Czas na nowe kalendarze

arsiv

Home Category : Blog Pastora

Exemple

Czas na nowe kalendarze

Kilka dni temu kupiłem sobie nowy kalendarz na 2018 rok, bo ten obecny rok zbliża się do końca szybkimi krokami. Nigdy w swoim życiu nie pisałem pamiętnika, ale od lat mam zwyczaj zapisywać sobie w kalendarzu na początku roku planowane sprawy lub wydarzenia, a potem na poszczególnych kartkach także fakty dziejące się każdego dnia.

Kiedy więc mam teraz na biurku dwa kalendarze – stary i nowy, to ten stary mam już w większości wypełniony faktami z mojego życia, które już się wydarzyły. Pozostały tylko puste kartki pozostałych jeszcze dni 2017 roku, które wkrótce też zostaną zapisane tym, co się jeszcze do końca roku wydarzy.

Natomiast nowy kalendarz ma wszystkie karty puste. Wpisałem sobie jedynie niektóre zaplanowane rzeczy, by o ich terminach pamiętać, a które mam zamiar zrealizować już w nowym 2018 roku. Jeżeli Pan Bóg zachowa moje życie i zdrowie, będę nadal notował codziennie fakty z historii mojego życia, które będą się działy w najbliższej przyszłości.

Na to, co już się wydarzyło, nie mamy żadnego wpływu. To jest bowiem nasze życie w czasie przeszłym dokonanym. Niczego więc już nie możemy poprawić, udoskonalić wybielić i wymazać, bo – jak często powiadamy – stało się i kropka. Nie da się przecież cofnąć czasu, by poprawić swoje błędy czy wymazać słowa, które niepotrzebnie wypowiedzieliśmy lub sytuacje, które nie powinny się zdarzyć, a których wspomnienie wywołuje w nas wstyd, ból lub rozczarowanie.

Nie trzeba jednak pamiętać tego, co nie przynosi nam chluby, a co może odbierać nam radość i chęć do życia. Lepiej pielęgnować w sercu i w pamięci wspomnienia przyjemne, chwile radości, momenty pełne wzruszeń, ciepła i serdeczności, bo przecież takich przeżyć mamy o wiele więcej – mam nadzieję. Natomiast z naszych porażek i trudnych chwil raczej wyciągać mądre wnioski, by nie powtarzać tych samych błędów w przyszłości.

Zanim jednak będziemy zapisywać nowe karty w nowych kalendarzach, warto pokusić się o refleksję nad dniem dzisiejszym. Bo choć nie mamy żadnego wpływu ani na przeszłość (naszą życiową historię), ani tym bardziej na przyszłość, która jest jeszcze przed nami, o tyle mamy wpływ na to, co zwie się „dziś”, a co jest naszą teraźniejszością. To od nas w dużej mierze zależy, jaki mamy dzisiaj nastrój, jakie słowa wypowiadamy, co w danej chwili robimy, czy jaką decyzję (małą czy wielką) podejmujemy. Tylko „dziś” należy do nas, choć to, co dzisiaj się wydarzy, może mieć wpływ na dni następne naszej życiowej historii.

Nie chcę przez to powiedzieć, że skoro tak, to żyjmy dniem dzisiejszym, z dnia na dzień bez głębszej refleksji co do sensu i kierunku, w jakim podążamy. Wielu ludzi, niestety, tak żyje. Nie są to jednak ludzie szczęśliwi i spełnieni. Życie chaotyczne, na oślep, bez wyraźnego celu i sensu traci swój smak i koloryt, stając się szarą egzystencją, a czasem wręcz marną wegetacją na granicy beznadziei i rozpaczy.

O ile więc nie mamy możliwości poprawić tego, co już się stało, o tyle możemy myśleć i starać się kreować naszą przyszłość, tę codzienną, w sposób bardziej przemyślany, piękny i szlachetny. To tylko kwestia naszego wyboru i tego, czy będzie nam się chciało zrobić ze swoim życiem coś innego i bardziej szlachetnego. Chyba, że zrezygnowani godzimy się na to, by wszystko było nadal po staremu, a wtedy szczytem naszego wątpliwego optymizmu będzie życzenie, żeby chociaż nie było gorzej, bo lepiej już było.

Tak czy owak, piszemy i nadal będziemy pisać swoją własną historię mierzoną naszymi czynami, dokonaniami, słowami, uczuciami oraz intencjami. I bez względu na to, czy będziemy te fakty zapisywać w swoich kalendarzach lub pamiętnikach czy też nie, one zostaną utrwalone i nie będą zapomniane. Pismo Święte przypomina nam bowiem, że w czasie sądu ostatecznego zostaną otwarte księgi naszych uczynków i zostaniemy osądzeni na podstawie tego, co zostało zapisane w tych księgach – każdy według uczynków swoich (Księga Apokalipsy 20,12-13). Tam będą niezbite dowody jakości naszego życia tu na ziemi. Jeśli będą w tych księgach nasze liczne i szlachetne czyny, będą one potwierdzeniem, że byliśmy godni otrzymać od Boga dar zbawienia z łaski, a nie z powodu naszych uczynków i zasług, które czyniliśmy z wdzięczności dla Boga za Jego dobroć jak również dlatego, że „Bóg przygotował je już wcześniej, by były treścią naszego życia (Ef 2,10 – w przekładzie Nowego Przymierza).

Tak więc piszmy kolejne, piękne karty historii naszego życia w nowych kalendarzach, które zapewne już kupiliśmy. A i te nieliczne puste kartki w starym kalendarzu zapełnijmy równie pięknie, szlachetnie i świątecznie. W dużej mierze od nas samych zależy, czy będzie to kiedyś przyjemna lektura i czy wspominanie tych faktów będzie rozgrzewać nasze serca. Życie jest przecież zbyt cennym darem od Boga, byśmy mieli je zmarnować i odrzeć z jego prawdziwych wartości.

Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Coś dla ludzi zajętych

Pamiętam porównanie pewnego pastora użyte w jednym z kazań. Próbując opisać obecne czasy, przyrównał je do biegu długodystansowego, w którym zawodnicy przez niemal cały czas biegną równo. Niekiedy starają się przewodzić stawce, czasem kryją się za plecami biegnących w czołówce i oszczędzają siły na ostateczny finisz. Kiedy jednak biegacze zaczynają zbliżać się do ostatniej prostej, wszyscy nagle przyśpieszają i zaczyna się mordercza walka o odniesienie ostatecznego zwycięstwa. Nasze obecne czasy – to takie gwałtowne przyśpieszenie tuż przed metą, na finiszu historii świata – stwierdził kaznodzieja.
I rzeczywiście, coraz częściej odnosimy wrażenie, że kręcimy się w jakiejś gigantycznej wirówce, w kręcącym się coraz szybciej akceleratorze historii. Mamy coraz mniej czasu, jesteśmy coraz bardziej zajęci, zapracowani i przeciążeni. Rano pijemy pośpiesznie rozpuszczalną kawę, wsiadamy do coraz szybszych samochodów czy tramwajów, po drodze piszemy nerwowo SMS-y, bo na normalne rozmowy czy listy nie mamy czasu i pędzimy w swoistym amoku do pracy, na zajęcia, do urzędu. Tam z kolei wyciskają z nas często ostatnie poty, każą pracować po godzinach i ponad nasze siły, „w świątek i piątek”, nie bacząc na nasze potrzeby wypoczynku, relaksu, wyciszenia i spokoju.
Pan Jezus przewidział to, skoro pewnego dnia zwrócił się do swoich słuchaczy z następującym zaproszeniem: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a ja wam dam ukojenie” (Mt 11, 28). Chyba nigdy wcześniej te słowa nie były tak trudne do zrealizowania przez chrześcijan, jak właśnie w obecnych czasach! Szatan znalazł bardzo wyrafinowany sposób, by odwieść nas od Boga. Dziś nie musi się trudzić, by nas sprowokować do popełniania „cięższych” grzechów. Wymyślił za to wiele sposobów, byśmy po prostu byli zajęci i nie mieli ani sił ani też czasu dla naszego Stwórcy.
„Ja wam dam ukojenie” – woła Zbawiciel do zapracowanych i zajętych chrześcijan. Jedna z młodzieżowych piosenek chrześcijańskich sprzed lat zawierała następującą radę: „Zatrzymaj się na chwilę nad tym, co w sercu kryjesz. Zatrzymaj się na chwilę i pomyśl, po co żyjesz”. Szczęśliwy jest więc ten, kto w tym zwariowanym świecie dostrzega potrzebę wyhamowania oraz wyciszenia się. O takie chwile trzeba zabiegać, trzeba je zaplanować. Są ludzie, którzy co rano biegają, inni chodzą regularnie na siłownię lub na basen. Podziwiamy ich za siłę woli oraz konsekwencję. Po co to robią? Chcą zachować kondycję lub młody wygląd. Im na tym bardzo, bardzo zależy! Czy nam – zajętym i zabieganym chrześcijanom – nie powinno podobnie, a może jeszcze bardziej zależeć na naszej duchowej kondycji?
Jak to osiągnąć? – z wielu ust dzisiaj pada to desperackie, pełne braku nadziei pytanie. Otóż przypomnij sobie, że w twoim pilocie do telewizora lub na klawiaturze komputera i telefonu istnieje również klawisz: wyłącz! Korzystaj z niego częściej niż dotychczas. Dla twojego duchowego dobra. A kiedy zapadnie cisza, sięgnij po Biblię i posłuchaj cichego głosu Boga, który daje ukojenie. Odpocznij, porozmawiaj z Bogiem w ciszy twojego pokoju, a jeśli w domu nie ma ciszy, pójdź na spacer do parku czy wstąp do najbliższego kościoła (nieważne, jakiego wyznania). Zaszyj się gdziekolwiek, zapomnij o zegarku, wyłącz telefon. Tylko ty i Bóg – jakiż to będzie słodki czas, który odświeży twojego ducha, doda ci sił i nowej nadziei na przyszłość. Będziesz w stanie zaplanować sobie taki czas i mieć takie szczególne miejsce „duchowej kryjówki” pod warunkiem, że będzie ci na tym naprawdę bardzo zależeć!
Kiedy zaczniesz to praktykować i rozsmakujesz się w tym, wtedy ze zdziwieniem odkryjesz, że już przestałeś być tak strasznie zajęty, że stać cię już na powiedzenie „nie”, kiedy ktoś będzie usiłował zaplanować twój czas, którego tak ci brak. Wreszcie zaczniesz świadomie wykreślać z twojego kalendarza różne plany i pomysły, które są po prostu zbędne, aż w końcu zrozumiesz, co jest w twoim życiu naprawdę ważne, a co niegodne większej uwagi.
Tak niewiele trzeba, by zrzucić z siebie odium pracoholika, człowieka chorobliwie zajętego (choć to dziś snobistycznie modne!!). Trzeba tylko chcieć! „Przyjdźcie do mnie wszyscy zajęci – a ja dam wam ukojenie” – woła Pan Jezus. Jeśli to wezwanie zignorujemy, nie bądźmy zdziwieni, kiedy szybko przytrafi się nam zawał serca, dopadnie nas depresja, apatia lub niechęć do życia. Nie bądźmy też zaskoczeni wtedy, kiedy nasze dzieci pójdą w świat i nie będą miały nic wspólnego z Bogiem, dla którego my sami nigdy nie mieliśmy czasu! A kiedy sobie to w końcu boleśnie uświadomimy i zaczniemy wołać do Boga o ratunek – obyśmy w Bożym telefonie nie usłyszeli sygnału „zajęty”.

pastor Andrzej Seweryn
(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Dopóki serce bije

To wydarzyło się ponad pięć lat temu. Była sobota rano, kiedy wsiadałem do samochodu i udawałem się w podróż około 150 km od domu. Odwiozłem więc do pracy żonę, która pracowała wtedy w aptece i tam skończyła się dość nieoczekiwanie podróż, którą zaplanowałem. Niecałą godzinę później znalazłem się bowiem w Instytucie Kardiologii w Aninie, gdzie zostałem przewieziony karetką reanimacyjną, ponieważ doznałem poważnego zawału serca. Na szczęście stało się to w aptece, a nie w czasie planowanej podróży autem. Dopiero później dowiedziałem się od lekarzy, że w czasie transportu karetką moje serce całkowicie się zatrzymało, lecz dzięki umiejętności załogi karetki oraz profesjonalnemu sprzętowi medycznemu udało się moje serce ponownie uruchomić, co uratowało mi życie.

Kiedy wspominam ten bardzo niebezpieczny moment, kiedy moje życie dosłownie zawisło na włosku, zastanawiam się nad kruchością ludzkiego życia, które w każdej chwili, nieoczekiwanie, może się zakończyć w przypadku każdego z nas. Kiedy bowiem jesteśmy zdrowi, młodzi i silni, wtedy wydaje się nam, że nasze życie jest czymś oczywistym i czymś, co się nam po prostu należy i kropka. Nie bierzemy więc pod uwagę faktu, że życie jest czymś kruchym i delikatnym, ale i bezcennym darem od Stwórcy, za który to dar powinniśmy być wdzięczni i który powinniśmy cenić i szanować – zarówno własne jak i cudze!

Myślę także o fenomenie naszego serca, tego genialnego organu, który bezustannie pompuje krew, pracuje dziesiątki lat, by zapewnić nam życie i zdrowie. Ale kiedy się zatrzyma, wtedy kończy się nasze życie. Warto więc dbać o swoje życie i zdrowie oraz dobrą kondycję swojego serca. Bez jego charakterystycznego bicia nie ma szans, ale dopóki serce bije, dopóty żyjemy!

Serce jednak to coś więcej niż mięsień pompujący krew do naszych żył i tętnic. To również – przynajmniej w naszej europejskiej kulturze – siedlisko naszych uczuć i naszego jestestwa. Stąd mówimy: „co w sercu to i na ustach”. Albo: „leży mi na sercu to lub tamto”. Zaś w odniesieniu do naszych najgorętszych uczuć, powiadamy do tych, których kochamy: „jesteście w moim sercu” lub „kocham cię z całego serca”.

W tym kontekście warto zadać sobie pytanie: kto zajmuje miejsce w moim sercu? Często żartuję, że mam tyle kobiet do kochania: żonę, córkę, teściową, bratową, dwie siostry, dwie synowe, trzy wnuczki, a tylko jedno serce i boję się, że dostanę „rozedmy serca”. Skończyło się zawałem. Na szczęście przeżyłem – i to dzięki łasce Bożej i Jego miłosierdziu nade mną. Dlatego też każdy kolejny dzień – mimo dobrego samopoczucia – traktuję jako łaskę od Boga i „drugie życie”, bo to pierwsze mogło się pięć lat temu zakończyć.

Wymieniając wszystkie kobiety z mojej najbliższej rodziny, które kocham, nie wymieniłem innych ludzi, których mam w swoim sercu. Np. mojego brata czy teścia, przyjaciół i tych, którzy są dla mnie przykładem i autorytetem. Ale to jeszcze nie wszystko. Bo szczególne miejsce w moim sercu zajmuje Bóg, ponieważ jestem człowiekiem świadomie wierzącym, który pewnego dnia powierzył swoje życie Jezusowi Chrystusowi jako Panu i Zbawicielowi.

Szczęśliwy ten człowiek, w którego sercu są ludzie, których kocha i szanuje, którzy są dla niego ważni i dla których warto żyć na tym świecie. A jeśli jeszcze ta jego miłość jest odwzajemniana, wtedy nie trzeba mu niczego więcej do szczęścia, bo sam kocha i jest kochany.

Jeszcze bardziej szczęśliwym jest jednak ten, kto w swoim sercu zarezerwował pierwsze miejsce dla Boga, ponieważ największym przykazaniem i oczekiwaniem naszego Stwórcy jest, abyśmy kochali Go „z całego serca, z całej duszy i z całej siły. To jest pierwsze i najważniejsze przykazanie” (Mt 22,37-38). Bóg jest godzien takiej miłości i czci, bo On nas pierwszy ukochał. Nie trzeba tego przecież udowadniać. Wystarczy wsłuchać się w bicie własnego serca i przyznać z pokorą, że to nasz Stwórca je uruchomił i każde jego bicie jest wyrazem Jego łaski.

Choć nasi bliscy i przyjaciele są bardzo ważni w naszym życiu i darzeni najgorętszymi uczuciami, to jednak Bóg i nasz Zbawiciel powinni być dla nas najważniejsi! Pan Jezus wyraził to w sposób stanowczy i nie budzący najmniejszych wątpliwości, mówiąc, że „kto miłuje ojca albo matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien; i kto miłuje syna albo córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien” (Mt 10,37).

