Od wczesnego dzieciństwa rodzice wbijali nam do głowy, żeby się uczyć, rozwijać, zdobywać kolejne szczeble edukacji, a potem kariery zawodowej. Wszystko po to, by w dorosłym życiu żyć dostatnio i stabilnie finansowo, zarabiać godnie na życie swoje oraz swojej rodziny i piąć się wzwyż, jak tylko się da. Często nasi rodzice ostrzegali nas, że jeśli będziemy lekceważyć naukę i nie będziemy się rozwijać, to staniemy się ludźmi, którzy będą zamiatać ulice lub kopać rowy.
Oczywiście, że szanuję tych, którzy dzisiaj kopią rowy lub zamiatają ulice, bo żadna praca nie hańbi. Co prawda z tymi rowami jest dzisiaj tak, że kopią je koparki obsługiwane przez odpowiednio przeszkolonych ludzi. Kiedy zaś obserwujemy budowy różnego rodzaju, wciąż potrzebni są jednak ludzie, którzy obsługują łopaty czy miotły i ich praca jest również bardzo potrzebna choć ciężka i niewdzięczna. No cóż, nie każdy ma zdolności do nauki, nie wszyscy mamy przebojowe charaktery lub naturalne uzdolnienia. Czasami dzieci je mają, ale rodzice faworyzują często swoje bardziej zdolne pociechy, a czynią niepowetowaną krzywdę tym mniej zdolnym i pojętnym, wpędzając ich w kompleksy, które nie pozwalają im w dorosłym życiu uwierzyć w siebie i podejmować trud kształcenia i osobistego rozwoju.
Dotykamy tu kwestii życiowej ambicji, którą powinni mieć ludzie młodzi szczególnie, choć i dorośli także. Nie jest dobrze, kiedy ambicje rodziców przerastają ambicje ich dzieci lub kiedy rodzice poprzez własne dzieci chcą realizować swoje niespełnione marzenia i plany. Musimy więc zachować pewien umiar i balans, by pozwalać naszym dzieciom i młodzieży rozwijać się tak, jak tego pragną, chyba że nie wiedzą czego chcą, to wtedy trzeba im pomóc i ukierunkować.
Chodzi jednakże o to, by te nasze osobiste ambicje były zdrowe, a marzenia i cele realizowane we właściwy sposób. Nikt z ludzi myślących nie ma wątpliwości, że droga do zdobycia kariery zawodowej, wysokiej pozycji w społeczeństwie, prestiżu i pozycji w swoim środowisku jest zawsze długa, męcząca i wymaga wieloletnich wyrzeczeń – po prostu ciężkiej oraz uczciwej pracy. Byli i są dzisiaj również tacy, którzy wybierają drogę na skróty, pragną zdobyć zaszczyty i tytuły kosztem innych i w sposób nieuczciwy. Tylko czy można się czuć szczęśliwym i spełnionym żyjąc ze świadomością swojej nieuczciwości lub wykorzystywania innych do swoich własnych, egoistycznych celów? Przecież mamy dzisiaj tak wiele skutecznych narzędzi, które pozwalają szybko wykryć czyjąś nieuczciwość, wszelkiego rodzaju przestępstwa i przekręty. Trzeba być bardzo naiwnym by sądzić, że nikt się nie dowie, nikt nie odkryje i nie zdemaskuje. A wtedy czyjś dotychczasowy dorobek, prestiż i opinia – idą w ruinę i niesławę.
Kiedy obserwujemy uczniów Pana Jezusa, jak za Nim chodzili przez ponad trzy lata i naśladowali Go jako niedoścignionego Nauczyciela, możemy zauważyć, że oni także marzyli o tym, by u Jego boku zrobić karierę i ustawić się w życiu. Spierali się ze sobą, kto z nich jest największy (Ew. Łukasza 9,46). Matka Jakuba i Jana prosiła Jezusa, żeby jej dwaj synowie w Królestwie Bożym siedzieli jeden po prawej, a drugi po Jego lewej stronie (Ew. Mateusza 20,21). Podobnie myśleli oni sami (Ew. Marka 10,35-37). Nie była to chyba zdrowa ambicja, skoro Pan Jezus zareagował na to w taki oto sposób: „Wiecie, że ci, którzy uchodzą za przywódców narodów, podporządkowują je sobie, a ich dostojnicy uciskają je. Nie tak ma być pośród was. Kto między wami chciałby być wielki, niech będzie waszym sługą. I kto między wami chciałby być pierwszy, niech będzie sługą wszystkich” (Ew. Marka 10,42-44).
Podobnie, a może przede wszystkim, rzecz się ma w Kościele. Kiedy Apostoł Piotr pisał do starszych w Kościele apostolskim, a więc duchowych liderów i przywódców, wtedy uczył i przestrzegał ich, aby swej pozycji nie nadużywali, lecz postępowali wobec ludzi w Kościele „nie jak ciemięzcy poddanych, lecz jak wzór dla stada” (1 List Piotra 5,3). Jest to więc zasada nie tylko wypływająca z Pisma Świętego, ale także z ogólnie przyjętych przez ludzi zasad moralnych i etycznych. Droga do wielkości, wysokiej pozycji czy stanowiska, do uznania i autorytetu ma być prosta i przejrzysta. Kroczenie tą drogą, czyli respektowanie tych zasad kształtuje charakter człowieka, jego postawę i morale, czyniąc z niego niekwestionowany autorytet i wzór do naśladowania przez innych. Ludzie naprawdę wielcy to ludzie pokorni, uczciwi, ponieważ doszli do swojej wysokiej pozycji ciężką i uczciwą pracą oraz właściwym stosunkiem do innych ludzi. Jeśli bowiem chcesz być szanowany – szanuj innych!
Czym innym bowiem jest zdobycie kariery, na którą się zapracowało, a czym innym karierowiczostwo – czyli dochodzenie do znaczenia, wysokiej pozycji i władzy na skróty, w wyniku innych, nieuczciwych mechanizmów lub koneksji i jeszcze do tego krzywdząc lub oszukując innych ludzi. To niehonorowe i niegodne! Pokusa władzy lub kariery jest jednak często bardzo silna, potrafi zdeprawować słabe charaktery i ludzi przeciętnych, a jednocześnie chorobliwie ambitnych. Uleganie takiej pokusie szkodzi takim ludziom bardzo, bo nierzadko muszą odejść w niesławie, tracąc swoją godność i cały dorobek ich życia.
Nie jest też dobrze, kiedy ktoś czuje się nikim. Jest zakompleksiony, upokarzany przez innych, którzy go w te kompleksy wpędzili. To też niegodne i podłe! Powinniśmy się wystrzegać takich postaw i zachowań. Każdy człowiek zasługuje na elementarny szacunek – to jest prawo każdego z nas. Jest jednak niewłaściwe również to, kiedy ktoś czuje się kimś, kim w swej istocie nie jest. Pismo Święte przestrzega takowych ludzi mówiąc, że „pycha chodzi przed upadkiem, a wyniosłość ducha przed potknięciem” (Przyp. Sal. 16,18). Każdy więc, „kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony” (Ew. Łukasza 14,11). Warto o tym stale pamiętać!