Być kimś

arsiv

Home Category : Blog Pastora

Exemple

Być kimś

Od wczesnego dzieciństwa rodzice wbijali nam do głowy, żeby się uczyć, rozwijać, zdobywać kolejne szczeble edukacji, a potem kariery zawodowej. Wszystko po to, by w dorosłym życiu żyć dostatnio i stabilnie finansowo, zarabiać godnie na życie swoje oraz swojej rodziny i piąć się wzwyż, jak tylko się da. Często nasi rodzice ostrzegali nas, że jeśli będziemy lekceważyć naukę i nie będziemy się rozwijać, to staniemy się ludźmi, którzy będą zamiatać ulice lub kopać rowy.

Oczywiście, że szanuję tych, którzy dzisiaj kopią rowy lub zamiatają ulice, bo żadna praca nie hańbi. Co prawda z tymi rowami jest dzisiaj tak, że kopią je koparki obsługiwane przez odpowiednio przeszkolonych ludzi. Kiedy zaś obserwujemy budowy różnego rodzaju, wciąż potrzebni są jednak ludzie, którzy obsługują łopaty czy miotły i ich praca jest również bardzo potrzebna choć ciężka i niewdzięczna. No cóż, nie każdy ma zdolności do nauki, nie wszyscy mamy przebojowe charaktery lub naturalne uzdolnienia. Czasami dzieci je mają, ale rodzice faworyzują często swoje bardziej zdolne pociechy, a czynią niepowetowaną krzywdę tym mniej zdolnym i pojętnym, wpędzając ich w kompleksy, które nie pozwalają im w dorosłym życiu uwierzyć w siebie i podejmować trud kształcenia i osobistego rozwoju.

Dotykamy tu kwestii życiowej ambicji, którą powinni mieć ludzie młodzi szczególnie, choć i dorośli także. Nie jest dobrze, kiedy ambicje rodziców przerastają ambicje ich dzieci lub kiedy rodzice poprzez własne dzieci chcą realizować swoje niespełnione marzenia i plany. Musimy więc zachować pewien umiar i balans, by pozwalać naszym dzieciom i młodzieży rozwijać się tak, jak tego pragną, chyba że nie wiedzą czego chcą, to wtedy trzeba im pomóc i ukierunkować.

Chodzi jednakże o to, by te nasze osobiste ambicje były zdrowe, a marzenia i cele realizowane we właściwy sposób. Nikt z ludzi myślących nie ma wątpliwości, że droga do zdobycia kariery zawodowej, wysokiej pozycji w społeczeństwie, prestiżu i pozycji w swoim środowisku jest zawsze długa, męcząca i wymaga wieloletnich wyrzeczeń – po prostu ciężkiej oraz uczciwej pracy. Byli i są dzisiaj również tacy, którzy wybierają drogę na skróty, pragną zdobyć zaszczyty i tytuły kosztem innych i w sposób nieuczciwy. Tylko czy można się czuć szczęśliwym i spełnionym żyjąc ze świadomością swojej nieuczciwości lub wykorzystywania innych do swoich własnych, egoistycznych celów? Przecież mamy dzisiaj tak wiele skutecznych narzędzi, które pozwalają szybko wykryć czyjąś nieuczciwość, wszelkiego rodzaju przestępstwa i przekręty. Trzeba być bardzo naiwnym by sądzić, że nikt się nie dowie, nikt nie odkryje i nie zdemaskuje. A wtedy czyjś dotychczasowy dorobek, prestiż i opinia – idą w ruinę i niesławę.

Kiedy obserwujemy uczniów Pana Jezusa, jak za Nim chodzili przez ponad trzy lata i naśladowali Go jako niedoścignionego Nauczyciela, możemy zauważyć, że oni także marzyli o tym, by u Jego boku zrobić karierę i ustawić się w życiu. Spierali się ze sobą, kto z nich jest największy (Ew. Łukasza 9,46). Matka Jakuba i Jana prosiła Jezusa, żeby jej dwaj synowie w Królestwie Bożym siedzieli jeden po prawej, a drugi po Jego lewej stronie (Ew. Mateusza 20,21). Podobnie myśleli oni sami (Ew. Marka 10,35-37). Nie była to chyba zdrowa ambicja, skoro Pan Jezus zareagował na to w taki oto sposób: „Wiecie, że ci, którzy uchodzą za przywódców narodów, podporządkowują je sobie, a ich dostojnicy uciskają je. Nie tak ma być pośród was. Kto między wami chciałby być wielki, niech będzie waszym sługą. I kto między wami chciałby być pierwszy, niech będzie sługą wszystkich” (Ew. Marka 10,42-44).

Podobnie, a może przede wszystkim, rzecz się ma w Kościele. Kiedy Apostoł Piotr pisał do starszych w Kościele apostolskim, a więc duchowych liderów i przywódców, wtedy uczył i przestrzegał ich, aby swej pozycji nie nadużywali, lecz postępowali wobec ludzi w Kościele „nie jak ciemięzcy poddanych, lecz jak wzór dla stada” (1 List Piotra 5,3). Jest to więc zasada nie tylko wypływająca z Pisma Świętego, ale także z ogólnie przyjętych przez ludzi zasad moralnych i etycznych. Droga do wielkości, wysokiej pozycji czy stanowiska, do uznania i autorytetu ma być prosta i przejrzysta. Kroczenie tą drogą, czyli respektowanie tych zasad kształtuje charakter człowieka, jego postawę i morale, czyniąc z niego niekwestionowany autorytet i wzór do naśladowania przez innych. Ludzie naprawdę wielcy to ludzie pokorni, uczciwi, ponieważ doszli do swojej wysokiej pozycji ciężką i uczciwą pracą oraz właściwym stosunkiem do innych ludzi. Jeśli bowiem chcesz być szanowany – szanuj innych!

Czym innym bowiem jest zdobycie kariery, na którą się zapracowało, a czym innym karierowiczostwo – czyli dochodzenie do znaczenia, wysokiej pozycji i władzy na skróty, w wyniku innych, nieuczciwych mechanizmów lub koneksji i jeszcze do tego krzywdząc lub oszukując innych ludzi. To niehonorowe i niegodne! Pokusa władzy lub kariery jest jednak często bardzo silna, potrafi zdeprawować słabe charaktery i ludzi przeciętnych, a jednocześnie chorobliwie ambitnych. Uleganie takiej pokusie szkodzi takim ludziom bardzo, bo nierzadko muszą odejść w niesławie, tracąc swoją godność i cały dorobek ich życia. 

Nie jest też dobrze, kiedy ktoś czuje się nikim. Jest zakompleksiony, upokarzany przez innych, którzy go w te kompleksy wpędzili. To też niegodne i podłe! Powinniśmy się wystrzegać takich postaw i zachowań. Każdy człowiek zasługuje na elementarny szacunek – to jest prawo każdego z nas. Jest jednak niewłaściwe również to, kiedy ktoś czuje się kimś, kim w swej istocie nie jest. Pismo Święte przestrzega takowych ludzi mówiąc, że „pycha chodzi przed upadkiem, a wyniosłość ducha przed potknięciem” (Przyp. Sal. 16,18). Każdy więc, „kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony” (Ew. Łukasza 14,11). Warto o tym stale pamiętać!

pastor Andrzej Seweryn
(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Małżeństwo – poważna sprawa

Mam za sobą jeden ślub, którego jako pastor udzieliłem w ostatnią niedzielę, a przed sobą dwa następne, z których jednego będę udzielał, a w czasie drugiego wygłoszę okolicznościowe kazanie ślubne. Jeszcze nigdy w swojej pastorskiej służbie nie udzielałem dwóch ślubów w ciągu jednego tygodnia. Mamy, jak widać, mały urodzaj młodych małżeństw w naszym kościele i z tego bardzo się cieszymy. Nie wszyscy młodzi ludzie bowiem pragną w sposób poważny i odpowiedzialny układać sobie własne życie i wstępować w związki małżeńskie, a nie żyć nieformalnie i bez żadnych poważnych zobowiązań.

Młodzi mają dzisiaj trochę prościej niż my przed laty, kiedy trzeba było najpierw wziąć ślub cywilny w Urzędzie Stanu Cywilnego, a potem ślub kościelny i ta uroczystość odbywała się już w kościele w obecności księdza lub pastora. Trzeba było się ubrać odświętnie i uroczyście na obie uroczystości, natomiast dzisiaj wszystko odbywa się „za jednym zamachem”. Z racji tego, że również Kościół Chrześcijan Baptystów ma ustawowe uregulowanie stosunków z Państwem (mam na myśli Ustawę o stosunku Państwa do Kościoła Chrześcijan Baptystów w RP z dnia 30 czerwca 1995 roku), nasi pastorzy mają także uprawnienia do udzielania ślubów wywołujących skutki prawne. Wszystko dzieje się zgodnie z przyjętymi procedurami w koordynacji z Urzędami Stanu Cywilnego.

Małżeństwo ma przecież bardzo poważny wymiar – zarówno duchowy, jak i cywilno-prawny. Kiedy młodzi pragną wstąpić w związek małżeński, wiążą się ze sobą nie tylko w sensie prawnym, by ich związek miał ochronę i korzystał z przysługujących im konstytucyjnych praw jak też i obowiązków. Kiedy narzeczeni również bardzo poważnie traktują swoją wiarę, duchowość – innymi słowy – relację z Bogiem, wtedy pragną też mieć ślub kościelny, a więc nie tylko w obecności bliskich i przyjaciół, ale również w obecności członków duchowej wspólnoty, do której przynależą. W tej ceremonii chodzi więc o złożenie sobie małżeńskich przyrzeczeń również w obecności Boga wraz z oczekiwaniem na Jego błogosławieństwo, które dla młodych ludzi wierzących jest bardzo ważne. O to błogosławieństwo modli się nie tylko pastor udzielający ślubu oraz sami młodzi i ich rodzice, ale także ci wszyscy, którzy są dla nich duchowymi braćmi i siostrami w wierze.

Takie uroczystości, które odbywają się także w naszym kościele z wielką starannością i powagą, stają się okazją dla nas pastorów, by w kazaniach okolicznościowych przypominać młodym o konieczności wzięcia poważnej odpowiedzialności za siebie nawzajem. Jest to bowiem zobowiązanie na całe życie – bo tylko tak pojmowane małżeństwo podoba się Bogu. Pan Jezus nauczał i podkreślał z naciskiem, że „co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela” (Ew. Mateusza 19,7). Dlatego też małżeństwo chrześcijańskie (a nie cywilne tylko) ma tak poważne konsekwencje rozciągające się na całe życie człowieka, który respektuje Bożą wolę w swoim życiu. Z tego też powodu powiedziane jest w Piśmie Świętym: „Małżeństwo ma być otaczane szacunkiem przez wszystkich, a pożycie małżonków bez skazy” (List do Hebrajczyków 13,4).

W tym kontekście warto też wziąć pod uwagę Słowo Boże, które opowiada się za trwałością małżeństwa, które jest przymierzem, jakie zawiera ze sobą dwoje ludzi przed Bogiem. „Pan jest świadkiem między tobą, a żoną twej młodości (…), towarzyszką i żoną przymierza z tobą (…). Nienawidzę jej oddalania – mówi Pan, Bóg Izraela (…). Strzeżcie tego zatem w waszym duchu i nie bądźcie niewierni” (Ks. Malachiasza 2,14-16). W świetle tych ważnych stwierdzeń Pisma Świętego rozwód w małżeństwie chrześcijańskim nie powinien mieć miejsca, a nawet samo to słowo nie powinno występować w rozmowach małżonków, nawet w najtrudniejszych chwilach ich małżeństwa.

Zdaję sobie sprawę z ważności tych stwierdzeń, szczególnie w kontekście tak licznych rozwodów i postępującej erozji instytucji małżeństwa, które przecież stworzył sam Bóg dla dobra i szczęścia człowieka. Bo ciężko jest żyć samemu, kiedy doskwiera samotność i kiedy człowiek zdany jest wyłącznie na samego siebie. Dlatego powinniśmy wspierać tzw. singli, którzy często stają się nimi z wyboru, ale wraz z upływem czasu czują coraz boleśniej samotność i niemożność życia dla swojej rodziny, której wcześniej nie założyli.

