie odpowiedzi? Czym tak naprawdę jest labirynt życia? Czyż nie jest to droga każdego człowieka ), od czasu jego narodzin, aż po czas jego śmierci. Codziennie przemierzamy “korytarze życia”, w domu, pracy, szkole. Czasem mamy jakieś pomysły, a czasem biegamy po omacku napotykając przeszkody, z którymi nie potrafimy sobie poradzić. Często potrzebujemy jakiś wskazówek, by odnaleźć właściwą drogę. Być może “LABIRYNT”, w którym się znajdziesz pomoże znaleźć właściwe odpowiedzi i wskaże właściwy cel.

????
Read More →
Exemple


W najbliższą niedzielę odbędzie się w Szczytnie wyjątkowe wydarzenie. Otóż na plaży miejskiej odbędzie się chrzest przez zanurzenie jednej osoby, która w ten sposób pragnie publicznie zamanifestować swoją osobistą wiarę w Jezusa Chrystusa jako swojego Zbawiciela i Pana. Będzie to chrzest na wzór apostolski, który praktykowali apostołowie i chrześcijanie pierwszych wieków, a który jako baptyści praktykujemy od zawsze. Zwykle takie chrzty odbywają się w naszym kościele w baptysterium, czyli chrzcielnicy napełnianej wodą. Tym razem, również z racji zapowiadanej pięknej pogody, taki chrzest odbędzie się w jeziorze, nieopodal naszego kościoła.

Uroczystość ta rozpocznie się około kwadrans po godzinie 10.00 i będzie również zarejestrowana przez ekipę Telewizji Polskiej, która przyjedzie do nas z Poznania, by nagrać także nasze nabożeństwo, które po chrzcie będzie kontynuowane w naszym kościele. Nabożeństwo to będzie następnie zmontowane i wyemitowane w ramach działalności Redakcji Ekumenicznej Telewizji Polskiej, która odpowiada za przygotowywanie i emisję nabożeństw kościołów nierzymskokatolickich. Dzieje się tak od wielu lat i tym razem Kościół Chrześcijan Baptystów został poproszony o przygotowanie takiego nabożeństwa ze zboru w Szczytnie.

To będzie zaszczyt dla nas, by poprzez to nabożeństwo podzielić się naszą wiarą oraz tym, jak w sposób wspólnotowy przeżywamy nasze niedzielne nabożeństwa. Ponieważ wielu mieszkańców naszego miasta nie miało jeszcze okazji zobaczyć chrztu udzielanego przez zanurzenie osobom dorosłym i świadomym swojej wiary, więc serdecznie zapraszamy na to wydarzenie w najbliższą niedzielę tuż przy molo nad Jeziorem Domowym Dużym, a potem zapraszamy do naszego kościoła na dalszą część uroczystości. Będzie to wyjątkowa okazja poznania bliżej naszego zboru, jego doktryny i praktyki. Będę miał przywilej ochrzcić jedną osobę, która przeżyła swoje osobiste nawrócenie, dała przekonujące świadectwo duchowej przemiany jakiej doświadczyła, przygotowała się do tego aktu należycie i poprzez chrzest chce wejść w przymierze z Bogiem i Panem Jezusem.

Warto to zbliżające się wydarzenie powiązać z historią naszego miasta i obecnością baptystów w Szczytnie już od wielu dziesięcioleci. Pierwszy taki chrzest dwóch mężczyzn odbył się bowiem jeszcze pod koniec XIX wieku, w 1883 roku, a więc dokładnie 140 lat temu i z całą pewnością w jeziorze. Wszystko zaczęło się od nawróceń i chrztów pojedynczych osób, aż w 1912 roku powstał samodzielny zbór baptystyczny liczący 239 dorosłych i ochrzczonych członków. Dziś kontynuujemy duchowe dzieło i dziedzictwo naszych poprzedników wiary. Chcemy być również wierni Słowu Bożemu, które zapewnia, że każdy „kto uwierzy i zostanie ochrzczony, będzie zbawiony” (Ewangelia Marka 16,16). A ponieważ od samego początku istnienia Kościoła apostolskiego chrzczono ludzi świadomych swojej wiary i przez całkowite zanurzenie w wodzie, bo taki jest sens użytego w Nowym Testamencie greckiego słowa baptidzo (znaczy: zanurzyć całkowicie), więc aż do dziś wraz z innymi jeszcze kościołami typu ewangelicznego chrzcimy kobiety i mężczyzn w taki właśnie sposób.

Warto nie tylko zobaczyć ten obrzęd na własne oczy, ale także posłuchać biblijnego przesłania, które wyjaśnia sens, symbolikę i znaczenie tego ważnego aktu w życiu chrześcijanina świadomego swojej osobistej wiary i nieprzymuszonego przez nikogo do tego, by być posłusznym Bogu i Jego Słowu. Tak to rozumiemy, tak to wyznajemy i praktykujemy w naszym kościele. Chcemy się tym podzielić z mieszkańcami naszego miasta, dlatego też postanowiliśmy tym razem wyjść z naszego kościoła i pójść nad wodę jeziora tuż obok i przeżyć wspólnie z wami ten podniosły akt.

Warto to uczynić również dlatego, że wciąż krążą między ludźmi często nieprawdziwe, a nawet wręcz kuriozalne, a przy tym nieprawdziwe i często krzywdzące opinie o innych niż rzymskokatolicki kościołach chrześcijańskich. Choć jesteśmy kościołami mniejszościowymi, to jednak jesteśmy również chrześcijanami, którzy starają się żyć treścią Słowa Bożego na co dzień, jesteśmy Bożymi dziećmi i służymy Chrystusowi i ludziom. Dlatego warto nas poznać, by wiedzieć z pierwszej ręki i przekonać się naocznie, że nie jesteśmy dziwakami czy jakąś niebezpieczną sektą, która zagraża nam i naszym dzieciom. Szanujemy zasady wiary i przekonania innych ludzi, bo jako baptyści zawsze staliśmy na stanowisku, że należy uszanować zasadę wolności sumienia i wyznania będącą niezbywalnym prawem każdego złowieka. Kiedy jednak mamy możliwość zaprezentowania naszej pobożności i naszego zrozumienia Słowa Bożego, czynimy to chętnie, a taka okazja będzie miała miejsce przy naszej plaży miejskiej, a potem w naszym kościele stojącym obok. Będziemy się również cieszyć, kiedy nagrane przez ekipę telewizyjną całe to wydarzenie będziecie mogli obejrzeć potem w Telewizji Polskiej. Postaram się powiadomić wszystkich o dniu i godzinie emisji. A więc jeszcze raz serdecznie zapraszam! Do zobaczenia w najbliższy niedzielny poranek – nad jeziorem, a potem w naszym kościele.

Andrzej Seweryn

andrzej.seweryn@gmail.com

Read More →
Exemple

Piękno wokół nas

Maj to dla wielu najpiękniejszy miesiąc roku. Szczególnie dla romantyków i zakochanych. W tym okresie słowo „miłość” jest odmieniane we wszystkich przypadkach, w parkach coraz więcej ludzi nie tylko zakochanych w sobie, ale także takich, którzy są pod urokiem rozkwitającego życia widocznego w każdej gałązce, w każdym świeżym listku i kwiatku na drzewach. Piękny potrafi być nasz świat – przede wszystkim wiosną!

Czy przyszło nam kiedyś na myśl: co by się stało, gdyby mimo coraz dłuższych i cieplejszych dni coś zatrzymało ten cud odradzania się życia w przyrodzie? Nadal mielibyśmy nagie i szare gałęzie bez życia i barw, zeszłoroczna trawa pozostałaby sucha lub przegnita, a na klombach i w lasach nie zakwitłyby żadne kolorowe kwiaty. Do tego mielibyśmy nadal martwą ciszę bez świergotu ptaków i innych odgłosów rozkwitającej wokół nas przyrody.

Trochę dziwna to wizja i niejeden z nas zawołałby: „Ależ to niemożliwe!!!”. Mamy wiosnę i basta! Świat musi być znowu zielony i barwny, pełen życia, dźwięków i pięknych, naturalnych zapachów. Musi? Tak sam z siebie? Bo zima minęła? Bo my tak chcemy? Nie! Tak chce wciąż nasz Stwórca, który mimo naszych ludzkich ułomności i upadków oraz rabunkowej często gospodarki niszczącej świat wokół nas, jest nam nadal przychylny i hojnie obdarza słońcem, deszczem i pięknem przyrody. Trzeba ją tylko docenić i szanować, a nie zaśmiecać i rujnować bezpowrotnie.

Paradoks polega na tym, że z tego życia chcemy korzystać i brać z niego pełnymi garściami, ale ignorujemy jego Dawcę i Sprawcę, albo w Niego nawet nie wierzymy! Cóż za zuchwałość i ignorancja! Jesteśmy tylko stworzeniem, ale mamy czelność kwestionować istnienie Tego, który zechciał nas powołać do życia. I do myślenia też! Jeśli mamy z tym problem, to chociaż nie bądźmy ślepi. Popatrzmy na pojedynczy listek czy kwiatek lub jedną kroplę wiosennego deszczu lśniącą w słońcu, by z pokorą wyznać, że nawet takich „drobiazgów” nie jesteśmy w stanie stworzyć sami – mimo dostępnej dla człowieka, kosmicznej technologii XXI wieku.

Nie bądźmy też głusi na odgłosy przyrody – tak niezwykłe w swej subtelności i pięknie. Za naszymi oknami bowiem rozbrzmiewa najpiękniejsza muzyka, której przecież nikt z ludzi nie skomponował. A mimo to jest to muzyka kojąca uszy i nasze skołatane często nerwy. Trzeba tylko odejść dalej od naszych ulic wypełnionych samochodami i zasłuchać się po prostu – w parku, w lesie, na łące. Choćby przez chwilę.

Wiosna to także czas sprzyjający budzeniu się ludzkich uczuć, tych gorących i upragnionych. W tej dziedzinie sobie również moglibyśmy przypisać to, co dzieje się w sercach ludzkich w świecie emocji – również tych pozytywnych i wzniosłych. Czy rzeczywiście? Pan Bóg mógł nas stworzyć jako bezduszne automaty, ale nie zrobił tego, ponieważ stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo. A nasz Bóg i Stwórca ma przecież wrażliwe, piękne serce.

Śmiem również twierdzić, że wszelkie dobre uczucia pochodzą od Stwórcy i rodzą się w ludzkich sercach z inspiracji Boga, który jest miłością. Kiedy widzę trzymających się za ręce zakochanych, albo kiedy dziadkowie zapatrzeni w swoje wnuczęta spacerują z nimi, kochając je żarliwie – czyż to nie pochodzi od Boga, który stworzył naszą uczuciowość i wrażliwość? Kiedy pielęgniarka, nauczycielka czy pastor – wypełniają swoje obowiązki z prawdziwego powołania i miłości do tych, którym służą – czyż ich postawa i służba nie wynika z tej Bożej iskry w ich sercach? Z pewnością tak! Dzięki takim ludziom, którzy potrafią kochać nie tylko siebie i służyć nie tylko sobie – możemy nadal wierzyć w ludzkie dobro i szlachetność ludzkich uczuć. Oby było ich jak najwięcej w nas i wokół nas!