Dla kogo bije twoje serce? Kto ma w nim swoje miejsce? Czy masz w swoim życiu ludzi, których kochasz, dla których żyjesz i poświęcasz się bez reszty? Na tym polega piękno życia, że nie istniejemy tylko dla samych siebie! Największym kalectwem człowieka jest egoizm i egocentryzm – skoncentrowanie życia na sobie i życie wyłącznie dla siebie! Ma on wtedy swój własny świat, nie potrzebuje głębszych relacji z nikim, bo pozrywał mosty i kontakty z bliskimi, których może kiedyś spotka, ale na pogrzebie. Ma swój komputer, Internet i ewentualne wirtualne więzi bez żadnej odpowiedzialności i zobowiązań. Można tak żyć, ale to jest emocjonalne kalectwo i w rzeczywistości dręcząca samotność, która może doprowadzić do depresji. Jeśli do tego dodamy ubóstwo duchowe – czyli brak Boga w swoim sercu – wtedy nasze życie straci prawdziwy sens.

Jednak dopóki nasze serce bije, dopóty żyjemy. Ważne jest jednak, żebyśmy wiedzieli, dla kogo ono bije: tylko dla nas, czy też dla innych, których kochamy? Bo bez miłości nie jesteśmy nic warci (1 Kor 13,1-3). Szczególnie wtedy, kiedy nie ma w naszym sercu miejsca dla Boga.

 

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Wygrać życie!

Byłem niepocieszony, że ostatniego meczu naszej reprezentacji na Stadionie Narodowym w Warszawie nie obejrzałem ani na żywo, ani w telewizji, ponieważ byłem w podróży dość daleko od domu. Ale dzięki mojej córce – też „kibicce” piłki nożnej – mogłem otrzymywać SMS-y z relacjami z meczu. Ostateczny wynik tego arcyważnego dla naszej ekipy spotkania w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata w 2018 roku ucieszył mnie bardzo. Ale nie tylko mnie – wszyscy kibice naszej reprezentacji będą mieli okazję zupełnie inaczej śledzić przyszłoroczny Mundial, bo przecież zagrają w nim nasi!! Oby odnieśli sukces na miarę słynnych Orłów Kazimierza Górskiego z lat 70. ub. wieku.

Jak to zwykle bywa w turniejach sportowych, trzeba przejść przez wiele etapów eliminacji, by w końcu dostać się do elity reprezentacji krajowych w danej dyscyplinie. Już sam termin „eliminacje” dotyka istoty rywalizacji sportowej, w której odpadają słabsi, a pną się do góry lepsi i silniejsi. Ale żeby udowodnić, że jest się lepszym od innych, trzeba z tymi słabszymi wygrywać, a ponieważ jest ich wielu, trzeba wygrać możliwie jak najwięcej meczów eliminacyjnych i strzelić jak najwięcej bramek, tracąc jak najmniej, bo czasem i one liczą się w ostatecznej klasyfikacji.

Oczywiście, że można czasem przegrać, potknąć się, mieć dzień słabości czy niedyspozycji, bo czasem mecz po prostu nie wyjdzie, ale trzeba grać dalej z wiarą w ostateczne zwycięstwo i sukces, na który pracuje się czasem latami. „Można przegrać bitwę, ale chodzi o to, by wygrać wojnę” – jak mawiają nie tylko wojskowi stratedzy. Nasi piłkarze przegrali parę bitew – nie tak dawno z Danią, ale potem już były tylko dwa wygrane mecze, które przypieczętowały ich zwycięstwo w grupie i awans do Mistrzostw Świata w Rosji w przyszłym roku.

Gratulujemy naszej reprezentacji sukcesu oraz awansu i cieszymy się, że ci sportowcy mogą być przykładem dla innych młodych ludzi, że warto ciężko pracować, określać swoje marzenia, cele i pragnienia, a potem wytrwale dążyć do ich osiągnięcia. Świat należy do ambitnych i pracowitych, do tych, którzy myślą i marzą o osiąganiu śmiałych zamierzeń, a potem do nich dążą z wytrwałością i poświęceniem.

Dziś widzi się dość często młodych ludzi, którzy nie mają zdrowych ambicji i planów, lecz zadowalają się życiem bez głębszych motywacji. Wystarczy piwko w parku, pieniądze zarobione jak najmniejszym kosztem albo wręcz ukradzione lub wydarte swoim rodzicom czy dziadkom. Wszystko chcą mieć natychmiast, za darmo, bo im się to należy, gdyż mają bardzo roszczeniowe podejście do życia. My, rodzice czy dziadkowie, czasem w dobrej wierze, lecz nie zawsze w sposób zdroworozsądkowy, chcemy naszym pociechom zapewnić wszystko, czego sami nie mieliśmy w dzieciństwie czy młodości i dlatego rozpieszczamy ich zbytnio, nie uczymy ich dorosłości oraz odpowiedzialności za ich własne dorosłe życie w przyszłości.

Pamiętam moich dwóch synów, kiedy każdy z nich w swoim czasie przyszedł do nas rodziców z nowiną, że chce się ożenić. Każdemu z nich powiedziałem wtedy coś, co zabrzmiało może zbyt stanowczo i nie pasowało do mojej dość delikatnej natury, ale uważałem za konieczne im to zakomunikować. Zgadzam się – powiedziałem – ale pod dwoma warunkami: wyprowadzasz się z domu i płacisz za własne rachunki. Jeśli zgadzasz się na nie, możesz się żenić.

Proszę nie myśleć, że chciałem swoich synów wyrzucić z domu i pozbyć się ich oraz finansowej odpowiedzialności za nich – bez serca i żadnych skrupułów. Nie! Chodziło mi raczej o to, by moi synowie okazali się na tyle dojrzali i odpowiedzialni za swoje narzeczone, by wziąć za nie pełną odpowiedzialność i żeby po prostu okazali się facetami, a nie „mamisynkami” nieprzystosowanymi do życia na własny rachunek. I muszę z dumą wyznać, że sprostali tym warunkom. Jestem z nich dumny i cieszę się z ich żon i dzieci – ich rodzin, które założyli.

Są bowiem również tacy rodzice, którzy pozwalają swoim dzieciom na założenie rodziny, którą potem sami utrzymują, sponsorując ich co miesiąc, kupując i wyposażając im mieszkania, zapewniając im auta i inne dobra, na które sami pracowali latami, a nawet przez całe życie. Młodzi tymczasem, mając wszystko na początku swojej drogi życiowej, często bardzo szybko rozwodzą się, bo nie sprostali wyzwaniom dorosłości. Mieli za wiele, za szybko i za łatwo! Nie zapracowali na wspólne dobra – co zawsze tak łączy małżonków! Nie wolno swoim dzieciom czynić takiej krzywdy! Taka miłość jest po prostu nierozsądna, ślepa i niszczy życie naszych niedorosłych wciąż dzieci!

Wracając do futbolu, z satysfakcją obserwuję karierę kapitana naszej reprezentacji – Roberta Lewandowskiego. Jest w tej chwili nowym liderem – królem strzelców reprezentacji Polski, pokonując legendarnego Włodzimierza Lubańskiego. Ma na swoim koncie już 51 bramek strzelonych w barwach reprezentacji Polski. Wszyscy kibice są mocno przekonani, że nie powiedział jeszcze w tej kwestii ostatniego słowa. Życzmy mu, by na Mundialu w przyszłym roku strzelał jak najwięcej i jak najcelniej!

Nie każdy z nas oczywiście jest w stanie osiągnąć tak spektakularny życiowy sukces. Jestem jednak przekonany o tym, że Pan Bóg pragnie nas wspierać również w naszych marzeniach i celach, jeśli oczywiście są szlachetnie i prawe, a my traktujemy Boga poważnie w naszym życiu. Chodzi tylko o to, żebyśmy byli wytrwali, konsekwentni i pracowici, byśmy dążyli do takich celów, które będą błogosławieństwem dla naszych rodzin i bliskich. Czasem popełniamy błędy, potykamy się i przegrywamy życiowe bitwy, ale chodzi o to, by wygrać „wojnę” czyli własne życie! A byłoby jeszcze lepiej, gdybyśmy „wygrali” wieczne życie z Bogiem, bo niebo jest tylko dla zwycięzców. Tych duchowych oczywiście.

 

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Memento mori!