Wspierajmy też młode małżeństwa – szczególnie my, rodzice. Bądźmy mądrzy, by pozwolić odejść naszym dorosłym dzieciom i pozwolić im budować własne szczęście oraz własną rodzinę. Nie utrudniajmy im samodzielności i brania odpowiedzialności za ich własne życie. Jeśli bowiem – nawet w dobrej wierze – będziemy im przeszkadzać, to wtedy możemy stać się współwinnymi za ich małżeńskie kryzysy i w konsekwencji rozpad ich związku. Jeśli tak się stanie, będzie to nieszczęście ich samych, ale także ich dzieci, rodziców i przyjaciół. Dlatego życzmy im szczęścia, miłości i wierności małżeńskiej z nadzieją, że tego wszystkiego będą doświadczać na co dzień. Z Bożą pomocą dadzą radę!


pastor Andrzej Seweryn
(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Nigdy więcej wojny


Kiedy w ostatni weekend obserwowałem w mediach obchody 80. rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej w naszym kraju, po raz kolejny uświadomiłem sobie, że należę do niezwykle szczęśliwego pokolenia Polaków. Pokolenia ludzi, którzy urodzili się już po wojnie i którym przez całe dziesięciolecia przypadło w udziale żyć bez doświadczania wojny i jej strasznych konsekwencji. Kiedy więc mija już 8 dekad od wybuchu ostatniej światowej wojny, to oznacza, że za jakieś dziesięć lat odejdą z tej ziemi ostatni żyjący jeszcze dzisiaj świadkowie tej ogólnoludzkiej tragedii, która pochłonęła przecież dziesiątki milionów ofiar. Druga wojna światowa przejdzie definitywnie do historii, byle tylko nie została zapomniana przez kolejne pokolenia ludzi żyjących na tej ziemi.

Doznane krzywdy, niesprawiedliwość dziejowa, koszmarne i traumatyczne wspomnienia świadków tych mrocznych lat wojny i okupacji – wszystko to powinno nas, ludzi współczesnych, uwrażliwiać i czynić bardzo ostrożnymi, jeśli chodzi o podsycanie współczesnych konfliktów i napięć, szczególnie tych międzynarodowych, bo one zawsze były i nadal są bardzo niebezpieczne. Każda wielka wojna zaczynała się przecież od czegoś małego, ale niebezpiecznego: od czyichś skrajnych, nacjonalistycznych poglądów, następnie zbrodniczych planów, a potem całej machiny dziejowej, która w końcu rozpętała to ogólnoświatowe piekło, jakiego ludzkość doświadczyła aż dwa razy w XX wieku i to w odstępie zaledwie 20 lat. Oby nigdy taka sekwencja zdarzeń historycznych się nie powtórzyła!

„Nigdy więcej wojny!” – wołano przez dziesięciolecia od 1945 roku i jak dotychczas skutecznie. Ale świat nadal jest niespokojny i od lokalnych konfliktów czy niekiedy bardzo złych relacji między określonymi państwami do wojny globalnej droga może okazać się bardzo krótka. A kiedy człowiek zapomina o Bogu – jak słusznie i dobitnie podkreślił w swoim przemówieniu wiceprezydent USA Mike Pence na uroczystościach jubileuszowych w Warszawie – wtedy do głosu dochodzą ateistyczne ideologie, które pchają ludzi do wojny i nienawiści. Tak było w przeszłości, z której należy wyciągać wnioski na przyszłość, bo życie w pokoju jest chyba pragnieniem każdego zdrowo myślącego człowieka.

Taka jest również wola Stwórcy, który pragnie, by ludzie żyli w pokoju z Nim i ze sobą wzajemnie. Mamy w Piśmie Świętym wiele zachęt, abyśmy dążyli do pokoju z Bogiem i troszczyli się o pokój między sobą. Trzeba jednakże przyznać z bólem, że i chrześcijanie w przeszłości zapominali o tym i angażowali się w wiele wojen i konfliktów, czym zasmucali Boga, który jest źródłem miłości i prawdziwego pokoju. Jest to więc ostrzeżenie dla nas wszystkich dzisiaj, by zabiegać o dobro i pokój, którego przecież tak bardzo potrzebujemy! To jest powinność polityków i możnych tego świata, którzy odpowiadają nie tylko przed swoimi wyborcami, ale również przed Bogiem za globalny, międzynarodowy ład i pokój. To jest również powinność nas, zwykłych ludzi, by w sferze swojego oddziaływania: we własnej rodzinie, w pracy czy sąsiedztwie zabiegać o dobre i pokojowe stosunki międzyludzkie.

Nie oglądałem na własne oczy koszmarów wojny i jest to niezwykłe szczęście mojego pokolenia. Nie chciałbym również, by moje dorosłe już dzieci i dorastające wnuczki miały przeżywać tragedię wojny, która przy obecnym stanie techniki wojskowej byłaby czymś jeszcze o wiele straszniejszym w skutkach niż to, przez co ludzkość przeszła w XX wieku.

A demony wojny wciąż są przyczajone i gotowe wyjść na światło dzienne, by ustanowić kolejny ład i porządek na tym świecie. Dlatego też tak ważne jest, by przeszłość nie dzieliła narodów, lecz pozwalała im koegzystować w pokoju i wzajemnym poszanowaniu. Dlatego też nie dziwię się, że tak pozytywnie odebrano w Polsce wystąpienie prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinmeier’a, który w bardzo osobisty i pokorny sposób prosił nas, Polaków, o przebaczenie w imieniu swojego narodu, mając świadomość, że samo mówienie po niemiecku na polskiej ziemi jest dla niego bardzo trudne. Dlatego też zwrócił się w pewnym momencie po polsku, by wyrazić co czuje w sercu jako głowa państwa odpowiedzialnego za wszystkie zbrodnie drugiej wojny światowej. Było to coś więcej niż tylko politycznie poprawne przemówienie. Ten fakt pokazał i pokazuje, że również w sferze stosunków międzynarodowych można układać nowe relacje pełne szacunku i wzajemnego przebaczenia, a z dawnych wrogów czynić przyjaciół i sojuszników.

Szkoda, że nie ze wszystkimi potrafimy te stosunki ułożyć w taki sposób, żebyśmy mogli mieć pełne poczucie bezpieczeństwa, mieszkając w centrum naszego kontynentu. Dlatego wypada w tych dniach i nie tylko nadal i serio modlić się o pokój w Europie i na świecie, o powstrzymanie wszelkich konfliktów i podziałów, które mogą stać się zarzewiem kolejnych kryzysów międzynarodowych mogących doprowadzić do wojny i agresji. Módlmy się o to, by nigdy więcej jakakolwiek obca armia nie przekroczyła naszych granic, siejąc śmierć i zniszczenie.
Uczmy się jako Polacy przebaczać i zapominać, a do procesu pokojowego rozstrzygania sporów i konfliktów wnosić to co najlepsze, co jest konstruktywne i trwałe. Dosyć bowiem nacierpieliśmy się w naszej przeszłości. Ceńmy więc wolność i pokój, który niech nadal trwa przez następne dziesięciolecia. Błogosławmy i wspierajmy też tych, którzy zabiegają o pokój, gdyż oni – jak powiedział sam Pan Jezus – „będą nazwani synami Boga” (Ew. Mateusza 5,9).

Uczmy się jako Polacy przebaczać i zapominać, a do procesu pokojowego rozstrzygania sporów i konfliktów wnosić to co najlepsze, co jest konstruktywne i trwałe. Dosyć bowiem nacierpieliśmy się w naszej przeszłości. Ceńmy więc wolność i pokój, który niech nadal trwa przez następne dziesięciolecia. Błogosławmy i wspierajmy też tych, którzy zabiegają o pokój, gdyż oni – jak powiedział sam Pan Jezus – „będą nazwani synami Boga” (Ew. Mateusza 5,9).

pastor Andrzej Seweryn
(andrzej.seweryn@gmail.com)


Read More →
Exemple

Lekkomyślność zabija


Nie ma to, jak porozmawiać ze swoim dzieckiem i to mądrze z jego strony. Dzieci bowiem mają swoją mądrość, której nie zawsze słuchamy, ale kiedy twoje własne dziecko, a dokładnie syn pierworodny, ma już 40 lat, to można z nim pogadać poważnie, a to co mówi może być bardzo mądre i godne uwagi. Taką właśnie rozmowę odbyłem z moim synem kilka dni temu, a dotyczyła ona ostatnich, tragicznych niestety zdarzeń, które miały miejsce w Polsce niemal pod koniec tych wakacji.

Pierwsza z tych tragedii wydarzyła się na Giewoncie. W wyniku gwałtownej burzy z silnymi wyładowaniami atmosferycznymi śmierć poniosło aż pięć osób, a ponad 140 było rannych. Mój syn, który bardzo lubi wypuszczać się w Tatry czasem z kolegami, a czasem ze swoją żoną, zaczął mi opowiadać na podstawie własnych obserwacji, jak nieodpowiedzialnie całe masy ludzi udają się w góry na wycieczki. Od nieodpowiedniego obuwia i odzieży poczynając, a na zachowaniu w czasie zmieniającej się pogody kończąc – ludzie zbyt często zachowują się wręcz lekkomyślnie, żeby nie powiedzieć – bezmyślnie oraz bez jakiejkolwiek wyobraźni. Narażają siebie samych, a nierzadko idą zupełnie nieprzygotowani razem z małymi dziećmi, o zgrozo!

Scyzoryk otwiera się w kieszeni – jak mawia mój syn, kiedy widzi się całe tabuny bezmyślnych ludzi, którzy uważają się za mądrzejszych od innych, wiedzą swoje i brną na szczyty, gdzie gwałtownie zmieniająca się pogoda może zaskoczyć nawet wytrawnych znawców gór, a lekkomyślność potrafi zabić i to bez litości. Mój syn na szczęście nauczył się od bardziej doświadczonego przyjaciela, że trzeba bardzo poważnie śledzić informacje o pogodzie, używać odpowiedniej odzieży, butów i kasku na głowie i nie ma od tego żadnych wyjątków. A kiedy tylko się zachmurzy i zagrzmi, trzeba natychmiast schodzić w dół i nie ryzykować własnym zdrowiem lub życiem.

Tymczasem zdarzyło mu się nie raz pośpiesznie schodzić w dół w takich momentach, podczas gdy w tym samym czasie całe grupy innych ludzi, często z małymi dziećmi, wspinały się nadal na upatrzony szczyt. Oni myślą naiwnie, że chyba są nieśmiertelni, ale niestety, z naturą nie ma żartów, a góry to żywioł, do którego należy odnosić się z pokorą. Mój syn ją ma, bo go tego nauczono, a on słuchał uważnie i brał sobie do serca wszelkie rady i uwagi kolegi bardziej doświadczonego od niego. Dlatego też unika igrania ze śmiercią. Lekkomyślność innych wyprowadza go jednak z równowagi, bo zwyczajny zdrowy rozsądek i szacunek do gór mogłyby uratować niejednego człowieka od kalectwa lub śmierci.

Drugą pasją mojego syna jest kolarstwo. Ma profesjonalny rower, profesjonalny kask i inne elementy stroju i wyposażenia kolarza, w tym odpowiednie oznakowanie i oświetlenie wehikułu, na którym jeździ prawie profesjonalnie, bo potrafi przejechać 100-150 kilometrów w ciągu jednego dnia bez większych problemów. Jest też zawodowym kierowcą. Kiedy więc zaczął mi opowiadać, jak ludzie jeżdżą po Warszawie na rowerach czy hulajnogach i jak często dochodzi do kolizji rowerzystów z autami, znowu odkryłem, jak straszna potrafi być ludzka lekkomyślność i bezmyślność. Ludzie na rowerach rozmawiają przez telefony komórkowe, piszą SMS-y, przeglądają wiadomości w Internecie. Zupełnie rozkojarzeni nie rozglądają się i nie patrzą przed siebie ani wokół siebie, przejeżdżając bardzo szybko przez przejścia dla pieszych czy ścieżki rowerowe. I cóż z tego, że mają zielone światło, skoro wpadają na jezdnię tak gwałtownie, że nie sposób uniknąć kolizji. Za nic mają zasadę ograniczonego zaufania, ani też przewidywania zachowań innych użytkowników drogi. Narażają na kalectwo lub śmierć zarówno samych siebie jak też innych. O szkodach komunikacyjnych nie wspominając.

I jeszcze jedna kwestia: bardzo wielu ludzi jeździ na rowerach bez kasków na głowach. To jest nagminny błąd i kolejny przejaw lekkomyślności, bo przecież upadek z roweru może być tragiczny w skutkach szczególnie wtedy, kiedy głowa nie jest osłonięta, a jest narażona na śmiertelne urazy. Tymczasem wielu rodziców jeździ ze swoimi pociechami na rowerach i co prawda dzieci mają często kaski na głowach, ale już ich ojcowie szczególnie – niby po co? Czasem mój syn zatrzymuje takich lekkomyślnych rodziców i próbuje uświadomić niebezpieczeństwo, powiadając: czy chciałby pan osierocić swoje dziecko? Zwykle dorośli robią wielkie oczy, przyznają synowi rację, ale czy wyciągną właściwe wnioski i nie będą więcej lekkomyślni?