Andrzej Seweryn

andrzej.seweryn@gmail.com


Read More →
Exemple

Kłopoty z prawdą

Jednym z najbardziej deficytowych towarów w naszych czasach jest prawda. Ponieważ żyjemy w świecie Internetu i nieprawdopodobnego zalewu informacji z różnych stron i źródeł, więc czujemy się bardzo często zagubieni. Tym bardziej, że informacje, które do nas docierają, nieraz wykluczają się wzajemnie. Dlatego też współczesny człowiek bardzo często zadaje sobie dręczące pytanie: To gdzie w końcu jest prawda? Które informacje są prawdziwe, a które nie? Co jest faktem o co „fejkniusem” – czyli świadomie zmanipulowaną pseudoinformacją, która ma ludzi wprowadzić w błąd, oszukać i wyprowadzić w pole.

Pamiętam czasy jeszcze przed wszechobecnym dziś Internetem, kiedy mieliśmy w roku tylko jeden dzień, mianowicie 1 kwietnia, czyli tzw. Prima Aprilis, kiedy to robiliśmy sobie psikusy, rozpowiadając wymyślone „fakty”, które bulwersowały lub drażniły mniej zorientowanych bądź naiwnych ludzi. Również w radiu czy telewizji, w serwisach informacyjnych z powagą na twarzach podawano informacje, które były po prostu primaaprilisowym żartem, który zresztą następnego dnia dementowano, by rozwiać wszelkie wątpliwości.

Kiedyś było chyba trochę łatwiej pod tym względem, ponieważ ludzie bardziej szanowali swoje słowa, byli bardziej honorowi, a mniej skłonni do kłamania w żywe oczy. Nie było tylu co dzisiaj hejterów i innych speców od rozpuszczania w sieci nieprawdziwych informacji, które sieją tyle zamętu i niejasności niemal na każdy temat. Nawet poważne instytucje potrafią nas wprowadzać często w błąd, co jest szczególnie dotkliwe. Kiedyś bowiem ludzie mieli więcej zaufania do słowa pisanego czy głoszonego na antenie radiowej czy w telewizyjnych programach informacyjnych, choć i w przeszłości zbyt wielu ludzi i zbyt często „mijało się z prawdą” – mówiąc delikatnie.

Gdzie jest prawda? Przecież potrzebujemy jej tak samo, jak poczucia bezpieczeństwa czy stabilizacji. Gdzie wiarygodność i prawdomówność ludzi, szczególnie tych, którzy chcą w naszym imieniu sprawować władzę i decydować o naszym losie w przyszłości? Mamy chyba prawo tego od nich oczekiwać. Podobnie jak od dziennikarzy, sędziów, autorytetów różnych dziedzin – od nich wszystkich oczekujemy prawdy i wiarygodności. Gdzie nam się one podziały – szczególnie w tym czasie, kiedy również na temat nie tak dawnej jeszcze, ale na szczęście przebrzmiałej już pandemii koronawirusa krążyło tyle opinii i sądów wypowiadanych przez różnych i często bardzo utytułowanych ludzi. Mieliśmy totalny bałagan informacyjny, setki spiskowych teorii dziejów, jak i zupełnie ignoranckich i bezmyślnych wręcz wypowiedzi. Gdzie jest prawda? – pytamy często i nie bez powodu jako ludzie zagubieni i zdezorientowani.

Kiedy patrzymy na ten problem z biblijnego punktu widzenia, to musimy stwierdzić, że „prawda jest w Jezusie”, który powiedział kiedyś: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem” (J 14,6). Tylko Pan Bóg i Jego Syn umiłowany Jezus Chrystus – mówią prawdę. Duch Święty jest nazwany Duchem prawdy” (J 14,17). Zaś w modlitwie arcykapłańskiej Jezus modlił się do swojego Niebiańskiego Ojca, mając na myśli apostołów oraz Jego naśladowców w kolejnych pokoleniach: „Poświęć ich do życia w prawdzie: Słowo Twoje jest prawdą” (J 17,17). Widzimy więc, że nasz Trójjedyny Bóg jest prawdą i kwintesencją prawdy, a Jego święte i natchnione Słowo Boże jest jej świadectwem, a jednocześnie wyzwaniem dla nas, żebyśmy kierowali się prawdą, mówili prawdę i postępowali zgodnie z nią.

Skoro prawdy tak bardzo brakuje w dzisiejszym, zeświecczonym świecie, niech jej nie zabraknie wśród chrześcijan, ludzi wierzących i oddanych Bogu, w których zawsze powinna mieszkać prawda. Niech też te refleksje zachęcą wielu ludzi zagubionych do poszukiwania prawdy, która jest w Jezusie, a także w Słowie Bożym, któremu warto zaufać.

Read More →
Exemple

Czas na wiosenne odświeżenie

Wiosna to czas chyba najbardziej dynamicznych zmian w przyrodzie. Jeszcze nie tak dawno było szaro i ponuro, bez kolorów i ptasich śpiewów. Gniazda bocianów były smutne, bo puste. Ludzie chodzili po ulicach opatuleni w najczęściej szare lub ciemne ubrania i szale. Wszędzie wokół można było zobaczyć pozimowy bałagan, który trzeba teraz posprzątać, bo wszędzie nagromadziło się sporo śmieci, starych liści czy uschłych wcześniej gałązek drzew.

Z jakim więc utęsknieniem czekamy na wybuch zieleni, bo już pączki zaczynają się pokazywać, a trawa w parkach i pola zaczynają przybierać kolor zielony. Tylko jeszcze trochę więcej ciepła oraz jasnych promieni słońca i świat zmieni się nie do poznania. Cud budzącego się wokół nas życia będzie zachwycał nasze oczy, a radosny śpiew ptaków nastroi pozytywnie do życia o poranku, wszak i gniazda bocianów ożywiły się wyraźnie za sprawą przybyszów z daleka. Nasze boćki pokonały tysiące kilometrów i po raz kolejny nie zgubiły drogi do swoich gniazd. Fascynujące!

Trzeba być totalnie ślepym i głuchym, by nie dostrzec w tym wszystkim cudu Bożego stworzenia i tak wielu dowodów istnienia Boga oraz Jego działania w przyrodzie. Śmieszy mnie wręcz, kiedy czasem słyszę, jak niedowiarkowie i ateiści wszelkiej maści wciąż domagają się dowodów istnienia Boga. A co tu udowadniać, skoro Bóg jest życiem i esencją życia, którym obdarza świat wokół nas. Dlatego tak lubimy wiosnę, bo rodzi się nowe, odżywa to, co obumarło, nabiera kolorów to co było bezbarwne i uśpione w czasie zimy!

Kto wreszcie sprawia, że tak małe czasem ptaszki wydają tak donośne i tak kojące nasze uszy trele i piękne melodie? Dlaczego te dźwięki są takie piękne i nieskażone, gdy tymczasem ryk silników samochodowych, pił tarczowych czy kosiarek, które już niedługo pójdą w ruch, tak bardzo męczy, drażni i szkodzi naszym uszom? To bowiem, co wciąż tworzy Bóg, jest nadal piękne, bo pięknie wygląda i wciąż pięknie brzmi. My tymczasem – ludzie grzeszni – tak rzadko tworzymy piękno w obrazach i dźwiękach, a tak często jesteśmy „stwórcami hałasów”, rzeczy brzydkich zarówno w sensie estetycznym jak i moralnym. Świat nas otaczający coraz bardziej zamieniamy w gigantyczne wysypisko śmieci.

Dlatego też wiosna to czas porządków, sprzątania i ogarniania otaczającej nas rzeczywistości. Czas najwyższy więc chwycić za grabie i łopaty, posprzątać to co stare, zgniłe, zniszczone, by w ten sposób przygotować się na piękno z nieba, które już przychodzi do naszych parków, ogródków i lasów. Pokażmy w ten sposób, że mamy również posprzątane i poukładane w naszych głowach, co będzie miało wpływ na ten mały świat wokół nas. Mam na myśli na przykład nasze mieszkanie, podwórko, garaż, bagażnik w aucie czy balkon lub piwnicę.

Najtrudniejszą materią do zmiany okazuje się jednak sam człowiek. Mamy skłonności do tkwienia w tym, co już było, żyć po staremu, w sposób zrutynizowany i bez pomysłu na takie zmiany, które mogłyby ożywić nasze życie i dać nadzieję na coś lepszego i bardziej szlachetnego. Tkwimy w starych przyzwyczajeniach i nałogach. Pielęgnujemy stare animozje, konflikty, urazy i anse. Nie chce nam się niczego zmieniać, bo nie mamy siły, wiary lub chęci, by coś w swoim życiu posprzątać, a to co stare i nieświeże, wyrzucić na śmietnik. Szkoda, wielka szkoda.

Pismo Święte tymczasem zachęca nas, chrześcijan, do ciągłej przemiany naszych serc, jak na przykład uczynił to Dawid po uwiedzeniu Batszeby, kiedy w pokucie modlił się do Boga słowami: „Czyste serce stwórz we mnie, o Boże, prawość ducha odnów w moim wnętrzu” (Psalm 51,12). Tak powinniśmy postępować wtedy, kiedy trzeba uporać się z własnymi grzechami, błędami, pokutując i przepraszając, kogo trzeba. To jest sposób na posprzątanie duszy i przewietrzenie naszego sumienia.

Panu Bogu zależy również na zmianie naszego myślenia, co wyraził Apostoł Paweł pisząc do ludzi wierzących w Rzymie: „Nie podporządkowujcie się już wzorcom tego wieku. Niech was przeobraża nowy sposób myślenia, abyście potrafili rozpoznać, co jest wolą Bożą, co jest dobre, przyjemne i doskonałe” (List do Rzymian 12,2). Nasz sposób myślenia wymaga również odnowy i odświeżenia, bo w ten sposób nasz Ojciec w niebie chce pomóc nam skorygować nasze życiowe drogi i naszą wątłą często wiarę.

To wszystko doprowadzi nas w końcu do zmiany życia, czyli naszego codziennego postępowania, a wtedy będziemy mogli stać się dzięki Panu Jezusowi nowym stworzeniem i doświadczyć na sobie, a potem wyznać odważnie i z ręka na sercu, że to co „stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe” (1 List do Koryntian 5,17). Warto zdobyć się na odwagę i podjęcie trudu odnowy, przemiany i duchowego odświeżenia w naszym życiu, a wtedy zrozumiemy jego właściwy sens i poczujemy jego prawdziwy smak.

Andrzej Seweryn

Read More →
Exemple

W życiu każdego z nas dobre dni przeplatają się z mniej pomyślnymi, czasem przychodzą dni pogodne, a innym razem chmurne i ponure. Różnie układają się nam tzw. koleje losu, dlatego trzeba się cieszyć każdym dobrym i szczęśliwym dniem, a znosić w pokorze i godnie wszelkie niepowodzenia, cierpienia czy doświadczenia.

Jeśli bliskie są nam wartości chrześcijańskie i tradycja religijna, to w tym tygodniu z różnym stopniem zaangażowania będziemy wszyscy przeżywać pamiątkę Wielkiego Tygodnia, którego kulminacją jest tzw. Wielki Piątek – pamiątka śmierci krzyżowej Pana Jezusa, a potem wielkanocna niedziela obchodzona na pamiątkę Jego triumfalnego zmartwychwstania.

Jakże skrajne emocje i przeżycia towarzyszą chrześcijanom w tych uroczystych, świątecznych dniach. W piątkowy wieczór w kościołach różnych wyznań chrześcijańskich będą dominowały bardzo poważne klimaty pasyjne, wszak oczyma duchowej wyobraźni przeżywać będziemy Jego przejmującą modlitwę w Ogrodzie Getsemane, potem Jego aresztowanie i proces niewinnego Syna Bożego. Następnie przejdziemy z Jezusem drogę krzyżową, udamy się na Golgotę, tam spróbujemy po raz kolejny zrozumieć sens Jego niewinnego cierpienia i wreszcie Jego tragicznej śmierci.