W ubiegłym tygodniu w wieku 95 lat zmarła Liliane Bettencourt – dziedziczka znanej na świecie firmy kosmetycznej L’Oreal, uznawana za najbogatszą kobietę świata z majątkiem szacowanym na prawie 40 mld dolarów. Ostatnio cierpiała na demencję starczą i chorobę Alzheimera i została ubezwłasnowolniona przez swoją rodzinę. Dysponowała niewyobrażalnymi pieniędzmi, miała z pewnością do dyspozycji najlepsze leki i najdroższe kosmetyki – niestety, biologia i czas zrobiły swoje.

Po raz kolejny uświadomiłem sobie, że nie wszystko można kupić i mieć za pieniądze, choćby największe. Ani zdrowie, ani tym bardziej życie nie jest nam dane raz na zawsze, a kiedy szwankuje, to czasami najlepsi specjaliści i nawet najdroższe leki lub zastosowane najnowocześniejsze terapie nie są w stanie pomóc i człowiek musi – wbrew swojej woli – niestety rozstać się z życiem.

Nam, zwykłym ludziom, często naiwnie wydaje się, że bogaci ludzie – z racji posiadania majątków i fortun – są z tego tytułu bardzo szczęśliwi i mogą mieć wszystko, czego tylko ich dusza zapragnie. Otóż nie, ponieważ też są tylko ludźmi, mają wiele takich samych problemów, jak my – zwykli i niemajętni, a o niektórych problemach i zmartwieniach ludzi bogatych my szaraczki nie mamy po prostu bladego pojęcia. Ale może to i dobrze?

Bo to wcale nie jest łatwe i proste mieć dużo i umieć z tym żyć w sposób godny i właściwy, nie trwoniąc tego wyłącznie na własne zbytki, wystawne życie i nieprzyzwoity wręcz luksus, jak to czasami bywa w przypadku krezusów i bogaczy. I nie jest łatwo takim ludziom uczyć się polegać na Bogu, skoro na ich sukces pracują sztaby specjalistów, doradców, prawników etc. Ci z kolei wiedzą, jak pomnożyć majątek swojego szefa czy szefowej, bo z ich dochodów sami przecież czerpią spore zyski i profity.

Nie przypadkiem więc Pan Jezus nauczał i przestrzegał, że trudno będzie bogatemu człowiekowi wejść do Królestwa Bożego (Łk 18,25). Co oczywiście nie znaczy, że jest to niemożliwe. Jest jednak bardzo trudne, bo prawdziwa i szczera relacja człowieka z Bogiem polega na pokorze i poczuciu pełnej zależności od Boga – naszego Stwórcy. Kiedy zaś ktoś ufa bardziej sobie, swoim zdolnościom, swoim doradcom czy współpracownikom – niż Bogu, to takiemu trudniej trzymać się Boga i liczyć na Jego pomoc, bo on jej po prostu i zwyczajnie nie potrzebuje.

Nie mam oczywiście żadnej wiedzy na temat duchowej strony życia tej bogaczki. Z pewnością myślała poważnie o życiu i biznesie, skoro w swojej dziedzinie działalności osiągnęła tak wiele i cieszyła się uznaniem również w świecie. Z pewnością myślała też o wielu pożytecznych rzeczach, być może sponsorowała wiele szlachetnych przedsięwzięć. Czy jednak myślała o swojej wieczności? Na to pytanie być może znają odpowiedź jej najbliżsi i przyjaciele, ja z pewnością nie.

Fakt śmierci tej bardzo bogatej kobiety przypomniał mi jednak ważną przypowieść Pana Jezusa, który kiedyś nauczał ludzi, mówiąc: „Pewnemu bogatemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. Zaczął się więc zastanawiać: Co tu zrobić? Nie mam gdzie złożyć plonów! W końcu postanowił tak: Zburzę stodoły, zbuduję sobie większe i tam zgromadzę całe moje zboże oraz moje dobra. Potem powiem swojej duszy: Duszo, masz wiele dóbr złożonych na wiele lat; odpocznij, najedz się, napij i baw się dobrze. Bóg jednak powiedział do niego: O, bezmyślny człowieku! Tej nocy zażądają twojej duszy – i czyje będzie to, co przygotowałeś? Tak stanie się z każdym, kto gromadzi skarby dla siebie, a nie jest bogaty w Bogu” (Łk 12,16-21).

Każdy z nas ma jakiś dorobek swojego życia – materialny, intelektualny lub duchowy. To są nasze skarby, nasze osiągnięcia. Mamy prawo tym się szczycić i mieć poczucie satysfakcji, że coś w tym życiu osiągnęliśmy. Jedni sławę i wielkie pieniądze, inni szacunek i poważanie bez wielkich finansowych profitów, jeszcze inni po prostu przeżyli życie w prostocie i skromności, ale wychowali swoje dzieci w bogobojności i wpoili im zasady przyzwoitości oraz godnego życia, które teraz oni prowadzą już na własny rachunek.

Zazdrościmy często ludziom, którzy mają wiele na kontach bankowych. Rzadziej natomiast podziwiamy i naśladujemy tych, którzy są w Bogu bogaci. Może dzieje się tak dlatego, że tak trudno znaleźć dzisiaj takich „duchowych bogaczy”? Warto jednak dzisiaj pomyśleć o stanie naszego konta osobistego w niebie. Nasz dorobek życia możemy bowiem gromadzić albo na kontach w banku, albo na koncie w niebie. Pan Jezus zachęcał kiedyś swoich naśladowców: „Zadbajcie o skarb niewyczerpany w niebie (…), bo tam, gdzie jest wasz skarb, będzie też wasze serce” (Łk 12,33-34).

Bo jeśli tam właśnie (a nie tylko w ziemskim banku) gromadzimy pieczołowicie wiele duchowych skarbów, to nawet jeśli śmierć zaskoczy nas na stole operacyjnym czy we własnym łóżku, nie będzie ona dla nas tragedią, tylko przejściem do Królestwa Bożego i wiecznego przebywania z Bogiem! Tego zaś nie da się kupić za żadne pieniądze. Dlaczego? Bo „z łaski jesteście zbawieni, przez wiarę. Nie jest to waszym osiągnięciem, ale darem Boga” – jak czytamy w Piśmie Świętym (Ef 2,8). Warto o tym pamiętać, bez względu na to, ile mamy lat i cyfr na koncie. Memento mori!

 

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Życie jak mecz

Nie jestem fanatycznym kibicem piłki nożnej, ale są takie mecze, które po prostu trzeba obejrzeć, bo są ważne i skupiają uwagę milionów kibiców. Nawiązuję w ten sposób do meczu, który obejrzałem w telewizji niecałe dwa tygodnie temu. Nasza piłkarska reprezentacja grała na wyjeździe z reprezentacją Danii, a piszę o tym dlatego, że czasem nasze ludzkie życie jest jak mecz, jedyny i niepowtarzalny, który sami rozgrywamy. A jak to z meczami bywa – z różnym skutkiem.

Tak jak dotychczas, wszyscy kibice piłki nożnej oczekiwali przekonywującego zwycięstwa naszych chłopców i kolejnych trzech punktów, których zdobycie mogłoby umocnić ich na pozycji lidera grupy eliminacyjnej i znacznie przybliżyć do upragnionego awansu. Polacy byli uważani dość powszechnie za faworyta tego meczu, tym bardziej, że grali na fali kilkunastu ostatnich meczów bez porażki. Wszyscy rozsądni kibice i znawcy futbolu przestrzegali jednak przed lekceważeniem bardzo silnego przeciwnika, który tym razem grał u siebie i miał również prawo czuć się faworytem tej rywalizacji. I choć nasi idole wraz z trenerem nie lekceważyli gospodarzy tego meczu, to jednak doszło do bardzo bolesnej i dotkliwej porażki (0:4).

Zostawmy na chwilę ten mecz, by stwierdzić, że w życiu czasem popełniamy błąd, gdy lekceważymy przeciwnika, a w sensie duchowym jest nim szatan – nasz nieprzyjaciel, który chce za wszelką cenę uwikłać nas w grzechy, samowolę i zachęca nas do igrania z życiem, losem, balansowania na granicy dobra i zła czy wręcz lekceważenia Boga i Jego Słowa. Czasem wydaje nam się, że szatan to wymysł teologów lub średniowiecznych malarzy. Śmiejemy się z ostrzeżeń dotyczących jego destrukcyjnego działania, a tymczasem on jest ojcem kłamstwa i naszym przeciwnikiem, którego nie wolno nam lekceważyć, bo jest silny i przebiegły. Krąży jak ryczący lew, szukając, kogo by pochłonąć (1P 5,8). Każdy ludzki upadek – a jest ich tak wiele wokół – to dowód, jak szatan jest potężny i wszechwładny w czynieniu zła i niszczeniu ludzkiego życia.