Ostatnio 18-letni chłopiec z naszych okolic stracił życie ulegając śmiertelnemu wypadkowi. Świeżo zdobytym prawem jazdy cieszył się tak krótko. Znowu tragedia i nieszczęście, tak jak śmierć Piotra Woźniaka-Staraka na jeziorze Kisajno koło Giżycka. Współczuję mocno rodzinom tych ludzi oraz rodzinom tych, którzy zginęli pod Giewontem lub gdy sami zostali ranni w czasie górskiej burzy. Nie mam oczywiście ani wiedzy, ani kompetencji, by komentować lub osądzać kogokolwiek z tych ofiar. Tym zajmuje się wymiar sprawiedliwości oraz liczni biegli i specjaliści.

Jednak w kontekście tych tragicznych zdarzeń nachodzi mnie uporczywa myśl: na ile te tragedie wynikały z faktu, że ktoś był o niewłaściwej porze i w niewłaściwym miejscu, a na ile przyczyną tych nieszczęść była lekkomyślność, która potrafi zabić albo zranić mocno. Wszyscy chyba pragniemy żyć i być szczęśliwi oraz bezpieczni. Apeluję więc o zdrowy rozsądek i rozwagę w górach, na drogach czy na wodzie. Jeśli choć jedną osobę ten tekst zachęci do zerwania z lekkomyślnością, uznam, że warto było ten felieton napisać i opublikować! Życie ma się tylko jedno…

pastor Andrzej Seweryn
(andrzej.seweryn@gmail.com)


Read More →
Exemple

Burzliwe lato


Lato tego roku mamy bardzo niespokojne i burzliwe. Pogoda dosłownie zwariowała, bo albo mamy skwar i upał z rekordowymi temperaturami, albo też bardzo chłodne i deszczowe dni, które przytrafiały nam się nierzadko w lipcu, który już się skończył. Wichury nierzadko z gradem oraz gwałtowne opady deszczu zalewają tu i ówdzie miasta lub wioski. Huśtawka pogodowa rozbujała się już do takich rozmiarów, że w końcu może zakręcić dookoła własnej osi i – jak mówi mój młodszy syn – wtedy będzie już pozamiatane. Na dobre.

Tegoroczne lato jest zresztą wyjątkowo burzliwe nie tylko z powodów ekstremalnie trudnej pogody. Na ulicach polskich miast odbywają się marsze, parady i demonstracje, które rozgrzewają ludzkie emocje do białości. Możemy już chyba zapomnieć o tym, że będzie nam się kiedykolwiek w przyszłości żyło w spokoju, przy zachowaniu elementarnego porządku społecznego i poczuciu bezpieczeństwa obywateli, za którym będziemy chyba tęsknić coraz bardziej.

Nie jestem jeszcze tak stary, by nie pamiętać czasów bardziej siermiężnych, jeśli chodzi o poziom życia obywateli naszego kraju, ale jakoś o wiele spokojniejszych i bardziej przyjaznych człowiekowi. Ludzie odnosili się do siebie zupełnie inaczej, potrafili ze sobą rozmawiać, przejmować się problemami innych, nie dzieliły ich tak ekstremalnie silne podziały polityczne, religijne czy moralne. Panowała elementarna bogobojność, ludzie często odczuwali wstyd, kiedy postępowali niegodnie i niemoralnie. Jaśniej i wyraźniej odróżniało się wtedy dobro od zła i tego uczono nas jako dzieci.

Dziś z sentymentem czasem oglądamy (kto zresztą rzeczywiście ogląda?) stare filmy, gdzie ten nasz ludzki świat był jakoś poukładany, choć nigdy nie był idealny. Ot, choćby na przykład serial o Ani z Zielonego Wzgórza. Ludzie w tamtej epoce mieli w większości takie same wartości, jedną moralność i jakiś wrodzony szacunek do Bożych przykazań, które w naszej części świata miały znaczenie i były niewzruszone od pokoleń. Dziś nostalgicznie tęsknimy za latami naszego dzieciństwa na kolanach babci czy dziadka, którzy uczyli nas jak żyć mądrze, godnie i po Bożemu.

Dziś świat powywracał wszystko do góry nogami. Wiele wartości przez wieki nienaruszonych spotyka niełaska, ponieważ nowe pokolenia chcą układać swój świat po swojemu, przekreślając dokonania i wartości swoich praojców. Tak, jak w przyrodzie nasilają się coraz bardziej ekstremalne i niebezpieczne zjawiska pogodowe, które niszczą i degradują i tak potwornie zniszczone przez ludzi środowisko, tak również w sferze relacji międzyludzkich dzieje się coraz gorzej i coraz gwałtowniej dają o sobie znać wszelkiego rodzaju demony i fobie, które eskalują przemoc oraz powodują ogromne napięcia społeczne i polityczne. Czy ten świat kiedykolwiek uspokoi się, choć na chwilę?

Ostatnio przeczytałem w Internecie żartobliwe zdanie, które obrazuje ten nasz dzisiejszy świat. „Nie stać mnie na dżinsy z dziurami. Chodzę w całych jak jakiś żul”. Przez wieki dziurawe ubranie było symbolem ludzkiej biedy, a nasze prababcie cerowały kiedyś skarpety, spodnie czy koszule, bo nie stać ich było na nowe. Dziś jest totalnie na odwrót. Podarte jest modne, podarte jest OK i do tego za te podarte trzeba dość słono zapłacić! I nie chodzi mi tutaj o kwestie estetyczne wyłącznie (choć też), ale o to, jak dziwny stał się nasz świat. Oczywiście, że młodzież dzisiejsza zakrzyczy mnie i powie, że ja staruch czepiam się ich i nie znam się na modzie. „Tak się teraz nosi” – jak przekonują dziś dzieci swoich rodziców. Dla mnie jednak te podarte dżinsy są jakimś prostym symbolem tego, w jaki sposób szatan burzy również nasze kanony piękna i porządku, a na to miejsce wprowadza chaos i brzydotę, każąc nam pogodzić się z tym i uznać to za piękne!

Cokolwiek więc napisałbym o marszach pod tęczowymi flagami lub o demonstracjach przeciwko przemocy, byłoby to odebrane albo jako politycznie poprawne, albo nie. A ja nie chcę się bawić w politykę. Smuci mnie tylko to, że przybywa przemocy, a ubywa zwyczajnej miłości bliźniego. Zaś dla mnie, człowieka wierzącego i czytelnika Biblii, tęcza zawsze i wyłącznie będzie mi się kojarzyć z przymierzem, jakie przed wiekami, po potopie, zawarł Bóg z Noem oraz z całym stworzeniem. W Księdze Rodzaju czytamy: „To będzie znakiem przymierza – mówi dalej Bóg – które ustanawiam między Mną a wami i między każdym zwierzęciem, które jest z wami – po wszystkie pokolenia. Otóż umieszczam na obłoku mój łuk. On będzie znakiem przymierza między Mną a ziemią (…) i nie dopuszczę już do potopu, który zniszczyłby wszystko, co żyje” (Ks. Rodzaju 9,12-15).

Niestety, i tym razem ludzie nadali temu znakowi zupełnie inne znaczenie i pewnie niejeden dzisiaj, oglądając piękną tęczę na niebie po burzy, nie podziękuje w duchu Panu Bogu, który obiecał nie powtórzyć potopu, jak to czyniły całe pokolenia ludzi bogobojnych przed nami, lecz będzie miał zupełnie inne skojarzenia, które będą rozbudzać skrajne emocje i nie posłużą temu, by ludzi łączyć, lecz dzielić.

Słowo „tolerancja” też stało się słowem kluczowym, które ma dzisiaj tak różne znaczenia, że również powoduje zamieszanie w sercach i umysłach ludzi dzisiaj. Ludzie różnią się co do określenia granic tolerancji, ponieważ normy moralne zmieniają się gwałtownie. Ludzie wywodzą te normy z różnych źródeł i to również powoduje zamieszanie i ogromne napięcia. Mówiąc trochę naukowo – mamy oto pokłosie postmodernizmu, który mówiąc najprościej zakłada wielość prawd, z których każda jest względna, a żadna z nich nie może być uznana za uniwersalną i niezmienną.

Dlatego też mozolimy się nad kwestią: co jest dzisiaj dobrem, a co złem? Co jest moralne, a co niemoralne, bo każdy ma swoją własną prawdę, a na cudzą nie chce się zgodzić. Dla mnie osobiście to, co mówi Pismo Święte jest normą niezmienną i uniwersalną. Tej normy chcę się trzymać, ponieważ jej autorem jest Pan Bóg, a nie człowiek. Trzymając się Bożych przykazań człowiek może żyć w harmonii z samym sobą i ze Stwórcą, ignorując je człowiek wybiera własną drogę. Tylko pytanie: dokąd go ta droga zaprowadzi?

pastor Andrzej Seweryn
(andrzej.seweryn@gmail.com)


Read More →
Exemple

Obyś nie utonął

Mamy upragnione lato. Znowu jest ono piękne i upalne. Polska powoli staje się takim miejscem, gdzie będą przybywać turyści na przykład ze Skandynawii i będą mówić, że przyjechali do ciepłego kraju. Woda w Bałtyku i naszych mazurskich jeziorach cieplutka jak nigdy przedtem, a wyjazd latem na przykład do Grecji to już istne samobójstwo, jako że na południu Europy, w strefie śródziemnomorskiej szczególnie, słońce praży na granicy ludzkiej wytrzymałości.

Z racji tak gorących dni ludzie pragną ochłody i dlatego wszystkie zbiorniki wodne są oblegane przez tłumy. Niestety, nie wszyscy ludzie są odpowiedzialni i nie wszyscy wracają bezpiecznie z tych kąpieli. Statystyki policyjne mówią o kolejnej fali utonięć dzieci i dorosłych, a najczęściej mężczyzn. Okazuje się, o czym usłyszałem wczoraj w telewizji, że tylko ok. 10 procent obywateli naszego kraju deklaruje, że umie pływać. Deklaruje, ale ilu tak naprawdę potrafi pływać – tego nie wiadomo. Ta statystyka jest porażająca.

Proszę Was, zatem, Drodzy Czytelnicy, abyście uważali na siebie oraz na swoich bliskich, w tym szczególnie na dzieci, kiedy będziecie odpoczywać nad wodą, której ci u nas dostatek. Niech dla nas wszystkich tegoroczne lato będzie bezpieczne, szczęśliwe i pełne jak najlepszych wrażeń, które zachowamy w pamięci z naszych podróży, urlopowych wypadów i wakacyjnych wycieczek.

Myślę o tym, jak niebezpieczna potrafi być woda, która jest nieprzewidywalnym żywiołem i potrafi pochłonąć niejednego człowieka, szczególnie kogoś, kto pod wpływem alkoholu lub po obfitym posiłku wskakuje do wody i nurkuje nie znając głębokości lub ukształtowania dna. Ludzie toną z różnych zresztą powodów, ale każdy taki fakt to niebywała tragedia i nieszczęście, którego należy unikać za wszelką cenę.

Jako czytelnik Biblii mam dzisiaj kilka skojarzeń związanych z ludźmi tonącymi, ale są to historie, które zakończyły się szczęśliwie i pozytywnie. Pamiętamy zapewne Pana Jezusa, który pewnego dnia chodził po wodzie, co samo w sobie było ewidentnym cudem. Kiedy zobaczył to Apostoł Piotr, zapytał swojego Mistrza: „Jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do Ciebie po wodzie. Przyjdź – polecił Jezus. I Piotr wyszedł z łodzi, szedł po wodzie i zbliżył się do Jezusa. Jednak potężny wiatr przestraszył go i gdy zaczął tonąć, zawołał: Panie, ratuj mnie. Jezus natychmiast wyciągnął rękę, uchwycił go i powiedział: O, małowierny, dlaczego zwątpiłeś?” (Ew. Mat 14,28-31). 

Ta historia jest piękną alegorią naszego życia. Przez ten przykład Jezus uczy nas, żebyśmy potrafili Mu zaufać w sytuacjach po ludzku beznadziejnych lub niemożliwych dla nas. Mamy patrzeć na Jezusa, a nie na różnego rodzaju przeciwności i strachy wokół nas. Jeśli zaufamy naszemu Zbawicielowi, wtedy będziemy w stanie „chodzić po wodzie” – czyli doświadczać cudów w naszym życiu. A kiedy zaczniemy tonąć z powodu zbyt słabej wiary, On zawsze wyciągnie swą rękę, by nas uratować. Na tym między innymi polega prawdziwa wiara chrześcijanina.