Być może sprowokuje nas to wszystko do pomyślenia o niejednym naszym „czarnym piątku” czyli dniu tragicznym, jakimś nieszczęściu czy dramacie, który spadł na nas i spowodował nasze osobiste cierpienie – tym bardziej bolesne, jeżeli okazało się niezawinione i niezrozumiałe. A nie wszystko w życiu da się zrozumieć – od razu i dogłębnie.

Taki czarny dzień przeżył w swoim życiu Job – bohater starotestamentowy – o którym powiedziano w Biblii, że był to człowiek nienaganny i prawy, bogobojny i stroniący od złego (Job 1,1).Aż dwa razy sam Pan Bóg potwierdził zresztą tę bardzo pochlebną opinię o tym człowieku (Job 1,8; 2,3). Zdarzyło się bowiem, że jednego dnia, jako również człowiek bogaty, stracił on swoje liczne stada i bogactwo, a także siedmiu synów i trzy córki, którzy zginęli tragicznie w domu, który zawalił się pod wpływem silnej wichury (Job 1,15-19). Mimo tak wielkiego i niezawinionego nieszczęścia Job nie zbluźnił Bogu. Uznając, że skoro Bóg dał i Bóg wziął, więc pomimo niewyobrażalnego bólu w sercu wypowiedział niezwykłe słowa: „Niech będzie imię Pańskie błogosławione” (Job 1,21).

Po jakimś czasie jednak okres żałoby, cierpienia i duchowej walki dobiegł końca. „Czarny piątek” w życiu Joba się skończył i Pan Bóg odmienił jego los diametralnie, wynagrodził jego wierność oraz pokorne znoszenie życiowej tragedii i nieszczęścia. W końcu tej księgi biblijnej czytamy, że „Pan zmienił los Joba (…) i rozmnożył Pan Jobowi w dwójnasób wszystko, co posiadał (…). A Pan błogosławił ostatnie lata Joba więcej niż początkowe (…). Miał także siedmiu synów i trzy córki (…). I umarł Job stary i syty dni” (Job 42,10-17).

Wspominam historię życia Joba dlatego, że kojarzy mi się ona z ostatnimi dniami ziemskiego życia Jezusa na tej ziemi. Przeżył On swój „piątek”, ale na śmierci nie skończyła się Jego ziemska historia. Po trzech dniach bowiem nastąpiła wspaniała niedziela, kiedy o świcie powstał z grobu, zmartwychwstał i teraz siedzi po prawicy swojego Ojca w niebie!

Sam szatan myślał w piątek, że zwyciężył, ale po piątku nastąpiła niedziela triumfu i zwycięstwa Jezusa nad szatanem i śmiercią. Dlatego dla nas, chrześcijan, jest to pełne wielkiej radości święto, ponieważ Jezus jeszcze w czasie ziemskiego nauczania dał swoim naśladowcom, którzy w Niego uwierzyli, wspaniałą obietnicę: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. A kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki” (J 11,25-26). To powiedział Ten, którego krzyż jest pusty i grób też jest pusty!

Nie zajączki, jajka, pisanki i inne symbole odradzającego się życia – są istotą i sensem Świąt Wielkanocnych, lecz zmartwychwstanie Zbawiciela i Jego obietnica, że wszyscy, którzy w Niego wierzą i Mu ufają, również dostąpią zmartwychwstania i będą z Nim żyć wiecznie w domu Ojca w niebie! Czy podzielasz taką wiarę, pewność i nadzieję – drogi Czytelniku?

To oznacza również – w sensie symbolicznym – że i w naszym życiu, choć czasem zdarzają się „czarne piątki”, to jednak musimy pamiętać i żyć wiarą, że po piątku zawsze nastąpi niedziela pełna światła, życia oraz niezłomnej nadziei na przyszłość. Tak, jak to było w życiu Joba. Bo wiara jest „pewnością tego, czego się spodziewamy i przeświadczeniem o tym, czego nie widzimy” – jak czytamy w biblijnej definicji wiary (Hbr 11,1).

Jeśli więc przeżywasz dzisiaj lub przyjdzie kiedyś w twoim życiu taki „czarny piątek” – pamiętaj i uwierz, że to nie koniec. Po każdym piątku przychodzi niedziela – czyli dzień, w którym Pan Bóg może odmienić twoją sytuację i twój los. Zobaczysz światełko w mrocznym tunelu, a twoje życie znowu nabierze barw, znowu zaświeci słońce nadziei i zaczną się dobre dni pełne życia i radości. Tylko uwierz!

Nade wszystko jednak uwierz w obietnice Zmartwychwstałego Jezusa, który żyje! On żyje na wieki i to samo obiecuje tym, którzy Mu zawierzą swoje życie i swoją przyszłość. Nie tylko tę doczesną, ale przede wszystkim tę wieczną. Taka właśnie perspektywa niechaj nada właściwy sens dniom świątecznym, które będziemy celebrować pod koniec tego tygodnia. Chrystus Pan zmartwychwstał!

                                                             Andrzej Seweryn

Read More →
Exemple

Co jest twoją pasją?

Zastanawiam się czasem nad fenomenem różnorodności ludzkich pasji i zainteresowań. Jedni lubią kąpiele w lodowatej wodzie, inni pasjonują się wspinaczkami wysokogórskimi. Drudzy czekają z wielką niecierpliwością na otwarcie sezonu żeglarskiego, by wreszcie wypłynąć na swoich małych lub większych łajbach i poczuć smak wolności w łopocących żaglach. Są ludzie, którzy pasjonują się jazdą na rowerze, podróżami albo namiętnie czytają książki. Jeszcze innych pochłaniają gry komputerowe, bieganie, strzelectwo lub oglądanie filmów.

Można by tak bez końca wymieniać różne, niekiedy dziwne lub wręcz egzotyczne dla nas pasje różnych ludzi, których czasem określamy mianem: pozytywnie zakręceni. Tak ich nazywano kiedyś w „Teleexpresie” – pasjonatów i kolekcjonerów różnych, czasem dziwnych rzeczy. Możemy tych pasji nie rozumieć i nie podzielać, ale musimy przyznać, że ludzie z pasją w sercu są zawsze ciekawi, ekscytujący i niepowtarzalni.

Jakiś czas temu w Stanach Zjednoczonych poznałem starszego pana, który był prezesem klubu miłośników sportów motorowych. Wraz z grupą moich przyjaciół zostaliśmy zaproszeni przez niego do odwiedzenia dużej, wiejskiej stodoły, której był właścicielem. Byliśmy mocno zaskoczeni tak nietypowym zaproszeniem, bo stodoła jak to stodoła, choć ogromna, to jednak nieciekawa i z zewnątrz taka siermiężna. Jakież było nasze zdumienie, gdy jako faceci weszliśmy do środka i … nas dosłownie przytkało. Otóż cała ta wielka stodoła była wypełniona starymi, historycznymi autami, z których najstarsze egzemplarze pochodziły z pierwszych lat XX wieku. Istne cacka i rarytasy, tym bardziej, że wszystkie były nienagannie odrestaurowane i utrzymane „na chodzie”, bo były podłączone do akumulatorów i gotowe do jazdy. Różne wytwórnie filmowe wypożyczają co jakiś czas te zabytkowe pojazdy do nakręcania scen w filmach historycznych. Niezła pasja – w jednej stodole, odpowiednio klimatyzowanej i utrzymującej stałą wilgotność powietrza – zgromadzono kolekcję wartą grube miliony dolarów. Porobiliśmy sobie sporo zdjęć, zasiadając za kierownicami prawie 100-letnich, historycznych pojazdów.

Mój brat z kolei – już nie taki krezus jak wspomniany wyżej Amerykanin – kolekcjonuje na przykład monety z różnych stron świata, szczególnie te o najmniejszym nominale, takie „groszówki” z różnych krajów. Dlatego też cieszy się zawsze, kiedy wyjeżdżam gdzieś za granicę, bo wtedy składa odpowiednie zamówienie i muszę prosić ludzi w każdym kraju, który udaje mi się odwiedzić, by znaleźli i ofiarowali mi takie małe monetki, bo bez nich nie mam co wracać do kraju. Wiadomo, z bratem i to starszym nie należy zadzierać! Tym bardziej, że mieszka w Krakowie!

Oddawanie się jakiejś pasji nie tylko wysysa pieniądze z kieszeni lub konta, ale jest również pouczające i kształcące, bo pasjonaci to spece w swojej „branży”. Są bowiem oczytani i doskonale zorientowani, jeśli chodzi o znajomość tematu, który ich pasjonuje i pochłania. Wszystko inne schodzi wtedy na dalszy plan, co jest często niebywałą udręką żon takowych jegomościów.

Niektórzy są takimi szczęściarzami, że ich praca, z której się utrzymują, jest dla nich również pasją. Oby tylko nie stała się obsesyjnym pracoholizmem – bo taka pokusa również istnieje. Kiedy więc jako pastor myślę również o mojej „branży”, to mam świadomość, że praca duszpasterza tylko wtedy jest owocna i błogosławiona przez Boga, jeśli jest czyniona z pasją i poświęceniem, które nazywa się powołaniem. Trzeba bowiem szczerze kochać ludzi, a nade wszystko Pana Boga i Jego Słowo, by takiemu wyzwaniu sprostać.

Dlatego imponuje mi przykład Apostoła Pawła, który napisał kiedyś zdanie wyrażające jego życiową pasję: „Bo dla mnie życie to Chrystus” (List do Filipian 1,21). A potem dodał: „Więcej, w świetle doniosłości poznania Jezusa Chrystusa, mego Pana, nic się dla mnie nie liczy” (3,8). Swą gorliwość i pasję służenia innym oraz niesienia im dobrej nowiny o zbawieniu w Jezusie Paweł pielęgnował przez całe swoje owocne życie. Jest on dla nas przykładem prawdziwego chrześcijanina, człowieka oddanego Bogu i Jego wartościom bez reszty.

Gdzie szukać dzisiaj takich pasjonatów, którzy pokazaliby nam, jak naprawdę żyć serio z Bogiem i nie być niedzielnymi, nominalnymi chrześcijanami? Dlaczego my nie mielibyśmy być takimi ludźmi? Nie ma co oglądać się na innych. Dlatego bądźmy prawdziwymi dziećmi naszego Boga, żyjącymi z pasją i powołaniem, jako ludzie świadomi oraz pewni swojej wiary oraz oddania dla Chrystusa, bo tylko tacy ludzie podobają się Bogu.

Andrzej Seweryn

Read More →
Exemple

Dwa świadectwa

Mamy taki dobry zwyczaj w naszym kościele w Szczytnie, że na niedzielnych nabożeństwach ludzie mogą dzielić się swoimi osobistymi przeżyciami z Bogiem, co zwykle jest bardzo autentyczne oraz budujące dla ogółu słuchaczy. Po to zresztą są nasze różnego rodzaju spotkania w grupach, czy na nabożeństwach, by dodawać sobie otuchy i być dla siebie duchowym wsparciem oraz okazją do składania świadectw Bożego działania w życiu nas, ludzi wierzących.

Piszę dzisiaj o tym dlatego, że w ostatnią niedzielę mieliśmy okazję posłuchać dwóch takich świadectw, które były bardzo poruszające i zachęcające zarazem nas wszystkich do pełnego zaufania Bogu, w którego wierzymy i któremu staramy się służyć wiernie i gorliwie. Jak miło jest posłuchać, co Bóg czyni w życiu osobistym innych ludzi, a potem wielbić za to naszego żywego i potężnego Boga-Ojca.