Kiedy tylko skończył się ten koszmarny mecz w Kopenhadze, myślami byłem już na Stadionie Narodowym w Warszawie, gdzie kilka dni później obejrzałem na własne oczy kolejny mecz naszej reprezentacji. Wszyscy kibice w Polsce mieli nadzieję, że mecz w Kopenhadze był jedynie „wypadkiem przy pracy” naszych piłkarzy. I rzeczywiście, pojedynek z reprezentacją Kazachstanu nie był kolejnym meczem zmarnowanych szans. Polacy wygrali bowiem 3:0. Wszyscy kibice odetchnęli z ulgą, choć nie wszystkie szanse na zdobycie goli w tym meczu zostały w pełni wykorzystane.

I tu znowu skojarzenie z meandrami naszego życia. Ileż to mamy czasem niewykorzystanych szans, które marnujemy, bo przegapiliśmy, „zaspaliśmy”, albo nam się po prostu nie chciało. Na przykład komuś pomóc, poprzeć jakąś słuszną sprawę, rozwiązać pokojowo jakiś konflikt bądź porozmawiać i pojednać się z kimś. Okazać współczucie, miłość, spędzić z kimś dobry czas, nawiązać przyjaźń czy wreszcie posłuchać Słowa Bożego lub porozmawiać z Bogiem na osobności. Tyle okazji i szans, które zmarnowaliśmy i nie wykorzystaliśmy dla dobra siebie i innych ludzi. Szkoda, bo minęły bezpowrotnie. Nie warto powtarzać tego błędu w przyszłości!

W czasie tego feralnego meczu z reprezentacją Danii gra się Polakom nie układała i wraz z upływem czasu coraz bardziej pachniało porażką. Jednak w najgorszych snach nikt nie przypuszczał, że ta przegrana będzie tak dotkliwa! Tak to już jest w grach zespołowych, że czasem – a szczególnie w turniejach lub wielomeczowych eliminacjach do Mistrzostw Świata lub Mistrzostw Europy – jakiś mecz po prostu nie wychodzi i trzeba się pogodzić z porażką, zapomnieć nawet o klęsce, pozbierać się szybko i walczyć dalej. Jeszcze nie wszystko stracone, wciąż jesteśmy na pierwszym miejscu w naszej grupie eliminacyjnej i wywalczenie awansu do Mundialu 2018 w Rosji jest nadal realne. Grunt to się nie poddawać, a porażki też potrafią wzmocnić – także naszą reprezentację narodową.

Tak czasem dzieje się i w naszym życiu, że mimo naszych wysiłków i determinacji po prostu mecz naszego życia nam nie wychodzi, a przeciwności piętrzą się przed naszymi oczami, osłabiając wiarę w ostateczne zwycięstwo. Mamy wtedy do wyboru: albo się poddać i zrezygnować z dalszej walki, albo walczyć do końca, wszak „koniec wieńczy dzieło”. Choć czasem jedna bitwa jest przegrana, to jednak trzeba wygrać całą wojnę! Tak dzieje się w sporcie, tak też i w życiu. Można czasem upaść, przegrać, przeżyć gorycz bolesnej porażki, ale trzeba wstać z kolan, wyciągnąć właściwe wnioski i grać dalej. Grać do końca nasz mecz życia!

Wytrwać do końca – to również biblijna i życiowa dewiza, bo „kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” – jak nauczał Pan Jezus (Mt 10,22b). Natomiast autor Listu do Hebrajczyków napisał do ówczesnych chrześcijan: „Albowiem wytrwałości wam potrzeba” (10,36) i dodał: „My nie jesteśmy z tych, którzy się cofają i giną, lecz z tych, którzy wierzą i zachowują duszę” (10,39).

Nie zawsze nasz mecz życia układa się po naszej myśli. W takich momentach tym bardziej potrzebujemy wytrwałości i wiary w końcowy sukces. Potrzebujemy też wiernych kibiców wokół siebie – ludzi życzliwych, wiernych przyjaciół, bliskich, którzy podniosą na duchu, nie przestaną w nas wierzyć i wyciągną do nas pomocną dłoń. A jeżeli do tego jeszcze będziemy współpracować z Bogiem na duchowy sukces w naszym życiu – zwycięstwo nadejdzie. Bez Jego pomocy nie damy bowiem rady. Z Nim tak, tylko grajmy do końca – i fair.

 

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

I po wakacjach

Ledwie zaczęliśmy się delektować ciepłem i latem, a już mamy ostatnie momenty wakacji i wkrótce jesień zagości na dobre. Każdy z nas na miarę swoich możliwości skorzystał z wakacji, urlopu i wypoczynku. Czas więc wracać do pracy, a nasze dzieci i wnuki pójdą znowu do szkoły, by tam uprawiać najcięższy zawód świata – czyli być uczniem.

Tak to już jest w życiu, że coś się kończy, a coś nowego zaczyna. Mamy więc powtarzający się cykl pór roku, co w naszym umiarkowanym klimacie ma swoje zalety, wszak otaczająca nas przyroda ciągle się zmienia, nabywa innych kolorów i wabi swoimi urokami. Jeszcze nie tak dawno temu mieliśmy zimę i biel wokół nas, potem szybko przyszła wiosna z pięknymi barwami świeżej zieleni oraz kwitnących kwiatów. I nie obejrzymy się, a minie nam lato i za niedługo przyjdzie jesień – oby piękna i pogodna – a świat wokół nas rozzłocą piękne odcienie brązu i żółknących liści.

Nawet nie zdajemy sobie często sprawy z faktu, że ta powtarzalność w otaczającej nas przyrodzie jest konsekwencją wierności Boga – Stwórcy wszechświata, który już przed wiekami zapowiedział i obiecał człowiekowi, że „dopóki ziemia istnieć będzie, nie ustaną siew i żniwo, zimno i gorąco, lato i zima, dzień i noc” (Ks. Rodzaju 8,22). Tak więc kontrolowany przez Boga porządek w kosmosie zapewnia nam powtarzające się regularnie pory roku czy dnia i nikt z nas nie potrafi tego zmienić lub zakłócić. I to na całe szczęście!

Mamy więc także zaplanowane przez Boga cykle pracy i wypoczynku. Musimy mieć czas i na jedno, i na drugie. Pracujemy cały rok, odkładamy stosowne środki, by potem pojechać na wakacje i odpocząć.  Ale wszystko,co dobre – szybko się kończy i znowu trzeba wracać do codziennych obowiązków. Ta odmienność pozwala nam jednak cenić jedno i drugie. Zarówno pracę, która daje nam środki do życia, jak i odpoczynek, gdy regenerujemy siły, doświadczamy miłych wrażeń na łonie natury czy w innych nieznanych nam wcześniej miejscach. Pozostają nam jeszcze miłe wspomnienia wakacyjnych dni, nowych znajomości i doświadczeń, które nas stale ubogacają.

Kiedy dobrze i mądrze odpoczywamy, wtedy mamy też nowe siły oraz energię do pracy w kolejnych miesiącach i do marzeń o kolejnych wakacjach czy urlopie. Jak powiedział starożytny, biblijny mędrzec Salomon – „wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę” (Kazn. Sal. 3,1). Warto więc doceniać pracę, którą mamy oraz zdrowie i siły, by ją wykonywać. Warto też cenić sobie każdą chwilę odpoczynku i relaksu – o co powinniśmy dbać równie starannie jak o naszą pracę.

Chodzi bowiem o to, by uczciwie, własnymi rękami pracować na własne utrzymanie. Taki przykład pozostawili nam apostołowie: Paweł, Sylas i Tymoteusz, którzy napisali o sobie tak: „U nikogo nie jedliśmy darmo chleba, ale w trudzie i znoju, we dnie i w nocy pracowaliśmy, żeby dla nikogo z was nie być ciężarem (…). Samych siebie daliśmy [wam] za przykład do naśladowania” (2 Tes 3,8-9). Innym razem apostołowie nauczali pierwszych chrześcijan, żeby „gorliwie się starali prowadzić żywot cichy, pełnić swe obowiązki i pracować własnymi rękami, [aby] uczciwie postępowali i na niczyją pomoc nie byli zdani” (1 Tes 4,11-12).