Pamiętamy zapewne innego niedoszłego topielca, który również omal nie utonął, ale z innego powodu. Mam na myśli proroka Jonasza, który sprzeciwił się woli Boga, któremu służył i zamiast iść do Niniwy i ostrzegać to grzeszne miasto przed Bożym gniewem i zagładą, uciekał drogą morską w zupełnie przeciwnym kierunku. Najdalej, jak się tylko da. Pan Bóg zesłał jednak potężny sztorm i kiedy żeglarze dowiedzieli się, że ten żywioł Bóg wzniecił z powodu grzechu Jonasza, postanowili – na jego zresztą wniosek – wrzucić go do morza. Wtedy wzburzone morze natychmiast uspokoiło się. Jonasz jednak nie utonął, ponieważ Pan Bóg zesłał wielką rybę, która połknęła Jonasza, a po trzech dniach wypluła go żywego na ląd. Ciąg dalszy tej niezwykłej historii biblijnej, która wcale nie jest mitem, możemy przeczytać w starotestamentowej Księdze Jonasza.

Czasem „toniemy” duchowo z powodu nieposłuszeństwa Bogu, ponieważ robimy po swojemu i podejmujemy często lekkomyślne decyzje życiowe. A potem żałujemy i toniemy we łzach, podłamani i zdruzgotani. Ale w historii Jonasza jest również zawarta nadzieja, że Pan Bóg jest w stanie uratować nas również z tak ekstremalnych opresji życiowych. Nie utoniemy, o ile w dalszym życiu będziemy Go szanować oraz okazywać Bogu posłuszeństwo i zaufanie. 

I jeszcze trzeci przykład. Mam na myśli podróż morską Apostoła Pawła do Rzymu, ponieważ zagrożony śmiercią przez swoich rodaków, którzy chcieli go zgładzić z powodu zwiastowania o Jezusie-Mesjaszu, odwołał się do cesarza. W Dziejach Apostolskich czytamy o tym, że w czasie żeglugi w statek, który przewoził wraz z Pawłem aż 276 osób, uderzył potężny huragan. Na Adriatyku szalał sztorm, który trwał dwa tygodnie bez przerwy. Ludzie stracili wszelką nadzieję na ocalenie. Paweł jednak otrzymał od anioła zapewnienie we śnie, że nikt z tych ludzi nie zginie, tylko statek. Usłyszał słowa: „Nie bój się, Pawle. Musisz stanąć przed cesarzem. Ponadto Bóg podarował ci wszystkich, którzy płyną z tobą” (Dzieje Apostolskie 27,24). I tak się stało, wszyscy dopłynęli do wyspy Malty, statek rozbił się o skały, ale wcześniej ludzie szczęśliwie dopłynęli do brzegu. Nikt nie utonął, a mogło dojść do wielkiej katastrofy. 

Czasem nie zdajemy sobie sprawy z tego, że ze względu na kogoś, kto jest wierny Bogu, Stwórca ratuje i chroni też innych ludzi, bo nikt nie może pokrzyżować Jego planów. Jako ludzie wierzący modlimy się na naszych nabożeństwach nie tylko o członków swojego kościoła, ale także o wielu innych w naszym mieście i okolicy. O tych, którzy potrzebują Bożej łaski i pomocy w trudnych chwilach, a są naszymi znajomymi z pracy czy sąsiedztwa. To jest nasza powinność, szczególnie wobec tych, którzy nas o to proszą, a Pan Bóg słucha naszych modlitw i odpowiada na nie według swojej woli. Nie musisz tonąć – możesz mieć ratunek w twoim Bogu. Tylko wierz i nie zwątp!


pastor Andrzej Seweryn
(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Ludzie godni szacunku

Co jakiś czas możemy przeczytać o wynikach badań lub rankingach na najbardziej popularnych lub najbardziej szanowanych polityków albo też wyniki badań dotyczących różnych profesji, które pokazują, jakie zawody cieszą się największym szacunkiem w oczach ludzi dzisiaj. W tej ostatniej „klasyfikacji” zawsze wysokie miejsca zajmują na przykład strażacy, którzy z narażeniem życia gaszą często bardzo niebezpieczne pożary, ratują ludzi w czasie tragicznych zdarzeń na drogach czy nawet pomagają zwierzętom, które z różnych powodów znalazły się w tarapatach.


Są ludzie, którzy uprawiają takie zawody, które wymagają coś więcej niż tylko umiejętności i wiedzy, lecz łączą się z tzw. powołaniem. Tak mówimy często o nauczycielach czy pielęgniarkach, lekarzach i terapeutach, nie zapominając również o różnych osobach tzw. stanu duchownego. Są to kategorie ludzi szczególnego zaufania społecznego, od których wymaga się nie tylko profesjonalizmu, ale także dobrze pojętego etosu pracy i dobrze wykonywanego zawodu. Tych ludzi wyróżnia często również oficjalny strój czy mundur, który podkreśla wyjątkowość tego, co ci ludzie starają się wykonywać nie tylko w ramach swoich obowiązków, ale także tak zwyczajnie, od serca, z pasją i poświęceniem.


Trochę żal, że coraz trudniej spotkać ludzi godnych zaufania, nie tylko z powodu specyficznego i zaszczytnego zawodu lub wręcz powołania, ale także z powodu ich codziennej postawy i honoru, który takim ludziom nie jest obcy. Zbyt często dowiadujemy się, niestety, że ktoś nieskazitelny i podziwiany przez lata, nagle się skompromitował, bo albo wyszły na jaw jego dawne przewinienia, bądź też kogoś poniosły nerwy i wszechobecna skłonność do konfliktów, więc „chlapnął” coś niegodziwego w Internecie, a potem został zmuszony przepraszać, ponieważ inni skrytykowali go solennie za kilka słów za dużo i za mocno powiedzianych.


Tymczasem potrzebujemy dzisiaj również ludzi godnych szacunku, na których moglibyśmy patrzeć z podziwem, naśladować ich, pokazywać naszej młodzieży, własnym dzieciom lub wnukom ich godne życie i zachowania. Tym bardziej, że współczesne media z Internetem na czele coraz wyraźniej koncentrują się na tym, co może zaszokować, zbulwersować, co jest skandalem lub perwersją, bo to chętniej ludzie oglądają i o tym chcą przede wszystkim czytać, a potem rozmawiać. Godne i przykładne życie – to nie jest medialnie chodliwy towar.


W najbliższą niedzielę w kościołach chrześcijańskich będziemy obchodzić Pamiątkę Zesłania Ducha Świętego, czyli dzień narodzin Kościoła chrześcijańskiego. Tego pamiętnego dnia po kazaniu Apostoła Piotra w Jerozolimie nawróciły się trzy tysiące ludzi, dla których Jezus z Nazaretu stał się osobistym Panem i Zbawicielem. W tych ludziach zaszła tak kolosalna zmiana, że ludzie patrzący na nich z boku byli pełni podziwu, nie mieli śmiałości się do nich dołączać, „chociaż lud miał ich w wielkim poważaniu” – jak czytamy w Dziejach Apostolskich (5,13).


Następne pokolenia chrześcijan z pewnością korzystały z dobrego przykładu apostołów i duchowych ojców, do których z pewnością zaliczał się również Apostoł Paweł. Ten Boży sługa miał odwagę powiedzieć innym: „Bądźcie naśladowcami moimi, jak ja jestem naśladowcą Chrystusa” (1 Koryntian 11,1). W swoim kolejnym liście do chrześcijan w Koryncie podkreślił z naciskiem: „Jak widzicie, zawczasu myślimy o tym, co dobre, nie tylko przed Panem, ale i przed ludźmi” (2 Koryntian 8,21). A ponieważ sam starał się być człowiekiem godnym szacunku, więc miał również prawo oczekiwać od innych chrześcijan, by ci nie ustawali w godnym postępowaniu” (2 Tesaloniczan 3,13).


Czy dzisiaj Pan Bóg nie ma takich samych oczekiwań wobec nas, jeśli uważamy się za chrześcijan, a więc za naśladowców Chrystusa? Odpowiedź jest chyba oczywista. Również duszpasterska rada Apostoła Piotra – jako że jest zapisana w Piśmie Świętym – ma wymiar ponadczasowy, a więc dotyczy i nas dzisiaj. Pisze on mianowicie tak: „Wszelkie sprawy wśród pogan prowadźcie w sposób szlachetny” (1 Piotra 2,12). Wszelkie – to znaczy dotyczące naszych relacji z innymi ludźmi, naszej uczciwości, moralności, godności na wszystkich płaszczyznach naszego codziennego życia.


Bo jeśli nie my, chrześcijanie, to jacy inni powinni być ludźmi godnymi szacunku i poważania? Zresztą, dlaczego mielibyśmy nie być takimi? Mamy oglądać się na innych? Jeśli zatem nie my, to inni narzucą nam swoje standardy i wartości, które nie będą miały wiele wspólnego z Bożymi przykazaniami zapisanymi w Piśmie Świętym.


Jestem oczywiście świadomy, że nie trzeba być koniecznie chrześcijaninem, by być człowiekiem przyzwoitym, honorowym i zachowującym się na poziomie. Problem jednak w tym, że coraz mniej jest takich ludzi, a my chrześcijanie mamy dodatkowe motywacje, by czuć powołanie od Boga do życia godnego ewangelii, czyli dobrej nowiny – jak pisał Apostoł Paweł w Liście do Filipian (1,27). Tą motywacją jest miłość do naszego Stwórcy za życie i świadome naśladowanie Jezusa, ponieważ On zbawił nas od naszych grzechów i zobowiązał do tego, żebyśmy byli do Niego podobni.


Nie pozwólmy sobie na obniżenie naszych duchowych i moralnych standardów, nie naśladujmy ludzi złych, zdeprawowanych, opanowanych nienawiścią czy niechęcią wobec innych. Niech w naszym otoczeniu i w naszym mieście będzie jak najwięcej ludzi godnych szacunku. Czy wśród nich dostrzegasz również siebie?

pastor Andrzej Seweryn
(andrzej.seweryn@gmail.com)
Read More →
Exemple

Nietypowy weekend

Zwykle uważa się, że weekend powinien być czasem odpoczynku, relaksu i „ładowania akumulatorów” na kolejny tydzień pracy. Ten ostatni jednak nie był wcale taki wypoczynkowy zarówno dla mnie, jak i dla naszej kościelnej wspólnoty w Szczytnie. Dla naszych rodaków i dla obywateli Unii Europejskiej również, wszak w ostatnią niedzielę odbywały się przecież ważne wybory do Parlamentu Europejskiego.

Trzeba mi było szczęśliwie i szybko wrócić z zagranicy, by jeszcze w ostatnią sobotę zdążyć na odbywające się od piątku obchody jubileuszu 50-lecia służby katechetycznej, jakie miały miejsce w naszym obiekcie kościelnym i jednocześnie Ośrodku Katechetycznym Kościoła Chrześcijan Baptystów w Świętajnie. Przez tyle bowiem lat nieprzerwanie, w czasie wakacji, odbywały się tam i do dzisiaj odbywają wakacyjne spotkania dzieci i młodzieży o charakterze chrześcijańskim, otwarte także dla ich rówieśników z innych konfesji.

Do Świętajna zjechała dość liczna grupa ludzi związanych z pracą katechetyczną w tym ośrodku. Niektórzy z gości uczestniczyli przed laty jako dzieci w tych wakacyjnych obozach, inni prowadzili te spotkania bądź byli wychowawcami grup. Jeszcze inni brali udział przed laty w licznych remontach, rozbudowie ośrodka, bądź też administrowali tym obiektem kościelnym, który na trwałe wpisał się w historię powojennej katechizacji i inwestowania duchowego w nasze dzieci i młodzież.

Trzeba przy tym pamiętać, że w okresie poprzedniego ustroju Polska miała wśród innych krajów socjalistycznych we Wschodniej Europie największą, choć mocno ograniczoną, wolność religijną. Przejawem tej wolności była między innymi możliwość organizowania letnich spotkań dzieci i młodzieży na terenie własnych obiektów kościelnych i z tej możliwości korzystały również Kościoły mniejszościowe. W okresie postalinowskim takie spotkania dzieci i młodzieży chrześcijańskiej nie były możliwe na przykład w byłym Związku Radzieckim czy Czechosłowacji. Mogły się jednak odbywać w naszym kraju i z tej możliwości korzystaliśmy.

