Skazany choć niewinny

arsiv

Home Category : Blog Pastora

Exemple

Skazany choć niewinny

Od kilku już tygodni cała Polska żyje bulwersującą sprawą Tomasza Komendy – człowieka niewinnego, którego osiemnaście lat temu skazano za rzekomo popełniony gwałt i morderstwo. Niedawno sąd rozeznał jednak sprawę ponownie i stwierdził nie podlegającą dyskusji niewinność tego człowieka, po czym wypuszczono go na wolność. Nikt nie ma wątpliwości, że ktoś zmarnował jego młode życie, a to co przeżył za kratami jest nieopisanym horrorem i traumą, z którą dziś tak strasznie trudno mu żyć, bo nie może odnaleźć się w tak nowej i przerastającej go rzeczywistości. Czy będzie w stanie zapomnieć, przebaczyć i żyć normalnie, wszak jeszcze kawał życia przed nim? To bardzo trudne pytanie, z którym ten człowiek mierzy się każdego dnia na wolności.

Gdzieś ostatnio przeczytałem, że w naszym kraju w wyniku pomyłek sądowych (jakże to groteskowo brzmi!) skazuje się co roku około 200-300 ludzi. To zrozumiałe, że w każdym zawodzie ludzie popełniają błędy, ale w tej dziedzinie życia społecznego nie powinny się one zdarzać tak często! Przecież ludzie niewinnie oskarżeni po to idą do sądu z nadzieją, że spodziewają się sprawiedliwości, natomiast przestępcy różnej maści powinni otrzymywać słuszne wyroki i kary, na które w pełni zasługują. Takie są nasze, społeczne oczekiwania od wymiaru sprawiedliwości przecież!!

Bulwersuje więc nas jako opinię publiczną fakt, że nikt z prokuratorów, oskarżycieli, sędziów i policjantów nie poczuwa się do odpowiedzialności za tę karygodną krzywdę, która spotkała Tomasza Komendę oraz całą jego rodzinę! A przecież w tej całej, bulwersującej sprawie musiało dojść albo do zaniedbania czy spreparowania fałszywych dowodów lub poszlak, albo do zwykłego zatuszowania sprawy, znalezienia kozła ofiarnego i pochwalenia się potem skutecznością działania ówczesnych organów ścigania. Ciekawe – swoją drogą – czy ktoś postara się ten skandal kiedykolwiek obiektywnie wyjaśnić i podać do publicznej wiadomości.

Dziś jednych bulwersuje poczucie niewinności prokuratora czy sędziego, który wydał ten straszny wyrok na niewinnego człowieka, innych ciekawi to, jak duże odszkodowanie otrzyma niewinnie skazany człowiek za 18 strasznych i zmarnowanych bezpowrotnie lat. Czy jest w ogóle taka cena i takie pieniądze, które mogłyby zrekompensować straty fizyczne, psychiczne i moralne tego skazanego człowieka? Mnie jednak zastanawia coś innego jeszcze. Jakoś nikt nie wspomina o tym, że skoro pana Komendę skazano niesłusznie, to gdzieś na wolności przebywa i cieszy się nadal spokojnym (?!) życiem człowiek, który rzeczywiście dokonał tej ohydnej zbrodni. Czy i kto podejmie ten trud, by go jak najszybciej aresztować i osądzić w majestacie prawa – słusznego i sprawiedliwego!? Na to też zasłużył pan Tomasz, który teraz z takim trudem wraca do normalnego życia.

Read More →
Exemple

Biblia dla wszystkich

W ostatnich dniach w Warszawie miało miejsce ważne wydarzenie o wymiarze historycznym. Otóż najpierw w Kościele Ewangelicko-Reformowanym odbyło się w ubiegły piątek nabożeństwo dziękczynne, a potem w ostatnią sobotę, dnia 17 marca 2018 roku, w Muzeum Etnograficznym przy ulicy Kredytowej 4 odbyła się uroczysta prezentacja Biblii Ekumenicznej, której wydawcą jest Towarzystwo Biblijne w Polsce. Jest to wydarzenie godne odnotowania i uwagi nas wszystkich – chrześcijan w naszym kraju.

Mamy bowiem kolejny przekład Pisma Świętego z języków oryginalnych na współczesny język polski. Zwykle jest to dzieło bardzo wielkie i pracochłonne, które dokonuje się rzadko i przy dużym nakładzie sił oraz środków materialnych. Historyczność tego przedsięwzięcia polega jednak nie tylko na tym, że prace nad tym przekładem trwały aż 22 lata i zaangażowały poważne i liczne grono tłumaczy, biblistów, językoznawców, konsultantów i redaktorów. Unikalność tego dzieła polega na tym, że zaangażowały się w nie osoby z 11 Kościołów chrześcijańskich działających w Polsce, a wszystko po to, by mogła powstać Biblia w uzgodnionej wspólnie wersji tak, że jej lekturę poparli i pobłogosławili swoimi podpisami zwierzchnicy tychże Kościołów w czasie uroczystej prezentacji, w której osobiście uczestniczyłem.

Biblia Ekumeniczna zawiera 39 ksiąg Starego Testamentu oraz 27 ksiąg Nowego Testamentu – wszystkie w jednym i profesjonalnie wydanym tomie. Przygotowano dwie wersje: jedną, która zawiera wskazaną wyżej liczbę 66 ksiąg biblijnych, oraz drugą, która zawiera ponadto 11 dodatkowych ksiąg deuterokanonicznych (w sumie 77 ksiąg). Każda z tych ksiąg jest poprzedzona wstępem informującym czytelnika o najważniejszych kwestiach dotyczących historii jej powstania, spisu treści oraz przesłania każdej z nich. Całość liczy 2408 stron, na których można znaleźć również liczne odnośniki biblijne oraz interesujące przypisy.

Ktoś mógłby jednak zapytać: po co nam jeszcze jedno tłumaczenie Pisma Świętego? Mamy ich przecież kilka w powszechnym obiegu i można je nabyć niemal w każdej księgarni. Otóż należy pamiętać, że używane współcześnie Biblie były przetłumaczone i wydane już wiele lat temu. Poza historycznymi przekładami (np. Biblia Brzeska – 1563 r., Biblia Wujka – 1599 r. czy Biblia Gdańska – 1632 r.) te współczesne i najbardziej popularne, to: katolicka Biblia Tysiąclecia, której pierwsze wydanie ukazało się w 1965 roku oraz protestancka Biblia Warszawska wydana w 1975 roku. Od tego czasu jednak nasz język ojczysty bardzo się zmienił i dlatego zaistniała potrzeba nowych przekładów Pisma Świętego na język polski – bardziej zrozumiały dla współczesnego czytelnika. Ponadto badania biblistyczne ostatnich dziesięcioleci pozwalają obecnym tłumaczom na jeszcze wierniejsze oddanie treści Pisma Świętego w naszym narodowym języku. Jest to jednakże trud iście benedyktyński, godny podziwu i uznania.

Dlatego też dobrze się stało, że niecałe dwa lata temu, w 2016 roku Ewangeliczny Instytut Biblijny wydał nowy przekład Pisma Świętego Starego i Nowego Przymierza w przekładzie literackim, a trwają jeszcze końcowe prace nad wydaniem przekładu dosłownego, który niebawem zostanie wydrukowany. Oba te przekłady dokonane w środowisku ewangelikalnym reprezentują nie tylko wysoki kunszt translatorski, ale także wysoki poziom języka polskiego, przez co stają się o wiele bardziej jasne i zrozumiałe dla współczesnego czytelnika.

Biblia Ekumeniczna to kolejne dzieło o tyle wyjątkowe, że stanowi owoc żmudnej pracy, licznych konsultacji i wspólnych uzgodnień wielu kompetentnych chrześcijan różnych wyznań, których połączyło umiłowanie Słowa Bożego oraz troska o przekazanie go polskiemu narodowi w roku jubileuszowym 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości.

Fakt, że to dzieło zostało ukończone i teraz trafia do rąk polskiego czytelnika, jest dobrym choć tak rzadko dzisiaj dostrzegalnym przykładem tego, że mimo różnic – w tym przypadku doktrynalnych oraz związanych z różnymi tradycjami kościelnymi – Polacy mogą i potrafią zrobić coś ważnego i doniosłego wspólnie i dla wspólnego dobra. W tym wypadku duchowego dobra – bo przybliżanie człowiekowi treści Bożego Słowa to jedna z najważniejszych powinności chrześcijan – bez względu na ich przynależność wyznaniową.

Często w przeszłości było tak, że kiedy chrześcijanie różnych wyznań próbowali ze sobą rozmawiać, to często pojawiały się zarzuty, z obu stron zresztą: A, bo wy macie swoją Biblię, a my mamy swoją. Protestanci swoją, katolicy czy prawosławni swoją. Tymczasem Biblia jest jedna – tylko jej tłumaczenia są różne, natomiast jeszcze bardziej zróżnicowane są ludzkie interpretacje lub nawet nadinterpretacje tekstu Pisma Świętego. A to przecież Słowo Boże – jedno, natchnione przez Boga, które „trwa na wieki, niewzruszone jak niebiosa” (Ps 119,89), bo choć „niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą” – jak nauczał Pan Jezus (Mt 24,35).

Teraz jednak możemy powiedzieć, że mamy takie wydanie Biblii, którą możemy czytać razem, bo została ona oficjalnie zaakceptowana przez zwierzchności kościelne 11 Kościołów w Polsce  na czele z Kościołem Rzymskokatolickim, Prawosławnym i Ewangelicko-Augsburskim. Kiedyś aż nazbyt często Biblia dzieliła chrześcijan – czas najwyższy, aby Pismo Święte zaczynało łączyć wszystkich tych, którzy Pana Boga traktują bardzo poważnie i chcieliby wiedzieć, co On ma nam dzisiaj do powiedzenia. Może więc to wydanie Biblii stanie się dobrym narzędziem do dialogu między chrześcijanami i odkrywania przez nich na nowo prawd Bożego Słowa, bez którego znajomości oraz codziennego wprowadzania w czyn nie jest możliwe utrzymanie dobrej duchowej kondycji przez każdego chrześcijanina. A tak przecież słabo z tą kondycją w naszym narodzie dzisiaj!

 

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Możesz świętym być!

Pewnie pamiętamy słynny przed laty przebój zespołu „Arka Noego”, gdzie miłe i rozentuzjazmowane dzieciaki śpiewały z zapałem: „Taki mały, taki duży może świętym być. Taki gruby, taki chudy, może świętym być”. Przypominam sobie tę piosenkę dlatego, że czasem potrzeba nam na nowo zdefiniować własne pojęcie świętości (nie mylić z dewocją!), o której na co dzień zwyczajnie nie myślimy, choć żyjemy przecież w kraju o silnej i długiej tradycji chrześcijańskiej. I tak na dobrą sprawę jestem bardzo ciekawy, ilu z nas ten temat tak naprawdę interesuje i obchodzi? Jeśli ciebie osobiście obchodzi – drogi Czytelniku –  to pewnie przeczytasz ten felieton do końca.

