Jak przetrwać burze i wichury

Home Wpisy Jak przetrwać burze i wichury

Exemple

Jak przetrwać burze i wichury

Ostatnie dni w pogodzie nie należały do spokojnych. Znowu silne wiatry, w niektórych częściach kraju nawet wichury, który narobiły wiele szkód. Natura znowu wyszczerzyła zęby i potargała kawał Europy, nie oszczędzając naszego kraju. Mamy w tej chwili poniedziałkowe popołudnie, a ma jeszcze wiać jutro. Oby nie za mocno, bo z wichurami nie ma żartów. Czy koś z nas może je powstrzymać?

Siła ekstremalnych zjawisk pogodowych jest przeogromna i w ich obliczu uświadamiamy sobie jako ludzie, że mimo takiego postępu techniki i cywilizacji jakiego doświadczamy dzisiaj, sterowanie pogodą pozostaje daleko poza naszym zasięgiem i nic na to nie poradzimy. Nie myśmy bowiem skonstruowali ten świat i nie my decydujemy o tym, kiedy świeci słońce, a kiedy pada deszcz, kiedy następują potężne cyklony, wybuchy wulkanów lub trzęsienia ziemi, a kiedy jest spokojnie i pięknie nad naszymi głowami i stabilnie pod naszymi stopami.

Groźne zjawiska pogodowe powinny nas uczyć pokory wobec Stwórcy, który ma to wszystko w swoim ręku i suwerennie zawiaduje otaczającą nas przyrodą oraz całym wszechświatem. Możemy oczywiście w to nie wierzyć i świadomie odrzucać, ale ze skutkami tych zjawisk będziemy się musieli mierzyć za każdym razem. W mediach znowu usłyszymy, ile drzew zostało wyrwanych z korzeniami, ile samochodów zostało zniszczonych, ile tysięcy gospodarstw zostało pozbawionych prądu i wreszcie – co najgorsze – ile tysięcy osób zginęło w czasie choćby ostatniego i tragicznego trzęsienia ziemi w Turcji i Syrii.

Takie sytuacje kryzysowe stanowią wielkie wyzwanie dla wielu służb, a szczególnie dla strażaków, ratowników medycznych czy energetyków. Ich praca jest wtedy bardzo ofiarna i nie mniej niebezpieczna, bo ratując innych narażają przecież siebie samych. Takim ludziom należy okazywać wielki szacunek, pamiętając o tym, że oni też mają rodziny, żony i dzieci i nie zawsze wracają z akcji cali i zdrowi. A czasem nie wracają wcale. W chwilach zagrożenia pogodowego warto byłoby więc nie tylko modlić się o bezpieczeństwo własne i swojej rodziny oraz naszych domów lub pozostawionych na parkingu samochodach, ale także o bezpieczeństwo tych, którzy z narażeniem własnego życia pomagają innym w potrzebie czy zagrożeniu życia.

Jako chrześcijanie mamy wielki przywilej powierzać swoje życie, zdrowie i bezpieczeństwo w ręce naszego Ojca w niebie. To sprawia, że możemy z wiarą i zaufaniem zmierzyć się z każdym zagrożeniem, nie tylko pogodowym. W codziennym życiu doświadczamy bowiem wielu burz, wichrów i zawirowań. Nie tylko pogoda za oknami jest coraz bardziej dynamiczna, a czasami wręcz koszmarna i skrajnie niebezpieczna. Również nasza tzw. pogoda ducha doświadcza bardzo silnych turbulencji duchowych i emocjonalnych. Jak radzić sobie w chwilach życiowych burz czy emocjonalnych trzęsień ziemi, kiedy przeciwności i niespodzianki zwalają nas czasem z nóg jak trąba powietrzna. Jako ludzie doświadczamy silnych traum i tragedii osobistych i wtedy powiadamy, że cały nasz świat runął jak domek z kart.

Mamy więc do czynienia nie tylko z katastrofami będącymi wynikiem ekstremalnych zjawisk pogodowych, ale także z katastrofami życiowymi, kiedy komuś wali się świat albo ktoś doprowadził swoje osobiste życie do ruiny i upadku. Jako bliscy i przyjaciele cierpimy i bolejemy nad stanem naszych bliskich czy znajomych, którzy przegrali i upadli. Kiedy będzie w nas jednak nie tylko empatia, lecz autentyczna troska o nich, to nie pozostawiajmy ich samych sobie, lecz módlmy się o nich, starajmy się im pomóc, by mogli powstać po swym życiowym nokaucie i mogli podjąć na nowo walkę o odzyskanie tego, co w swoim życiu stracili.

To jest nasz obowiązek, by wspomóc tych, którzy mają mniej szczęścia od nas. Ale pomóc mądrze, z wrażliwym sercem, nie bezkrytycznie czy subiektywnie, lecz oceniając na ile to możliwe obiektywnie nie tylko sytuację, w której ktoś się znalazł, ale także ukazując mu jego własną odpowiedzialność lub błędy, które stały się przyczyną jego życiowej katastrofy. A potem – jeśli tego zechce – pomóc takiej osobie pozbierać się i wyjść zwycięsko z życiowego zakrętu. Nie tylko strażacy i ratownicy medyczni są potrzebni, potrzeba nam czasem ratowników dusz. Dlaczego nie mielibyśmy nimi być dla innych? Może pewnego dnia sami będziemy potrzebować pomocy i ratunku. Niech wtedy nie zabraknie pomocnej dłoni i mądrego, wrażliwego serca, które pochyli się nad naszą niedolą.

W naszym codziennym życiu nie unikniemy każdej burzy czy każdego „trzęsienia ziemi”. One przyjdą i zdarzą się wcześniej czy później. Oby ich było jak najmniej i żeby były jak najłagodniejsze. Chodzi jednak o to, abyśmy do naszej „łodzi życia” świadomie zaprosili Pana Jezusa, który jest Panem wszystkich żywiołów – tych pogodowych i tych życiowych. I choć zawieje nie raz i potrząśnie nami nie raz, to jednak On będzie z nami. A to uczyni wielką różnicę w naszych sercach i emocjach i wraz z wiarą utwierdzi nas w niezłomnej nadziei, że dopłyniemy z Nim do brzegu i nie utoniemy, bo On na to po prostu nie pozwoli. Obyśmy tylko nie usłyszeli z ust Pana Jezusa wyrzutu, jaki usłyszał kiedyś Apostoł Piotr (Ew. Mat 14,31): „O, małowierny, dlaczego zwątpiłeś?”

Andrzej Seweryn

andrzej.seweryn@gmail.com