Przed II wojną światową zbór baptystów w Świętajnie liczył ponad 700 ochrzczonych w wieku świadomym członków. W pobudowanym na początku XX wieku obszernym, dziś zabytkowym kościele gromadzili się ludzie wierzący z wielu okolicznych wiosek oraz z Piasutna, gdzie również mieszkało ponad sto osób naszego wyznania.

Jednak w wyniku tragicznych w skutkach działań wojennych, a potem powojennej emigracji wielu rodzin do Niemiec budynek kościelny opustoszał – jednakże nie na długo. Powstała bowiem idea stworzenia tam ośrodka katechetycznego dla dzieci i młodzieży. Obok budynku kościoła wzniesiono więc kilka nowych budynków z przeznaczeniem na bazę noclegową i zaczęto tam organizować wakacyjny wypoczynek dla dzieci i młodzieży.

Łatwo policzyć, że w ciągu ostatniego półwiecza przez ten ośrodek przewinęło się pewnie kilkanaście tysięcy osób, które w tej cichej i miłej wiosce gminnej spędzało wakacje. W tym roku również odbędzie się kilka turnusów i znowu w Świętajnie zaroi się od dzieci, które tu przyjeżdżają ze wszystkich niemal zakątków naszego kraju.

Zwieńczeniem obchodów 50-lecia baptystycznej służby katechetycznej w Świętajnie było uroczyste nabożeństwo z udziałem gości m. in. z Wrocławia, Gdańska i Tarnowa. Wyjątkowo w tę niedzielę nabożeństwo naszego zboru w Szczytnie zostało przeniesione do Świętajna, gdzie razem z naszymi gośćmi i przyjaciółmi celebrowaliśmy ten piękny jubileusz. Gościem szczególnym na tej uroczystości była Pani Wójt Gminy Świętajno, która przypomniała, że na terenie jej gminy oraz w Piasutnie, gdzie obecnie mieszka, było przed wojną wielu wyznawców wyznania baptystycznego. Dziękujemy Pani Wójt za obecność i miłe słowa życzeń na dalsze lata służby katechetycznej naszego Kościoła w Świętajnie.

Po uroczystości trzeba było jednak wracać do Szczytna i wraz z żoną spełnić naszą obywatelską powinność, oddając głosy w akcie wyborczym do Parlamentu Europejskiego, a potem jeszcze odwieźć jedną z uczestniczek uroczystości w Świętajnie na lotnisko w Szymanach, skąd nasza miła znajoma poleciała do Krakowa. Przy okazji dowiedziałem się, że obłożenia lotów do Krakowa są całkiem przyzwoite. Żyję więc uzasadnioną nadzieją, że nasze połączenie z królewskim miastem zostanie utrzymane na stałe. Jestem tym osobiście bardzo zainteresowany, wszak mam brata w tym mieście i chętnie skorzystam przy najbliższej okazji, by do niego polecieć choćby na kawę. Lotnicze skomunikowanie Mazur z południem Polski jest bez wątpienia bardzo ważne i uzasadnione. Trzymam więc kciuki za nasze lotnisko i jego dobrą przyszłość. Chwalę się nim zresztą, gdzie tylko się da.

Czekam również na otwarcie naszego molo, bo tak jakoś smutno wieczorem, kiedy nie palą się na nim żadne światła. Co prawda znowu będzie wieczorami głośno i gwarno jak każdego lata i nie będzie łatwo zasnąć bez zamknięcia okna, ale to przecież mazurskie lato, a miejsce na molo przeurocze. Jeśli do tego w najbliższej przyszłości zostanie wykonany remont ulicy Sienkiewicza, będziemy jeszcze bardziej szczęśliwi, bo teraz przejeżdżające i obładowane TIR-y sprawiają, że ziemia się trzęsie i nasz budynek też. Po nowej nawierzchni pojadą zapewne „jak po maśle”. Czego sobie i naszym sąsiadom na tej samej ulicy serdecznie życzę. I niech wreszcie przyjdzie prawdziwe i cieplutkie lato, bo jakoś nieprzyzwoicie spóźnia się w tym roku…

pastor Andrzej Seweryn
andrzej.seweryn@gmail.com

Read More →
Exemple

Niemożliwe jest możliwe

Bardzo żałowałem, że kilka dni poprzedniego tygodnia musiałem być w Rumunii i nie dane mi było obejrzeć dwóch rewanżowych meczów półfinałowych Ligi Mistrzów. Kiedy zaś dowiedziałem się potem, jakim rezultatem się one zakończyły i jak niezwykłe to były mecze, żałowałem jeszcze bardziej. Na szczęście w drodze powrotnej z zagranicy zatrzymałem się z żoną w domu mojego brata w Krakowie i tam obejrzałem skróty tych niezwykle emocjonujących spotkań piłkarskich oraz niesamowite bramki, które tam padły. 

Jednym z fenomenów piłki nożnej jest nieprzewidywalność tej bardzo popularnej w świecie dyscypliny sportu. Rozstrzygnięcia i wyniki meczów na każdym poziomie bywają czasem bardzo zaskakujące, a czasami wręcz niewiarygodne. Jest to bowiem sport zespołowy, a w tego rodzaju dyscyplinach liczy się nie tylko dyspozycja fizyczna i psychiczna każdego z zawodników danej drużyny, lecz także taktyka i przygotowanie drużyny pod względem mentalnym przez jej trenera. Ale to nie wszystko. Czasem mecz drużynie wychodzi, a czasem gra się nie klei, drużyna ma zły dzień albo ma w tym dniu mniej szczęścia od przeciwnika.

Zdarza się też tak, że jakaś drużyna przeważa i atakuje, a mimo to przegrywa mecz, bo wygrywa ten zespół, który strzeli po prostu więcej goli. Sam styl gry, zestaw utytułowanych gwiazd czy ich wartość rynkowa może powalić przeciwnika, ale na murawie zdarzyć się może wszystko, a scenariuszy niektórych meczów nie napisałby nawet najbardziej zwariowany taktyk czy spec od futbolu.

Kiedy Barcelona wygrała u siebie z Liverpoolem 3:0, wydawało się rzeczą niemożliwą, żeby w rewanżu angielska drużyna była w stanie strzelić hiszpańskim gwiazdorom aż cztery bramki. A jednak niemożliwe stało się możliwe – nie pierwszy raz w tej edycji Ligi Mistrzów i jak się okazało następnego dnia – nie ostatni. W Liverpoolu padły niesamowite cztery gole, przy czym ten ostatni przejdzie z pewnością do historii futbolu i będzie pamiętany przez kibiców przez lata. Oni wiedzą, o czym mówię. 

Następnego dnia w rewanżowym spotkaniu półfinałowym Ligi Mistrzów Tottenham pokonał na wyjeździe Ajax Amsterdam 3:2. Ci pierwsi strzelili decydującego gola w doliczonym czasie gry. Pierwszy mecz piłkarze Tottenhamu przegrali u siebie 0:2 i wydawało się, że rewelacyjnie grająca drużyna Ajaxu nie pozwoli sobie tym razem wydrzeć zwycięstwa. Wielu kibiców życzyło im tego, bo ci piłkarze wnieśli do obecnej edycji Ligi Mistrzów niesamowicie wiele świeżości i radosnego, ofensywnego futbolu, bijąc po drodze kilku utytułowanych rywali. Znowu niemożliwe stało się jednak możliwe – to angielski klub zagra w finale w Madrycie. Taki jest sport.

Często, jako zwykli ludzie, mówimy o pewnych sprawach dziejących się w naszym życiu, że to lub tamto jest po prostu niemożliwe. Nierzadko tak jest, ale nie zawsze. Na tym również polega piękno życia, które również potrafi nas niekiedy potężnie zaskoczyć – i to zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym sensie. Mówimy na przykład o pewnych marzeniach czy oczekiwaniach, że są zbyt wygórowane lub zbyt szalone, a jednak czasami się spełniają lub wydarzają w życiu. Wtedy też potrafimy się cieszyć, otwierać szeroko oczy ze zdziwienia i nieprawdopodobnego zaskoczenia, bo jednak stało się to, co wydawało się niemożliwe. To cud – powiadamy często. 

Bywa jednak i tak, że czasem zarzekamy się i mówimy, że coś podłego czy niegodnego z naszej strony nie ma prawa się wydarzyć, bo mamy swoje zasady i określony poziom przyzwoitości lub po prostu wyczulone sumienie i moralność, które wykluczają takie zdarzenia. Mówimy: to niemożliwe, żebym tak się zachował, tak postąpił, tak powiedział czy zrobił coś tak złego lub nieprzyzwoitego. A jednak po jakimś czasie okazuje się, że nerwy puściły, hamulce moralne odmówiły posłuszeństwa, daliśmy się łatwo sprowokować i cały nasz obraz osobistej przyzwoitości rozpadł się na kawałki w jednej chwili. 

Niejeden człowiek i nie raz jeden dał się złapać w pułapkę zbytniej pewności siebie. Zarzekał się i obiecywał sobie, że się nigdy nie potknie i nie spodli, a jednak życie pokonało go i boleśnie powaliło na kolana. Niejednego pewniaka spotkał taki los. Po takich doświadczeniach tak trudno się pozbierać i stanąć ponownie na nogi. Jednak trzeba to zrobić, bo życie to mecz składający się z wielu rund – jak w boksie, lub etapów – jak w wyścigu kolarskim.

Mnie interesują jednak raczej te miłe niespodzianki i nieprawdopodobne zwroty akcji – te w sporcie i te w życiu, które coś niemożliwego czynią możliwym i przywracają wiarę w piękno życia oraz ludzkich możliwości. A jeśli dodam do tego myśl o moim Bogu, który ma wręcz nieograniczone możliwości i dla którego wszystko jest możliwe, to wtedy tym bardziej chcę żyć blisko Niego, by doświadczyć takich ewidentnych cudów w swoim własnym życiu. Było ich dotychczas sporo i mam nadzieję, że Pan Bóg nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w tej materii.

Dlatego też ciągle uczę się modlić o rzeczy trudne, a czasami niemożliwe i nie jest to tylko kwestia mojej wyobraźni lub roszczeniowej postawy względem mojego Stwórcy, ile raczej dziecięcej wiary i pewności tego, czego się mogę spodziewać po moim Ojcu w niebie. Tego uczy mnie Słowo Boże, które czytam, rozważam i studiuję przede wszystkim dla siebie samego, a potem mam przywilej uczyć tego innych ludzi. Jeśli zdobędziemy się na odwagę, by uwierzyć i zaufać, wtedy Pan Bóg zaskoczy nas niejednokrotnie i niejedno „niemożliwe” wydarzy się po prostu w naszym życiu. Nasza wiara przestanie być wtedy jedynie pustym słowem. I o to Panu Bogu chodzi.

pastor Andrzej Seweryn
(andrzej.seweryn@gmail.com)
Read More →
Exemple

Moje dwie konstytucje

Kiedy piszę ten tekst, jest wieczór dnia 3 Maja, kiedy obchodzimy narodowe Święto Konstytucji. Z tej okazji odbyły się stosowne uroczystości państwowe, miał miejsce również wykład Przewodniczącego Rady Europy – Donalda Tuska na Uniwersytecie Warszawskim, a więc mojej uczelni, na której studiowałem w latach 70. ubiegłego wieku. Piszę ten tekst dzisiaj wieczorem dlatego, że – jak to w pastorskim życiu bywa – każdy weekend jest bardzo zajęty, a najbliższy poniedziałek spędzę za kierownicą auta w drodze na krótką pastorską konferencję w Rumunii. Trzeba więc wywiązać się z niełatwego zadania dostarczenia na czas materiału do kolejnego numeru naszego Tygodnika.

Szczególnie dzisiejszy dzień dostarczył nam Polakom wielu okazji, by podumać nieco głębiej nad naszymi prawami i powinnościami, które w swej podstawowej i zasadniczej formie są spisane w naszej Konstytucji. Byliśmy i jesteśmy dumni, że w historii konstytucjonalizmu nasz kraj zapisał się złotymi zgłoskami, pisząc drugą po amerykańskiej, pierwszą w Europie i całkiem – jak na owe czasy nowatorską – Konstytucję 3 Maja. Szkoda, że niedługo później losy naszej Ojczyzny potoczyły się w tak tragiczny sposób. Myślę oczywiście o 123 latach zaborów – definitywnej utraty niepodległości, którą odzyskaliśmy dopiero w 1918 roku.