A powinien obchodzić. Oczywiście i przede wszystkim tych, którzy są chrześcijanami. Ale nie tylko. Już w Starym Testamencie Pan Bóg mówił do swojego narodu wybranego: „Uświęcajcie się i bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty” (3 Mojż. 11,44-45). Tę samą zasadę usłyszeli również chrześcijanie w czasach apostolskich, kiedy to Apostoł Piotr napisał: „Lecz za przykładem świętego, który was powołał, sami też bądźcie świętymi we wszelkim postępowaniu waszym. Ponieważ napisano: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty” (1 P 1,15-16).

Daleko odeszliśmy dzisiaj od Bożych standardów i nadal odchodzimy. Czy to działa na naszą korzyść? Czy taka tendencja do życia po swojemu uszczęśliwia nas i czyni nasze życie piękniejszym i lepszym? Czy w związku z tym następne pokolenia będą szczęśliwsze od naszego? Odpowiedzmy sobie sami na te pytania.

Szkoda bardzo, że wielu ludzi dzisiaj zrezygnowało z pielęgnowania osobistej świętości. Reguły i zasady, jakie sobie bez Boga wyznaczyliśmy we współczesnym świecie, usunęły Go na margines naszego życia. Bezprawie, szerząca się przemoc i niemoralność oraz świecki styl życia przejawiający się chociażby w używaniu brudnego języka – powszechnie i bez żadnego skrępowania – to tylko jeden z przykładów „nieświętego” życia, jakie się toczy wokół nas i w nas.

Czy tak trudno być świętym dzisiaj? A może to niemożliwe? Może łatwiej jest patrzeć na świętość innych – tych wyniesionych na ołtarze – niż pielęgnować ją w sobie, bo po prostu nie chce mi się żyć inaczej od innych? A może myślę, że to niemożliwe i nierealne dla mnie, by żyć świętym życiem, godnym naszego chrześcijańskiego powołania.

A przecież warto byłoby na tę świętość popatrzeć nie tak patetycznie, lecz bardziej praktycznie i zwyczajnie. Chodzi na przykład o świętą cierpliwość w sytuacjach, gdy inni nas denerwują, gdy dzieci są nam nieposłuszne, a znajomi zawistni i zazdrośni. Czy zamiast oddawania pięknym za nadobne – stać nas na cierpliwość, łagodność, uśmiech i wyrozumiałość? Czy mamy siłę duchową, by zło dobrem zwyciężać – jak uczy nas Pismo Święte?

Może warto byłoby okazać czasem święty gniew i sprzeciw wobec przejawów niesprawiedliwości, podłości i bezbożności, którą ktoś chce nam narzucić lub promować za wszelką cenę? Nie być obojętnym na krzywdę innych, przejmować się losem pokrzywdzonych, tulić do serca niechcianych i niekochanych. Bo prawdziwa świętość to nie pobożna mina czy kościelna poza, lecz otwarte serce, miłość i dobroć w sercu, których tak dzisiaj brak. To proste odruchy, czyny miłosierdzia i ludzkiej szlachetności – na wzór samego Jezusa Chrystusa.

Święta racja – powiadamy w sytuacjach, gdy ktoś wypowiada słuszne i mądre słowa, gdy głosi prawdę lub okazuje rozwagę i rozsądek w rozstrzyganiu różnych życiowych spraw i dylematów. Być świętym oznacza więc mówienie prawdy i kierowanie się prawdą w życiu, a nie okłamywanie innych, mówienie półprawd, życie w obłudzie i zakłamaniu.

Czy warto być świętym i czy w ogóle jest to możliwe? To zależy od poziomu twojej wiary, od twojej osobistej relacji z Bogiem i od tego, jak poważnie traktujesz Słowo Boże oraz swoje chrześcijańskie powinności. Jeśli podchodzisz do tych spraw lekko, albo świadomie wyrzekłeś się swoich chrześcijańskich korzeni – to z pewnością nie obchodzą cię takie dywagacje i może śmiejesz się z tych ludzi, którzy myślą i mówią o świętości.

Kiedy jednak życie przyciśnie do muru i bezbożne życie oraz jego konsekwencje dadzą w kość, przyznasz – stojąc przed lustrem – że tęsknisz za bogobojną babcią, która uczyła cię modlitwy i szlachetnego postępowania, przypomnisz sobie kolegę lub koleżankę ze szkoły lub pracy, która była inna, uczciwa i dobra i po cichu zazdrościłeś jej lub jemu, że potrafili tak pięknie żyć i tak pięknie różnić się od innych swoją niekłamaną uczciwością i czystością.

Ty też możesz świętym być! Tylko czy zechcesz spróbować? Może warto byłoby? Dla twojego własnego dobra i dla dobra innych, którzy potrzebują dobrych przykładów dzisiaj. Pomyśl o tym, proszę, i nie reaguj tak jak to może już nieraz robiłeś, mówiąc: daj mi święty spokój!

 

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Lekcja prawdziwego patriotyzmu

W zeszłym tygodniu napisałem felieton o Billy Grahamie – największym ewangeliście XX wieku, który zmarł niedawno w wieku 99 lat. Potem oglądałem w Internecie uroczystości pożegnalne tego wielkiego Amerykanina, jakie odbywały się w Stanach Zjednoczonych. Cieszyło mnie również to, że niektóre polskie media dostrzegły i odnotowały ten fakt w swoich serwisach informacyjnych.

Doznałem wielu wzruszeń, słuchając bardzo osobistych wystąpień dzieci B. Grahama. Na przykład jeden z jego synów, Franklin – również znany w świecie ewangelista, który kontynuuje zaszczytne dzieło swojego wybitnego ojca – powiedział w czasie uroczystości pogrzebowej, że jego ojciec był zawsze taki sam: zarówno w czasie publicznych wystąpień i zakrojonych na szeroką skalę kampanii ewangelizacyjnych, jak też wtedy, kiedy przebywał w domu i spędzał czas ze swoimi dziećmi oraz ukochaną żoną Ruth, którą stracił prawie 11 lat temu. Zawsze kochający Boga i Jego Słowo, pokorny sługa Jezusa, którego naukę głosił milionom ludzi na całym świecie. Chciałbym, by kiedyś na moim pogrzebie któreś z moich dzieci powiedziało o mnie coś takiego!

Wielkie wrażenie wywarła na mnie również uroczystość pożegnalna na Kapitolu w siedzibie Senatu Stanów Zjednoczonych w obecności prezydenta i wiceprezydenta, a także liderów oraz wybitnych członków Kongresu oraz Izby Reprezentantów. Najwybitniejsze postacie życia publicznego Stanów Zjednoczonych uhonorowały w ten sposób wybitnego przedstawiciela swojego narodu, który był powszechnie szanowanym autorytetem duchowym i moralnym. Republikanie i demokraci stanęli obok siebie razem, by uhonorować Billy Grahama w tak szczególny sposób, wszak ten przywilej spotkał wcześniej bodajże tylko trzech innych cywilnych obywateli USA.

Oglądając tę uroczystość zazdrościłem Amerykanom, że pomimo podziałów politycznych obecnych również w ich narodzie mogli stanąć ramię w ramię i dać wyraz temu, że żegnają człowieka, który był dla nich niekwestionowanym autorytetem, swoistym „dobrem narodowym”, którym szczycili się przez całe dziesięciolecia. Wszak dr Billy Graham stał się nie tylko „pastorem Ameryki”, „kapelanem Białego Domu” ale również ambasadorem ewangelii na całym świecie. Poczucie dumy i prawdziwego, narodowego patriotyzmu widać było na twarzy zgromadzonych polityków i przedstawicieli władz tego kraju.

Wtedy pomyślałem sobie: czy my Polacy mamy jeszcze w swoim narodzie jakieś autorytety? Ludzi albo choćby jednego człowieka z tych żyjących obecnie, którego dziś szanujemy wszyscy – bez względu na własne preferencje polityczne?  A gdy kiedyś odbędzie się jego pogrzeb, staniemy wszyscy razem, oddamy mu należne honory państwowe i przyznamy, że był dla nas wszystkich moralnym i duchowym autorytetem – przykładem do naśladowania? Czy ostał się jeszcze ktoś taki w polskim narodzie?

Często powtarzam, że coraz lepsze towarzystwo jest już po tamtej stronie. Żyjemy tymczasem w czasach gwałtownej erozji wszelkich autorytetów. Brakuje – nie tylko w Polsce zresztą – wielkich mężów stanu, wybitnych duchownych, ludzi wielkich sercem, duchem i rozumem. Takich, których klasa i format przewyższałyby o głowę poziom ludzi, którzy co prawda widnieją na pierwszych stronach gazet, ale jakże często obniżają standardy ludzkiej godności, przyzwoitości i klasy.

To boli, że nawet nasi narodowi bohaterowie z przeszłości nie są wcale tak jednoznacznie i powszechnie szanowani. Dla jednych są oni wzorami do naśladowania, dla innych to mordercy i bratobójcy. Jedni pochylają głowy nad ich grobami, inni gwiżdżą, drwią i wyrażają swoje oburzenie – w Internecie czy na manifestacjach. Jedni okazują im szacunek czy zachowują chociażby pamięć o nich – inni ich degradują i przekreślają cały dorobek ich życia. Jedni stawiają im pomniki, inni chcieliby je burzyć. Gorsi patrioci i lepsi patrioci! Którzy z nich są prawdziwi? Oto nasz narodowy patriotyzm w ruinie!

Historia Polski pisana jest dzisiaj na nowo – druga historia, druga prawda o naszej narodowej przeszłości. Czy mogą istnieć obok siebie dwie wykluczające się prawdy historyczne? To właśnie dlatego nadal i wciąż trwa bratobójcza wojna w naszym narodzie – wojna na słowa! A przecież tak niewiele trzeba, żeby nagle poszły w ruch pięści i karabiny, a to z pewnością byłoby straszną tragedią!! Nie daj tego, Boże!

Jesteśmy narodem wewnętrznie rozdartym! Ta straszliwa, głęboka i bolesna rana krwawi wciąż świeżą krwią, ponieważ jest ciągle rozdrapywana przez tak wielu i z taką zaciekłością. Dlaczego, jako chrześcijanie, nie rozumiemy wciąż prawdy, że „kto twierdzi, że kocha Boga, a jednocześnie nienawidzi swego brata – kłamie. Bo kto nie kocha brata, którego widzi, nie może kochać Boga, którego nigdy nie zobaczył (…). Kto nie postępuje sprawiedliwie, nie pochodzi od Boga, podobnie jak ten, kto nie kocha swojego brata”? (1 List św. Jana 4,20; 3,10).

Obudźmy się – rodacy – i pochowajmy nasze „miecze”! Zacznijmy wreszcie prosić Pana Boga o przebaczenie, wyznając swoje narodowe grzechy (bo przywary – to łagodnie powiedziane!). Niech wreszcie Kościół z wszystkich ambon i kazalnic, ustami swoich duchownych, zacznie nawoływać ludzi gorliwie, szczerze i z głębokim przekonaniem do narodowego pojednania! To nasz duszpasterski obowiązek, bo kto inny jak nie my powinniśmy to czynić? To przecież przede wszystkim nasza odpowiedzialność za ten naród, za jego duchową i moralną kondycję! Nie zostawiajmy tego wyłącznie naszym politykom, bo oni wszyscy zdają się zapominać o trosce o nasze dobro wspólne! Jeśli tę naszą duchowo-moralną powinność zaniedbamy, Pan Bóg nas za to kiedyś poważnie rozliczy!