Pierwsze z tych świadectw usłyszeliśmy z ust młodej kobiety, która doświadczyła osobistego spotkania z Bogiem i z wielką radością, wręcz z entuzjazmem opowiadała nam o tym, jak to duchowe spotkanie z Jezusem odmieniło zarówno jej sposób myślenia, jak też jej codzienne życie, czyny i działania. Wcześniej wielokrotnie słyszała opowieści innych ludzi wierzących, którzy opowiadali jej o swoich doświadczeniach z Bogiem. Chętnie spotykała się z nimi, prowadziła szczere rozmowy o Bogu i wierze, czytała też Pismo Święte, by szukać tam odpowiedzi na swoje życiowe pytania. Wszystko to jednak akceptowała wyłącznie w sferze intelektualnej, ale realności tych prawd i doświadczeń, o których słyszała od innych, nie doświadczyła osobiście.

Przyszedł jednak taki szczególny moment, kiedy przeżyła swoje osobiste, duchowe spotkanie z Chrystusem i to On odmienił jej sposób myślenia, a także zmienił jej postępowanie i dotychczasowy sposób życia. Przedtem czytała wiele książek i szukała w nich odpowiedzi na różne pytania, które nosiła w swoim młodym sercu, aż w końcu Pan Bóg objawił jej, że wszystkie odpowiedzi na jej życiowe pytania są zawarte w Piśmie Świętym, które teraz czyta z wielkim zainteresowaniem i przejęciem jako słowo kierowane przez Boga do niej osobiście.

A co najważniejsze – sama zauważyła, jak diametralnie zmieniło się jej postępowanie, kiedy na przykład przestała przeklinać, zerwała z pewnymi grzesznymi sprawami, naprawiła swoje relacje z bratem i opowiedziała o swoim przemienionym życiu własnym rodzicom. Oni jeszcze nie bardzo rozumieją to, co stało się w życiu ich dorosłej córki. Ta jednak modli się gorąco do Boga o to, by jej bliscy mogli również doświadczać tak bliskiej relacji z Bogiem, jaką ona sama obecnie przeżywa. Z jej opowieści tryskała radość zbawienia oraz fascynacja Panem Jezusem – jej osobistym Zbawicielem.

Drugie świadectwo złożyła przed nami starsza kobieta z Ukrainy, która przybyła do Polski, by w Olsztynie pójść z wizytą do onkologa. Ten po przebadaniu przekazał jej poważnie brzmiącą diagnozę: masz raka piersi. Obecnie czeka ona na kolejne wyniki i kolejną wizytę u specjalisty, ale kiedy o tym opowiadała, z jej ust płynęła ufność i pokój połączony z radością i nadzieją w sercu.

Dlaczego? Bo jest osobą świadomie wierzącą i pokładająca całą swoją ufność w Stwórcy. W czasie swojego świadectwa przytoczyła historię trzech przyjaciół Daniela z Księgi proroka Daniela, którzy nie chcieli pokłonić się posągowi wzniesionemu przez babilońskiego króla. Ten z kolei zagroził, że jeśli ktoś nie pokłoni się temu pomnikowi, to zostanie wrzucony żywcem do rozpalonego pieca. Wezwani przed oblicze potężnego króla trzej bogobojni młodzieńcy powiedzieli do niego tak: „Jeśli nasz Bóg, któremu służymy może nas wyratować z rozpalonego pieca, to nas wyrwie. A jeśli nawet nie – to niech ci będzie wiadome, o królu, że twoich bogów nie czcimy i złotemu posągowi, który wzniosłeś, pokłonu nie oddamy” (Dan. 3,17-18). Zostali więc wrzuceni do ognia, ale z nimi był ktoś czwarty, podobny do Syna Człowieczego, który ich wyratował i cudownie ocalił ich od śmierci.

Kobieta, która nam to przypomniała, powiedziała, że dla niej ta diagnoza lekarska jest takim „ognistym piecem”, przez który pragnie przejść z wiarą, że ten Czwarty, czyli Pan Jezus będzie z nią bez względu na to, czy wyzdrowieje, czy nie. Ufa Mu bezgranicznie, choć jest to trudne doświadczenie jej wiary i posłuszeństwa Bogu. Poprosiła nas wszystkich o modlitwę, by przez ten „piec ognisty” mogła przejść z odwagą i niezachwianą wiarą. To było bardzo poruszające. Pomodliliśmy się o nią oczywiście i ufamy, że Pan Bóg uczyni z nią co zechce, bo jest jej i naszym suwerennym Panem i Władcą.

Jeśli ktoś z moich szanownych czytelników lub czytelniczek przechodzi teraz przez swój osobisty „ognisty piec” próby i doświadczenia wiary, to życzę wam takiej wiary, pokoju i radości, jaką pokazała nam ta bohaterka wiary z Ukrainy.

Andrzej Seweryn

Read More →
Exemple

– Podobno nie byłam dobrym materiałem na żonę. Warszawianka i na dodatek jedynaczka. Kiedyś uważano, że takie dziewczyny niewiele potrafią – wspomina Ewa Seweryn, mama trójki dzieci, babcia i żona pastora w jednym. Szczytno to jej siódmy przystanek na wspólnej z mężem drodze przez życie. Jak mówi – wszystko zaplanował dla niej Bóg, który za każdym razem przygotowywał ją do nowych wyzwań.

Pełna energii, uśmiechnięta i konkretna. Taką Ewę Seweryn zobaczyłam podczas naszego pierwszego spotkania. Kobietę, której można słuchać godzinami, bo mówi z wielką pasją. Z rozmówcą dzieli się sobą. To, że jest żoną pastora zdecydowanie jej nie definiuje. Dla swojego męża jest partnerką, podporą i kobietą, która go rozumie i wspiera. Od życia przyjmuje wszystko, co przygotował dla niej Bóg. – Nigdy nie czułam pokusy buntowania się przeciw temu, co przynosi mi życie. Wiem, że na wszystko byłam przygotowywana przez Pana Boga – opowiada Ewa Seweryn.

Muzyka jest jej pasją

– Moje życie już od najmłodszych lat toczyło się wokół Boga – opowiada. – Moi rodzice byli związani z Kościołem Baptystów w Warszawie, do którego mieliśmy dosłownie kilkadziesiąt metrów. Tata był diakonem, prowadził przez wiele lat grupę biblijno-modlitewną. Do dzisiaj pamiętam, że pod pachą zawsze nosił Pismo Święte. Rodzice wiele lat śpiewali w chórze, w którym i ja zaczęłam śpiewać od 10. roku życia.

Swojego męża poznała, gdy była w drugiej klasie szkoły średniej. Młody Andrzej przyjechał do stolicy na studia, a jego aktywność religijna skupiła się wokół kościoła, do którego należała również Ewa wraz z rodzicami.  Od zawsze kochała muzykę. I to trochę dzięki niej się poznali i uczyli siebie nawzajem. Okazała się ich wspólną pasją. Oboje śpiewają. Przy kościele w Warszawie stworzyli zespół młodzieżowy, który przygotowywał oprawę nabożeństw. – To była nasza pierwsza platforma porozumienia. Oczywiście ani ja, ani Andrzej nie myśleliśmy nawet o tym, że będziemy parą, a co dopiero małżeństwem – opowiada z uśmiechem. – Byliśmy kumplami, a mój mąż miał wtedy dziewczynę.

Bóg miał swój plan

Służąc wspólnie w kościele, spędzali ze sobą dużo czasu i budowali bliską relację. Pewnego dnia jeden z kolegów zaczął podpytywać Andrzeja o Ewę. – Wtedy mojemu mężowi zapaliła się lampka, że ta Ewka to jednak fajna dziewczyna i warto się koło niej zakręcić – wspomina.

Tak zaczęło rodzić się uczucie pomiędzy dwojgiem młodych ludzi, którzy sakramentalne tak powiedzieli sobie w 1978 roku. Niewiele brakowało, a być może nigdy by się nie spotkali. Andrzej chciał bowiem studiować w Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Na szczęście panowała wówczas w Polsce rejonizacja i jego papiery zostały przekierowane z Krakowa na Uniwersytet Warszawski, bo z Chełma skąd pochodził, na stołeczną uczelnię było najbliżej. – Pan Bóg przygotował mu żonę Warszawie, więc chcąc nie chcąc musiał trafić do stolicy – wspomina z uśmiechem.

Krótka odpowiedź na powołanie

Życiową drogę pani Ewy wyznacza wiara i rola, którą otrzymała. – Za mąż wychodziłam za „normalnego” człowieka, dopiero dwa lata po ślubie mąż otrzymał pastorskie powołanie – zaznacza. Nie był to dla niej jednak szok, ani nawet zaskoczenie. Przypuszczała, że tak może potoczyć się ich życie. Kiedy Andrzej Seweryn usłyszał głos Boga, że będzie pastorem w Białymstoku, młode małżeństwo mieszkało jeszcze w Warszawie. – Andrzej był sam w domu, bo ja z synkiem byłam wtedy na wypoczynku w Krynicy Górskiej. Czytałam wtedy książkę „Krzyż i sztylet” Davida Willkersona. To historia pastora, który dostaje powołanie od Boga, aby stworzyć kościół w nowojorskiej dzielnicy biedy. Opisana jest jego droga do celu – wspomina. – Myślę, że poprzez tę książkę Bóg dał mi znak, przygotował mnie do powołania mojego męża i roli, jaką będę pełnić u jego boku.

Więc gdy mąż pani Ewy z nieśmiałością opowiedział jej potem o swoim nowym powołaniu, a później zapytał co ona o tym myśli, usłyszał krótką odpowiedź „To się przeprowadzimy”.

Dom otwarty na ludzi

– Oficjalne zaproszenie do objęcia funkcji pastora w Białymstoku mąż otrzymał pół roku później. Byliśmy przygotowani, chociaż pełni obaw – mówi otwarcie Ewa Seweryn. – Zbór baptystyczny (parafia) w Białystoku był wtedy jednym z największych w Polsce. Kiedy Sewerynowie zamieszkali w Białymstoku, pani Ewa miała 21 lat. Małego synka i drugie dziecko w drodze. Jej siła i opanowanie sprawiły jednak, że mogła wspólnie z mężem prowadzić pracę duszpasterską i umacniać wspólnotę, do której dołączyli.  – To był bardzo intensywny i dobry czas. W naszej wierze najważniejszy jest Bóg i drugi człowiek, dlatego nasz dom zawsze był otwarty – opowiada. – W zborze białostockim wierni byli bardzo blisko związani ze sobą oraz z rodziną młodego pastora.

Najaktywniejsze były niedziele z dwoma nabożeństwami, kiedy do domu przychodzili goście. Jedni jedli obiad, drudzy kolację. Przy stole oprócz rodziny potrafiło zasiąść nawet kilkanaście osób. – Lata osiemdziesiąte jakie były, wszyscy wiedzą. Niewiele rzeczy można było kupić w sklepie, więc wszystko musiałam przygotowywać sama – wspomina. – A mąż w niedziele chociaż fizycznie trochę mi pomagał, to jednak jego myśli krążyły raczej wokół kościoła.