Jestem głęboko przekonany o tym, że każdy myślący człowiek zdaje sobie sprawę z ważności ustanowionych praw i obowiązków obywatelskich, które opisuje nasza ustawa zasadnicza zwana Konstytucją. Każda wspólnota ludzka, a szczególnie narodowa, gdy chodzi o naród tak liczny jak nasz, potrzebuje zapisów, które określają zarówno naszą tożsamość, jak i nasze społeczne funkcjonowanie na różnych płaszczyznach i poziomach. Te z kolei porządkują nasze życie społeczne, dają obywatelom podstawowe prawa, a co za tym idzie, pewne poczucie porządku i elementarnego bezpieczeństwa.

Jako zwykli zjadacze chleba niezbyt mocno zdajemy sobie sprawę z tego, że te ustanowione prawa mamy obowiązek wspólnie respektować – dla naszego wspólnego dobra przecież. Oczywiście, że Konstytucja nie jest Pismem Świętym: natchnionym przez Boga i nieomylnym, bo jest dziełem ludzkim, ale jej napisanie, a potem wdrożenie w życie jest procesem żmudnym i wymagającym ogromnej wiedzy, doświadczenia i wyobraźni politycznej tych, którzy takiego dzieła się podejmują. Toteż ci wszyscy, którzy byli twórcami choćby ostatniej i obowiązującej nas wszystkich Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, zasługują na szacunek i pamięć. Jeśli zaś dzisiaj coś należałoby w niej poprawić czy zmienić, to należy to czynić z wielką rozwagą i odpowiedzialnością, bo jest to akt prawny najwyższej rangi.

Myślę jednak, że jako ludzie – nie tylko my, Polacy – mamy czasem problem z szacunkiem do prawa, nie tylko konstytucyjnego, lecz również każdego innego. Mamy bowiem często pokusę, by łamać wszelkie ustanowienia, regulacje, przepisy i często oraz zbyt pochopnie oraz nieodpowiedzialnie skłonni jesteśmy przyznać, że przepisy są przecież po to, by je łamać, albo przynajmniej obejść, jak tylko się da. Nagminnie widać ten proceder chociażby na naszych drogach, szczególnie w długie weekendy. Takie myślenie jest krótkowzroczne, wysoce szkodliwe i niebezpieczne, zbierając często straszne żniwo.

Podobnie rzecz się ma z podejściem do naszych praw duchowych i moralnych, które są nam, chrześcijanom, dane przez Boga poprzez Pismo Święte. Zbyt wielu ludzi i nazbyt często z paradoksalną dumą wyznaje: Ja to złamałem już wszystkie przykazania! Czy to może być powód do chluby, czy raczej do wstydu, a potem głębokiej pokuty? Liczę na to drugie – naiwnie – jako chrześcijanin żyjący w naszym chrześcijańskim kraju. Choć zdaję sobie sprawę, że określone w Słowie Bożym nasze prawa i obowiązki chrześcijańskie traktujemy coraz bardziej po macoszemu – na własne zresztą nieszczęście. A potem dziwimy się, lecz zbyt późno, że tą samą drogą kroczą potem nasze dorosłe dzieci, a potem wnuki.

Tak jak nie czytamy na co dzień naszej Konstytucji, tak też trudno nam się zmusić do przeczytania – i to ze zrozumieniem – naszej duchowej konstytucji. Chociażby zamieszczonych w czterech ewangeliach słów nauki Pana Jezusa, która nigdy się nie zdewaluowała i nie przestała być aktualna oraz obowiązująca nas, chrześcijan, po dziś dzień. Nie chodzi jednak tylko o przeczytanie lub wysłuchanie w kościele na niedzielnym nabożeństwie słów świętej Księgi, czyli głosu naszego niebiańskiego Ojca. Chodzi również o to, by te święte prawa i przepisy respektować, wprowadzać w czyn, a nie lekceważyć ich lub skrzętnie je omijać.

O ile bowiem ludzkie prawa i konstytucje mogą być niedoskonałe, o tyle „całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy i do wychowywania w sprawiedliwości” (2 Tym 3,16), abyśmy byli wyposażeni do wszelkiego dobrego dzieła. To oznacza, że nic dobrego nie wydarzy się w naszym życiu osobistym, ani wspólnotowym, jeśli nie weźmiemy pod uwagę wskazań i woli naszego Stwórcy. A On przecież nie jest tyranem czy okrutnym despotą mającym na względzie wyłącznie siebie i swój interes. On chce naszego dobra, bezpieczeństwa, naszego duchowego rozwoju i szczęścia nie tylko zresztą w wymiarze doczesnym, ale i wiecznym.

Szanujmy jako naród własną Konstytucję i wszelkie prawa służące dobru nas wszystkich. Szanujmy też Boże prawa, przykazania i nakazy, bo one są święte i doskonałe. Szczęśliwi są ci, którzy nie tylko respektują Bożą wolę w swoim życiu, ale także doświadczają jej błogosławionych skutków w osobistym życiu na co dzień. Warto spróbować i warto się o tym przekonać!

pastor Andrzej Seweryn
(andrzej.seweryn@gmail.com)


Read More →
Exemple

Bardzo lubimy długie weekendy. To czas odpoczywania, a jeśli do tego mamy okres wiosenny, letni lub wczesno-jesienny, wtedy ochoczo wyciągamy z zakamarków wszelkich garaży i piwnic nasze grille, kupujemy kiełbaski i …. hulaj duszo, piekła nie ma”. Wśród tych dłuższych dni bez pracy, które spędzają sen z oczu specjalistom od makroekonomii i pracodawcom, szczególnie pierwsze dni maja są wyjątkowo kuszące, by spędzić je na łonie natury, jeśli tylko pogoda dopisze.

Prognozy pogody są, póki co, niejednoznaczne, ale przed nami wolny niemal cały tydzień, wszak w środę mamy 1 Maja, zaś w piątek kolejne święto 3 Maja, a oba te dni są zaznaczone na czerwono w naszych kalendarzach. Jakoś się ten poniedziałek i wtorek przemęczymy, może niejeden weźmie urlop i przez cały tydzień nie splamimy swoich rąk robotą, bo ta przecież „głupiego lubi”. Tak przynajmniej próbujemy dopiec wszelkim pracoholikom, a usprawiedliwić własną, wrodzoną skłonność do lenistwa i „nicnierobienia”.

Mnie jakoś to rozleniwianie słabo wychodzi, więc piszę ten felieton, a muszę to zrobić wcześniej niż zwykle, bo nasza gazeta trafi do naszych rąk prawdopodobnie we wtorek, a nie – jak zwykle – w czwartek. Dosłownie przed chwilą przeczytałem wiadomość dzisiejszego dnia (mamy czwartek 25 kwietnia), że Związek Nauczycielstwa Polskiego podjął decyzję o zawieszeniu strajku nauczycieli od najbliższej soboty. Wielu uczniów, a szczególnie tegorocznych maturzystów, może więc odetchnąć z ulgą, bo o ich matury martwiliśmy się chyba najbardziej. A i strony tego ważnego społecznie sporu mogą nieco odetchnąć, choć sprawa postulatów nauczycieli nie została jeszcze definitywnie rozstrzygnięta. Oby jednak doszło do ostatecznego załatwienia tej sprawy, bo tu chodzi przecież o przyszłość naszych następnych pokoleń.

Dwa świąteczne dni w tym tygodniu dają również asumpt do przemyśleń na temat naszej tożsamości narodowej, właściwego rozumienia patriotyzmu i dumy z flagi państwowej. Ciągle mamy z tym poważne problemy, bo jako polskie społeczeństwo jesteśmy nadal i wciąż mocno podzieleni. Mamy obecnie dwie wersje historii narodowej, przynajmniej dwie różne definicje patriotyzmu, a wspólne i zgodne świętowanie ważnych świąt i państwowych rocznic jest nadal mrzonką lub marzeniem z gatunku science fiction. Szkoda.

Chciałbym więc życzyć nam wszystkim, byśmy potrafili wzajemnie uszanować różnice zdań i poglądów politycznych oraz różne formy świętowania, bo w końcu powinniśmy korzystać z wolności, której zdobycie kosztowało nasz naród bardzo dużo. Dajmy sobie i innym prawo takiego świętowania i takiego odpoczywania, jakie ktoś uważa za stosowne dla siebie samego. Nie bądźmy bezrefleksyjni, obojętni albo – co najgorsza – wyłącznie zdegustowani tym wszystkim, co tak trudno nam zaakceptować i uznać za swoje. Bo wtedy nie uda nam się ani poświętować godnie, ani odpocząć właściwie.

Skorzystajmy z okazji, by popatrzeć uważniej na świat wokół nas, szczególnie w te wiosenne dni. Zechciejmy dostrzec piękno i harmonię Bożego stworzenia, współgranie kolorów nieba i budzącej się na zielono przyrody. Posłuchajmy tak różnych śpiewów ptaków, które nie brzmią jednak jak kakofonia, lecz koją nasze uszy. Ta Boża orkiestra nigdy nie musi się stroić jak filharmonicy przed każdym koncertem, bo zawsze brzmi pięknie i harmonijnie. Słuchawki z uszu!!

Na tej pięknej ziemi my jako ludzie stworzyliśmy tyle niepięknych i szpetnych rzeczy. To niestety efekt naszej grzeszności, naszych tak silnych często, a jednocześnie coraz bardziej negatywnych emocji. Przeszkadzamy sobie nawzajem nazbyt często. Nie szanujemy jedni drugich, ciągle w nas ta diabelska „ambicja”, żeby zawsze było po mojemu, moje na wierzchu, a inni się w ogóle nie liczą. Unieszczęśliwiamy się na potęgę i nasze doczesne życie coraz bardziej traci sens i prawdziwą wartość.

Tak chciałoby się wierzyć, że tych kilka wolnych dni potrafimy właściwie spożytkować, parę ważnych spraw przemyśleć i pozałatwiać właściwie, żeby nam było lżej na duszy i łatwiej we wspólnym życiu. Póki jeszcze wiosenne deszcze nie nadeszły, a czekamy na nie z tęsknotą, bo susza przeokrutna i przyroda mocno przygaszona, póki więc jeszcze nie odpalamy kosiarek, pobądźmy ze sobą w odrobinie ciszy i zadumy. Pospacerujmy i porozmyślajmy, a byłoby jeszcze lepiej, żebyśmy tak na osobności, intymnie i od serca, porozmawiali z naszym Bogiem. Własnymi słowami i własnymi myślami. Szczerze i otwarcie.

A kiedy już powiemy Mu, co nam w duszy gra, posłuchajmy, co On ma nam do powiedzenia. Bądźmy na to gotowi, a On z pewnością przemówi i dotknie naszych serc, umysłów i sumień. Powie nam, jak mamy konkretnie zrobić te „duchowe wiosenne porządki”. Najwięcej Jego dobrych rad i wskazówek znajdziemy oczywiście w Piśmie Świętym. Mamy je w zasięgu ręki. Może warto do niego zajrzeć – może pierwszy raz w życiu – a to, co tam przeczytamy, odnieśmy potem bezpośrednio do naszego własnego życia.

Wtedy znajdziemy siłę i motywację, by wiele starych i złych rzeczy pozamiatać – nie pod przysłowiowy dywan – lecz wyrzucić na śmietnik i nigdy więcej w nim nie grzebać. Zacząć coś od nowa, poczuć duchowe odświeżenie, odetchnąć z ulgą i poczuć na nowo radość życia. Tego życzę moim Drogim Czytelnikom na czas tej długiej majówki.

pastor Andrzej Seweryn
andrzej.seweryn@gmail.com
Read More →
Exemple

Poświąteczne pytania

Ostatnie dni były bardzo bogate w wydarzenia, zarówno te w wymiarze duchowym, jak i te w wymiarze ogólnym, światowym. Z jednej strony przeżywaliśmy – każdy na swój sposób – tragiczny pożar katedry Notre Dame w Paryżu, a potem straszliwe w skutkach zamachy terrorystyczne na Sri Lance, gdzie zginęło 310 ludzi, a rannych zostało około 500 innych osób. Te ostatnie wydarzenia były tym bardziej przerażające, że wydarzyły się w niedzielę Wielkanocną i dotknęły wielu chrześcijan zgromadzonych na świątecznych nabożeństwach, w czasie których celebrowano szczególną pamiątkę zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Niestety, kolejka męczenników za wiarę znowu się wydłużyła.

Nieszczęście dotknęło tak wielu ludzi i znowu religijny wymiar tych szczególnych świąt chrześcijaństwa stał się bardzo ostrym kontrastem do tego, co się ostatnio wydarzyło, a co nie jest nam przecież obojętne. Boża dobroć, łaskawość i miłosierdzie okazane ludzkości w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa zderzyły się z tak strasznymi skutkami ludzkiej grzeszności. Zobaczyliśmy na własne oczy, do czego zdolny jest człowiek, w którego sercu nie ma Boga. Tego Boga, który jest miłością i źródłem wszelkiego dobra. Boga Ojca, który posłał na ten grzeszny świat swojego Jednorodzonego Syna, by ten umarł za nasze grzechy i przewinienia, a po trzech dniach zmartwychwstał, by dać nam obietnicę zwycięstwa nad śmiercią i wiecznego życia.