 

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Zmarł Billy Graham

Tydzień temu polskie media przekazały wiadomość, że zmarł dr Billy Graham – wybitny Amerykanin. Nie ulega wątpliwości, że należał on do grona najwybitniejszych przedstawicieli chrześcijaństwa i był najbardziej rozpoznawalnym światowej sławy ewangelistą amerykańskim. W czasie swojej wieloletniej działalności religijnej przemawiał bezpośrednio do prawie 215 milionów ludzi w ponad 180 krajach i regionach świata. Setki milionów innych ludzi oglądało liczne transmisje i programy telewizyjne z jego udziałem, a także filmy, programy video, przekazy satelitarne i internetowe. Stał się „duchowym mężem stanu” – szanowanym przez wielkich tego świata. Warto więc przybliżyć niezwykłą sylwetkę tego znanego w świecie, wybitnego ewangelisty baptystycznego.

Urodził się tuż przed zakończeniem I wojny światowej – dnia 7 listopada 1918 roku na farmie w Charlotte, w stanie Północna Karolina (USA). Był synem Williama i Coffey Graham. Wzrastał w okresie Wielkiego Kryzysu końca lat 20. ubiegłego wieku, kiedy to nauczył się cenić wartość ciężkiej pracy swojej rodziny, przy czym znajdywał również czas na lekturę książek z różnych dziedzin. Podstawy edukacji teologicznej zdobył w Florida Bible Institute (obecnie Trinity College na Florydzie). Następnie w 1943 roku ukończył Wheaton College, Illinois i w tym samym roku poślubił koleżankę ze studiów, Ruth McCue Bell – córkę chirurga i prezbiteriańskiego misjonarza pracującego w Chinach.

Po ukończeniu studiów rozpoczął służbę pastorską w Western Springs, w stanie Illinois (USA). Udzielał się również jako ewangelista młodzieżowy w organizacji „Youth for Christ”. Potem zainicjował własne masowe kampanie ewangelizacyjne, które uczyniły go szeroko znanym kaznodzieją nie tylko w USA, ale również poza granicami swojego kraju.

Pierwsza duża kampania ewangelizacyjna odbyła się w 1949 roku w Los Angeles i miała trwać trzy tygodnie, jednak dzięki wielkiemu zainteresowaniu słuchaczy została przedłużona do ponad 8 tygodni, przy czym nabożeństwa w wielkim namiocie rozbitym w centrum miasta odbywały się codziennie. Potem podobne wydarzenia odbyły się np. w Londynie (12 tygodni) czy w Nowym Jorku (1957 r.), gdzie w słynnej hali sportowej Medison Square Garden przemawiał każdego wieczoru przez 16 tygodni bez przerwy. Kilkanaście lat później bodaj największe audytorium – ponad 2 mln ludzi – słuchało go pod gołym niebem w Seulu – stolicy Korei Południowej.

Niemal na początku swojej służby, bo w 1950 roku założył Stowarzyszenie Ewangelizacyjne z siedzibą w Minneapolis, w stanie Minnesota, które w 2003 roku zostało przeniesione do Charlotte, w Północnej Karolinie. Działalność Stowarzyszenia pozwalała rozwinąć tę służbę jeszcze bardziej. Powstała cotygodniowa audycja radiowa „Godzina decyzji”, emitowana co niedzielę na cały świat przez 900 stacji radiowych, następnie telewizyjne transmisje ewangelizacji B. Grahama a potem jego syna Franklina, emitowane  przez 150 stacji telewizyjnych w USA i Kanadzie. Wiele czasopism chrześcijańskich na całym świecie przez lata publikowało felietony ewangelizacyjne Grahama pt. „Moja odpowiedź”, w których udzielał praktycznych porad duchowych i odpowiadał na liczne pytania czytelników. Oficjalnym organem Stowarzyszenia stało się czasopismo „Decision” wydawane w nakładzie ponad 600 tys. egzemplarzy – dostępne po angielsku, niemiecku oraz w języku Brailla (dla niewidomych). Powstało również największe na świecie studio filmowe produkujące filmy ewangelizacyjne – „Word Wide Pictures”. Nakręcono dotąd ponad 120 produkcji, które przetłumaczono na 38 języków dla 250 milionów ludzi.

Oprócz zakrojonej na szeroką skalę działalności ewangelizacyjnej na wszystkich kontynentach, Billy Graham okazał się również wybitnym pisarzem chrześcijańskim. Jest autorem 27 książek, które stały się bestsellerami i wywarły wielki wpływ na życie duchowe milionów ludzi. Jego autobiografia pt. „Just As I Am” (1997 r.), wydana została również po polsku pt. „Taki, jaki jestem” (2010 r.). Opisuje i podsumowuje w niej swoją fascynującą ponad 60-letnią służbę publiczną prowadzoną na całym świecie, wspominając również ekumeniczną kampanię ewangelizacyjną w Polsce w październiku 1978 r.

Trzeba również pamiętać, że choć był tak zaciekle atakowany przez licznych przeciwników choćby z powodu jego ekumenicznego otwarcia, ewangelizowania krajów za tzw. „żelazną kurtyną”, niektórych wypowiedzi politycznych czy wreszcie krytykowanej przez niektórych pozornej prostoty jego kazań, to jednak został doceniony przez wiele autorytetów świeckich i kościelnych. Był przyjmowany przez głowy wielu państw i rządów, w tym również przez papieża Jana Pawła II w Watykanie (12 stycznia 1981 r.). Otrzymał wiele prestiżowych odznaczeń, m.in. Złoty Medal Kongresu – najwyższe cywilne odznaczenie amerykańskie (1996 r.), Nagrodę Wolności Fundacji Prezydenta Ronalda Reagana (2000 r.) czy honorowy tytuł szlachecki wraz z Komandorią Orderu Imperium Brytyjskiego (2001 r.). Prezydenci USA darzyli go wielkim zaufaniem jako duchowego doradcę, zapraszali na uroczystości, słuchali jego przemówień jako ewangelisty narodu amerykańskiego.

Dnia 7 listopada br. obchodziłby setną rocznicę swoich urodzin. Warto doceniać takich wybitnych ludzi jak on i budować mosty porozumienia oraz wzajemnego szacunku między ludźmi bez względu na ich przynależność konfesyjną.

 

Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Życiowe wybory

Kiedy byliśmy dziećmi, rodzice decydowali za nas i dokonywali słusznych wyborów, bądź popełniali błędy w procesie wychowania swoich pociech. Kiedy jednak staliśmy się ludźmi dorosłymi, wzięliśmy życie w swoje ręce i teraz sami kształtujemy je zgodnie z własnym przekonaniem i wyczuciem.

Dokonujemy więc wielu wyborów w codziennym życiu, ale są takie ważne momenty, kiedy podejmujemy decyzje mające wpływ na całą naszą przyszłość. To są nasze życiowe wybory dotyczące kierunku naszej edukacji, potem podjęcia pracy zawodowej, wyboru środowiska, w którym będziemy żyć, a także wyboru partnera życiowego i założenia rodziny bądź życia w pojedynkę. Nieprzemyślane wybory i błędne decyzje w takich kluczowych momentach życia prowadzą do nieszczęść, tragedii życiowych, depresji i poczucia, że życie zostało przegrane albo zmarnowane. O ile niektóre nasze złe wybory czy decyzje możemy naprawić, o tyle kardynalne błędy w kluczowych sprawach życia są nie do naprawienia i dlatego ich konsekwencje są tak bolesne i nieodwracalne.

Jak ustrzec się życiowych błędów i złych wyborów? To między innymi zależy od tego, czy chcemy posłuchać dobrych rad innych, czy też mamy zaufanie wyłącznie do samych siebie. A może słuchamy złych doradców bądź kierujemy się emocjami bez głębszych przemyśleń? Jakimi wartościami kierujemy się w naszym życiu, w jaki sposób nas wychowano i jakich ludzi mamy wokół siebie – to wszystko ma wpływ na nasze życiowe rozstrzygnięcia.

Chrześcijanie mają to szczęście, że z racji swojej wiary uczą się życiowej mądrości ze Słowa Bożego. Jest dla nich rzeczą naturalną i oczywistą, że szczególnie w ważnych sprawach życiowych pytają Boga o zdanie w swoich modlitwach, w ewangelii szukają wskazówek jak żyć i uczą się – bądź na błędach bądź na pozytywnych przykładach wielu bohaterów Biblii. Wszak między innymi po to została napisana ta Księga i dlatego warto ją czytać, szukając w niej inspiracji do mądrych przemyśleń, a potem dokonywania dojrzałych życiowych wyborów. Mając zaś wokół siebie innych ludzi wierzących, możemy pomagać sobie nawzajem, możemy udzielać sobie nawzajem dobrych rad i Bożych wskazówek, które nam osobiście pomogły i ustrzegły od popełnienia życiowych błędów.

W tym kontekście dochodzimy do najważniejszego wyboru, którego człowiek musi bądź powinien dokonać w swoim życiu w sposób świadomy, odpowiedzialny, osobisty i z pełnym przekonaniem, że ta decyzja zdeterminuje nie tylko przyszłość doczesną, ale i wieczną. Chodzi o dokonanie wyboru: żyć z Bogiem i według Jego przykazań – czy też żyć bez Boga ze wszystkimi tego konsekwencjami. Jest to największy życiowy wybór i najpoważniejsza decyzja w życiu człowieka.

Od dzieciństwa byłem wychowywany w duchu chrześcijańskim, a rodzice wpajali mi szacunek do Boga i do jego Słowa. Widziałem wielu chrześcijan, którzy żyli w sposób bogobojny i godny szacunku. Ale dopiero kiedy miałem 18 lat, postanowiłem osobiście i bez żadnego przymusu dokonać wyboru pójścia za Chrystusem i poświęcenia życia Bogu. Nigdy nie żałowałem i nie żałuję do dzisiaj swojej życiowej decyzji. Już jako człowiek wierzący mogłem podejmować z Bogiem i z Jego prowadzeniem kolejne decyzje dotyczące moich studiów, potem pracy zawodowej, założenia rodziny oraz mojego miejsca w tym świecie i w dorosłym życiu.

Wierzę w Kościół wyboru, w chrześcijaństwo z wyboru i własnego przekonania. Wierzę w sens życia kierowanego przez Boga, a nie przez samego siebie czy ślepy los. I jestem głęboko przekonany, że nie warto poruszać się w tym życiu po omacku, nie warto żyć chaotycznie, bez głębszego i stabilnego oparcia w Bogu i w Jego Słowie.

Nasz Stwórca mówi do wszystkich ludzi dzisiaj, jak przed wiekami do swojego narodu: Oto ja kładę dziś przed wami błogosławieństwo i przekleństwo. Błogosławieństwo, jeżeli będziecie słuchać przykazań Pana, Boga waszego, które ja wam dziś daję; a przekleństwo, jeżeli nie będziecie słuchać przykazań Pana, Boga waszego (…). Położyłem dziś przed tobą życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierz przeto życie, abyś żył ty i twoje potomstwo (5 M 11,26-28; 30,19).