Kętrzyn na nich czekał

Pani Ewa z wykształcenia jest farmaceutką. Ponad trzydzieści lat pracowała zawodowo. Umiejętnie łączyła pracę na etacie z byciem matką i żoną. Wspierała swojego męża w pracy i prowadziła dom, w którym zawsze było pełno ludzi. Jak to wszystko ogarniała? – W zasadzie nie wiem. Tylko czasami wieczorem zasypiałam w trakcie modlitwy. Później budziłam się i zastanawiałam czy powiedziałam: Amen. Mój mąż mnie wtedy uspokajał i mówił: Nie martw się, Pan Bóg zrozumiał”.

Państwo Seweryn w Białymstoku spędzili prawie 11 lat. Ich drugim przystankiem był Kętrzyn. – Najpierw byliśmy na obozie młodzieżowym w tym mieście i poczuliśmy się tam naprawdę wspaniale – opowiada. – Gdy wróciliśmy do Białegostoku czułam, że ten Kętrzyn utkwił mi głęboko w sercu.

Rok później Andrzej Seweryn dostał propozycję objęcia funkcji pastora tamtejszego zboru.

Mazury skradły serce jej rodziny

Jeszcze przed oficjalną informacją, nieco podświadomie przygotowywali się do zmiany miejsca. Rzeczy były posegregowane w kartonach. W piwnicy były nierozpakowane dwie szafy, które idealnie pasowały do nowego mieszkania. Przeprowadzili się bardzo szybko. – Służba pastorska w Kętrzynie było wspaniała. To był mały zbór, zupełnie inny od tego w Białymstoku. My i nasze dzieci czuliśmy się tam bardzo dobrze. To było osiem wspaniałych lat – wspomina.

Również dwóch synów i córka czuli się tam bardzo dobrze. Nawiązali przyjaźnie, a najstarszy syn Adam nawet się zakochał. – Żona Adama jest z Kętrzyna. Teraz oboje z trzema córkami mieszkają w Warszawie, ale marzą o powrocie na Mazury.

Otaczał opieką obcych ludzi

Po ośmiu latach przyszło nowe wyzwanie. Pani Ewa ponownie ruszyła za swoim mężem, który objął bardzo ważną funkcję. – Mąż został wybrany na zwierzchnika Kościoła Chrześcijan Baptystów w Polsce. Na dwie czteroletnie kadencje. Wróciliśmy więc trochę do domu, do Warszawy. Zamieszkaliśmy w Radości – w dzielnicy Wawer. To było cudowne miejsce, niezwykle piękne – opowiada pani Ewa. – Oczywiście było też ono wyzwaniem, bo do komunikacji miejskiej był spory kawałek. Więc dużą część czasu spędzałam w roli taksówkarza podwożąc nasze dzieci w różne miejsca, po czym jechałam do pracy w aptece. W tym czasie zamieszkał u nich przyjaciel syna, który musiał wyprowadzić się od ciotki. Rodzina przygarnęła chłopaka, który nie miał żadnej innej rodziny. – Dla nas to nie było problemem. Mieliśmy miejsce, więc chłopak mógł u nas mieszkać – mówi pani Ewa. – Również w Białystoku mieszkały z nami dwie dziewczyny, które z powodu wiary zostały wyrzucone z domu. Jedna z nich została później żoną wikariusza, który odbywał praktyki u mojego męża, a gdy przeprowadzaliśmy się do Kętrzyna, oboje zostali nową pastorską rodziną, która nas zastąpiła. 

Kobieta w seminarium

Po ośmiu latach państwo Sewerynowie wrócili do Kętrzyna na kolejne 4 lata. – Tam, gdzie mieszkaliśmy w Radości, znajduje się siedziba Wyższego Baptystycznego Seminarium Teologicznego, a mój mąż został powołany na rektora tej uczelni. Chcąc nie chcąc znowu się pakowaliśmy – uśmiecha się pani Ewa. – Już za pierwszym razem pobytu w Radości podjęłam wyjątkowe wyzwanie. Zdecydowałam, że skoro mieszkam przy seminarium, to podejmę zaoczne studia teologiczne, które ukończyłam otrzymując dyplom licencjata teologii baptystycznej. Było to dla mnie ważne, ponieważ mogłam poznawać Boga w głębszy sposób oraz zgłębiać Pismo Święte. Bardzo dużo mi to dało – dodaje.

Wyruszyli za ocean

Bóg dla Ewy Seweryn przygotował jeszcze jedno wyzwanie. Tym razem za oceanem. W Toronto w Kanadzie pastor Andrzej stanął na czele polskiego zboru baptystycznego. To tu oboje stali się częścią dodatkowego i bardzo wyjątkowego przedsięwzięcia. – Mój mąż jest człowiekiem czynu. W Kanadzie trochę brakowało mu działania. Pewnego dnia jeden z naszych przyjaciół, dr Piotr Zaremba – znawca języków biblijnych, który podjął się wyzwania, jakim jest tłumaczenie Biblii – przysłał nam tłumaczenie jednej księgi biblijnej z prośbą o przeczytanie i dokonanie korekty – wspomina. Potem przysyłał kolejne, pozostałe księgi i takim oto sposobem zostaliśmy współautorami korekty dwóch najnowszych przekładów Pisma Świętego – literackiego i dosłownego, które w 2015 roku zostały wydane przez Ewangeliczny Instytut Biblijny w Poznaniu.

Zbudowali „chatkę z piernika”

Po dwóch latach w Toronto oboje wrócili do Polski i dokładnie 1 listopada 2015 roku zamieszkali w Szczytnie. Jednak już wcześniej poczuli powołanie od Boga i przekonanie, że nasze miasto może być kresem ich podróży. – Znaliśmy Szczytno dużo wcześniej, bo przyjaźniliśmy się z rodziną pastora baptystycznego pracującego w zborze w Szczytnie w latach 90. ubiegłego wieku i często wzajemnie się odwiedzaliśmy. W międzyczasie kupiliśmy w Piasutnie działkę rekreacyjną i przyjeżdżaliśmy tu na krótkie wypady – opowiada. – W 2014 roku, po urlopie w Polsce, gdy wróciliśmy do Toronto, Szczytno dosłownie mnie prześladowało. Różne miejsca przypominały mi to miasto. Myślę, że już czułam, że Szczytno jest nam pisane jako kolejny etap naszej służby – mówi.

Minęło kilka miesięcy i dotarła do nas informacja od byłego studenta mojego męża z seminarium, który napisał, że zbór baptystyczny w Szczytnie potrzebuje pastora. Myślę, że wtedy nie była to propozycja, a jedynie informacja. Powiedziałam wtedy do męża, że to jest wyraźny znak od Boga. I Andrzej odpisał mu, że może mu w tym pomóc – opowiada.

Przez kilka dni była cisza, a później machina ruszyła, przyszło oficjalne zaproszenie do objęcia funkcji pastora i tak od ponad siedmiu lat pracują oboje w tej wspólnocie. Ostatnio, niedaleko Świętajna zbudowali swój własny wymarzony domek. – To nasza chatka z piernika – żartuje żona pastora.

Ciągle odkrywa Boga

Od wielu lat pani Ewa zajmuje się również studiowaniem Pisma Świętego metodą indukcyjną. Za skomplikowaną nazwą kryje się pewien prosty sposób studiowania wybranego fragmentu wraz z uwzględnieniem kontekstów: kulturowych, historycznych i geograficznych poszczególnych wydarzeń w nim zawartych. – Chodzi o to, żeby osoba, która taki tekst czyta, poznawała biblijne prawdy szerzej i głębiej. Wtedy bardziej zrozumiałe stają się wydarzenia historyczne, prawdy duchowe, postaci biblijne czy miejsca geograficzne, które są znaczące dla zrozumienia tego co czytamy– wyjaśnia. – Dzięki temu łatwiej jest zrozumieć Słowo Boże i jego przesłanie, ale najważniejsze jest wprowadzanie w czyn tego, czego uczymy się i odkrywamy w Biblii.

Dzieci są jej prywatnym cudem

Dzisiaj trójka dzieci pani Ewy jest już dorosła. Każde z nich na świat przyszło w lipcu. Są dla niej największym cudem. – Zdecydowanie macierzyństwo nadaje życiu kobiety nowe znaczenie i wartość – mówi. – Pozwala odkrywać świat na nowo.

Ich własny i zbudowany na miarę skromnych potrzeb dom cały czas jest domem otwartym, w którym każdy człowiek jest mile widziany. A to bycie z drugą osobą jest dla naszej bohaterki swoistą siłą napędową. Pani Ewa stara się służyć i pomagać innym, bo uważa, że to jest ważne. Stara się też angażować i łączyć ludzi w swoim kościele. – Myślę, że wyniosłam to z domu rodzinnego, w którym zawsze było pełno ludzi i szacunku do nich – wspomina.

Jak reaguje, gdy czasem ludzie mówią, że jest miłą gosposią u księdza. – Nieważne, że gosposia, ważne, że miła – skupia się na pozytywach.

Dzieli się dobrem

I to właśnie zdolność do czerpania z tych dobrych rzeczy jest w pani Ewie wyjątkowa. Podkreśla, że gdy skupiamy się na tym co dobre, nasze życie staje się lepsze i jest nam w nim po prostu łatwiej. Tej samej zasady trzyma się w małżeństwie. – Nie wypominamy sobie z mężem potknięć czy błędów. Świadomie wybieramy z naszego życia to co jest piękne, dobre i warte pamiętania. To też dostrzegamy w sobie od wielu lat. W tym roku będziemy obchodzić 45. rocznicę naszego ślubu – mówi.

Ta potrzeba dzielenia się dobrem zaprowadziła ich do Kanady czy Mongolii. Już trzy razy z mężem byli również w Kenii, by tam służyć dzieciom w chrześcijańskiej szkole i głosić im Słowo Boże. – Zaczęło się od tego, że wspieraliśmy fundację stworzoną przez Polkę, która zajmowała się rozwojem tamtejszego systemu edukacji, później nawiązaliśmy kontakt z inną organizacją chrześcijańską, dzięki której wyjeżdżamy, by spotykać się z dziećmi i opowiadać im o Bogu – wyjaśnia. – Za każdym razem jest to dla nas ogromne przeżycie.

A jakie marzenia nosi w sercu żona pastora? – Ja chciałabym w tej naszej chatce z piernika przeżyć wraz z mężem jeszcze wiele pięknych chwil.

                             Justyna Mohler-Piątkowska

Read More →
Exemple

Mimo niepoprawnego optymizmu, którym zwykle kieruję się w życiu, jakoś ostatnio nie jest mi wcale do śmiechu. Bo kiedy czytam Pismo Święte, a czynię to codziennie i regularnie, nie tylko z powodów „zawodowych” jako pastor, ale tak zwyczajnie, jako człowiek, który poważnie traktuje swoją relację z Bogiem, z coraz większym zaskoczeniem, by nie powiedzieć przerażeniem, dostrzegam moralną i duchową katastrofę, która staje się udziałem coraz większej liczby ludzi na tym świecie, w tym również w naszym kraju.

Dzieje się tak dlatego, że choć żyjemy w chrześcijańskim kraju i na chrześcijańskim kontynencie, to jednak te prawdziwe wartości chrześcijańskie wyparowują z nas w zastraszającym tempie. Należymy do pokolenia, które na własne oczy ogląda straszne przyśpieszenie procesu laicyzacji, czyli zeświecczenia naszego życia osobistego i publicznego także. Powszechna niemoralność toczy nas jak gangrena, dotykając również ludzi z pierwszych stron gazet: polityków, celebrytów, artystów czy nawet duchownych. Czy możemy wobec tych zjawisk przechodzić obojętnie? Czy tę falę bezbożności da się w ogóle kiedykolwiek zatrzymać?