W kontekście dzisiejszych rozmyślań warto też zwrócić uwagę na fakt, że czasem również doświadczamy innych i poważniejszych zmian w naszym życiu, kiedy jakiś okres się kończy i nowy zaczyna. Dzieje się tak wtedy, kiedy zmieniamy miejsce pracy lub kupujemy dom czy mieszkanie w nowym miejscu. Jeszcze poważniejsze zmiany następują w życiu człowieka, kiedy zmienia swój stan cywilny lub wyjeżdża do innego kraju i nowej, nieznanej dla siebie kultury, języka czy środowiska.

Jest to zawsze wielkie wyzwanie, które kosztuje bardzo wiele nie tylko w sensie finansowym, ale i emocjonalnym. Nie mówiąc już o tym, że jest to również doświadczenie wiary człowieka, który zwykle z tym nowym okresem w życiu wiąże świeże nadzieje i plany. To nie jest takie proste wierzyć – jak śpiewał niegdyś Marek Grechuta – że „piękne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy”, a więc te, które nas jeszcze czekają w życiu.

Jakiś czas temu trzymaliśmy przysłowiowe kciuki za naszą koleżankę, która postanowiła przeprowadzić się z Wielkiej Brytanii do Finlandii, by tam, wraz ze swoim mężem, budować wspólną przyszłość. Podziwialiśmy jej odwagę i wiarę, że i w tym chłodnym kraju na północy Europy czeka ją dobra przyszłość. Miała jednak prawo tego się spodziewać, ponieważ jest osobą wierzącą, a więc ufającą swojemu Bogu, który teraz jest z nią i z jej mężem w tym nowym miejscu.

Szczęściem człowieka wierzącego jest bowiem niezachwiane przeświadczenie, że miejsce na ziemi, gdzie żyje, mieszka i pracuje, zostało mu wybrane przez samego Boga. Jeśli bowiem żyjemy z Bogiem i blisko Boga, wtedy potrafimy być szczęśliwi i spełnieni bez względu na to, czy żyjemy w Polsce czy Finlandii, w Warszawie czy w Szczytnie.

Nasze życie przypomina czasem wieloetapowy wyścig kolarski. Chodzi więc o to, by kontynuować ten nasz wyścig z nowymi siłami oraz niezachwianą nadzieją, że przebrniemy przez wszystkie etapy naszego życia z Bogiem i – co najważniejsze – dojedziemy do mety, którą chcemy osiągnąć. Ja zaś chciałbym utożsamić się z Apostołem Pawłem i wyznać, że „zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany przez Boga” (Fil 3,14). Warto mieć taki cel przed oczami.

A więc do pracy, rodacy! – po wakacjach i urlopach. I nie zapomnijmy o tym, jaki jest sens i cel naszego życia, do którego zmierzamy.

 

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Zaciskanie pasa

Wszyscy lubimy i chcielibyśmy żyć dostatnio, wygodnie, a nawet komfortowo. Szybko też przyzwyczajamy się do czegoś lepszego, ale kiedy czasy lub okoliczności życia stają się trudniejsze czy mniej dostatnie, wtedy ciężko nam się ograniczyć i obniżyć nieco standard naszego życia.

Zdaję sobie sprawę z różnego poziomu materialnego obywateli naszego kraju. To, co dla jednych jest biedą czy niedostatkiem, dla innych byłoby bogactwem, bo bieda czy bogactwo to pojęcia bardzo względne. Są tacy, którzy muszą przeżyć za kilkaset złotych, natomiast innym nie starcza, kiedy mają nawet tysiące złotych miesięcznie do dyspozycji. Nienasycona jest bowiem ludzka natura. Zarobić jest czasem bardzo trudno – natomiast wydać bardzo łatwo!

Tak to już jest, że współczesny świat nakręcił do granic wytrzymałości spiralę nie tylko naszych konsumpcyjnych, życiowych potrzeb, ale także coraz bardziej wyrafinowanych zachcianek i kaprysów. Sklepy i centra handlowe są wręcz zawalone milionami różnych produktów i usług, z których wszyscy chcielibyśmy korzystać pełnymi garściami. Problem w tym, że wielu z nas na to wszystko po prostu nie stać, podczas gdy z wielu rzeczy i usług moglibyśmy po prostu zrezygnować, ponieważ nie są nam tak naprawdę niezbędne do życia. Możemy je mieć, ale nie musimy, jeśli nie możemy sobie na nie pozwolić. Świat się od tego nie zawali, tym bardziej nasze życie! Tylko że tak trudno to pojąć – szczególnie w czasie zakupów.

Nie myślimy już tak pragmatycznie i skromnie jak nasi dziadkowie, którzy powiadali, że jeśli mieli gdzie mieszkać, co jeść i w co się ubrać, a jeszcze do tego nie groziła im wojna czy tułaczka po świecie – to już byli szczęśliwi i zadowoleni z życia. Mieli co prawda skromne środki do życia, a i sklepy nie kusiły tyloma możliwościami co dzisiaj. Mimo to byli chyba – generalnie rzecz biorąc – bardziej szczęśliwi od nas dzisiaj.

Ulegamy więc wszechwładnej presji posiadania wszystkiego, tu i teraz, że mimo swoich ograniczeń finansowych bierzemy kredyty, korzystamy z plastikowych kart bankowych, często i hojnie korzystamy z pieniędzy pobieranych z bankomatów i kupujemy, kupujemy, kupujemy. Dopiero po powrocie do domu często odkrywamy ze zdumieniem, że nabyliśmy tyle rzeczy, bez których moglibyśmy się obejść, albo których wręcz nie użyjemy, zapychając nimi szafy i kąty w domu lub garażu. A potem dziwimy się i zaskoczeni z bólem w sercu spłacamy nie kończące się raty naszych zaciągniętych kredytów i pożyczek.

Czy jest na to jakaś rada? Rada jest, tylko tak trudno wielu ludziom z niej skorzystać. Polega ona na tym, że człowiek powinien żyć skromnie, nie ponad stan, bez niepotrzebnego zadłużania się i owczego pędu naśladowania innych, wciąż nienasyconych ludzi. Trzeba rozsądnie mierzyć nasze finansowe „siły na zamiary”, tworzyć rozsądnie swój domowy budżet i nie zazdrościć chorobliwie tym, którzy mają więcej, bo ich na to stać, albo są jeszcze bardziej lekkomyślni i nieodpowiedzialni od nas.

Pismo Święte zabiera głos również w tej życiowo ważkiej sprawie. W Liście do Hebrajczyków czytamy: „Niech życie wasze będzie wolne od chciwości; poprzestawajcie na tym, co posiadacie, sam [Bóg] bowiem powiedział: Nie porzucę cię ani cię nie opuszczę. Tak więc z ufnością możemy mówić: Pan jest pomocnikiem moim” (13,5-6a). Apostoł Paweł napisał: „Nie troszczcie się o nic, ale we wszystkim w modlitwie i błaganiach z dziękczynieniem powierzcie prośby wasze Bogu” (Fil 4,6), po czym z wiarą dodaje piękną obietnicę dla ludzi wierzących Bogu: „A Bóg mój zaspokoi wszelką potrzebę waszą według bogactwa swego w chwale, w Chrystusie Jezusie” (Fil 4,19).

Z kolei Apostoł Piotr napisał następujące słowa, będące radą dla nas, którym sprawy naszego bytu nie są przecież obojętne: „Wszelką troskę swoją złóżcie na Niego [tzn. na Boga], gdyż On ma o was staranie” (1 P 5,7). Słowa te korespondują z treścią Psalmu 33, w którym czytamy obietnicę Bożej troski i ochrony dla tych, którzy spełniają pewien bardzo istotny warunek: „Tymczasem oko Pana dogląda tych, w których jest bojaźń przed Nim. Tych, którzy liczą na Jego łaskę. On dba o ocalenie ich duszy od śmierci i o zachowanie ich życia od głodu” (Ps 33,18-19).

Jest jeszcze wiele innych tekstów w Piśmie Świętym, które zachęcają nas do życia z umiarem, do zdobywania umiejętności poprzestawania na tym, co się ma i do wdzięczności Bogu za to, że nasze podstawowe potrzeby życiowe On zaspokaja. Pan Jezus nauczał mówiąc, że „Ojciec nasz wie, czego potrzebujemy” (Mt 6,32). Nie zamartwiajmy się więc, nie myślmy o naszych potrzebach z trwogą, bądźmy wolni od zgryzoty i bezsennych nocy. Nie mam tu na myśli naszej odpowiedzialnej troski o naszych bliskich i potrzeby naszych domowników. To jest przecież nasza powinność – jako ludzi dorosłych i odpowiedzialnych za swoje rodziny i swoje dzieci.