Oto wielka życiowa alternatywa. Czy już dokonałeś słusznego wyboru? Brak decyzji – to też decyzja! Każda będzie miała swoje bardzo poważne konsekwencje w twoim jak i w moim życiu. Wybierz błogosławieństwo, wybierz życie, wybierz Boga i życie dla Jego chwały! Wierz mi – warto obrać taką drogę!

 

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Duch Kargula i Pawlaka

Wszyscy Polacy znają doskonale trzy bodaj najbardziej znane i lubiane komedie z udziałem głównych bohaterów, których nazwiska przywołałem w tytule dzisiejszego felietonu. Ich prześmieszne dialogi i rozbawiające do łez sceny znamy na pamięć, a niektóre frazy lub całe zdania stały się powszechnie znanymi sentencjami, które na stałe wrosły w nasz polski język.

Nie są to bynajmniej głupawe komedie, jakich pełno dzisiaj na różnych kanałach telewizyjnych – bez głębszego sensu i smaku, a zmuszające widza do śmiechu, choć często są to po prostu produkcje żałosne, a wygłupy „aktorów” wręcz nie do zniesienia. Zresztą po odejściu wielkiego aktora i artysty polskiej sceny, Wojciecha Pokory, chciałoby się wręcz powiedzieć, że prawdziwych aktorów już nie ma!

Tryptyk komediowy z głównymi bohaterami: Pawlakiem i Kargulem jest komediowym co prawda, ale kawałkiem dobrze opisanej polskiej powojennej rzeczywistości, która dlatego, że jest opowiedziana z wielkim poczuciem humoru, może nam wiele powiedzieć o pokoleniu naszych dziadków, ba, nawet rodziców, których już coraz mniej na tym świecie. Bo kto dzisiaj wysili się, by oglądać filmy dokumentalne z tamtego okresu?

Komedie te opisują jednak dość dosadnie również polską mentalność, nasze – paskudne niestety – przywary i cechy narodowe, z których możemy się śmiać, ale które wcale nie przynoszą nam chluby w tym świecie. W osobach Kargula i Pawlaka oraz ich relacjach osobistych i rodzinnych widzimy jak w lustrze jedną z głównych polskich przywar: kłótliwość, konfliktowość, złość, wręcz nieodzowną konieczność posiadania wroga (najlepiej tuż za miedzą), takiego „na własnej krwi chowanego”, do którego będziemy mieli niechęć czy wręcz nienawiść „aż nas śmierć rozłączy”. Ale to nie koniec, bo będziemy pilnie wpajać naszym dzieciom, żeby też się nie znosiły i przenosiły wzajemną sąsiedzką wrogość na kolejne pokolenia. Komu jak komu, ale Pawlakowi czy Kargulowi nigdy nie daruję! „Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie”.

Śmiejemy się z tych dialogów, ale nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, że tak w skrytości ducha myślimy i często postępujemy! Trudno dziś znaleźć prawdziwych przyjaciół, których poznaje się w biedzie, ale tak łatwo narobić sobie wrogów – i w tym, jako Polacy, jesteśmy zapewne mistrzami świata. Mieliśmy ich oczywiście w historii bez liku, byliśmy ciągle polem bitwy dla państw i mocarstw naszego kontynentu. Syndrom wroga (-ów) przenieśliśmy jednak w naszej narodowej świadomości na poziom naszych międzyludzkich stosunków i do dziś nie potrafimy żyć w zgodzie z innymi. Jakoś bez wroga za miedzą nieswojo, pusto i zdecydowanie za cicho.

Kiedy po latach życia w czasach komuny (jak to słowo dziwnie brzmi w tym kontekście) widziałem na własne oczy w telewizji, jak rozwala się mur berliński, jak zniesiono granice, dano nam do ręki paszporty i zaczęliśmy swobodnie podróżować po świecie – zaczęliśmy wtedy oddychać powietrzem wolności i swobody. Niemiec przestał być taki straszny, Rosjanie przywozili nam kolorowe telewizory, a i sami rodacy jeździli na wschód i niejeden wzbogacił się na tej „turystyce”. Kapitalistyczna, zgniła Ameryka (tak nas uczono) stała się otwarta na tych, którzy mogli pojechać, dobrze zarobić, a potem wrócić i pobudować nowe domy, a w garażach postawić nowe samochody. Zaczęliśmy powoli wychodzić z naszego „zaścianka” kompleksów, zaczęliśmy czuć się Europejczykami, by nie powiedzieć zbyt górnolotnie – obywatelami świata. Zaczęto nas w świecie postrzegać coraz bardziej pozytywnie, a nawet czasami z szacunkiem. Mogło być tak dalej i coraz piękniej. Komu to przeszkadzało?

Tymczasem z przykurzonych szaf naszej narodowej mentalności znów zaczynają wyłazić dawne demony i upiory: faszyzmu, totalitaryzmu, antysemityzmu i innych ksenofobii. Zamiast nowych przyjaciół, powracają starzy wrogowie, pojawiają się nowi, bo bez nich nie potrafimy na dłuższą metę żyć. Dlaczego tak jest? Przecież jesteśmy krajem i narodem o tak długiej tradycji chrześcijańskiej. Czyż ona nie zobowiązuje nas do chrześcijańskiego układania relacji z innymi ludźmi i innymi narodami? Czy każdy musi mieć koniecznie swojego własnego Kargula? Czy Polska musi nadal tkwić pomiędzy wrogami z każdej niemal strony?

Pan Jezus uczy nas, chrześcijan, abyśmy byli wolni od nienawiści i zła, abyśmy potrafili kochać swoich wrogów, dobrze czynić tym, którzy nas nienawidzą, modlić się za nich i dobrze im życzyć!! (Ew. Łuk 6,27). Apostoł Paweł uczył chrześcijan swoich czasów: „Jeśli to z waszej strony możliwie, zachowujcie pokój ze wszystkimi” (Rz 12,18). Gdzie nasze posłuszeństwo Słowu Bożemu? Gdzie nasz respekt do Boga, który nas – wrogo do Niego usposobionych – ukochał, przebaczył nam nasze winy i chce, abyśmy tak samo przebaczali tym, którzy przeciw nam zawinili (Ew. Mat 6,12). Tak przecież modlimy się od dzieciństwa!

W tych niespokojnych dniach polecam te słowa ku rozwadze nam, chrześcijanom, zwykłym ludziom, ale także naszym politykom i władzom naszego kraju. Usuwajmy nienawiść i wrogość z naszych serc i umysłów, zabijajmy w sobie ducha Kargula i Pawlaka. Niech zwycięży w nas Duch Jezusa – duch pokoju i zgody!

 

 

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Stojąc przed lustrem

Ktoś obliczył, że każdy człowiek przegląda się w lustrze co najmniej 10 razy dziennie, a niektórzy nawet do 70 razy, wliczając w to przeglądanie się w szybach wystawowych, lusterkach wstecznych w autach czy ekranach smart fonów. Dlaczego zazwyczaj stajemy przed lustrem? Nie tylko dla samozachwytu lub rozbudzania w sobie niepotrzebnych kompleksów, ale przede wszystkim po to, by upewnić się, że wyglądamy porządnie i schludnie, zanim wyjdziemy z domu i pokażemy się innym ludziom.

Za nierozsądnego lub lekkomyślnego uznalibyśmy człowieka, który – przygotowując się z rana w łazience do funkcjonowania w nowym dniu – dostrzegł w lustrze swoje rozczochrane i nieuczesane jeszcze włosy, przekrzywiony krawat, przygięty kołnierzyk w koszuli, lecz nie zareagował na te mankamenty swojego wyglądu, nie poprawił fryzury i krawatu, a następnie udał się na jakieś ważne i prestiżowe spotkanie.

Najbardziej naturalną reakcją każdego rozsądnego i dbającego o siebie człowieka jest natychmiastowe poprawianie swoich braków, które dostrzegamy w lustrze. Tylko ludzie próżni patrzą w nie z subiektywnym samouwielbieniem, zachwycając się wyłącznie sobą. Ale są również i tacy, którzy patrząc w lustro załamują się, wpadają w jeszcze większe kompleksy i czasem zaczynają wręcz nienawidzić samych siebie. „O, jaki jestem gruby (-a)! Jaki jestem stary i brzydki!!”.

W wielu przypadkach jest to dość obiektywna samoocena, ale nierzadko również bardzo subiektywna i nie odpowiadająca prawdzie. Wszak każda wychudzona anorektyczka, na której widać tylko skórę i kości, patrząc w lustro powie przerażona, że nadal jest gruba i tłusta, więc musi przestać jeść! Tylko czy tak jest naprawdę?

Jeśli jednak dostrzegamy w lustrze, że nasz wizerunek jest niedoskonały, to zazwyczaj poprawiamy detale naszego wyglądu czy fryzury, mężczyźni golą się starannie, kobiety poprawiają makijaż i dopiero po sprawdzeniu i upewnieniu się, że wszystko jest w porządku, możemy udać się do pracy czy na ważne spotkanie.

Gdy ktoś stojąc przed lustrem pomstuje na samego siebie, że jest otyły i tak jest w rzeczywistości, to nie należy biadolić i użalać się nad sobą, bo od tego nie schudniemy. Trzeba się wziąć w garść, zmienić dietę, zadbać o ruch, spacery i zacząć wreszcie jeść po to, by żyć, a nie żyć po to, by jeść! Nie tak, jak moja znajoma, która potrafiła jeść dziennie 1-2 kg winogron i jeszcze do tego parę batoników, by mieć siłę do pracy. Efekt okazał się łatwy do przywidzenia i teraz musi coś z tym zrobić. Tylko czy znajdzie w sobie siłę i właściwą motywację, by się właściwie odżywiać i prowadzić zdrowy styl życia? Wszak zdrowie – to wartość bezcenna dla każdego z nas!

Jeśli więc dostrzegasz w lustrze, że masz przybrudzoną twarz, to po prostu niezwłocznie się umyj! Jeśli masz rozczochrane włosy – natychmiast chwyć za grzebień czy szczotkę do włosów! One same się nie uczeszą. Po to mamy lustra – zwykle w łazience, bo tam szczególne z rana (ale nie tylko) sprawdzamy stan swojego zewnętrznego wyglądu. Lubimy zresztą patrzeć na ludzi schludnych i dbających o siebie na co dzień. I takimi mamy być!

To ciekawe, że o lustrze mowa jest w Nowym Testamencie tylko raz, mianowicie w Liście Jakuba i to w bardzo ciekawym kontekście. Oto ten fragment, który pragnę zacytować: „Bądźcie także wykonawcami Słowa, a nie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie. Słuchacz Słowa, w przeciwieństwie do wykonawcy, przypomina człowieka, który przygląda się swojej twarzy w lustrze. Przyjrzał się, odszedł i zaraz zapomniał, jak wygląda” (Jak 1,22-24).