Nie da się żyć beztrosko ze świadomością, że ktoś strzela do modlących się ludzi, zarówno w meczetach jak też – i o wiele częściej, niestety – zabija się ludzi w kościołach chrześcijańskich, ale za każdym razem giną dziesiątki niewinnych osób. Statystyki podawane przez organizacje zajmujące się problemem prześladowań chrześcijan we współczesnym świecie są tragiczne, a liczba ofiar co roku to setki tysięcy współczesnych męczenników – ludzi zamordowanych z powodu wyznawanej wiary.

Cóż z tego, że takie tragedie wydarzają się na antypodach, za oceanem czy w Azji lub Afryce, skoro i tak fala nienawiści i mur wrogości pomiędzy chrześcijaństwem i islamem rośnie coraz wyżej i takie masakry będą tylko eskalować przemoc i frustrację ludzi szalonych z nienawiści, uprzedzeń i fobii. Kto będzie następnym szaleńcem i gdzie znowu poleje się niewinna krew? W kolejnym kościele, czy w kolejnym meczecie? Gdziekolwiek tak się stanie – smutno mi, Panie!

Nie da się również żyć beztrosko i radośnie, kiedy na naszych oczach, publicznie i oficjalnie przewraca się do góry nogami biblijną, zgodną z Bożym zamysłem ideę małżeństwa, przekręca biblijne znaczenie i sens ludzkiej seksualności, nazywając czymś zdrowym i godnym afirmacji coś, co w Bożych oczach jest obrzydliwe i zdeprawowane, a przez wieki uznawane po prostu za ohydny grzech i wyuzdanie? W świecie jakich wartości przyjdzie żyć naszym dzieciom i wnukom? To naprawdę przeraża, wzbudza krzyk niezgody i sprzeciwu, bo świat coraz bardziej zaczyna przypominać biblijną Sodomę i Gomorę. Czy możemy się na to godzić bez żadnego sprzeciwu, nie mówiąc wyraźnie i kategorycznie: TAK BYĆ NIE MOŻE?

Nie da się też przejść obojętnie wobec faktu, że tak często myli się sprawców z ofiarami, stając w obronie tych pierwszych, a lekceważąc krzywdę i cierpienie tych drugich. Dzieje się tak na salach sądowych, a także w szacownych gremiach kościelnych. Za to samo przestępstwo jeden otrzymuje surową i zasłużoną karę kilkunastu lat więzienia i publiczne potępienie, a ktoś inny pół roku w zawieszeniu, albo nadal cieszy się bezkarnością, która urąga poczuciu elementarnej sprawiedliwości.

W aresztach i więzieniach zdecydowanie więcej praw mają osadzeni niż funkcjonariusze służby więziennej. W szkołach coraz więcej praw, a coraz mniej ograniczeń, mają i wciąż domagają się uczniowie, a coraz mniej do powiedzenia i wyegzekwowania mają sami nauczyciele! W czasach mojego dzieciństwa, kiedy uczeń narozrabiał w szkole, to nie tylko otrzymywał ostrą reprymendę od swojego wychowawcy, ale dodatkowo otrzymywał jeszcze „bolesną wypłatę” od swoich rodziców, którzy kiedyś mieli o wiele więcej zaufania do pedagogów, stosowali dyscyplinę i wspomagali nauczycieli w procesie wychowywania swoich pociech, których wtedy nie idealizowano tak bardzo, jak to ma miejsce obecnie. Bo to dzisiejsze bezstresowe i niewinne baranki przecież… Winne wszystkiemu są przecież belfry!

Dziś nauczyciele nie mogą się czuć bezpieczni w swojej pracy, uczenie cudzych dzieci staje się niebywałą harówką i bezsensowną mordęgą, bo młodzi przeżywają epidemię naukowstrętu, czują się bezkarni i ślepo, bezkrytycznie bronieni przez swoich nierozsądnych rodziców. Ci zaś potrafią być równie albo jeszcze bardziej okrutni wobec wychowawców swoich „niewinnych” pociech, odzierając pedagogów z resztek godności i zapału do pracy. A jeśli dochodzi do tego niegodne etosu tego zawodu wynagrodzenie, o którego przyzwoity poziom nauczyciele muszą się tak bezskutecznie upominać od państwa – to jaka przyszłość czeka nasz naród w kolejnych latach i pokoleniach? Czarno to widzę, niestety.

Read More →
Exemple

Bohaterowie wiary z Kenii

– wywiad z Mirką i Henry’m Kalume

Ostatnio gościliśmy w Polsce niezwykłe małżeństwo: Mirkę i Henry’ego Kalume z córkami, którzy przyjechali do nas z Kenii. Odwiedzili między innymi zbory baptystyczne w Białymstoku, Elblągu, Szczytnie i Bielsku Podlaskim. Wszędzie dzielili się świadectwami Bożego działania w ich życiu oraz w prowadzeniu szkoły chrześcijańskiej w wiosce Hademu w Kenii – 50 km od Mombasy. Ponieważ już trzy razy mieliśmy z żoną przywilej wraz z innymi wolontariuszami przebywać w tym afrykańskim kraju, przyszedł długo oczekiwany czas na rewizytę. Henry to rodowity Kenijczyk, natomiast jego żona Mirka to Polka, która wiele lat temu zaczęła marzyć o pracy misyjnej w Afryce. Jej marzenia spełniły się, ale droga, którą przebyła z Bogiem wcale nie była łatwa ani prosta.

Opowiedz nam o swoim nawróceniu, kiedy zaczęła się Twoja przygoda z Bogiem?

– Zanim ja się nawróciłam, moje życie było całkiem rozbite, ale dziękuję Panu Bogu, że On mnie znalazł i że ja też Go odnalazłam, bo On szuka swoje owce. W 2006 roku byłam załamana i zagubiona, miałam swoje plany, ale Bóg był mocniejszy. Dlatego zamiast skończyć ze sobą, poszłam za Panem. Oddałam swoje życie Jezusowi i w tym samym roku wyjechałam do Anglii, gdzie nauczyłam się języka angielskiego.

A jak zaczęła się twoja przygoda z Afryką?

– Po roku pobytu w Anglii poczułam pragnienie wyjazdu do Afryki i w końcu wylądowałam w Ugandzie. Tak zaczęła się moja przygoda z Afryką. Najpierw wyjeżdżałam na krótkie wyjazdy misyjne, aż w końcu w 2011 roku wyjechałam do Ugandy na dłużej z misją młodzieżową YWAM i tam poznałam Henry’ego, który był wolontariuszem w szkole biblijnej. Po jej ukończeniu zdobywał praktykę i tam się poznaliśmy. Po ślubie spędziliśmy w Ugandzie kolejne dwa lata, nadzorując pewną polską misję.

W końcu znaleźliście się w Kenii. Jak Bóg was tam zaprowadził?

– W 2014 roku poczuliśmy Boże prowadzenie oraz powołanie, by udać się do rodzinnej wioski Henry’ego – Hademu. Tam zamieszkaliśmy i przez trzy miesiące nie znaliśmy jeszcze Bożych planów na przyszłość. W końcu mój mąż powiedział do mnie: Zaufajmy Panu! Tutaj ludzie nas potrzebują, a nade wszystko potrzebują Jezusa, który musi tutaj przyjść, może właśnie przez nas. Bałam się, dlatego mój mąż musiał mnie mocno przekonywać, żebyśmy zaufali Panu.

Jak zrodził się w waszych sercach pomysł zorganizowania szkoły chrześcijańskiej w Hademu?

– W 2015 roku zaczęliśmy organizować małą szkołę pod drzewem. Mieliśmy na początku około 40 dzieci. Stolarz zrobił nam trzy stoły oraz proste ławki i z pomocą kilku kobiet z wioski zaczęliśmy uczyć nasze dzieci. Pewnego dnia na ulicy w Mombasie spotkaliśmy Polaka, który miał na sobie koszulkę z napisem: „Polska pomaga dzieciom w Kenii”. Porozmawialiśmy z nim, potem on odwiedził naszą „szkołę” i postanowił pomóc nam wykonać zadaszenie, które potem obudowaliśmy blachą. W tym jednym pomieszczeniu odbywały się zajęcia trzech klas na raz.

To były bardzo skromne i niepozorne początki. Co było potem?

– W 2016 roku mąż zaproponował, żebym pojechała do Polski spotkać się z chrześcijanami, ale ja nie miałam pojęcia, gdzie ich szukać, bo przecież nawróciłam się już po wyjeździe z kraju i nie znałam ludzi nawróconych w Polsce. Poza tym nie mieliśmy pieniędzy na bilet. Słyszałam jednak nie raz, że wiara bez uczynków jest martwa. To jest jak chodzenie po wodzie. Zaczęliśmy modlić się, zaufaliśmy Bogu i stał się cud. W końcu mogłam pojechać do Polski na 3 miesiące, licząc na finansowe wsparcie naszej szkoły, jednakże efekty tej podróży były bardzo mizerne. Tymczasem od dwóch lat mieliśmy w szufladzie dokładny plan rozwoju naszej dużej szkoły. Ale było to jak dotąd niespełnione i trochę szalone marzenie.

Byliście pewnie mocno rozczarowani i niepewni, prawda?

 – Oczywiście że tak. Wtedy jednak Henry zaproponował: Dajmy czas Panu Bogu do końca roku i jeśli nie będziemy mieli jakiegoś konkretnego wsparcia na nasz projekt, to może będzie oznaczać, że nie odczytaliśmy właściwie Bożej woli wobec nas i wtedy może wrócimy do Polski. Tym czekaniem byłam wtedy już bardzo zmęczona. Do tego jeszcze władze oświatowe w Kenii wprowadziły wymóg dla szkół posiadania toalet dla dzieci – takich prostych latryn, bo ludzie w tej wiosce nie mają ich w swoich biednych domostwach. Myśmy takich toalet w szkole nie mieli, ale Henry powiedział: Toalety są…. przez wiarę. Trzy tygodnie później Pan Bóg zatroszczył się o środki finansowe i mogliśmy zbudować je na terenie naszej małej szkoły tuż przed końcem roku. Wkrótce potem zaczęliśmy budować pierwszą murowaną klasę. Pan Bóg zaczął działać w swoim, właściwym czasie.

Nie jest to jednak koniec historii Bożego działania w tej szkole, prawda?

W kolejnych latach, dzięki zwiększającej się ofiarności wielu sponsorów i darczyńców – nie tylko z Polski -zaczęły powstawać kolejne murowane klasy, jest ich obecnie sześć. Potem udało nam się wybudować kilka klas przedszkolnych, plac zabaw, budynek dla nauczycieli, bibliotekę, szwalnię, betonowe alejki, solidne ogrodzenie, boiska do piłki nożnej i koszykówki, a ostatnio pierwszą klasę gimnazjalną oraz klasę do ćwiczeń laboratoryjnych, bo taki jest wymóg dla gimnazjów w Kenii.

Chyba jednym z największych problemów w Afryce jest dostęp do wody. Jak to wyglądało w wiosce Hademu?

W pobliżu naszej wioski jest staw, z którego ludzie czerpią wodę, dopóki jej nie zabraknie w porze suchej. Dlatego wielkim wyzwaniem i naszym marzeniem było wywiercenie na terenie naszej szkoły studni głębinowej. To jest bardzo kosztowna inwestycja, ale Pan Bóg uczynił również ten cud, używając do tego wiele otwartych serc darczyńców i sponsorów. Dziś ze zdrowej wody korzysta nie tylko nasza szkoła, ale także mieszkańcy naszej wsi, bo innej studni we wsi nie ma.