Ale powinnością naszą powinno być również – a może przede wszystkim – życie rozumne, na miarę naszych możliwości finansowych, a nie życie chaotyczne, szastanie pieniędzmi ponad stan i zadłużanie się w pętli kredytowych pułapek. Powinniśmy pracować po to, aby żyć i cieszyć się życiem, a nie żyć po to, by pracować, pracować i pracować. Dla naszych zachcianek, bezsensownych i chaotycznie robionych zakupów czy prześcigania innych w tym, co chcemy posiadać – choćby za wszelką cenę – nawet naszego zdrowia.

Szkoda życia! Kiedy więc będzie taka potrzeba, miejmy odwagę rozsądnie zastopować, żeby nie powiedzieć: zaciśnij pasa! Nie haruj jak wół tylko po to, żeby żyć ponad stan! To nie ma sensu! Bo co to za życie, skoro nie potrafisz się nim cieszyć, bo po prostu nie masz na to ani czasu, ani sił. „Robota nie zając – nie ucieknie” – ale życie może ci uciec. A szkoda, bo żyje się tylko raz!

 

 

 

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Po słonecznej stronie

Kiedy w piękne ostatnio dni lata, czasami wręcz upalne, chodziliśmy na spacery z żoną, zwykle wybieraliśmy alejki w parku czy chodniki na uliczkach, które były zacienione. Słońce bowiem prażyło dość mocno, więc trzeba było chronić się w cieniu, który dawał przyjemną ochłodę oraz ulgę przed spiekotą.

Dni jednak stają się powoli coraz krótsze i choć nadal mamy ciepłe i słoneczne dni, to jednak już tak nie chowamy się w cieniu, jak w ostatnich miesiącach. Robi się bowiem nieco chłodniej, szczególnie wieczorami, dlatego też zaczynamy coraz chętniej chodzić po bardziej nasłonecznionych uliczkach i alejkach. Im będzie chłodniej, tym bardziej cenić będziemy każdy promyk rozgrzewającego nas słońca, bez którego tak trudno przecież żyć.

Do tego rodzaju wynurzeń sprowokowała mnie wypowiedź jednego z polskich reżyserów filmowych Janusza Majewskiego, laureata Nagrody Srebrnych Lwów, który kilka lat temu skierował do swoich młodszych kolegów po fachu swoisty apel. Ponieważ usłyszałem go w radiu, więc nie zacytuję dokładnie, ale reżyser powiedział do młodych filmowców mniej więcej takie słowa: „Dziś epatujecie się przemocą, złem i mrocznymi stronami ludzkiej egzystencji i to przekazujecie najczęściej w swoich filmach. Warto jednak choć czasem przejść na słoneczną stronę ulicy”.

Ta ostatnia fraza jego wypowiedzi utkwiła mi w pamięci jako bardzo życiowo mądry cytat i przesłanie. Bo jak często – zdecydowanie za często – nie tylko młodzi twórcy filmowi, ale także i my, zwyczajni ludzie, chcąc nie chcąc wybieramy częściej tę „mroczną stronę ulicy”. Nie obchodzą nas specjalnie dobre wiadomości i jakieś budujące oraz tchnące szlachetnością wydarzenia, za to każdy skandal, każde bulwersujące wydarzenie czy mroczny fakt z życia innych ludzi powoduje rumieniec zaciekawienia na naszych twarzach. Lubimy potem o tym mówić, komentować wszelkie draństwa i paskudztwa, których świat jest pełen. Tylko jaką mamy z tego korzyść? Co dobrego może w naszych sercach wzbudzić chodzenie po mrocznych zaułkach codziennego życia?

A przecież świat wokół nas to nie tylko cienie, mroki, szarzyzna czy demoniczne ciemności. Dzieją się także dobre rzeczy, żyją i działają dobrzy i szlachetni ludzie. Są również takie sprawy, wydarzenia i pozytywne inicjatywy, które mogą wzruszyć do łez, poruszyć nasze serca i wzbudzić ciepłe, pozytywne emocje w naszych wnętrzach. Tego trzeba nam szukać, tym się budować i podtrzymywać na duchu nasze człowieczeństwo.

Podam przykład, o którym usłyszałem jakiś czas temu. Otóż przed laty nieprawidłowo zdiagnozowano emocjonalną i psychiczną niepełnosprawność pewnego małego chłopczyka. Uznano, że jest trwale upośledzony (zespół Downa), ponieważ na wiele bodźców zewnętrznych po prostu nie reagował. Kiedy po latach – już jako zamkniętego w sobie młodzieńca – ponownie zdiagnozowano, stwierdzono, że jest po prostu głuchy, czego nikt wcześniej nie zauważył. Kiedy więc wszczepiono mu profesjonalną protezę słuchową, życie tego młodego człowieka odmieniło się całkowicie. Z pasją i wrażliwością zaczął chłonąć wszelkie dźwięki, szczególnie te w przyrodzie, którą Pan Bóg stworzył, a które nigdy nas nie męczą, lecz uspokajają i koją nasze nerwy.

Mało tego. Wkrótce młodzieniec ten nauczył się mówić, wszak do tej pory był głuchoniemy, a do tego ujawnił niezwykły talent muzyczny. Podjął edukację muzyczną i bardzo szybko doszedł do wirtuozostwa w grze na fortepianie. Dziś koncertuje z powodzeniem i jest spełnionym, szczęśliwym człowiekiem. Część swojego życia spędził chodząc po „ciemnej stronie ulicy”, teraz spaceruje tam, gdzie słońce świeci, a jego przykład jest zachętą i inspiracją dla wielu nieszczęśliwych i niespełnionych ludzi.

O ile temu człowiekowi pomogli lekarze-specjaliści, o tyle my sami musimy na taką przemianę swojego życia po prostu się zdobyć. Najpierw uświadomić sobie, że wybrałem ciemną stronę życia i obracanie się w takich sferach nie daje mi radości i szczęścia. Dopiero wtedy człowiek jest gotowy na odważny krok – przejście na drugą stronę ulicy, gdzie nie ma cienia, chłodu emocjonalnego i duchowego, lecz jest ciepło, dobroć i piękno, gdzie świeci słońce.

Wiele zależy od tego, z jakimi ludźmi ci po drodze w życiu. Warto związać się z takimi, którzy wolą słońce i ciepło, a nie ponure cienie i emanujący z nich chłód. Pięknie wyraził to Psalmista w Psalmie 1, powiadając: „O, jak szczęśliwy jest ten, kto nie kieruje się radą bezbożnych, nie przesiąkł podłością grzeszników, nie zajął miejsca w gronie szyderców” Ps 1,1). Bo – jak powiada polskie przysłowie – „kto z kim przestaje, takim się staje”.

Możesz oczywiście czytać mroczne książki, oglądać mroczne i przerażające filmy, słuchać demonicznej muzyki i pasjonować się wszystkim co szokujące i straszne. Będzie to twoje chodzenie po ciemnych zaułkach życia. Nie dziw się więc, kiedy będą cię dopadać frustracje, depresje, paskudne dni, nieprzyjemne nastroje i koszmarne myśli. Nie pomogą wtedy środki nasenne, alkohol, narkotyki czy dopalacze. Może więc warto skorzystać z rady polskiego reżysera  i „przejść na słoneczną stronę ulicy”. Naprawdę warto….. i trzeba. Dla własnego dobra!

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Wymowa gestu

W naszym codziennym życiu liczą się nie tylko słowa, ale również gesty. To, kim jesteśmy i jak oceniamy swoje życie, możemy wyrazić nie tylko werbalnie, ale także prostym gestem, który wyraża naszą mowę ciała. W ten sposób również możemy powiedzieć coś o sobie i o poczuciu własnej wartości.

Continue reading Wymowa gestu

Read More →
Exemple

Chodzenie po wodzie

Lato trwa w najlepsze – rozkręciło się na dobre, choć pogoda nadal dynamiczna i wciąż nieprzewidywalna. Ludzie szukają ochłody w rzekach, jeziorach i w morzu, albo też w przydomowych czy publicznych basenach. Niestety, przebywanie nad wodą i kąpiele w różnych miejscach – nie zawsze dozwolonych i bezpiecznych – niesie ze sobą ryzyko utonięć i innych nieszczęść przytrafiających się zawsze tam, gdzie ludzie lekceważą wodę. A ta potrafi być także niebezpiecznym żywiołem.