Wielu chrześcijanom wydaje się, że kiedy poszli w niedzielę do kościoła i posłuchali kazania czy homilii swojego duchownego, to już wystarczy i Pan Bóg powinien być z nich w pełni zadowolony. List Jakuba uczy nas jednak, że taka postawa jest samooszukiwaniem się.  Samo słuchanie Słowa Bożego bowiem nie wystarcza! Dlaczego? Bo nie czyni to żadnej pozytywnej zmiany w naszym życiu, w naszej duchowości, moralności czy etyce codziennego życia!

Jeśli tak podchodzimy do Słowa Bożego, będąc jedynie biernymi słuchaczami, to jesteśmy podobni do człowieka, który popatrzył na siebie w lustrze, niczego nie poprawił i nie zmienił w sobie, lecz zapomniał o tym i odszedł. Czasem Bóg do nas przemawia w różny sposób, ale nie bierzemy sobie do serca Jego wskazówek, przykazań czy napomnień, lecz wracamy do swoich przyzwyczajeń, nawyków i grzechów, a nasze życie nie zmienia się ani trochę.

Tymczasem Pan Bóg oczekuje od nas, że będziemy nie tylko słuchaczami, ale przede wszystkim wykonawcami tego, czego uczy nas w swoim Słowie. A więc nie tylko słuchaj, ale również wprowadzaj w czyn to, o czym słyszysz, a wtedy zobaczysz, że twoje życie zacznie się zmieniać! Pamiętaj o tym, gdy znowu staniesz przed lustrem.

 

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Kompromitacja w Internecie

Wielu młodych ludzi dzisiaj nie dowierza swoim rodzicom czy dziadkom, którzy opowiadają o czasach wcale nie tak odległych, kiedy nie było jeszcze powszechnie dostępnych komputerów ani tym bardziej Internetu. Dziś bez tych wynalazków nie da się żyć, a kiedy zjawiamy się gdzieś w nowym miejscu, to zazwyczaj nasze pierwsze pytanie brzmi: Czy jest tu swobodny dostęp do Internetu i jakie jest hasło dostępu? Bez tego medium, a także bez telefonu nie da się przecież normalnie funkcjonować.

Problem zaczyna się jednak wtedy, gdy z tych „cywilizacyjnych zabawek” zaczynamy korzystać niewłaściwie, żeby wręcz nie powiedzieć: nie po chrześcijańsku! I nie mam tu na myśli na przykład korzystania ze stron pornograficznych, co jest z oczywistych względów niemoralne, destrukcyjne i z całą pewnością Panu Bogu to się nie podoba. Nie mówię też o bezrefleksyjnym przyjmowaniu różnych fałszywych i niesprawdzonych nauk – rzekomo biblijnych – głoszonych za pośrednictwem Internetu przez różnych pseudo-nauczycieli. Chcę dziś zwrócić nam uwagę na sposób, w jaki chrześcijanie korzystają dość często z możliwości zaistnienia i wyrażania swoich poglądów, opinii i ocen na różnego rodzaju forach społecznościowych w Internecie.

Jest rzeczą oczywistą, że mamy czasem różne spojrzenia na pewne kwestie i różnie oceniamy to, co dzieje się wokół nas. Szokuje mnie jednak, w jaki sposób odbywa się czasem taki dyskurs między chrześcijanami, którzy nierzadko nie odbiegają od „średniej krajowej” i podobnie jak ludzie niewierzący – bez żadnych zahamowań – obrzucają się nawzajem różnego rodzaju inwektywami, obrażają jedni drugich, używają słów i sformułowań, które uwłaczają godności adwersarza i absolutnie nie przystoją nam, chrześcijanom! Niektórzy zdają się zapominać, że z każdego nieużytecznego słowa (również opublikowanego w Internecie) zdamy kiedyś sprawę przed Bogiem!

Zamiast więc prowadzić dialog merytoryczny, spierać się o racje i wymieniać opiniami, szanując tych, którzy myślą inaczej od nas (wszak mają do tego prawo), na ekranach komputerów toczą się nieprzyzwoite wręcz kłótnie, w które angażują się chętnie również ludzie niewierzący. Tacy zaś nie przebierają w środkach (i słowach), a prowokując nas – osiągają swój cel. Obnażają naszą niską kulturę chrześcijańską, zaściankowość myślenia, brak samoopanowania czyli niereagowania na zaczepki i prowokacje poniżej przyzwoitego poziomu.

Czy musimy na wszystko reagować i to w taki sam, brzydki i niechrześcijański sposób? Czy musimy wypowiadać się na każdy temat – jak niektórzy nasi politycy, którzy są obśmiewani za swoją rzekomą wiedzę o wszystkim? Czy powinniśmy publicznie krytykować działania czy dorobek ludzi, którzy w danej dziedzinie zdobyli solidne wykształcenie, mają poważny dorobek i doświadczenie, a tymczasem my sami nie mamy o tym bladego pojęcia, lecz wypowiadamy swoje autorytatywne, krytyczne sądy i do tego jeszcze w demagogiczny sposób – jako najwytrawniejsi „znawcy” i specjaliści od wszystkiego!?

Zdumiewa mnie również naiwność niektórych ludzi, którzy nie są w pełni świadomi, że napisany i wprowadzony do powszechnego obiegu ich własny tekst zaczyna potem żyć własnym życiem i nie mają pojęcia, jak wielki zasięg osiągnie. Nie mówiąc już o tym, że napisanej pod wpływem emocji zwyczajnej głupoty czy nieprzyzwoitego komentarza nie da się po prostu wytrzeć jak ołówek gumką (kto dziś używa takich archaicznych narzędzi?). Godzi się więc przypomnieć nam wszystkim, że za wypowiadane, a tym bardziej napisane i wrzucone do Internetu słowa, sądy i opinie bierzemy pełną odpowiedzialność! To, co piszemy czy mówimy – szczególnie publicznie – idzie na nasze konto i może albo budować nasz autorytet i wiarygodność, albo nas demaskować, ośmieszać i dyskredytować!

Obserwuję niektórych polityków, którzy mimo poważnych tytułów przed swoimi nazwiskami ośmieszają się, umieszczając czasem skandaliczne bądź nieodpowiedzialne wpisy w Internecie! Okazuje się, że to, co również my sami piszemy, czyta wielu ludzi i zawsze znajdą się tacy, którzy zareagują ostro na nasze słowa. Jeśli będą one niewłaściwe, nieprzemyślane lub zbyt kontrowersyjne czy napisane pod wpływem silnych emocji – internauci natychmiast obśmieją, wykpią i wytkną nam każdy błąd i fałsz! Czy tego chcemy? Czy warto narażać na szwank swoją własną reputację?

Wszyscy pozostawiamy po sobie jakieś ślady – nie tylko naszych butów na śniegu zimą czy stóp na piasku w lecie i na plaży. Pozostawiamy też trwałe ślady w ludzkich sercach i ludzkiej pamięci! Szczególne znaczenie mają zaś nasze trwałe dokonania: wydrukowane, opublikowane i upowszechnione lub wypowiedziane publicznie – również te w Internecie. Jaką one mają wartość dla innych? A dla naszego Boga? Co one mówią o nas samych, o naszej kulturze osobistej, moralności, a nade wszystko o naszej duchowości? Bądźmy dla innych chrześcijan dobrym świadectwem i inspirującym przykładem! Pozostawiajmy po sobie piękne ślady – także te w Internecie!

 

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Razem możemy więcej

Mamy już za sobą, niestety, czas świąteczno-noworoczny oraz ostatni weekend, w którym przypomnieliśmy sobie o możliwości uczestniczenia w akcjach charytatywnych, czyli ofiarności na słuszne i szlachetne cele. Obserwując te wszystkie działania (Szlachetna Paczka, Gwiazdkowa Niespodzianka, kolejny finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy czy Charytatywny Koncert Kolęd w Kościele Chrześcijan Baptystów w Szczytnie w ostatnią sobotę), uświadomiłem sobie po raz kolejny, jak wiele dobra jesteśmy w stanie z siebie wykrzesać, jeśli tylko chcemy i mamy czyste motywacje.

Dawanie od serca, by wyjść naprzeciw potrzeb innych, którzy potrzebują naszego wsparcia, to przywilej i radość, której nie mają z pewnością ludzie skąpi, niewrażliwi czy obojętni na los tych, którzy czasem zmagają się z własną biedą, nieszczęściem czy chorobą. Częściej wolimy brać, aniżeli dawać. Czasem ludzie mają bardzo roszczeniowe podejście do życia, a którego kwintesencja zawiera się w powtarzanej często przez nich frazie: „Bo mnie to się należy i koniec”.

Tymczasem zapominamy o słowach samego Jezusa (jako jedyne są one zapisane nie w ewangeliach, lecz w Księdze Dziejów Apostolskich), który nauczał swoich naśladowców, że „bardzie błogosławioną rzeczą jest dawać aniżeli brać” (Dz 20,35). W innym zaś miejscu Jezus powiedział do swoich uczniów: „Ubodzy zawsze będą pośród was” (Mt 26,11). Tak więc pole do działań charytatywnych będzie zawsze wielkie, a potrzeb więcej niż naszych możliwości. Dlatego powinniśmy z szacunkiem i uznaniem odnosić się do ludzi, którzy angażują swoje siły i pasje w działalność charytatywną – nie tylko w czasie świąt czy nadzwyczajnych okazji – a także wspierać organizacje, które niosą pomoc słabszym i wykluczonym. To nasza chrześcijańska powinność.

Ktoś jednak mógłby w tym miejscu powiedzieć: „Ale co ja sam mogę zrobić i czy w tym morzu potrzeb mój gest, datek czy ofiara będzie miała jakiekolwiek znaczenie?”. Może to niewiele, ale liczy się intencja i gotowość serca – wrażliwego serca. A jeśli takich serc będą dziesiątki, setki czy tysiące, to te małe datki zamienią się w duże sumy mogące wpłynąć na życie wielu ludzi. Razem możemy o wiele więcej niż w pojedynkę! Dlatego też masowe akcje czy imprezy charytatywne potrafią rozgrzać i zachęcić nas do praktycznego okazywania zwykłej ludzkiej solidarności i wsparcia. Chyba nie jest jeszcze z nami tak źle…

„W jedności siła” – jak powiada polskie przysłowie. Kiedy więc jesteśmy razem i działamy razem w większej czy mniejszej wspólnocie ludzkiej – świeckiej czy kościelnej – możemy zdziałać wiele dobrego i na miarę naszych możliwości zmieniać rzeczywistość wokół nas. A tyle jest jeszcze do zmiany i poprawy w naszych międzyludzkich relacjach. Bo wciąż jeszcze niemal każda inicjatywa czy ludzkie działanie – choćby najszlachetniejsze – napotyka często na brutalną krytykę, opór, niezgodę, posądzanie o niesłuszne lub nieszczere intencje itd. Zbyt często i zbyt natarczywie przypina się wszystkiemu łatkę z barwami partyjnymi, a przecież nie każdy i nie zawsze działa w złej wierze, albo chce przy tym zbić jakiś polityczny kapitał. Wierzę, że są i nadal będą wśród nas prawdziwi społecznicy, pasjonaci i wolontariusze, gotowi zrobić coś szlachetnego dla swojego środowiska, dla innych ludzi po prostu i niczego nie chcieć w zamian. Jeśli bowiem takich ludzi zabraknie, bo inni będą im podcinać skrzydła i zniechęcą do reszty, świat wokół nas stanie się jeszcze bardziej mroczny, skłócony i bezduszny. Czy chcielibyśmy w takim świecie żyć?