W styczniu tego roku rozpoczyna się też nowy rok w naszej szkole, w której uczy się około 200 dzieci. Nasza szkoła ma akredytację i jest jedną z najlepszych szkół w całej okolicy. Bóg jest wspaniały i wielki, nasze marzenia i śmiałe plany dzięki Bogu i ludziom stały się rzeczywistością.

W waszej służbie w Hademu wspierają was również wolontariusze z Polski.

– To była inicjatywa Ireny Łukianiuk i jej męża Mikołaja z Bielska Podlaskiego. To oni zorganizowali już cztery grupy wolontariuszy z Polski, którzy przyjeżdżali do naszej szkoły, by pracować z dziećmi w czasie przerw w nauce, pomagali w budowie placu zabaw, dekorowaniu sal lekcyjnych i prowadzeniu lekcji biblijnych oraz licznych zabaw i śpiewu piosenek chrześcijańskich dla dzieci. Na przełomie kwietnia i maja tego roku kolejna grupa wolontariuszy wybiera się do Kenii i będzie znowu służyć dzieciom w naszej szkole.

Henry, jesteś takim Bożym wizjonerem, który potrafił z uporem marzyć o dużej szkole w swojej rodzinnej wiosce. Co trzeba mieć w sercu, żeby tak żyć?

– Trzeba kochać Boga i mieć wiarę, która nas wiele kosztuje. Wiarę popartą uczynkami. Wiarę, która wymaga odwagi i posłuszeństwa, by iść za Bożym głosem, a nie własnym. Przykłady takich bohaterów wiary odnajduję w 11. rozdziale Listu do Hebrajczyków. Oni inspirują każdego chrześcijanina, który chce iść za głosem Boga i podejmować Jego wyzwania. Nie można wierzyć teoretycznie, biernie i siedzieć z założonymi rękami.

Mirka, czy miałaś kiedyś pokusę, by zrezygnować, wycofać się i wrócić do Polski?

– Nie. Jestem tam w Kenii aż do dzisiaj, bo Bóg mnie wybrał, ja siebie nie wybrałam. On wybiera ludzi nieuzdolnionych i wyposaża ich do wykonania Jego planów. Czuję się więc jak Psalmista Dawid, który kiedyś, już jako król Izraela, powiedział tak: „A kimże ja jestem i mój dom, że doprowadziłeś mnie aż do tego momentu?”. Dlatego zawsze dziękuję Bogu, który dał mi posłuszne serce. Mimo niewiadomych i przeciwności proszę was dzisiaj o modlitwę, aby Bóg dawał mi nadal cierpliwość i łaskę, aby tam być i wykonywać Jego dzieło. Warto marzyć, wierzyć i chodzić po wodzie. To jest możliwe i fascynujące – ale tylko z Bogiem!

Niech Bóg błogosławi Wasz powrót do domu i nowy rok szkolny w Hademu.

– Bardzo dziękujemy wszystkim, którzy chcą wspierać nasze dzieci i naszą szkołę w Kenii.

Dziś mamy wielki dług do spłacenia i doczekaliśmy wreszcie takich czasów, że sami możemy pomóc innym, wspierając na przykład szkołę chrześcijańską w Hademu w Kenii, gdzie czesne dla jednego dziecka oraz codzienny gorący posiłek kosztują zaledwie sto złotych miesięcznie. Dla nas to nie jest zawrotna suma, ale dla dziecka w strasznie biednej kenijskiej wiosce to kwestia edukacji i możliwości otrzymywania często jedynego prawdziwego, codziennego i ciepłego posiłku w szkole. Nie wyjeżdżając na misję możemy stać się misjonarzami jak Mirka i Henry, otwierając swoje serca a potem portfele, by przyłożyć rękę do bardzo szlachetnego i pięknego dzieła.

Oto dane kontaktowe: What’s up Mirki: +254780365734

Nr tel. Ireny Łukianiuk: +48502123698

Email: lightoftheworld15@yahoo.com

Rozmawiał

Andrzej Seweryn

Read More →
Exemple

Świąteczna bliskość serc

Są takie szczególne momenty w roku, na które czekamy cierpliwie i spodziewamy się wtedy przeżyć coś szczególnego, za czym w głębi duszy tęsknimy, czego jesteśmy głodni i bardzo spragnieni. Takim niepowtarzalnym czasem są zbliżające się święta, które mają szczególny koloryt i niepowtarzalny nastrój, a którym towarzyszą nawet specjalne pieśni – kolędy znane na pamięć oraz miłe naszym uszom i sercom.

Unikalny charakter Świąt Bożego Narodzenia polega również na tym, że przypominają nam one o potrzebie bliskości z tymi, których kochamy i za którymi tęsknimy – szczególnie kiedy są daleko od nas – zarówno w sensie geograficznym jak i emocjonalnym. Jest to potrzeba zagłuszana przez wielu, ale też coraz silniej odczuwana przez ludzi, którzy zachowali wrażliwość serca i nie zgubili jeszcze głębokich ludzkich wartości.

Jedziemy więc czasem setki kilometrów lub lecimy samolotem tysiące mil, by spotkać się z najbliższymi przy wigilijnym stole, by pobyć i porozmawiać ze sobą, obdarować się prezentami, życzliwością i uśmiechem. A jeśli nie możemy być osobiście, wysyłamy kartki lub SMS-y z ciepłymi życzeniami, albo dzwonimy do siebie i rozmawiamy przez telefon czy przez Skype’a.

 Jest w tych świętach coś magicznego, choć nie lubię generalnie tego nadużywanego często słowa, które mi się nie najlepiej kojarzy. A może lepiej powiedzieć, że w tych świętach jest coś magnetycznego, bo ludzie jakoś przyciągają się wzajemnie do siebie w tym świątecznym okresie, choć na co dzień są często obojętni, zaganiani i nie mają czasu nawet dla najbliższych. Dobrze, że chociaż kilka dni w roku nie tylko zwierzęta „mówią wtedy ludzkim głosem”.

Niezwykła potrzeba bliskości jest tym, co wyróżnia te święta spośród wszystkich innych. Są oczywiście ludzie samotni, dla których ten okres to czas emocjonalnej udręki, którą chcą jakoś przetrwać przed telewizorem lub komputerem. Jednak zdecydowana większość ludzi lgnie do innych, a wigilijna wieczerza w gronie najbliższych i przyjaciół jest jakąś szczególną, świętą chwilą, której tradycję chcemy nadal pielęgnować oraz wpajać naszym dzieciom i wnukom.

Ta głęboka emocjonalna potrzeba bycia ze sobą w czasie świąt kończących rok kalendarzowy ma swoje korzenie w fakcie, który te święta nam przypominają: mianowicie w przyjściu na świat Zbawiciela, który zbratał niebo z ziemią, a którego nazwano nie tylko Jezusem, ale także Emmanuelem – czyli Bogiem z nami (Ew. Mat 1,23).To sam Stwórca zapragnął zbliżyć się do człowieka, przynosząc w nowonarodzonym Dzieciątku pokój na świat, a także radość, światło i zbawienie. Pasterze na polach betlejemskich usłyszeli bowiem wtedy niezwykłą wiadomość z samego nieba: „Nie bójcie się, bo oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego ludu, gdyż dziś narodził się wam Zbawiciel, którym jest Chrystus Pan, w mieście Dawidowym (…). Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli” (Ew. Łuk 2,10-11 i 14).

Nie każdy z nas będzie miał to szczęście przebywać w gronie najbliższych w czasie wieczerzy wigilijnej. Niektórzy spędzą ten wieczór w samotności, inni na szpitalnym łóżku czy w celi więziennej. Jeszcze inni będą w tym czasie na dyżurze w pracy, gdzieś na statku pośród oceanu czy na zagranicznej misji – daleko od bliskich, od swoich. Szczególnie bolesne i smutne będą te święta dla tych, którzy ostatnio stracili kogoś ze swoich najbliższych. Jest jednak i dla nich pociecha płynąca z kart Pisma Świętego, w którym sam Pan Bóg mówi tak: „Króluję na wysokim i świętym miejscu, lecz jestem też z tym, który jest skruszony i pokorny duchem, aby ożywić ducha pokornych i pokrzepić serca skruszonych” (Izaj. 57,15). Zaś Psalmista Dawid zapewnia nas, że „bliski jest Pan tym, których serce jest złamane, a wybawia utrapionych na duchu” (Psalm 34,19).

Ciesząc się bliskością tych, których kochamy i których spotkamy w czasie świąt, pomyślmy może również o tych, z którymi straciliśmy bliskie relacje. Choć z tytułu pokrewieństwa bliscy, stali się oni (z różnych powodów – z ich czy naszej winy) dalecy i obojętni naszym sercom. Może jednak warto byłoby wysłać kartkę, może zadzwonić czy nawet zaprosić na Wigilię, mimo, że nie robiliśmy tego od lat i nie czujemy się wcale z tym dobrze, bo sumienie nie daje nam spokoju. Może to jest nasz tata, mama, brat czy siostra, którzy czekają na taki telefon, na ciepłe słowo lub zaproszenie, choć nie słyszeli naszego głosu już tak długo? To wymaga odwagi przełamania się, odłożenia na bok pretensji albo poczucia doznanej od nich kiedyś krzywdy i bólu…

Może czas tych świąt, które ukazują nam serce pełnego przebaczenia Boga posyłającego na świat swojego Syna po to, by nam przebaczył i zaoferował życie wieczne, to niepowtarzalna okazja do odbudowania zerwanych relacji, zaleczenia zranień i zapomnienia tego, co nas oddaliło od siebie? Nie zmarnujmy tej okazji, wyciągnijmy rękę do zgody i pojednania. Zwyciężajmy zło dobrem, obojętność odrobiną miłosierdzia, mroki nieprzebaczenia rozświetlmy ciepłem swojego serca i nadzieją na trwałą odmianę! Wtedy te święta będą dla nas wyjątkowe i niezapomniane, a sam Bóg się nad nami uśmiechnie!

Życzę Wam – drodzy Czytelnicy – błogosławionych i radosnych Świąt pełnych bliskości i głębokich, duchowych wzruszeń!

Andrzej Seweryn

Read More →
Exemple

Rozmyślanie adwentowe

Grudzień, ostatni miesiąc roku, śpieszy się jak pozostałe i za chwilę obudzimy się w nowym roku. Boże Narodzenie za pasem, coraz więcej świątecznych światełek połyskuje w domowych oknach oraz ulicach i placach naszych miast. W sklepach i centrach handlowych rozbrzmiewa świąteczna muzyka. Robi się znowu trochę milej, w ruch idą świeczki, myślimy o świątecznych prezentach i o naszych bliskich, z którymi będziemy chcieli spędzić najpiękniejsze święta w roku.

Czekamy na te chwile, a szczególnie nasze dzieci i wnuki, bo dla nich to czas prezentów, zabaw przy choince i odpoczynku od nauki w szkole. Trzeba będzie na to wszystko poczekać jeszcze zaledwie kilka dni, ale czas szybko zleci i nie obejrzymy się, jak przyjdzie zasiąść do wigilijnej kolacji, a potem do rozpakowywania prezentów i oglądania uśmiechniętych twarzy tych, których kochamy, a których zechcemy obdarować przede wszystkim ciepłem naszych serc.