Pan Bóg chce naszego dobra, a życie – to doczesne a nade wszystko wieczne – jest tym darem, który nasz Stwórca oferuje każdemu człowiekowi. Kiedy odtrącamy ten dar, stajemy się ludźmi na usługach szatana, a ten szaleje dzisiaj, nienawidzi, kłamie i zabija, używając do tego tych, którzy świadomie bądź nieświadomie jemu służą. Skutki jego działania widzieliśmy na Sri Lance, a także na naszych drogach, gdzie w czasie świątecznego weekendu zginęły kolejne dziesiątki ludzi. Bo górę wzięła brawura, nieodpowiedzialność, alkohol i narkotyki oraz elementarny brak szacunku dla ludzkiego życia. 

Mamy za sobą te szczególne święta i jestem ciekawy, jak je przeżyliśmy. Życzyliśmy sobie przecież spokojnych, pogodnych i radosnych świąt. Czy rzeczywiście takie były? Czy udaliśmy się do kościoła, by posłuchać Słowa Bożego i nieco lepiej zrozumieć sens tych świąt? Czy otworzyliśmy choć raz Pismo Święte, by przeczytać o śmierci Pana Jezusa oraz Jego zmartwychwstaniu? Czy pomyśleliśmy o tym, co to wszystko znaczy dla nas dzisiaj? Czy w ogóle zauważyliśmy jakiś związek tych wydarzeń ewangelicznych z naszym osobistym życiem?

A jeśli byliśmy w kościele, to co usłyszeliśmy i zrozumieliśmy z tego wielkanocnego przesłania? Czy było ono dla nas jasne i czytelne i czy dotknęło naszych serc, sumień i dusz? Czy pozbyliśmy się choć trochę lęku przed śmiercią, skoro Pan Jezus zwyciężył śmierć i uwolnił nas, wierzących, od lęku przed nią? Czy wreszcie dotarło do nas to, że jesteśmy istotami, które Bóg przeznaczył do wiecznego życia, które nigdy się nie skończy?

Zbyt często w naszym chrześcijańskim kraju słyszy się głębokie powątpiewanie ludzi w realność życia wiecznego. Przygnieceni ciężarem życia doczesnego i osobistą niewiarą ludzie powiadają z rezygnacją w głosie, że nie ma się czego dobrego spodziewać, wszak śmierć jest przecież nieuchronna, czeka więc nas grób i to już definitywnie koniec wszystkiego. Nikt bowiem nie powrócił z zaświatów i nie dał nam dowodu na to, że życie po śmierci naprawdę istnieje. Może więc jest jedynie płonną nadzieją wierzących, którzy coraz częściej traktowani są jako ludzie naiwni, niedzisiejsi i zacofani w swoich religijnych zabobonach.

No cóż, niech sobie inni mówią z drwiącą przekorą, że Boga nie ma, piekła i nieba też, diabeł nie istnieje, zaś liczy się tylko tu i teraz. Niech sobie inni drwią z chrześcijaństwa i obietnic zapisanych w Bożym Słowie. W końcu każdy niedowiarek ma do tego prawo. Tylko że to prawo niesie za sobą bardzo poważne konsekwencje, których nie sposób przemilczeć. Dlatego też pragnę przywołać słowa samego Pana Jezusa, który w swoim nauczaniu wypowiedział bardzo poważne słowa. Brzmią one następująco: „Nadchodzi godzina, kiedy wszyscy w grobach usłyszą Jego [tzn. Jezusa] głos. I wyjdą ci, którzy czynili dobro, aby powstać do życia, a ci, którzy postępowali podle, aby powstać na sąd” (Ew. Jana 5,28-29). W innym miejscu Pan Jezus podzielił ludzi na dwie kategorie i powiedział, że jedni odejdą sprzed Jego tronu sądu, „by ponieść wieczną karę, sprawiedliwi zaś wkroczą w życie wieczne” (Ew. Mateusza 25,46).

Jeśli przyjdzie nam kiedyś umrzeć, to musimy pamiętać, że wszyscy kiedyś zmartwychwstaniemy i wszyscy będziemy żyć wiecznie – bez względu na to, czy w to wierzymy czy nie. Pytanie brzmi: do której grupy ludzi będę zaliczony przez sprawiedliwego Boga? Czy do tych, którzy poniosą wieczną karę i na wieki będą żyć z dala od obecności Pana, czy też do tych, którzy wkroczą w życie wieczne i będą na wieki ze swoim Panem, oglądając Go twarzą w twarz (1 List Jana 3,3).

Gra toczy się o najwyższą stawkę – o naszą wieczność. Nie lekceważmy tej kwestii. Bo jeśli nawet nie mieliśmy czasu i chęci, by o tym pomyśleć w czasie ostatnich świąt, to jednak możemy to rozważyć każdego innego dnia, póki jeszcze trwa czas Bożej łaski i cierpliwości. Ten czas jednak już niedługo się skończy. Oby nikt z nas tego nie zbagatelizował. Bo jeśli nawet – jako ludzie wierzący – mielibyśmy się mylić, to nie stracimy nic. Jeśli jednak mylą się ci, którzy dzisiaj wątpią i nie wierzą, to muszą pamiętać, że odrzucając Boga i wiarę w Jego obietnice – stracą absolutnie wszystko!

pastor Andrzej Seweryn
andrzej.seweryn@gmail.com

Read More →
Exemple

Granice naszej wiary

W tegorocznym kalendarzu dni tego tygodnia mają charakter szczególny. Okres ten
chrześcijanie nazywają Wielkim Tygodniem lub bardziej potocznie Świętami Wielkanocnymi.
Przed nami więc znów okres świąt, z którymi coraz więcej ludzi ma problemy i to dość
przyziemne. Jak się do nich przygotować, jakie zakupy zrobić, jak w końcu je obchodzić? Coraz
częściej koncentrujemy uwagę raczej na tym jak celebrować niż na tym, co celebrować, a więc
co te święta znaczą i dlaczego tkwią nadal w naszej religijnej tradycji.
Dla jednych będzie to więc święto wiosny, dla jeszcze innych dni bez specjalnego znaczenia i
raczej nudne, a które trzeba będzie jakoś przeżyć i zagospodarować – w kinie, supermarkecie
czy przy komputerze, bo i z rodziną przy stole nie zawsze jest miło i przyjemnie. A potem znowu
wróci codzienny rytm życia i tak dalej, aż …do następnych świąt, które znowu staną się dla nas
kłopotliwe.


Tymczasem każde święto coś przypomina, przywołuje jakieś istotne przesłanie, które było
ważne dla ludzi przez wieki, a dziś, niestety, traci na znaczeniu, bo stajemy się coraz bardziej
nowocześni. Zrywamy z tradycjami, bo to dzisiaj niemodne i staroświeckie. Stajemy się
bezrefleksyjnymi niewolnikami nowych, świeckich tradycji, które wcale nas nie ubogacają ani
duchowo, ani intelektualnie, a cieszą jedynie tych, którzy na tych świętach zarobią i to krocie.
Nie zapomnijmy jednak w tym roku o tym, że dni Wielkiego Tygodnia to dla nas chrześcijan (i
nie tylko) niepowtarzalna w roku okazja do zatrzymania się na chwilę w biegu życia i do zadania
sobie pytania o granice naszej wiary. Bo w co tak naprawdę wierzymy i co jest tak naprawdę
ważne w naszym życiu? Czy tylko wierzymy w Boga, czyli w Jego istnienie – i to wszystko, na co
nas stać?


Biblijna definicja mówi nam, że wiara jest pewnością (lub gwarancją) tego, czego się
spodziewamy, przekonaniem o prawdziwości tego, co niewidzialne (Hbr 11,1). A skoro Wielki
Tydzień to wspomnienie męki i śmierci Jezusa Chrystusa, a potem Jego chwalebnego
zmartwychwstania po trzech dniach, to jaki to ma związek z naszym życiem i naszą wiarą? Czego
się spodziewamy i czego jesteśmy pewni, jeżeli uważamy się za ludzi wiary?
Potrzeba nam wewnętrznego wyciszenia, o które tak dzisiaj trudno, by zadać sobie pytanie o
sens śmierci niewinnego Zbawiciela. Bo przecież nie został ukarany za swoje własne
przestępstwa i grzechy. A więc za czyje? Czy granice mojej wiary sięgają tak daleko mojej
wyobraźni, by uznać, że również za moje grzechy i błędy?

U grobu swojego przyjaciela Łazarza Jezus wypowiedział fundamentalne słowa: „Ja jestem
zmartwychwstaniem i życiem. Kto we mnie wierzy, choćby nawet umarł – żyć będzie. A każdy,
kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki. Czy wierzysz w to?” J 11,25-26) – pytał Jezus
Martę, siostrę Łazarza. Ale to jest również pytanie do mnie i do ciebie dzisiaj.
Jest jeszcze inny problem z wiarą i jej granicami w naszym umyśle i sercu. Został on zauważony
przez Apostoła Pawła, który napisał: „Jak mogą niektórzy z was twierdzić, że nie ma
zmartwychwstania? Bo jeśli nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie został wzbudzony (…) i
daremna jest wasza wiara. Nadal ciążą na was grzechy (…). Jeśli Chrystus jest naszą nadzieją
tylko w tym życiu, to jesteśmy ze wszystkich ludzi najbardziej godni pożałowania” (1 Kor. 15,12-
14.17.19). Zapytaj więc siebie, czy żyjesz wyłącznie w wymiarach swojego ziemskiego życia, czy
też granica twojej wiary sięga poza doczesność?


To smutne, że coraz więcej ludzi twierdzi, że w takie rzeczy nie wierzy. Nie wierzę w nic, czego
się nie da dotknąć, zmierzyć i doświadczyć na własnej skórze – powiadają. Tylko że to nie jest
wtedy wiara. Bo wiara jest pewnością tego, czego się spodziewam, czego jeszcze nie
doświadczyłem, na co czekam z niezłomną nadzieją oraz dlatego, że ktoś mi to obiecał i temu
komuś wierzę bezgranicznie. Nie chodzi więc o to tylko, że wierzę w istnienie Boga, ale mam
pełne zaufanie do Jego obietnic dotyczących nie tylko mojej doczesności, ale także wieczności.
Chrześcijańska wiara sięga bowiem poza śmierć i grób, poza naszą skończoną doczesność, a
sięga nieba i nieskończonej wieczności z Bogiem.


Dobrze, że w Wielki Piątek na przykład w Niemczech czy Kanadzie jest święto – dzień wolny od
pracy i bardzo szkoda, że w Polsce nadal ludzie tego dnia pracują. Czas tego tygodnia to okazja,
by poczytać w Ewangelii relacje o męczeństwie i śmierci Chrystusa, pójść do kościoła, by zatopić
się w modlitwie i głębokich myślach na temat mojej wiary, a kiedy przyjdzie niedziela –
celebrować z radością dzień zmartwychwstania Jezusa – Jego triumfu nad śmiercią, grzechem i
szatanem. Celebrować tę pamiątkę jako akt mojej wiary, że choć również ja pewnego dnia
umrę, to jednak wierzę, że pewnego dnia zmartwychwstanę, by żyć z Bogiem na wieki. Bo Jezus
mi to obiecał!


Wiara w pusty krzyż i pusty grób Jezusa niech przekroczy doczesne wymiary naszej wiary i ukaże
nam jej wieczne piękno. Pamiętajmy również słowa biblijnej obietnicy: „Czego oko nie widziało i
ucho nie słyszało, i co do serca ludzkiego nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy go
miłują” (1 Kor. 2,9).

pastor Andrzej Seweryn
(andrzej.seweryn@gmail.com)
Read More →
Exemple

Zrośnięty na zawsze

Aż trudno uwierzyć, że od tamtego wydarzenia minęło już 14 lat. Była to historia jak z bajki, choć wydarzyła się naprawdę, a żyła nią nie tylko cała Polska. Chodzi o udaną operację rozdzielenia bliźniaczek syjamskich z Janikowa, Darii i Olgi Kołacz. Ten skomplikowany i kosztowny zabieg sfinansował następca tronu Arabii Saudyjskiej i był to niebywały, zaskakujący gest tego bardzo bogatego człowieka. Dziś dziewczynki mają po 15 lat, są w pełni zdrowe i w przyszłym roku rozpoczną naukę w liceum. Czas szybko leci, a ja pamiętam tamto sensacyjne wydarzenie, które opisywały wtedy wszystkie media.