Tydzień temu miałem przywilej uczestniczyć w spotkaniu przedstawicieli różnych Kościołów chrześcijańskich z Marszałkiem Sejmiku Wojewódzkiego w Olsztynie, który w swoim wystąpieniu podkreślił, że wielokulturowość i wielowyznaniowość na terenie naszego województwa to bogactwo i atut tego regionu. Tym bardziej, że udaje się nam żyć razem, współistnieć w zgodzie i wzajemnym poszanowaniu oraz współpracować wszędzie tam, gdzie mamy na uwadze dobro wspólne. Byliśmy jako duchowni wdzięczni władzom samorządowym naszego regionu, że Sejmik Wojewódzki uchwalił rok 2017 Rokiem Reformacji i ten jubileuszowy rok 500-lecia celebrowany był w sposób należyty i godny. Szanujemy bowiem historię oraz dokonania naszych praojców, w tym również wielu wybitnych przedstawicieli protestantyzmu, który przecież zakorzenił się na Warmii i Mazurach przez ostatnie kilka wieków.

Można być razem, można żyć w zgodzie i zasypywać rowy podziałów – historia daje nam tego liczne przykłady i zachęty. W takim klimacie i atmosferze chcemy też nadal żyć w naszym mieście Szczytnie. Nadal – podkreślam – wszak jestem przekonany, że przyjazny klimat w relacjach z przedstawicielami władz lokalnych, a także kontakty duchownych Kościołów naszego miasta będą sprzyjać temu, że wszyscy będziemy cieszyć się, że mieszkamy w tak pięknym regionie naszego kraju i będziemy zabiegać o to, aby ludziom żyło się jeszcze lepiej, bezpieczniej i zdrowiej. I na przekór temu, co się wokół nas czasem dzieje – zachowamy wzajemny szacunek i nauczymy się żyć w duchu pojednanej różnorodności. Choćby dla przykładu dla innych.

Ważny jest również gospodarczy rozwój naszego miasta i oby następne lata przyniosły nam taki rozwój na miarę oczekiwań wielu. Dlatego modlimy się o pomyślność naszego miasta i regionu, gdyż od jego pomyślności zależy nasza pomyślność! Taką biblijną myśl w obecności Pana Marszałka Sejmiku Wojewódzkiego w Olsztynie wypowiedzieliśmy jako duchowni kilku Kościołów chrześcijańskich. Modlimy się o to razem z naszymi wiernymi, bo to nasza chrześcijańska powinność. Razem przecież możemy więcej!

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Najlepsze lekarstwo

Jakiś czas temu byłem w przychodni lekarskiej, gdzie wraz z innymi pacjentami czekałem na pobranie krwi do badania. W pewnej chwili opuszczał nas pan w sędziwym wieku, który uśmiechnął się do nas życzliwie i wyraźnie zadowolony powiedział, że tu panuje taka miła atmosfera i ludzie tacy mili. Mimo woli wszyscy uśmiechnęliśmy się do niego, a ten miły staruszek dość żwawym jak na swój wiek krokiem zniknął za rogiem korytarza.

Ten bardzo drobny i prozaiczny obrazek z życia przypomniał mi maksymę starożytnego króla Salomona, który wśród setek przypowieści, których jest autorem, umieścił również takie zdanie: „Wesołe serce jest najlepszym lekarstwem” (Przyp. Sal. 17,22). Kiedy więc spojrzałem na tego starszego człowieka mającego w sobie tyle ciepła, życzliwości i dobra, które dostrzegał w ludziach wokół, wtedy pomyślałem, że jest chyba najzdrowszym człowiekiem spośród tych wszystkich pacjentów, których sam obdarzył uśmiechem i miłym słowem. Tak właśnie chciałbym się sam zestarzeć. Bo nawet życie staruszka może być wesołe – jak w świetnej piosence kabaretowej wyśpiewał to kiedyś znakomity aktor Wiesław Michnikowski.

Wesołe serce, optymizm, koncentrowanie się na tym, co dobre – to chyba rzeczywiście najlepsze lekarstwo nie tylko dla starszych ludzi. Ten sam mędrzec Salomon powiadał bowiem, że „radosne serce rozwesela oblicze; lecz gdy serce jest zmartwione, duch jest przygnębiony” i zaraz potem dodawał, że „człowiek wesołego usposobienia ma ustawiczną ucztę” (Przyp. Sal. 15,13 i 15).

Wesołe usposobienie, dobry humor, pogodny nastrój, optymizm – to wszystko bierze się z serca człowieka; tego, co ma on w środku, w sercu i w umyśle, albo – jak czasem powiadamy – co mu w duszy gra. To nie jest tylko kwestia charakteru czy temperamentu człowieka. To również kwestia tego, czym karmi swoje wnętrze na co dzień, z jakimi ludźmi przebywa i czy ma odpowiedni dystans do życia oraz do samego siebie.

Wszyscy mamy swoje ograniczenia, troski, zmartwienia i smutki, które są częścią naszej ludzkiej egzystencji na tej ziemi. Pytanie tylko, czy nie zdominowały one naszego umysłu i nie zawładnęły naszymi uczuciami? Czy czasem nie zatruły również naszych relacji z bliskimi i przyjaciółmi? Bo jeśli zdominowały, to nie będziemy mieli pogody ducha, dobrego nastroju o poranku i nadziei na dobrą przyszłość. Nasze codzienne życie będzie ponure i smutne! Nie pomoże ładna pogoda i mili ludzie wokół, bo ich po prostu nie zauważymy!

Zbyt wielu ludzi obciąża się nad miarę i niepotrzebnie nie tylko własnymi troskami i problemami, ale także problemami i skandalami innych, co dodatkowo potrafi zdołować i odebrać człowiekowi chęć do życia. Tymczasem ludzie kupują brukowe gazety, zaczytują się lub godzinami oglądają programy o trudnych sprawach czy procesach sądowych albo nieeleganckie często dysputy polityczne, które drażnią, denerwują, budzą skrajnie negatywne emocje i komentarze. Takimi „klimatami” niejeden zatruwa swój umysł i serce, a skutek jest taki, że stajemy się nieprzyjemni dla otoczenia, często zestresowani i wściekli na wszystkich wokoło, pełni goryczy, rozczarowań i bezradności wobec tego wszystkiego, co nas otacza.

Warto więc poobserwować samego siebie i swój codzienny tryb życia. W jaki sposób spędzam przeciętny dzień? Czym się karmię, co czytam, co oglądam, czego słucham? Co mnie uspokaja i relaksuje, wprowadzając w dobry nastrój, a co złości, denerwuje i rozbudza demony złych emocji? A skoro tak, to co wybieram, bo to często kwestia świadomego wyboru, którego musimy dokonywać, by dbać o swoją psychikę i tzw. nerwy, które u wielu ludzi są mocno nadszarpnięte – na ich zresztą własne życzenie. Czy warto?

Jak mieć pogodną twarz i radosne serce? Warto pamiętać, że pierwszym „smutasem” w historii ludzkości był Kain, którego Pan Bóg zapytał: „Czemu się gniewasz i czemu zasępiło się twoje oblicze? Wszak byłoby pogodne, gdybyś czynił dobrze, a jeśli nie będziesz czynił dobrze, u drzwi czyha grzech. Kusi cię, lecz ty masz nad nim panować” (1 Mojż. 4,6-7). To arcymądre słowa samego Stwórcy zapisane na pierwszych stronicach Pisma Świętego. Jak dużo mówią one o przyczynach naszego zasmuconego często oblicza, które jest właśnie takie z powodu gniewu, nieprzebaczenia, złych zamysłów i grzesznych czynów, których się dopuszczamy.

Radosne serce to również kwestia naszej duchowości, bo mamy tu do czynienia z zaspokojeniem najgłębszych potrzeb człowieka, takich jak: miłość, przebaczenie grzechów i zbawienie, a więc pragnienie wiecznego i szczęśliwego życia. Radosne serce i promieniejąca uśmiechem twarz będą wtedy naszym udziałem, gdy będziemy mieli autentyczny pokój z Bogiem i dobrą relację z Nim. To nasz Stwórca bowiem sprawia, że „radosne serce rozwesela oblicze” – jak spuentował król Salomon (Przyp. Sal. 15,13a). Pokażmy je naszym bliskim i ludziom wokół, bo to dzisiaj towar bardzo deficytowy!

 

 

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Nadzieja czy pesymizm?

Przełom roku to czas, kiedy najpierw podsumowujemy ostatnie dwanaście miesięcy, a potem instynktownie patrzymy w przyszłość i zastanawiamy się, co nam przyniesie kolejny rok. Przeszłości nie da się już zmienić, natomiast przyszłość jawi się nam jako coś nieznanego, co wyrażają czyste, niezapisane jeszcze kartki w naszych nowych kalendarzach. Dlatego na początku kolejnego roku, który będziemy przeżywać na tej ziemi, jeśli oczywiście Pan Bóg nam na to pozwoli, warto pamiętać, że – jak śpiewał kiedyś Marek Grechuta – „ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy”.

Co nam przyniesie ten rok, który rozpoczęliśmy? Obawy zwykle mieszają się z nadzieją na lepsze jutro, na rok szczęśliwszy od poprzedniego. Niektórzy może powiedzą: oby tylko nie było gorzej jak jest i będą zadowoleni, jeśli – mimo że mamy rok nowy – wszystko zostanie u nich po staremu. Inni będą mieli uzasadnione lub płonne nadzieje, że będzie lepiej, spokojniej, bardziej przewidywalnie. Jeszcze inni z kolei będą szerzyć trwożne myśli, że najgorsze dopiero przed nimi i już nigdy nie będzie im w życiu lepiej. W swoich kalendarzach – jako niepoprawni pesymiści – pozmieniają nazwy miesięcy na: ryczeń, struty, obrażeń, wleczeń, aj!, nerwiec, kipiec, cierpień, drzesień, pancernik, zsiłopad i trudzień. Sprawdzą się więc znowu stare, polskie porzekadła: „każdy jest kowalem własnego losu” i „jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz”. Należy bowiem pamiętać, że wszyscy przecież jesteśmy współarchitektami naszych przyszłych dni.

Co więc jeszcze albo kto będzie miał wpływ na nasze życie w najbliższych miesiącach i latach? Może ślepy los, fatum, ciemne siły, konstelacje gwiazd, horoskopy, kaprysy naszych polityków czy nieokiełzane siły matki natury – jak myśli wielu ludzi dzisiaj? Może siać będą postrach terroryści czy omamieni alkoholem i narkotykami bezmyślni zabójcy na drogach –  nietrzeźwi lub brawurowi szaleńcy za kierownicą? Może dzięki takim, nieludzko nieodpowiedzialnym osobom, nie będziemy się nigdy czuli całkowicie bezpieczni, a myśl o przyszłości naszej i naszych dzieci czy wnuków będzie nas stale niepokoić!