W wielu kościołach płoną kolejne adwentowe świece, które w kalendarzu liturgicznym oznaczają początek tzw. Adwentu. Czymże jest ten okres i co powinien nam on przypominać w tych dniach? Otóż Adwent (łac. adventus – przyjście) – to w kościołach chrześcijańskich okres trwający ponad trzy tygodnie – w tym 4 niedziele, a poprzedzający Święta Bożego Narodzenia. Okres ten przypomina nam o oczekiwaniu na powtórne przyjście Jezusa Chrystusa, które nastąpi bezsprzecznie, ponieważ zostało ono zapowiedziane w Ewangeliach przez samego Zbawiciela. Jest to jednocześnie czas poprzedzający pamiątkę pierwszego przyjścia Jezusa na ziemię – a więc Jego wcielenia, począwszy od narodzin w Betlejem, a skończywszy na Jego męczeńskiej śmierci na krzyżu, a potem na chwalebnym zmartwychwstaniu, których pamiątkę chrześcijański świat obchodzi w czasie tzw. Wielkiego Tygodnia i Świąt Wielkanocnych. Ale to będziemy świętować za kilka miesięcy.

Tymczasem w najbliższych tygodniach będziemy zapewne spotykać się na różnego rodzaju „wigilijkach” lub „adwentówkach” w parafiach czy zborach protestanckich, a także w pracy czy lokalnych wspólnotach. Kiedy więc będziemy śpiewać kolędy i spożywać świąteczne potrawy, łamać się tradycyjnym opłatkiem oraz składać sobie życzenia świąteczne i noworoczne, zechciejmy pamiętać, że istotą tych spotkań oraz całego okresu Adwentu i zbliżających się świąt jest wspominanie naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa, Jego przyjścia na świat pierwszy raz już ponad dwa tysiące lat temu, ale także – a może przede wszystkim – świadome oczekiwanie na Jego powtórne przyjście na ten świat, które jest jeszcze przed nami jako element naszej chrześcijańskiej doktryny i nadziei, która nie zawiedzie.

Kiedy Zbawiciel chodził po tej ziemi, zapewnił swoich uczniów i naśladowców, mówiąc: „Nie ulegajcie trwodze. Wierzcie w Boga i we Mnie wierzcie. W domu mojego Ojca jest wiele mieszkań. Gdyby było inaczej, powiedziałbym wam, bo przecież idę przygotować wam miejsce. A gdy pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem” (Ew. Jana 14,1-3).Natomiast w Dniu Wniebowstąpienia, kiedy Pan Jezus został wzięty do nieba, dwaj aniołowie powiedzieli do apostołów takie słowa: „Dlaczego tak stoicie i patrzycie w niebo? Ten Jezus, który został zabrany od was w górę, do nieba, przyjdzie w taki sam sposób, w jaki widzieliście, że odszedł” (Dzieje Apostolskie 1,11).

Zdaję sobie sprawę, że w naszych czasach coraz silniej zaciera się prawdziwy sens wszelkich chrześcijańskich świąt, w tym również okresu Adwentu, bo współczesny świat nie pomaga nam o tym pamiętać. Dlatego tym bardziej warto nie tylko biegać po sklepach w poszukiwaniu prezentów czy robieniu przedświątecznych zakupów, co zwykle pochłania nas bez reszty, lecz znaleźć również czas, by wybrać się do kościoła i w czasie adwentowych nabożeństw usłyszeć Słowo Boże mówiące o naszym oczekiwaniu na powrót Jezusa na ziemię. Usłyszeć także, po co i dlaczego On powróci i kogo zabierze z tej ziemi do siebie? Czy wszystkich, czy tylko niektórych? Jakie znaki poprzedzą Jego powrót i czym będzie się on różnił od pierwszego przyjścia Pana? Czy interesują nas odpowiedzi na te pytania?

Warto również wziąć do ręki Pismo Święte, które znaleźć można pewnie w każdym domu, i przeczytać uważnie te fragmenty, które mówią na ten temat. A co najważniejsze – nie zlekceważyć nauczania samego Pana Jezusa na temat Jego powrotu oraz zachęty, abyśmy czuwali i byli gotowi na spotkanie z Nim, kiedy powróci.

Jeśli tego nie zrobimy, przedświąteczny okres stanie się zupełnie czymś innym – udręką, krzątaniną, bieganiem po sklepach, okresem stresów i nerwów. A kiedy święta się skończą, będziemy czuli niesmak, rozczarowanie i bezsens tego wszystkiego, bo będziemy zmęczeni i zdezorientowani, pytając samych siebie: po co to wszystko? Niech to będzie raczej czas głębszych, duchowych refleksji o naszym oczekiwaniu, a nie wyłącznie kulturowa tradycja pozbawiona wszelkich treści – pusta jak bombki, które wkrótce będziemy wieszać na naszych choinkach.

Andrzej Seweryn

Read More →
Exemple

Kolejni ochrzczeni

Powoli kończy się rok jubileuszowy 110-lecia istnienia Kościoła Baptystycznego w Szczytnie. Główne uroczystości obchodziliśmy we wrześniu, natomiast niejako zwieńczeniem tego jubileuszu była uroczystość chrztu wiary przez zanurzenie na wzór biblijny. Wydarzenie to miało miejsce w ostatnią niedzielę na porannym nabożeństwie w naszym kościele przy ulicy Sienkiewicza 3. Było to radosne święto naszej wspólnoty, do której dołączyły kolejne cztery dorosłe osoby. Zostały one ochrzczone, a więc zanurzone w wodzie wypełniającej baptysterium w naszym historycznym obiekcie kościelnym.

Miałem osobisty przywilej i radość jako pastor, że mogłem ochrzcić Danutę, Sylwię, Małgorzatę i Emila, którzy wcześniej przeżyli osobiste nawrócenie i postanowili w swoim dalszym życiu podążać za Jezusem – swoim osobistym Zbawicielem i Panem. Na ich chrzest przybyli także ich bliscy i przyjaciele, którzy mogli usłyszeć o tym, czym jest chrzest ludzi świadomych swojej wiary i dlaczego chrzcimy ludzi dorosłych, zanurzając ich w wodzie. Taki jest bowiem biblijny, pierwotny wzór i ryt chrztu praktykowany przez Pana Jezusa, Jego apostołów, a potem kilkanaście następnych pokoleń chrześcijan. Ten wzór jako baptyści – choć nie tylko my – staramy się zachowywać i pielęgnować, ponieważ należymy do rodziny protestanckich Kościołów typu ewangeliczno-baptystycznego. Są to Kościoły wyboru, a nie tradycji, których członkami stają się ludzie duchowo odrodzeni i świadomi swojej zbawczej wiary w Jezusa jako Zbawiciela. Bo – jak mówi Pismo Święte – „kto uwierzy i zostanie ochrzczony, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Ewangelia Marka 16,16).

Przeżywając ten chrzest przypominaliśmy sobie, że w mijającym roku jubileuszowym, w kwietniu tego roku, obchodziliśmy wcześniej jeszcze jeden chrzest młodego małżeństwa, czyli do naszego Zboru przyłączyło się przez chrzest w sumie sześć nowych osób. Za każdą z nich byliśmy i jesteśmy bardzo wdzięczni Bogu, bo drzwi do zbawienia są stale i wciąż jeszcze otwarte dla tych, którzy pragną głębokiej i osobistej relacji z Bogiem. Będziemy się więc bardzo cieszyć, kiedy kolejne osoby zapragną zbawienia, nawrócą się, uwierzą i zechcą się ochrzcić. Z radością otworzymy ponownie nasze baptysterium.

W kontekście obchodów jubileuszowych warto wspomnieć chrzty, jakie miały miejsce w przeszłości w naszym mieście Szczytnie. To ciekawe, że – jak podają źródła historyczne – pierwszy chrzest baptystyczny miał miejsce w Szczytnie (Ortelsburgu) w 1883 roku, kiedy to zostali ochrzczeni pierwsi dwaj mieszkańcy naszego miasta. Tak więc możemy w przyszłym roku celebrować jubileusz 140-lecia pierwszego chrztu, a więc istnienia baptyzmu na naszej szczycieńskiej ziemi. Kiedy zaś wspólnota baptystyczna w kolejnych latach dynamicznie rozrastała się, więc oznacza to, że regularnie odbywały się chrzty przez zanurzenie w wodzie, najpewniej w naszych miejskich jeziorach.

Jeśli do tego dodamy fakt, że w 1903 roku rozpoczęto budowę neogotyckiego kościoła baptystycznego, więc od tego momentu minie dokładnie 120 lat. Czyli kolejny jubileuszowy rok nam się zapowiada. Kiedy zaś ten kościół przy obecnej ulicy Sienkiewicza 3 został poświęcony dnia 10 lipca 1904 roku, wtedy zbór liczył już 239 ochrzczonych członków i następne chrzty odbywały się najczęściej w baptysterium mieszczącym się wewnątrz kościoła.

W okresie międzywojennym co roku chrzczono koleje dziesiątki osób i dzięki temu liczba członków zboru baptystycznego w 1939 roku, tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej, wynosiła aż 534 członków. Mamy zachowane historyczne dokumenty i dane, które pokazują, że były wtedy takie lata, kiedy chrzczono od 20-30 osób rocznie i za każdym razem było to radosne święto tej wspólnoty ludzi wierzących, którzy cieszyli się z każdego kolejnego brata czy siostry w wierze. Takie same uczucia towarzyszyły nam również w ostatnią niedzielę i chcielibyśmy takie uroczystości obchodzić jak najczęściej. Nie mielibyśmy nic przeciwko temu, by takich ludzi były dziesiątki, jak dawniej. Czas Bożej łaski trwa bowiem nadal, a drzwi do zbawienia są jeszcze wciąż otwarte. Pan Bóg czeka na tych, którzy jeszcze żyją daleko od Niego, bo kocha wszystkich i pragnie ich zbawienia. Przez prawdziwą pokutę, nawrócenie i nowe życie z Bogiem poparte chrztem wiary, można wejść na drogę wiodącą do życia wiecznego.

Ufam, że liczni goście oraz nasi przyjaciele i znajomi, którzy uczestniczyli z nami w ostatniej uroczystości chrztu w naszym kościele, byli zbudowani jej treścią, oprawą i głoszonym Słowem Bożym, zaś przykład wiary i posłuszeństwa tych, którzy zapragnęli się ochrzcić i publicznie wyznawali przed nami swoją wiarę w Jezusa-Zbawiciela, pozostanie w ich sercach i umysłach na długo. Czasem bowiem ludzie mają dziwne poglądy i ksenofobiczne opinie na przykład o baptystach, mówiąc krzywdząco i nieprawdziwie, że to jakaś sekta i do tego niebezpieczna, a tak przecież nie jest. Jesteśmy co prawda mniejszościowym w naszym kraju, ale Kościołem chrześcijańskim, oficjalnie uznanym i rozpoznawalnym jako wiarygodne wyznanie w naszym kraju, działającym na mocy ustawy o stosunku Państwa do Kościoła Chrześcijan Baptystów w Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 30 czerwca 1995 roku, będącym także od początku członkiem Polskiej Rady Ekumenicznej – czyli międzywyznaniowej organizacji zrzeszającej niektóre nierzymskokatolickie Kościoły w Polsce.

Cieszymy się więc, że od prawie 140 lat w naszym mieście przyjmowali chrzest wiary ludzie dorośli i świadomi swoich wyborów, a my jesteśmy spadkobiercami oraz kontynuatorami tej baptystycznej tradycji. Błogosławimy więc naszemu miastu i wszystkim chrześcijanom, wśród których żyjemy i pracujemy razem dla wspólnego dobra. Wdzięczni Bogu również za to, że możemy żyć w pokoju i wzajemnym szacunku.

Andrzej Seweryn

Read More →