W tym roku woda znowu zbiera tragiczne żniwo, o czym świadczą doniesienia medialne i policyjne statystyki. Co tydzień toną ludzie młodzi i starsi, a najczęstszymi przyczynami tych utonięć są jak zawsze: brawura i alkohol – słowem ludzka bezmyślność i nieodpowiedzialność. A potem cierpią ci, którzy tracą tak tragicznie swoich bliskich, jak przytrafiło się to niedawno w rodzinie naszych znajomych. Młody i silny mężczyzna nie powrócił na brzeg jeziora żywy. Jego martwe ciało wyłowiono dopiero po kilku dniach.

Warto więc znowu wziąć sobie do serca apele policji, ratowników oraz innych osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo ludzi odpoczywających nad wodą w skwarne, letnie dni. Warto zachowywać się odpowiedzialnie i dbać również o swoje zdrowie, unikając zbyt intensywnego opalania, przegrzewania organizmu czy niepotrzebnego wysiłku, który może spowodować przykre następstwa. Słuchajmy mądrych rad, jak rozumnie przetrwać dni upalne z ekstremalną, wysoką temperaturą i nie narażać swojego życia – szczególnie nad wodą.

Kiedy mówię o pladze utonięć będących konsekwencją pięknej pogody wyjątkowo sprzyjającej odpoczynkowi nad wodą i kąpielom, które przynoszą ochłodę, przychodzą mi na myśl liczne obrazki z Ewangelii, kiedy spotykamy Jezusa pływającego z uczniami po Jeziorze Galilejskim. Zwykle były to spokojne rejsy, ale spotykała ich czasami także silna burza, wręcz sztormowa pogoda, mimo że to jezioro w Izraelu nie jest zbyt wielkim akwenem.

W tych sytuacjach wiara uczniów Pana Jezusa była wystawiana na wielką próbę, ponieważ i im – choć niektórzy z nich byli doświadczonymi rybakami obeznanymi z wodą – groziło nieraz utonięcie. Aż trzy ewangelie opisują dość dramatyczne wydarzenie, kiedy to Jezus płynął z uczniami po Jeziorze Galilejskim. „I oto nawałnica wielka powstała na morzu tak, że fale łódź przykrywały. On zaś [tzn. Jezus] spał. I podszedłszy do Niego zbudzili Go słowami: Panie, ratuj, giniemy! A On rzekł do nich: Czemu jesteście bojaźliwi, małowierni? Potem wstał, zgromił wiatry i morze i nastała wielka cisza. Ludzie zaś dziwili się, mówiąc: Kim jest Ten, że nawet wiatry i morze są mu posłuszne?” (Mt 8,24-27).

Ten piękny, ewangeliczny obraz może mieć dla nas również znaczenie symboliczne i odnosić się do naszych życiowych doświadczeń. Nie zawsze świeci słońce i nie zawsze przeżywamy spokojne i szczęśliwe dni. Czasem przychodzi burza życiowa, w oczy zagląda wręcz śmierć i sytuacja wydaje się beznadziejna – po prostu giniemy. Tymczasem, jeżeli w łodzi naszego życia jest Pan Jezus, nie grozi nam zguba i śmierć, bo On nie może zginąć razem z nami. To On sam jest ratunkiem i gwarancją bezpieczeństwa dla tych, którzy Mu ufają. A Jezus jest Panem morskich fal, strasznych wichrów i wszelkich niebezpieczeństw, którym czasem musimy stawić czoło. I ocaleć – jeżeli w sercu mamy dość wiary i zaufania do Tego, któremu posłuszne są wszelkie żywioły! Chodzi tylko o to, żeby w naszej łodzi życia On miał swoje stałe, zaszczytne miejsce i płynął przez to życie razem z nami! A jeszcze lepiej, gdyby tym życiem kierował – jako najlepszy i najbardziej godny zaufania Sternik!

Problemem wielu ludzi dzisiaj jest samowola – czyli używając tej metafory – płynięcie w swojej łodzi życia bez Jezusa. Ulegamy błędnemu i złudnemu przeświadczeniu, że On jest nam niepotrzebny, jest zbytnim balastem a czasem wręcz jest On dla nas persona non grata – czyli osobą niepożądaną. Nie dziwmy się więc, kiedy w momentach zagrożenia i niebezpieczeństwa będziemy zdani tylko na własne siły, bo ich może nam po prostu nie starczyć. A co wtedy?

W języku polskim jest taki idiom, którego czasem używamy w mowie potocznej. Mówimy na przykład: Toniesz, człowieku! I nie mamy na myśli kogoś ginącego w wodzie, ale raczej kogoś, kto pogrąża się w kłamstwie, w grzechach albo niespłaconych długach. Ten idiom również określa sytuację groźną, niebezpieczną i grożącą katastrofą: finansową lub moralną. Ilu jest takich „topielców” dzisiaj? – możemy się tylko domyślać.

Nie warto marnować swojego życia, pogrążać się i tonąć w sensie dosłownym lub metaforycznym. Lepiej – jak Apostoł Piotr, którego spotkał przywilej chodzenia z Jezusem po wodzie – chwycić się wiarą samego Chrystusa. Kiedy Piotr patrzył na Niego, w sposób nadprzyrodzony chodził po wodzie, ale kiedy przestraszył się fal i zwątpił, zaczął tonąć. Na szczęście zawołał do Mistrza: Panie, ratuj mnie! I wtedy poczuł rękę Nauczyciela, który wyciągnął go z toni i uratował (Mt 14,22-33).

Nazywamy Go – i słusznie – Zbawicielem. To ktoś, kto ratuje nas, często z narażeniem własnego życia. Tak nieraz bywa i nad wodą, gdzie ktoś rzuca się na ratunek tonącego i ocala mu życie, czasem sam ginąc. To właśnie uczynił nasz Zbawiciel, ratując nas od wiecznej zguby.

Od nas samych i od naszych wyborów życiowych zależy więc, czy będziemy narażeni na zgubę i utonięcie (dosłowne lub w przenośni), czy też dzięki wierze i zaufaniu do naszego Pana i Zbawiciela będziemy mogli doświadczać przywileju duchowego „chodzenia po wodzie”. To drugie jest o wiele bardziej fascynujące i o wiele bardziej bezpieczne. Zapewniam Was, Drodzy Czytelnicy, że warto spróbować!

 

pastor Andrzej Seweryn

andrzej.seweryn@gmail.com

Read More →
Exemple

Zadzwoń dziś

Przyszło nam żyć w epoce Internetu, bez którego tak wielu ludzi dzisiaj nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Kiedy udajemy się gdziekolwiek: na urlop, w podróż służbową czy odwiedziny bliskich, niemal pierwsze pytanie, jakie zadajemy w nowym miejscu pobytu brzmi: Czy jest tu dostęp do Internetu?

Continue reading Zadzwoń dziś

Read More →
Exemple

Radość życia

Mamy lato w pełnym rozkwicie. Piękno otaczającej nas zieleni, kolory i zapachy kwiatów oraz piękny śpiew ptaków nastrajają pozytywnie do życia i do ludzi. Trzeba tylko wyjść z domu, wysiąść z samochodu i po prostu pójść na spacer do parku. Tam zobaczymy innych ludzi – uśmiechniętych i oczarowanych pięknem Bożego stworzenia. Łatwiej wtedy o radość, dobry nastrój i bardziej pozytywne myślenie o własnym życiu.

Continue reading Radość życia

Read More →
Exemple

Nareszcie wakacje!

Jest takie słowo, na którego dźwięk uśmiechają się wszystkie dziecięce buzie, a i ludziom dorosłym robi się ciepło na sercu. To słowo: wakacje. Uczniowie i studenci czekają na nie cały rok szkolny, a dla ludzi dorosłych jest to również czas odpoczynku i cieszenia się latem, które wreszcie się do nas pofatygowało.

Wszyscy zapracowani ludzie, a szczególnie pracoholicy mają więc kolejną szansę na zdrowy odpoczynek. Pod warunkiem jednak, że taki odpoczynek sobie wcześniej zaplanowali, odłożyli potrzebne środki, zarezerwowali bilety i hotele. Mniej zasobni szykują własne domki letniskowe albo wybierają się do przyjaciół lub krewnych, by tam po prostu odpocząć i oderwać się od tzw. szarzyzny codziennego życia wypełnionego pracą i obowiązkami. Taki czas trzeba sobie zaplanować i z niego skorzystać. Dla własnego dobra!

Continue reading Nareszcie wakacje!

Read More →