Akurat trwa cisza wyborcza przed drugą turą tegorocznych wyborów samorządowych, ponieważ piszę ten felieton w sobotnie popołudnie. Nie naruszam więc ciszy wyborczej, czyli zakazu agitacji, bo ten tekst będzie opublikowany już po wyborach, zaś mój dzisiejszy felieton nie będzie ani zachęcał, ani zniechęcał nikogo z mieszkańców naszego miasta. To oni sami pójdą do wyborów, które w Szczytnie odbędą się jutro, czyli w niedzielę 21 kwietnia. Gdy będziemy trzymać w ręce ten numer naszego Tygodnika, będziemy już wiedzieć, kto będzie włodarzem naszego miasta przez najbliższe lata.
Druga tura to druga szansa zarezerwowana już tylko dla dwóch kandydatów, którzy w pierwszej turze otrzymali największą liczbę głosów. I taką drugą szansę otrzymało wielu samorządowców z różnych miast i miasteczek naszego kraju. W tym również w Szczytnie, gdzie na ulicach naszego miasta mieliśmy ostatnio banery już tylko dwóch kandydatów. Jestem ciekaw, który z nich wygra, bo obaj stoją przed drugą i wielką szansą, jako że mieli obaj porównywalną liczbę głosów. Wszystko więc w rękach wyborców – na tym przecież polega demokracja. Już dzisiaj zatem gratuluję zwycięzcy tego wyborczego starcia. Niech sprawuje swój urząd mądrze i dla dobra naszego miasta oraz wszystkich jego mieszkańców.
Druga szansa to również pojęcie obecne w sporcie. Ostatnio mecze Ligi Mistrzów weszły w decydującą fazę i o wejściu do kolejnej fazy rozgrywek decydowały wyniki dwóch meczów. Jeśli nawet pierwszy mecz jakaś drużyna przegrała – nieważne czy na swoim terenie czy na boisku przeciwnika – to zawsze miała drugą szansę w rewanżu, by ostatecznie rozstrzygnąć tę sportową rywalizację na swoją korzyść. Tak było w dwumeczu Barcelony z paryskim PSG. Pierwszy mecz w stolicy Francji wygrali koledzy Roberta Lewandowskiego, który rozegrał wtedy świetne spotkanie. Było 3:2 i wyglądało na to, że rewanż na własnym boisku będzie łatwiejszy. Tymczasem piłkarze francuskiego klubu wykorzystali drugą szansę i złoili skórę Katalończykom, przechodząc do półfinału Ligi Mistrzów.
Również w innych dyscyplinach sportowych, tych indywidualnych jak na przykład w lekkoatletyce czy skokach narciarskich, istnieją takie reguły współzawodnictwa, które dopuszczają kilka prób skoków czy rzutów. Kiedy więc w pierwszej próbie wynik zawodnika nie był najwyższej próby, zawsze istniała szansa, że w kolejnej próbie lub w kilku kolejnych zawodnik wzniesie się na wyżyny swoich umiejętności i pobije wszystkich konkurentów, albo nawet pobije własny rekord życiowy czy ustanowi nowy rekord świata.
Dziś piszę w sportowym duchu, choć jako chrześcijanin mam również bardzo silne przekonanie oparte na znajomości Słowa Bożego i własnym doświadczeniu, że Pan Bóg jest często określany mianem Boga drugiej szansy dla człowieka. Nasz Stwórca wie dobrze, że jako ludzie nie jesteśmy doskonali, grzeszymy, popełniamy błędy, zachowujemy się czasem bezmyślnie lub nonszalancko i przychodzi nam płacić cenę naszej niesubordynacji albo przekonania, że my wiemy lepiej od samego Pana Boga. Kiedy jednak w końcu dotrze do naszej świadomości, że „nagrabiliśmy sobie” albo „nawarzyliśmy piwa”, które teraz trzeba wypić, wtedy możemy przyjść do Boga w pokornej i pokutnej modlitwie, wyznać, co nabroiliśmy i oczekiwać na Boże przebaczenie, które jest równoznaczne z daniem nam drugiej szansy. Pod warunkiem jednak, że wyciągniemy odpowiednie wnioski z naszych błędów i nie będziemy ich znowu powtarzać.
Dla mnie osobiście ewangelicznym obrazem, który pokazuje, że nasz Stwórca rzeczywiście jest Bogiem drugiej szansy, jest spotkanie Pana Jezusa z kobietą przyłapaną na cudzołóstwie, którą chciano publicznie zgładzić przez ukamienowanie. Tę scenę opisał tylko Ewangelista Jan (8,1-11). Kiedy Jezus zaproponował oskarżycielom, by sięgali po kamienie, jeśli czują się bez grzechu, wtedy wszyscy po kolei odeszli zawstydzeni. Jezus powiedział więc do tej nieszczęśliwej i przerażonej kobiety: „Ja też cię nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz”.
Ta kobieta złamała przykazanie Boże: „Nie cudzołóż” i z punktu widzenia starotestamentowego Prawa zasługiwała na śmierć, ale widzimy, że Jezus dał jej drugą szansę: „Idź i odtąd już nie grzesz”. Jest to niedokończona historia ewangeliczna, ale nie wyobrażam sobie, żeby ta kobieta zignorowała słowa Jezusa, którego zresztą nazwała Panem i który uratował ją przed niechybną śmiercią!
Wniosek z tego jest bardzo oczywisty i ważny zarazem. Otóż trzeba być niewiarygodnym głupcem, żeby z Bożej drugiej szansy nie skorzystać! Niestety, tacy ludzie zbyt często zdarzają się na tym świecie dzisiaj. Nie wyciągają wniosków ze swoich grzechów, błędów i upadków, po czym upadają znowu i znowu. Czy warto żyć tak bezmyślnie? Czy niewykorzystanie drugich szans w naszym życiu czyni nas ludźmi szczęśliwymi? Odpowiedź jest chyba oczywista. Pomyślmy o tym choć przez chwilę. Mamy na to czas, bo przed nami długa i mam nadzieję pogodna majówka.
Andrzej Seweryn
andrzej.seweryn@gmail.com