Czy jest więc dla nas jakaś prawdziwa nadzieja na dobre dni, które przed nami i nie będzie to „nadzieja, która jest matką głupich”, lecz mądra i pewna nadzieja, której możemy się uchwycić? Nadzieja, która budzi optymizm i zachęca nas do życia, bo oparta jest na czymś trwałym i pewnym, lub kimś godnym całkowitego zaufania? Może jednak sam Pan Bóg będzie miał w tym wszystkim również coś do powiedzenia – jak myślą ludzie wierzący? Bo jest takie zdanie w Biblii, które daje podstawy, by tak sądzić. Oto ten cytat: „Albowiem Ja wiem, jakie myśli mam o was – mówi Pan – myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją” (Jer 29,11). Choć te słowa Boga mają swój kontekst historyczny i religijny, to jednak mogą być również dla nas dzisiaj źródłem optymizmu i ufności. Sam Bóg bowiem będzie miał poważny – i co najważniejsze – pozytywny wpływ na kształt naszych przyszłych losów i życiowych doświadczeń. Jednakże pod dwoma warunkami, które są zapisane w kolejnych wersetach Pisma Świętego, a w których Pan Bóg mówi: „Gdy będziecie mnie wzywać i zanosić do mnie modły, wysłucham was. A gdy mnie będziecie szukać, znajdziecie mnie. Gdy mnie będziecie szukać całym swoim sercem” (Jer 29,12-13).

Wołanie do Stwórcy naszych losów w niewymuszonych modlitwach wypowiadanych własnymi słowami i nie tylko wtedy, „gdy trwoga to do Boga”, a także szukanie Go całym sercem – to dwa warunki, które należy spełnić, by mieć prawo spodziewać się lepszej przyszłości i mieć nadzieję, która nas nie zawiedzie. Te dwa warunki wyrażają też ludzkie pragnienie trwania w bliskiej relacji ze Stwórcą i Panem naszego istnienia. Taka postawa człowieka jest przejawem pełnego zaufania do Boga i silnego przeświadczenia, że pragnie On mojego dobra doczesnego i wiecznego, że chce mnie prowadzić drogami słusznymi i bezpiecznymi. Warto więc w Nim i tylko w Nim pokładać nadzieję na dobrą przyszłość i iść Jego drogami. Jeśli zaś nadejdą trudne dni czy bolesne doświadczenia, to lepiej będzie dla nas, gdy będziemy przeżywać je z Bogiem niż bez Niego. Bo On sam zapewnia każdego człowieka: „Wzywaj mnie w dniu niedoli, wybawię cię, a ty Mnie uwielbisz” (Psalm 50,15).

Jak patrzysz na nowy, 2018 rok? Czy pozytywnie i z nadzieją, która nie zawiedzie, bo jest zakotwiczona w Bożych obietnicach? Czy też pesymistycznie i z obawami o niepewne jutro? To też jest kwestia twojego wyboru, którego musisz świadomie dokonać. Chyba że poddasz się ogólnie panującym nastrojom, dasz wiarę horoskopom, które będą cię okłamywać, dawać złudne nadzieje lub niepokoić. Zaś oglądane w telewizji czy Internecie i zazwyczaj straszne wiadomości z całego świata (bo tylko takie są dobre – jak mówią dziennikarze) będą cię przerażać, bulwersować lub nie pozwolą ci spać spokojnie. Ja osobiście wolę jednak patrzeć w przyszłość z nadzieją i liczyć na pokój serca oraz obietnice pochodzące od mojego Stwórcy. On chce i dzisiaj zgotować nam dobrą przyszłość i natchnąć nadzieją. Trzeba tylko uwierzyć i wyznać, jak to kiedyś wyraził psalmista Dawid: „Moim szczęściem jest być blisko Boga. Pokładam w Panu, w Bogu nadzieję moją” (Psalm 73,28).

 

 

 

 

 

 

Andrzej Seweryn

                                                                                                                (andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Świąteczna bliskość serc

Są takie szczególne momenty w roku, na które czekamy cierpliwie i spodziewamy się wtedy przeżyć coś szczególnego, za czym w głębi duszy tęsknimy, czego jesteśmy głodni i bardzo spragnieni. Takim niepowtarzalnym czasem są zbliżające się święta, które mają szczególny koloryt i niepowtarzalny nastrój, a którym towarzyszą nawet specjalne pieśni – kolędy znane na pamięć oraz miłe naszym uszom i sercom.

Unikalny charakter Świąt Bożego Narodzenia polega również na tym, że przypominają nam one o potrzebie bliskości z tymi, których kochamy i za którymi tęsknimy – szczególnie kiedy są daleko od nas – zarówno w sensie geograficznym jak i emocjonalnym. Jest to potrzeba zagłuszana przez wielu, ale też coraz silniej odczuwana przez ludzi, którzy zachowali wrażliwość serca i nie zgubili jeszcze głębokich ludzkich wartości.

Jedziemy więc czasem setki kilometrów lub lecimy samolotem tysiące mil, by spotkać się z najbliższymi przy wigilijnym stole, by pobyć i porozmawiać ze sobą, obdarować się prezentami, życzliwością i uśmiechem. A jeśli nie możemy być osobiście, wysyłamy kartki lub SMS-y z ciepłymi życzeniami, albo dzwonimy do siebie i rozmawiamy przez telefon czy przez Skype’a.

Jest w tych świętach coś magicznego, choć nie lubię generalnie tego nadużywanego często słowa, które mi się nie najlepiej kojarzy. A może lepiej powiedzieć, że w tych świętach jest coś magnetycznego, bo ludzie jakoś przyciągają się wzajemnie do siebie w tym świątecznym okresie, choć na co dzień są często obojętni, zaganiani i nie mają czasu nawet dla najbliższych. Dobrze, że chociaż kilka dni w roku nie tylko zwierzęta „mówią wtedy ludzkim głosem”.

Niezwykła potrzeba bliskości jest tym, co wyróżnia te święta spośród wszystkich innych. Są oczywiście ludzie samotni, dla których ten okres to czas emocjonalnej udręki, którą chcą jakoś przetrwać przed telewizorem lub komputerem. Jednak zdecydowana większość ludzi lgnie do innych, a wigilijna wieczerza w gronie najbliższych i przyjaciół jest jakąś szczególną, świętą chwilą, której tradycję chcemy nadal pielęgnować i wpajać naszym dzieciom i wnukom.

Ta głęboka emocjonalna potrzeba bycia ze sobą w czasie świąt kończących rok kalendarzowy ma swoje korzenie w fakcie, który te święta nam przypominają: mianowicie w przyjściu na świat Zbawiciela, który zbratał niebo z ziemią, a którego nazwano nie tylko Jezusem, ale także Emmanuelem – czyli Bogiem z nami (Mat 1,23). To sam Stwórca zapragnął zbliżyć się do człowieka, przynosząc w nowonarodzonym Dziecięciu pokój na świat, a także radość, światło i zbawienie. Pasterze na polach betlejemskich usłyszeli bowiem wtedy niezwykłą wiadomość z samego nieba: „Nie bójcie się, bo oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego ludu, gdyż dziś narodził się wam Zbawiciel, którym jest Chrystus Pan, w mieście Dawidowym (…). Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli” (Łuk 2,10-11 i 14).

Nie każdy z nas będzie miał to szczęście przebywać w gronie najbliższych w czasie wieczerzy wigilijnej. Niektórzy spędzą ten wieczór w samotności, inni na szpitalnym łóżku czy w celi więziennej. Jeszcze inni będą w tym czasie na dyżurze w pracy, gdzieś na statku pośród oceanu czy na zagranicznej misji – daleko od bliskich, od swoich. Szczególnie bolesne i smutne będą te święta dla tych, którzy ostatnio stracili kogoś ze swoich najbliższych. Jest jednak i dla nich pociecha płynąca z kart Pisma Świętego, w którym sam Pan Bóg mówi tak: „Króluję na wysokim i świętym miejscu, lecz jestem też z tym, który jest skruszony i pokorny duchem, aby ożywić ducha pokornych i pokrzepić serca skruszonych” (Izaj. 57,15). Zaś Psalmista Dawid zapewnia nas, że „bliski jest Pan tym, których serce jest złamane, a wybawia utrapionych na duchu” (Ps 34,19).

Ciesząc się bliskością tych, których kochamy i których spotkamy w czasie świąt, pomyślmy może również o tych, z którymi straciliśmy bliskie relacje. Choć z tytułu pokrewieństwa bliscy, stali się oni (z różnych powodów – z ich czy naszej winy) dalecy i obojętni naszym sercom. Może jednak warto byłoby wysłać kartkę, może zadzwonić czy nawet zaprosić na Wigilię, mimo, że nie robiliśmy tego od lat i nie czujemy się wcale z tym dobrze, bo sumienie nie daje nam spokoju. Może to jest nasz tata, mama, brat czy siostra, którzy czekają na taki telefon, na ciepłe słowo lub zaproszenie, choć nie słyszeli naszego głosu już tak długo? To wymaga odwagi przełamania się, odłożenia na bok pretensji albo poczucia doznanej od nich kiedyś krzywdy i bólu…

Może czas tych świąt, które ukazują nam serce pełnego przebaczenia Boga posyłającego na świat swojego Syna po to, by nam przebaczył i zaoferował życie wieczne, to niepowtarzalna okazja do odbudowania zerwanych relacji, zaleczenia zranień i zapomnienia tego, co nas oddaliło od siebie? Nie zmarnujmy tej okazji, wyciągnijmy rękę do zgody i pojednania. Zwyciężajmy zło dobrem, obojętność odrobiną miłosierdzia, mroki nieprzebaczenia rozświetlmy ciepłem swojego serca i nadzieją na trwałą odmianę! Wtedy te święta będą dla nas wyjątkowe i niezapomniane, a sam Bóg się nad nami uśmiechnie!

Życzę Wam – drodzy Czytelnicy – błogosławionych i radosnych Świąt pełnych bliskości i miłych wzruszeń!

 

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Czas na ludzi dobrej woli

Okres przedświąteczny to czas szczególny i wyjątkowy. Nie tylko ze względu na kolorowe dekoracje wokół domów czy w centrach handlowych, ale także, a może przede wszystkim dlatego, że ludzie stają się wtedy jakby trochę bardziej przyjaźni i życzliwi. W tym okresie roku zaczynamy dostrzegać innych ludzi wokół siebie, uśmiechać się do siebie i życzyć sobie wszystkiego najlepszego na zbliżające się święta. W różnych miejscach publicznych, szkołach, kościołach czy instytucjach organizuje się spotkania wigilijno-kolędowe, które integrują ludzi pracujących ze sobą i na co dzień zaganianych. W czasie takich okolicznościowych „wigilijek” czy „adwentówek” możemy razem usiąść, porozmawiać, podzielić się przygotowanymi na tę okazję potrawami i po prostu poznać się bliżej. Bo prawda jest taka, że czasem mieszkamy w tym samym budynku, pracujemy w tym samym miejscu pracy lub chodzimy do tego samego kościoła, ale znamy się tylko z widzenia lub wcale.

