Chodzenie po wodzie

Home Wpisy Chodzenie po wodzie

Exemple

Chodzenie po wodzie

Lato trwa w najlepsze – rozkręciło się na dobre, choć pogoda nadal dynamiczna i wciąż nieprzewidywalna. Ludzie szukają ochłody w rzekach, jeziorach i w morzu, albo też w przydomowych czy publicznych basenach. Niestety, przebywanie nad wodą i kąpiele w różnych miejscach – nie zawsze dozwolonych i bezpiecznych – niesie ze sobą ryzyko utonięć i innych nieszczęść przytrafiających się zawsze tam, gdzie ludzie lekceważą wodę. A ta potrafi być także niebezpiecznym żywiołem.

W tym roku woda znowu zbiera tragiczne żniwo, o czym świadczą doniesienia medialne i policyjne statystyki. Co tydzień toną ludzie młodzi i starsi, a najczęstszymi przyczynami tych utonięć są jak zawsze: brawura i alkohol – słowem ludzka bezmyślność i nieodpowiedzialność. A potem cierpią ci, którzy tracą tak tragicznie swoich bliskich, jak przytrafiło się to niedawno w rodzinie naszych znajomych. Młody i silny mężczyzna nie powrócił na brzeg jeziora żywy. Jego martwe ciało wyłowiono dopiero po kilku dniach.

Warto więc znowu wziąć sobie do serca apele policji, ratowników oraz innych osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo ludzi odpoczywających nad wodą w skwarne, letnie dni. Warto zachowywać się odpowiedzialnie i dbać również o swoje zdrowie, unikając zbyt intensywnego opalania, przegrzewania organizmu czy niepotrzebnego wysiłku, który może spowodować przykre następstwa. Słuchajmy mądrych rad, jak rozumnie przetrwać dni upalne z ekstremalną, wysoką temperaturą i nie narażać swojego życia – szczególnie nad wodą.

Kiedy mówię o pladze utonięć będących konsekwencją pięknej pogody wyjątkowo sprzyjającej odpoczynkowi nad wodą i kąpielom, które przynoszą ochłodę, przychodzą mi na myśl liczne obrazki z Ewangelii, kiedy spotykamy Jezusa pływającego z uczniami po Jeziorze Galilejskim. Zwykle były to spokojne rejsy, ale spotykała ich czasami także silna burza, wręcz sztormowa pogoda, mimo że to jezioro w Izraelu nie jest zbyt wielkim akwenem.

W tych sytuacjach wiara uczniów Pana Jezusa była wystawiana na wielką próbę, ponieważ i im – choć niektórzy z nich byli doświadczonymi rybakami obeznanymi z wodą – groziło nieraz utonięcie. Aż trzy ewangelie opisują dość dramatyczne wydarzenie, kiedy to Jezus płynął z uczniami po Jeziorze Galilejskim. „I oto nawałnica wielka powstała na morzu tak, że fale łódź przykrywały. On zaś [tzn. Jezus] spał. I podszedłszy do Niego zbudzili Go słowami: Panie, ratuj, giniemy! A On rzekł do nich: Czemu jesteście bojaźliwi, małowierni? Potem wstał, zgromił wiatry i morze i nastała wielka cisza. Ludzie zaś dziwili się, mówiąc: Kim jest Ten, że nawet wiatry i morze są mu posłuszne?” (Mt 8,24-27).

Ten piękny, ewangeliczny obraz może mieć dla nas również znaczenie symboliczne i odnosić się do naszych życiowych doświadczeń. Nie zawsze świeci słońce i nie zawsze przeżywamy spokojne i szczęśliwe dni. Czasem przychodzi burza życiowa, w oczy zagląda wręcz śmierć i sytuacja wydaje się beznadziejna – po prostu giniemy. Tymczasem, jeżeli w łodzi naszego życia jest Pan Jezus, nie grozi nam zguba i śmierć, bo On nie może zginąć razem z nami. To On sam jest ratunkiem i gwarancją bezpieczeństwa dla tych, którzy Mu ufają. A Jezus jest Panem morskich fal, strasznych wichrów i wszelkich niebezpieczeństw, którym czasem musimy stawić czoło. I ocaleć – jeżeli w sercu mamy dość wiary i zaufania do Tego, któremu posłuszne są wszelkie żywioły! Chodzi tylko o to, żeby w naszej łodzi życia On miał swoje stałe, zaszczytne miejsce i płynął przez to życie razem z nami! A jeszcze lepiej, gdyby tym życiem kierował – jako najlepszy i najbardziej godny zaufania Sternik!

Problemem wielu ludzi dzisiaj jest samowola – czyli używając tej metafory – płynięcie w swojej łodzi życia bez Jezusa. Ulegamy błędnemu i złudnemu przeświadczeniu, że On jest nam niepotrzebny, jest zbytnim balastem a czasem wręcz jest On dla nas persona non grata – czyli osobą niepożądaną. Nie dziwmy się więc, kiedy w momentach zagrożenia i niebezpieczeństwa będziemy zdani tylko na własne siły, bo ich może nam po prostu nie starczyć. A co wtedy?

W języku polskim jest taki idiom, którego czasem używamy w mowie potocznej. Mówimy na przykład: Toniesz, człowieku! I nie mamy na myśli kogoś ginącego w wodzie, ale raczej kogoś, kto pogrąża się w kłamstwie, w grzechach albo niespłaconych długach. Ten idiom również określa sytuację groźną, niebezpieczną i grożącą katastrofą: finansową lub moralną. Ilu jest takich „topielców” dzisiaj? – możemy się tylko domyślać.

Nie warto marnować swojego życia, pogrążać się i tonąć w sensie dosłownym lub metaforycznym. Lepiej – jak Apostoł Piotr, którego spotkał przywilej chodzenia z Jezusem po wodzie – chwycić się wiarą samego Chrystusa. Kiedy Piotr patrzył na Niego, w sposób nadprzyrodzony chodził po wodzie, ale kiedy przestraszył się fal i zwątpił, zaczął tonąć. Na szczęście zawołał do Mistrza: Panie, ratuj mnie! I wtedy poczuł rękę Nauczyciela, który wyciągnął go z toni i uratował (Mt 14,22-33).

Nazywamy Go – i słusznie – Zbawicielem. To ktoś, kto ratuje nas, często z narażeniem własnego życia. Tak nieraz bywa i nad wodą, gdzie ktoś rzuca się na ratunek tonącego i ocala mu życie, czasem sam ginąc. To właśnie uczynił nasz Zbawiciel, ratując nas od wiecznej zguby.

Od nas samych i od naszych wyborów życiowych zależy więc, czy będziemy narażeni na zgubę i utonięcie (dosłowne lub w przenośni), czy też dzięki wierze i zaufaniu do naszego Pana i Zbawiciela będziemy mogli doświadczać przywileju duchowego „chodzenia po wodzie”. To drugie jest o wiele bardziej fascynujące i o wiele bardziej bezpieczne. Zapewniam Was, Drodzy Czytelnicy, że warto spróbować!

 

pastor Andrzej Seweryn

andrzej.seweryn@gmail.com