Misyjne fascynacje

Home Wpisy Misyjne fascynacje

Exemple

Misyjne fascynacje

W ostatnią niedzielę mieliśmy w naszym kościele niezwykłych gości: Mirkę i Henry’ego Kalume z córkami, którzy przyjechali do nas z Kenii. Ponieważ już trzy razy mieliśmy przywilej wraz z innymi wolontariuszami przebywać w tym afrykańskim kraju, przyszedł długo oczekiwany czas na rewizytę. Henry to rodowity Kenijczyk, natomiast jego żona Mirka to Polka, która wiele lat temu, jako młoda dziewczyna, marzyła o pracy misyjnej w Afryce. A ponieważ czasem, choć nie zawsze, marzenia się spełniają, więc w końcu trafiła do Ugandy, gdzie w chrześcijańskiej szkole misyjnej poznała swojego przyszłego męża.

Połączyła ich nie tylko miłość do siebie, ale także do Boga, któremu postanowili poświęcić swoje wspólne życie, ponieważ w sercach ich obojga płonął ogień misyjny. W końcu zdecydowali pojechać do rodzinnej wioski Henry’ego – Hademu niedaleko Mombasy, by tam rozpocząć pionierskie dzieło stworzenia od podstaw chrześcijańskiej szkoły dla dzieci z tej biednej wioski. Dziś po latach żmudnej pracy oraz przy wsparciu sponsorów i darczyńców – szczególnie z Polski – ta szkoła prezentuje się imponująco i nadal rozwija się z powodzeniem, posiadając akredytację oficjalnie uznanej przez władze oświatowe w Kenii szkoły chrześcijańskiej, która nie otrzymuje jednak żadnego finansowego wsparcia od państwa. A jednak są ludzie, którzy wspierają to piękne dzieło i mamy zaszczyt należeć do tego grona.

Z ust Mirki i Henry’ego usłyszeliśmy liczne świadectwa Bożego działania w tej szkole, która oddziałuje na społeczność całej tej wioski, a edukacja tych dzieci – jest ich około 200 – daje im perspektywy intelektualnego i duchowego rozwoju oraz nadziei na bardziej świetlaną przyszłość. To piękny przykład praktycznej misji, która służy dobru innych ludzi, a którą czynią oddani Bogu ludzie na całym świecie. Warto przyłączać się do takich konkretnych działań praktycznie, poprzez osobiste uczestnictwo lub finansowe wspieranie tych, którzy działają skutecznie i uczciwe wykorzystują otrzymywane ofiary i darowizny.

Przy okazji tej inspirującej wizyty w naszym kościele pomyślałem o misyjnych fascynacjach różnych ludzi, którzy spełniali swoje misyjne marzenia, udając się do dalekich i biednych krajów, by tam służyć ludziom praktycznie i być dla nich przykładem chrześcijańskiej miłości, którą Pan Bóg darzy całe swoje stworzenie. Tak było w przypadku Magdy z Bilska Podlaskiego, która uczestniczyła w pierwszej naszej wyprawie do szkoły w Hademu. Od dawna marzyła o Afryce i służbie misyjnej na tym kontynencie. Wtedy poznała Samuela, od kilku lat są małżeństwem i oboje mieszkają bardzo blisko szkoły, a Magda jest tam bardzo zaangażowana, bo kocha Boga i dzieci, którym z oddaniem służy.

Miałem kiedyś okazję słuchać relacji innego małżeństwa, które Pan Bóg powołał do pracy misyjnej na Syberii, gdzie spędzili wiele lat w ekstremalnych wręcz warunkach klimatycznych. Służyli tam również z powodu misyjnej fascynacji, która ich tam zaprowadziła, a Pan Bóg błogosławił im i ich dzieciom w tej niezwykle trudnej pracy wymagającej poświęcenia i powołania od Boga.

Są również inni chrześcijanie, którzy służą w różnych i bardzo często egzotycznych zakątkach świata, ale z tego samego powodu – fascynacji misją, czyli oddaną służbą i niesieniem dobrej nowiny innym ludziom zgodnie z poleceniem Pana Jezusa: „Idąc na cały świat głoście ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Ew. Mat. 28,19). Powołanie do misji jest bardzo zaszczytnym darem od samego Boga, jednakże nie dla wszystkich. Wielu jest bowiem takich, którzy twierdzą, że za żadne skarby nie pojechaliby do jakiegoś biednego i przy tym czasem niebezpiecznego kraju, bo nie wyobrażają sobie opuścić własnej strefy komfortu i wygody, by żyć w ekstremalnie trudnych warunkach klimatycznych, być narażonym na niebezpieczne zwierzęta czy tropikalne choroby lub ataki nieprzyjaznych chrześcijanom ludzi.

Dlatego zawsze byłem i jestem nadal pełen podziwu dla takich odważnych misjonarzy, którzy nie jadą tylko na krótkoterminowe wyjazdy misyjne, ale pracują całe lata z dala od ojczyzny oraz swoich bliskich i przyjaciół w kraju. To swoisty Boży heroizm, bez którego nie byłoby rozwoju chrześcijaństwa w świecie. Osobiście cieszę się jednak, że dane mi było kilkakrotnie wraz z moją żoną uczestniczyć choć w takich krótkich, kilkutygodniowych wyjazdach misyjnych do Kenii, Mongolii, Kanady czy Bangladeszu. Nigdy wcześniej w najbardziej szalonych marzeniach nie wyobrażałem sobie, że przyjdzie mi doświadczyć tak niezwykłych chwil, ale było warto poszerzyć swoje horyzonty, a potem docenić, że mam na przykład czystą wodę w kranie, prąd czy swobodny dostęp do Internetu.

Kiedyś przyjeżdżali do Polski misjonarze i wolontariusze z krajów zachodnich, by nam pomagać: organizować półkolonie dla dzieci, obozy dla młodzieży, pracować przy budowie obiektów kościelnych, przywozić dary w postaci żywności, odzieży i środków czystości. To była z ich strony nieoceniona pomoc, której wtedy potrzebowaliśmy, ale także wielki przykład dla nas, że można poświęcić się dla innych, którzy mają o wiele mniej i żyją w trudniejszych warunkach, a którym trzeba pomóc w duchu chrześcijańskiego braterstwa i zwykłej ludzkiej solidarności.

Dziś mamy wielki dług do spłacenia i doczekaliśmy wreszcie takich czasów, że sami możemy pomóc innym, na przykład Ukraińcom cierpiącym z powodu strasznej wojny toczącej się za naszą wschodnią granicą, albo wspierając działalność szkoły chrześcijańskiej w Hademu w Kenii, gdzie czesne dla jednego dziecka oraz codzienny gorący posiłek kosztują zaledwie sto złotych miesięcznie. Dla nas to nie jest zawrotna suma pieniędzy, dla dziecka w strasznie biednej kenijskiej wiosce to kwestia edukacji i możliwości otrzymywania często jedynego prawdziwego i codziennego posiłku w szkole. Nie wyjeżdżając na misję możemy stać się misjonarzami, otwierając swoje serca a potem portfele, by przyłożyć rękę do bardzo szlachetnego i pięknego dzieła. Jeśli ten felieton stanie się dla kogoś misyjną inspiracją, to chętnie powiemy, jak można konkretnie włączyć się w działalność misyjną Mirki i Henry’ego w szkole w Kenii. Piszcie lub dzwońcie (mój tel. 517 154-150).

Andrzej Seweryn