Przypomnę tylko, że Daria i Olga przyszły na świat dnia 8 października 2003 roku w Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Ciałka dziewczynek były zrośnięte dolnym odcinkiem kręgosłupa i końcowym fragmentem przewodu pokarmowego. Dodatkowym problemem było to, że Olga miała jedną nerkę, a Daria – dwie. Żeby obie mogły przeżyć i żyć normalnie, konieczna była bardzo skomplikowana operacja. Amerykanie z Filadelfii chcieli je zoperować za 1,5 mln dolarów, zaś londyńscy chirurdzy za 50 tys. funtów. Były to sumy absolutnie nieosiągalne dla skromnej rodziny mieszkającej w Środowiskowym Domu Pomocy Społecznej w Janikowie.

Jeden z krewnych matki dziewczynek postanowił opisać całą tę sprawę po angielsku i zamieścił swój tekst w Internecie wraz z apelem o pomoc w sfinansowaniu ich operacji.  Po jakimś czasie otrzymał nieoczekiwany list od dr. Mohameda Elgammala z królewskiego szpitala w Rijadzie, stolicy Arabii Saudyjskiej.  Lekarz ten przeczytał o bliźniaczkach w sieci i opowiedział o nich swojemu koledze, dr. Abdullahowi Al Rabeeahowi – szefowi chirurgów dziecięcych, a następnie ówczesnemu księciu, następcy tronu Arabii Saudyjskiej, Abdullahowi bin Abd al-Aziz Al Saudowi. Książę bez wahania podjął decyzję: Zapłacę za tę operację. I słowa dotrzymał.

Na jego koszt matka z dziewczynkami przyleciała do Rijadu, gdzie dnia 3 stycznia 2005 roku odbyła się ta bardzo skomplikowana operacja. Trwała aż 18 godzin, a wzięło w niej udział 50 lekarzy-chirurgów i pielęgniarek. Tym wydarzeniem żyła wtedy cała Polska oraz Arabia Saudyjska. Ta wieloetapowa operacja w pełni udała się i po okresie niemal 3-miesięcznej rekonwalescencji oraz rehabilitacji, dnia 23 marca 2005 roku, szczęśliwa mama wraz ze zdrowymi dziewczynkami wróciła do Polski. Jeden z dziennikarzy nazwał tę całą historię jak z „Baśni tysiąca i jednej nocy”. Niezwykle hojny gest serca jednego człowieka uszczęśliwił matkę tych dzieci, a dziewczynkom zapewnił nowe i szczęśliwe życie! 

Warto pamiętać i przypominać takie historie, które krzepią serca i dają nadzieję na to, że i dzisiaj są jeszcze pokłady człowieczeństwa, współczucia i wrażliwości w sercach ludzi dobrej woli. Wciąż mamy bowiem do czynienia z nieszczęściami ludzkimi, przy czym nieszczęścia poważnie chorych dzieci szczególnie chwytają za serce. Tym bardziej, że ich zrozpaczonych często rodziców najzwyczajniej nie stać na ratowanie życia i zdrowia swoich pociech. Dlatego nie trzeba mieć milionów petrodolarów na koncie, by pomóc komuś, którego potrzeby go przerastają, a nie są to tylko czyjeś zachcianki czy fanaberie. Mówimy o sytuacjach, gdy chodzi o ratowanie życia i zdrowia bezbronnych dzieci.

Od czasu do czasu słyszymy o tzw. bliźniętach syjamskich, które rodzą się zrośnięte ze sobą i trzeba je rozdzielić, by mogły dalej żyć. Czasem są to operacje prostsze, ale są również przypadki bardziej skomplikowane, zaś niekiedy dramatyczne, kiedy można operacyjnie uratować tylko jedno z dzieci. Każdy taki przypadek jest nieszczęściem i wielkim problemem dla rodziców oraz zrośniętych ze sobą bliźniaków. Na szczęście historia Darii i Olgi ma swoje bardzo szczęśliwe i unikalne zakończenie. 

Na kanwie wspomnień tego wydarzenia sprzed lat przychodzą mi na myśl słowa Pana Jezusa, który pewnego dnia powiedział do swoich słuchaczy: „Trwajcie we Mnie, a Ja w was. Podobnie jak pęd nie może przynosić owocu sam z siebie, jeśli nie tkwi w winorośli, tak i wy, jeśli nie będziecie trwali we Mnie” (Ew. Jana 15,4). W tej metaforze krzewu winorośli Jezus zawarł ważną, duchową prawdę odnoszącą się do relacji człowieka z Nim. Niektórzy dzisiaj nie mają żadnej duchowej relacji z Jezusem, innych łączy z Nim okazjonalna więź od święta albo „gdy trwoga”, bo dopiero wtedy w desperacji wołają: „O Jezu, pomóż!”. 

Naszemu Zbawicielowi chodzi natomiast o to, żeby nas, chrześcijan, łączyła z Nim permanentna, wręcz organiczna – w sensie duchowym – więź i stałe połączenie. Takie, jakie ma gałązka na drzewie czy na krzewie. Gdy jest złamana lub oderwana od pnia, natychmiast usycha i umiera. Dopóki jednak jest złączona z pniem, wtedy czerpie z niego soki, jest żywa, ma piękne liście, a jeszcze do tego jest w stanie przynieść owoc. Dlatego Pan Jezus dodał słowa: „Bo beze mnie nie jesteście w stanie nic uczynić” (Ew. Jana 15,5).

O ile bliźnięta syjamskie zrośnięte ze sobą stanowią wielkie nieszczęście i nie zawsze daje się je bezpiecznie rozdzielić, o tyle my, jeśli poważnie traktujemy swoją chrześcijańską wiarę, powinniśmy być na zawsze zrośnięci duchowo z naszym Panem i Zbawicielem. Takie jest Jego pragnienie i oczekiwanie wobec nas. On swoje życie poświęcił za nas po to, byśmy w łączności z Nim doświadczali wielu Bożych błogosławieństw. Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, jak tę łączność z Nim mieć na co dzień. To jest bowiem kwestia świadomego wyboru naszego stylu życia: albo z Nim, albo bez Niego! Zdecydowanie lepiej i rozsądniej wybrać tę pierwszą opcję!

pastor Andrzej Seweryn
andrzej.seweryn@gmail.com


Read More →
Exemple

Nie strać swojej rodziny

W ostatnią niedzielę rano z lotniska w Addis Abebie w Etiopii wystartował samolot Boeing 737 MAX 8, który w etiopskich liniach lotniczych latach od niedawna jako nowa maszyna. Na pokładzie było 149 pasażerów oraz 8 członków załogi. Celem podróży była stolica Kenii, Nairobi. Niestety, zaledwie sześć minut po starcie, niedaleko miasta Debre Zeit, około 60 km na południowy wschód od stolicy Etiopii, doszło do kolejnej katastrofy lotniczej, w której zginęli wszyscy, w sumie 157 osób.


Katastrofy lotnicze przykuwają uwagę mediów, ponieważ zwykle kończą się bardzo tragicznie. W telewizji lub w Internecie można zresztą oglądać filmy dokumentalne o wielu katastrofach samolotów i często zaskakują nas fakty mówiące o tym, jak różne czynniki są ostateczną przyczyną tych nieszczęśliwych wypadków lotniczych. Czasem zawodzi człowiek, czasem pogoda, a czasem technika lub kilka z tych czynników jednocześnie. Co było przyczyną tej ostatniej katastrofy, której nie towarzyszyła zła pogoda, a i sam samolot był prawie nowy, zaś pierwszy pilot był bardzo doświadczony – tego jak na razie nie wiemy, lecz dowiemy się pewnie za jakiś czas. Jednak życia tych, którzy zginęli, nikt im nie przywróci.


Zawsze staram się głęboko współczuć rodzinom tych, którzy stracili swoich bliskich w takich tragicznych, nie tylko lotniczych zresztą, zdarzeniach. Czasem modlę się o tych, którzy cierpią i przeżywają traumę w tak bolesnych okolicznościach. Czekali na lotnisku, może z kwiatami w rękach, ale nie doczekali szczęśliwego powitania tych, na których czekali z radością i już nigdy ich nie zobaczą. Trudno sobie wyobrazić coś takiego i nie chciałbym, by ktokolwiek z nas doświadczył takiego bólu i takiej straty!


Często czytamy w mediach o liczbie tych, którzy zginęli i pozostają oni anonimowi, bo ich nie znamy. Kiedy jednak przeczytałem o tym, że w tej ostatniej katastrofie w Etiopii zginęli żona, córka i syn wiceprzewodniczącego Słowackiej Partii Narodowej, posła Antona Hrnko, wtedy uświadomiłem sobie, że ten nieznany mi polityk w jednej chwili stracił całą swoją najbliższą rodzinę! Jakiż to musi być cios i ból serca i co musi czuć człowiek w obliczu takiej strasznej straty! Trzeba się modlić o takich ludzi, nawet jeśli ich nie znamy, bo tylko pomoc z góry pozwoli im przez to przejść.


Tragiczna śmierć każdej pojedynczej osoby to nieopisane nieszczęście, a cóż dopiero, kiedy ktoś w wyniku tragicznej katastrofy traci całą swoją rodzinę. Tak zdarza się także wskutek wypadków samochodowych, pożarów, trąb powietrznych czy katastrof morskich. Toteż głęboki sens ma nasza modlitwa, kiedy siadamy za kierownicą auta i rozpoczynamy podróż. Sam to praktykuję od lat. Podobnie czynimy z żoną, gdy odprawiamy nasze dzieci z wnuczkami, czy gości, którzy od nas odjeżdżają. Żegnamy ich modlitwą i cieszymy się potem, kiedy powiadamiają nas, że z Bożą pomocą dotarli szczęśliwie do celu podróży lub wrócili do domu.


Śmierć rodziny słowackiego polityka sprowokowała mnie do refleksji nad tym, że czasami ktoś sam doprowadza do nieszczęścia całą swoją rodzinę. Nie chodzi mi o to, że ktoś na przykład pod wpływem alkoholu prowadził auto i zabił swoich bliskich, choć i tak się przecież zdarza. Mam raczej na uwadze sytuacje, kiedy ktoś niszczy swoją rodzinę w inny sposób. Na przykład przez swoją lekkomyślność, zaniedbanie, działalność przestępczą, niewierność małżeńską i rozwód, lub przez zadłużenie czy stosowaną w rodzinie przemoc. W takich przypadkach cała rodzina cierpi, rozpada się, wszyscy w końcu stają się życiowymi rozbitkami i ofiarami emocjonalnej i duchowej śmierci własnej rodziny. Tacy ludzie nierzadko trafiają do więzień, szpitali psychiatrycznych albo na ulicę jako bezdomni i zdruzgotani.


W Biblii spotykamy taką tragiczną rodzinę i czytamy o niej w 1 Księdze Samuela. Był a to rodzina kapłana Helego. Jego synowie bluźnili Bogu, zachowywali się podle wobec ludu, a on ich nie powstrzymał (3,13). Służba kapłańska została sponiewierana, przyniosła ujmę Bogu, który postanowił sprawiedliwie rozprawić się z tymi ludźmi. W jednym dniu obaj synowie Helego polegli na polu bitwy, zaś na wieść o tym, że skrzynia Boża została zdobyta przez Filistynów, stary i ociężały Heli spadł z krzesła, złamał kark i umarł (4,17-18). Do tego jeszcze jego synowa, będąca w zaawansowanej ciąży, na wieść o tragicznej śmierci męża, szwagra i teścia zaczęła rodzić i w czasie porodu zmarła (4,19-20).


Zmarnować własne życie na własne życzenie – to straszne i nieodpowiedzialne. Jednak zmarnować i zniszczyć całą swoją rodzinę z powodu własnej bezbożności, głupoty lub nieodpowiedzialności – to rzecz jeszcze straszniejsza i jeszcze bardziej tragiczna! A dzieje się tak nazbyt często, niestety. Chodzi jednak o to, byśmy sami nie doświadczyli takich nieszczęść, bo są to nieszczęścia i tragedie nieodwracalne. Zatem apeluję do każdego z nas, byśmy swoją własną rodzinę traktowali jako niezwykły, drogocenny skarb od samego Boga i wielką wartość, której nie wolno nam zniszczyć ani stracić. Mamy walczyć o swoją rodzinę oraz jej dobro i chronić ją od nieszczęścia za wszelką cenę.


pastor Andrzej Seweryn
(andrzej.seweryn@gmail.com)
Read More →