Tak też będzie w naszym kościele, w którym w najbliższych dniach odbędą się dwa takie spotkania. Jedno dla wielu zaproszonych gości, których chcemy ugościć w progach naszej przykościelnej „kawiarenki”, drugie zaś dla członków i przyjaciół naszego kościoła, z którymi planujemy również spędzić miły czas przy stołach ze śpiewem polskich kolęd – wszak święta za pasem! To będą spotkania z ludźmi dobrej woli, a i sami chcemy -jako gospodarze – okazać się takimi ludźmi dla naszych gości i przyjaciół. Tak dobrze być przecież razem, a nie osobno!

Chciałbym w tym kontekście przywołać jedno wspomnienie z naszego pobytu w Kanadzie przed kilkoma laty. Mieszkaliśmy z żoną w kilkupiętrowym bloku, w którym na parterze, w rozległym holu zorganizowaliśmy wspólnie swoją „wigilijkę”, która zgromadziła sporą grupę naszych sąsiadów. Mogliśmy bliżej poznać kilkoro z nich, ludzi w podeszłym wieku, naszych rodaków. Ich biografie okazały się bardzo interesujące. Kiedy potem spotykaliśmy się znowu w windzie czy na parkingu, byliśmy sobie bardziej bliscy i jeszcze bardziej przyjaźni. Niczego bowiem nie brakuje ludziom dzisiaj tak bardzo, jak autentycznych relacji, bezinteresownej życzliwości, dobrego słowa na „dzień dobry” czy też zwykłego zainteresowania tym, co aktualnie przeżywamy. Okres przedświąteczny pokazuje nam, że można inaczej niż zwykle żyć nie tylko obok siebie, ale ze sobą – jako rodzina ludzi dobrej woli.

Tak niewiele czasem trzeba, żeby ktoś nie czuł się między innymi ludźmi osamotniony, wykluczony, napiętnowany czy pozbawiony elementarnego poczucia bezpieczeństwa. Okazuje się również, że mimo zróżnicowania kulturowego, religijnego, rasowego i narodowościowego (obecnego szczególnie w dużych aglomeracjach miejskich na całym świecie), można się pięknie różnić, a przy tym uważać naszą różnorodność za walor i wspaniałą jakość, która ubogaca i rozwija ludzi o otwartych sercach na innych. Tak też było w czasie bankietu bożonarodzeniowego zorganizowanego przez jeden z Kościołów chrześcijańskich w Mississauga, mieście sąsiadującym z Toronto, na który to bankiet zostałem również zaproszony. Mogłem tam spotkać ludzi z niemal wszystkich kontynentów świata, którzy dzielili się muzyką oraz potrawami pochodzącymi z ich własnych i różnorodnych narodowych tradycji. W tym tyglu językowym i narodowościowym czuło się jednak miłą atmosferę i klimat, którego chcielibyśmy doświadczać nie tylko kilka czy kilkanaście dni w roku – tuż przed Świętami Bożego Narodzenia – ale częściej i dłużej.

W tym okresie adwentowym, przedświątecznym odbywają się i teraz w naszym mieście imprezy o charakterze charytatywnym. Różne instytucje, fundacje, parafie – przy licznym udziale oddanych swojej pasji pomagania innym wolontariuszy – będą karmić głodnych czy bezdomnych, a więc ludzi na co dzień wykluczonych i często zapomnianych. Będą zapewne rozdawane paczki świąteczne dla dzieci, szczególnie biednych i sierot z domów dziecka oraz dzieci z rodzin patologicznych. Piękne to i ważne gesty świadczące o tym, że są w nas nie wykorzystane do końca pokłady ludzkiej dobroci, które ujawniają się w takim właśnie przedświątecznym czasie. Szkoda tylko, że po świętach już nie będzie życzliwego dzielenia się opłatkiem (jeżeli ktoś jeszcze to robi) ani tylu okolicznościowych spotkań czy miłych pogawędek.

Może by jednak zachować ten klimat międzyludzkiej życzliwości i przenieść go na następne tygodnie i miesiące? Chodzi przecież o to, by zachować człowieczą wrażliwość i pamiętać o ewangelicznej zasadzie: „Jak byście chcieli, aby wam ludzie czynili, tak wy im czyńcie”. Wszyscy bowiem potrzebujemy szacunku, zachęty, dobroci i ciepła w tym często zbrutalizowanym i emocjonalnie chłodnym świecie, w którym żyjemy.

Kiedy jakiś czas temu oboje z żoną spacerowaliśmy po ulicy, zobaczyliśmy starszą i nieco przygarbioną panią, która ze znakiem „Stop” w ręku pomagała dzieciom z okolicznej szkoły przechodzić bezpiecznie przez przejście dla pieszych. Moja żona zwróciła się do niej ze słowami: „Podziwiamy panią, jak codziennie – mimo chłodu czy niepogody – wykonuje pani pracę, która jest bardzo ważna i potrzebna”. Byłem autentycznie wzruszony, kiedy zobaczyłem, jak jej pomarszczoną twarz rozjaśnił uśmiech, a potem usłyszałem z jej ust szczere słowo „dziękuję”.

Czasami trzeba tak niewiele dać z siebie, by kogoś podnieść na duchu i wywołać uśmiech na jego twarzy. Oby spełniły się słowa Czesława Niemena, który w niezapomnianej pieśni „Dziwny jest ten świat” wierzył przed laty, że „ludzi dobrej woli jest więcej”. Warto by się do nich przyłączyć i siać dobro – nie tylko przed świętami!

 

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Coś więcej niż rzeczy

Sporo działo się ostatnio w Stanach Zjednoczonych. Najpierw Amerykanie celebrowali Święto Dziękczynienia, gromadząc się przy rodzinnych stołach – jak my Polacy w czasie wieczerzy wigilijnej – a zaraz po nim nastał „czarny piątek”, który rozkręcił na dobre machinę przedświątecznych zakupów – amok, który opanowuje o tej porze roku miliony ludzi na całym świecie, nie tylko w USA. Bo i do nas dotarł nie tylko „czarny piątek” ale i „czarny tydzień” promocyjnej sprzedaży w którejś z sieci supermarketów. W sklepach coraz większe „korki” – szaleństwo przedświątecznych zakupów i polowań na prezenty nabiera rozpędu!

Przeprowadzałem się w swoim życiu już siedem razy. Co ma jednak wspólnego każda przeprowadzka z zakupami przed świętami Bożego Narodzenia?  Otóż oprócz utrapienia, jakim jest pakowanie się, transport rzeczy w nowe miejsce, a potem rozpakowanie tego wszystkiego od nowa, jest choćby jeden dość znamienny pozytyw. Otóż każda przeprowadzka uświadamia nam (jeśli stać nas oczywiście na taką autorefleksję) przynajmniej dwie rzeczy. Po pierwsze: jesteśmy otoczeni mnogością rzeczy, które sprawiają, że mamy coraz większe mieszkania czy domy, a jest nam w nich coraz ciaśniej. Po drugie: ze zdumieniem stwierdzamy, jak wiele mamy niepotrzebnych rzeczy, których na co dzień nie używamy, a zawalają nam one garaże, piwnice, pokoje i szafy.

Tymczasem w najbliższych dniach pojedziemy i to pewnie nie raz do sklepów, by kupić kolejne rzeczy, rzeczy, rzeczy… Czy będą nam rzeczywiście niezbędnie potrzebne? Czy kupimy prezenty, które będą trafione i sprawią radość tym, których nimi obdarujemy? A może następne rzeczy, które kupimy, zalegną kolejne półki i zakamarki naszych mieszkań i domów. Radość z ich zakupu będzie trwała chwilę, a może będzie i sporo rozczarowania z powodu niepotrzebnie wydanych pieniędzy, bo szybko uświadomimy sobie, że znowu daliśmy się nabrać na wszelkiego rodzaju promocje, zniżki, okazje itp.

Kiedyś Pan Jezus w czasie swojego nauczania wypowiedział dość znamienne zdanie: „Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, gdyż obfitość dóbr nie zapewnia życia; w życiu nie chodzi też o to, by opływać w dostatki” (Łk 12,15). Innymi słowy Pan Jezus chciał uświadomić swoim słuchaczom i naśladowcom, że istotą życia – jego sensem i pięknem – nie są wcale rzeczy, a ich mnogość wcale nie czyni nas bardziej szczęśliwymi od tych, którzy mają tych rzeczy mniej od nas!

W Liście Jakuba z kolei zawarta jest zawstydzająca wielu ludzi myśl, która brzmi: „A gdy prosicie, nie otrzymujecie, ponieważ niewłaściwie prosicie, chcąc tym, co moglibyście otrzymać, zaspokoić swoje namiętności” (Jak 4,3b). Właśnie na tym polega nasz konsumpcjonizm i egocentryzm – chcemy wszystko spożytkować przede wszystkim dla siebie. Może jeszcze dla najbliższych, których kochamy i na których nam zależy. Tylko czy czasem oni nie oczekują od nas czegoś innego niż rzeczy? O wiele cenniejsze są prawdziwe uczucia, wspólnie spędzony czas, kolacja przy stole, rozmowy i wspólny odpoczynek przy świecach – kiedy na dworze jest ciemno i w cieple domowego ogniska – gdy na dworze zimno i hula wiatr.

A może już nie potrafimy się dzielić i wzajemnie obdarowywać… sobą? Może jesteśmy już coraz dalej od siebie – obojętni, zimni, nieobecni? Rzeczy nic tu nie pomogą! Prezenty nie zbudują trwałych więzi, jeśli ich nie ma na co dzień. Tymczasem wszystko wokół nas będzie w tych dniach natrętnie krzyczeć: kupuj, kupuj, kupuj! Będziemy więc kupować, denerwować się, biegać od sklepu do sklepu. Będziemy mieć coraz więcej rzeczy, a coraz mniej siebie nawzajem! Kiedy zaś przyjdzie czas na naszą ostatnią przeprowadzkę w życiu (czyli do wieczności) – nic, ale to absolutnie nic ze sobą nie zabierzemy z tego świata!

A może by tak w tym roku postąpić inaczej i pomyśleć o spożytkowaniu części naszych pieniędzy na coś bardziej trwałego i szlachetnego niż nowe rzeczy? Może na jakąś wycieczkę z dziećmi lub wnukami w piękne miejsce? Może na bilety na jakiś piękny koncert lub spektakl teatralny? A może najlepiej na konkretną pomoc komuś, kto nie pójdzie do sklepów na zakupy, bo go po prostu na to nie stać? Może warto byłoby przekazać jakąś sumę na pożyteczną akcję charytatywną w naszym mieście lub w swoim kościele? Mamy tyle możliwości, by okazać serce najbliższym oraz tym dalszym, którzy czasem borykają się z zaspokojeniem wręcz elementarnych życiowych potrzeb. Może tym razem kupimy mniej rzeczy dla siebie, ale za to będziemy czuli w sercach więcej radości i satysfakcji, że nie okazaliśmy się kolejny raz bezdusznymi egoistami, lecz daliśmy coś z siebie innym. Coś, co zapadnie im głęboko w pamięci i pozwoli uwierzyć, że jeszcze nie umarła dobroć, szczera troska, bezinteresowność i że liczy się jeszcze drugi człowiek. O wiele ważniejszy od najwspanialszych nawet czy najdroższych rzeczy!

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →