Andrzejki bez Andrzeja

arsiv

Home Category : Blog Pastora

Exemple

Andrzejki bez Andrzeja

W naszej polskiej tradycji kulturowej zakorzeniły się od lat zwyczaje andrzejkowe kultywowane co roku pod koniec listopada. Andrzejki to wieczór wróżb, który przypada w nocy z 29 na 30 listopada, w wigilię dnia św. Andrzeja, od którego zresztą wzięła się nazwa tego zwyczaju. Zgodnie z dawnymi wierzeniami nocy tej towarzyszy niezwykła i tajemnicza aura, a wróżby dotyczące miłości i małżeństwa mają wtedy szczególną moc. Przypuszcza się, że andrzejkowe wróżby narodziły się w starożytnej Grecji. Inni historycy i etnografowie łączą je z wierzeniami celtyckimi i starogermańskimi.

Wróżby andrzejkowe były i są po dziś dzień rozpowszechnione niemal w całej Europie, zaś św. Andrzej uznany jest za patrona panien pragnących szybko wyjść za mąż. Wróżby te mają związek ze znacznie starszymi wierzeniami, według których w tym właśnie czasie przybywają na ziemię duchy z zaświatów. Istnieje więc wtedy możliwość zapytać je za pośrednictwem wróżb o najbliższą przyszłość. Jest to także ostatnia chwila przed okresem roku kościelnego zwanym Adwentem. Według wierzeń ludowych w okresie przedadwentowym wróżby miały największą moc, a sprzyjać i pomagać im miały błąkające się po ziemi duchy.

Przeczytałem w Internecie, jak współcześnie obchodzi się Andrzejki w szkołach. „Dzisiaj naszą szkołę nawiedziły wiedźmy, wróżbici i czarodzieje, którzy opanowali parter i pierwsze piętro. Rozłożyli się tam ze swoimi wróżbami i nasi uczniowie mogli dowiedzieć się, co ich czeka w przyszłości. Pomysł samorządu uczniowskiego wszystkim bardzo się spodobał!”.
A oto inna relacja: „W naszej szkole również nie zabrakło wróżb. Samorząd uczniowski wprowadził nas w świat czarów i wróżb andrzejkowych. W szkolnej bibliotece, pod czujnym okiem pani Wioletty, przygotowano dekorację i akcesoria niezbędne do przeprowadzenia wróżb. Od samego rana uczniowie wszystkich klas przychodzili sobie wróżyć. Żartom i śmiechom nie było końca! Oczywiście wróżby uczniowie traktowali z przymrużeniem oka, choć fakt zaglądania w przyszłość zawsze ekscytuje. W końcu każda okazja jest dobra, by pobyć ze sobą w inny sposób, poznać się lepiej, powspominać. Młodzież świetnie bawiła się na parkiecie, a kolejka do sali wróżb nie miała końca”.

Mogłoby się wydawać, że to niewinna zabawa, której nie należy traktować poważnie. Problem jest jednak w swej istocie jeszcze szerszy i poważniejszy. Od najmłodszych lat dzieci oglądają bajki, w których pojawia się coraz częściej i coraz więcej przemoc, strach oraz wszelkie magiczne istoty – czasem szkaradne, które mają przemożny wpływ na losy bajkowych bohaterów. Niemal wszystko w tych kolorowych opowiastkach jest magiczne, zaczarowane, nieprzewidywalne i coraz częściej straszne.

Niepokojem i troską musi więc napawać odpowiedzialnych rodziców, pedagogów i katechetów fakt, że coraz więcej w księgarniach książek czy filmów promujących w swej istocie okultyzm, czary, wróżenie i horoskopy. Pojawiły się magiczne bajki, gadżety, kolorowe czasopisma dla dzieci, tornistry z czarownicami itp. Przyznać należy ze smutkiem, że niestety – taki towar świetnie się dzisiaj sprzedaje.

Rodzi się tylko pytanie: jakie wartości i treści wpajamy swoim dzieciom i wnukom, pozwalając im obcować czasami całymi godzinami w tym mrocznym, demonicznym świecie obrazów i symboli? Czy wykształcą one w młodym pokoleniu zdolność rozróżniania dobra i zła? Czy będą utwierdzać ich w przekonaniu, że warto żyć w realnym świecie, nie bać się przyszłości, której wcale nie musimy znać z wróżb, przepowiedni i horoskopów, ale budować ją na pozytywnych wartościach oraz wierze w dobre, a nie złe duchy? Dziś nasze dzieci bawią się z pozoru niewinnie, ale jeśli nie będziemy tego jako dorośli kontrolować, nie bądźmy zaskoczeni, kiedy później wejdą w okres młodzieńczego buntu, a ten trudny czas doprowadzi niektórych do satanizmu, okultyzmu i czarnej magii.

Z tego właśnie powodu – choć mam na imię Andrzej – nie praktykowałem ani sam, ani z moimi dziećmi żadnych wróżb i zabaw andrzejkowych, bo one wcale nie są zabawne.

Andrzej Seweryn

Read More →
Exemple

Katar i katar

Kiedy w późne, niedzielne popołudnie, które wygląda jak wieczór, zasiadłem do pisania kolejnego felietonu, w Katarze właśnie trwa inauguracyjny mecz rozpoczynający tegoroczne mistrzostwa świata w piłce nożnej, zwane potocznie mundialem. Gospodarze grają z Ekwadorem, a ja zamiast przed telewizorem, siedzę przy komputerze i piszę. Nie oglądałem ceremonii otwarcia tej wielkiej imprezy sportowej, nie oglądam meczu. To trochę dziwne, bo zwykle interesowałem się „mundialowymi” zmaganiami. Oczywiście bez przesady, bo nie jestem uzależniony od futbolu, choć czasem lubię obejrzeć dobry mecz na światowym poziomie. Oglądam zwykle mecze naszej reprezentacji i chyba popatrzę na zmagania naszych orłów z nadzieją, że po wielu latach niepowodzeń tym razem uda im się wyjść z grupy, choć przeciwnicy mocni są.

Mój trochę dziwny tytuł prowokuje was pewnie do zadania pytania: co łączy Katar z katarem?

Otóż, jeśli ktoś choruje na katar, to mówimy zwykle, że jest to objaw infekcji dróg oddechowych i pewnie tej przypadłości będziemy w najbliższych miesiącach doświadczać, jako że mamy czas jesienno-zimowy, sprzyjający przeziębieniom i infekcjom wszelkiej maści. Infekcja więc to stan chorobowy i nienormalny w naszym organizmie. Tymczasem Katar (pisany dużą literą) to małe, ale bardzo bogate państwo arabskie położone we wschodniej części Półwyspu Arabskiego nad Zatoką Perską. Przez najbliższe tygodnie ten kraj będzie gospodarzem największej na świecie piłkarskiej imprezy.

Co jednak ten kraj ma wspólnego z katarem jako infekcją? Otóż zwykle mistrzostwa świata rozgrywane co cztery lata były wielkim sportowym świętem, szczególnie dla kibiców futbolu i swoich reprezentacji narodowych, które wywalczyły sobie wcześniej prawo występu na tym prestiżowym turnieju. Tym razem jednak obecny mundial został już wcześniej „zainfekowany” korupcją, niejasnymi interesami Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej (FIFA) z bajecznie bogatymi szejkami, którzy mogli sobie pozwolić na tak silne wpływy w tej organizacji, że przyznano im prawo organizacji piłkarskich mistrzostw świata w 2022 roku, i to jeszcze w środku sezonu ligowego.

Wszystko jakby stanęło na głowie, bardzo wysokie temperatury panujące obecnie w tym regionie nie sprzyjają tej sportowej rywalizacji. Ponadto za wielkie pieniądze zbudowano nowoczesne stadiony będące areną tych mistrzostw, które po mundialu pewnie zarosną trawą, bo kto będzie ich używał w tak małym kraju i do czego, skoro katarska liga piłkarska jest bardzo słaba i rachityczna? No cóż, tak bywało już niejednokrotnie z wieloma obiektami olimpijskimi, które potem porastały trawą i niszczały, kiedy zgasł znicz olimpijski.

Dodatkowe kontrowersje, jeśli chodzi o mundial w Katarze, budzą informacje o tym, jak wielu ludzi straciło życie przy budowie tych obiektów, bo używano często taniej siły roboczej i nie dbano dostatecznie o bezpieczeństwo ludzi pracujących przy budowie tych gigantycznych obiektów sportowych. Ponadto wielu uznanych na świecie sportowców i artystów odmówiło udziału w ceremonii otwarcia z uwagi na nieprzestrzeganie przez ten kraj podstawowych praw człowieka, co również rzuca się cieniem na tym „zainfekowanym” mundialu. Nie jest on takim świętem, jak to bywało na poprzednich mistrzostwach świata, choć i w przeszłości odbywały się już wielkie imprezy sportowe w krajach reżimowych i łamiących prawa człowieka. Ktoś sarkastycznie zażartował, że skoro była już Rosja, obecnie jest Katar, to należy się spodziewać, że przyjdzie w końcu kolej na Koreę Północną. Oby ten sarkazm nie stał się rzeczywistością.

Sport, niestety, upodobnił się do tego grzesznego świata. Już dawno szczytne idee olimpijskie, idee uczciwej rywalizacji sportowców czy czystych sportowych układów przestały obowiązywać. Wielkie pieniądze to zwykle pole do wielkich przekrętów, korupcji, kupowania nie tylko meczów, ale także wielkich imprez sportowych. A chciałoby się odpocząć od polityki – również często brudnej i brutalnej – i zasiąść do oglądania wielkich imprez sportowych z poczuciem, że ta sfera ludzkiej aktywności jest jeszcze wolna od brudów tego świata. To jednak dzisiaj tylko mrzonki i marzenia naiwnych. Świat stał się brutalny i bezwzględny w każdej dziedzinie.

Gdzie zatem szukać czystych reguł, przejrzystości, uczciwości i czystych relacji między ludźmi w makro- i mikroskali? A przecież tęsknimy za tymi wartościami i pragniemy zdrowych relacji oraz przeżywania zbiorowych, pozytywnych emocji, których kiedyś dostarczał nam sport. Cóż więc nam pozostaje? Pogodzić się z tym i przymykać oczy na te przekręty i afery? A może trzeba zbojkotować i nie oglądać takich imprez czy politycznych debat zwaśnionych polityków, jak czynią niektórzy? Ja również mam moralny dylemat, bo straciłem serce do oglądania katarskiego mundialu. Może zrobię wyjątek dla naszej reprezentacji, bo chciałoby się przeżyć coś na kształt euforii z lat 70. i 80. ubiegłego wieku, kiedy nasi piłkarze znaczyli wiele w światowym futbolu i pięli się wysoko w mundialowych rozgrywkach.

Na szczęście mam kościół – wspólnotę ludzi wierzących, do których należę i którym służę. To moja „wyspa wytchnienia” na morzu grzeszności; miejsce, gdzie wszyscy staramy się kierować zasadami Bożymi, a nie brutalnymi regułami tego bezbożnego świata. Nie jesteśmy doskonali, ale modlimy się do Pana Boga o to, abyśmy nie byli „zainfekowani” lecz uczyli się nadal żyć w prawości oraz uczciwości. To nie jest łatwe, ale z Bogiem – naprawdę możliwe i realne!

Andrzej Seweryn

Read More →
Exemple

Pod ciepłym kocem

Listopad to w naszej polskiej tradycji miesiąc trudny, nie tylko ze względów pogodowych, bo to chyba często najbardziej ponury miesiąc w roku. Wszystko zaczyna się od zmiany czasu na zimowy, co następuje zwykle w ostatni weekend października, a skutkuje tym, że bardzo szybko robi się ciemno, a wieczory niemiłosiernie się dłużą.

 Już w pierwszych dniach tego miesiąca zdawaliśmy egzamin z naszej pamięci o tych, którzy od nas odeszli, nawiązując tym samym do naszej przeszłości, korzeni, tradycji – a więc naszej tożsamości indywidualnej i zbiorowej. Dziesięć dni później mieliśmy kolejną czerwoną kartkę w naszych kalendarzach – Święto Niepodległości, kiedy trzeba nam co roku zdawać jeszcze trudniejszy dla wielu egzamin z patriotyzmu. Nie są to dla nas łatwe dni i łatwe egzaminy, bo ciągle mamy problemy z tożsamością, poczuciem swojej wartości, zbyt często lekceważymy przeszłość i nie potrafimy umacniać w sobie prawdziwego patriotyzmu, który tak różnie dzisiaj definiujemy i dlatego nie łączy on nas wszystkich razem i nie wzmacnia w nas poczucia narodowej wspólnoty. Szkoda, bardzo szkoda!

Jeszcze nie tak dawno odwiedzaliśmy groby swoich bliskich, którzy odeszli i wspominaliśmy chwile przeżyte razem z nimi, kiedy byli z nami. Może wtedy uświadomiliśmy sobie, że może nie za bardzo ich kochaliśmy i nie ceniliśmy ich obecności wśród nas, kiedy żyli. I znowu przychodziły nam na myśl słowa: „Śpieszmy się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą”.

Uświadomiłem sobie znowu: jak ważna jest rodzina i jak wiele może zrobić każdy z nas – zwyczajnych ludzi – dla dobra swoich bliskich. To wielkie zadanie i jednocześnie wyzwanie, któremu należy za wszelką cenę sprostać w obliczu tak wielu rozbitych rodzin i małżeństw. Żyjemy niestety w czasach, w których zanikają autentyczne więzi, bezpośrednie rozmowy, wspólne obiady spożywane przy jednym rodzinnym stole. Brak nam dzisiaj takich wspaniałych ojców i dziadków, którzy gromadziliby wokół siebie całą rodzinę i uczyli następne pokolenia tak pożądanych wartości, jak uczciwość, szacunek do drugiego człowieka, godne życie, dobrze pojęty patriotyzm czy chrześcijańska wiara. Coraz częściej zadowalają nas wirtualne więzi czy wręcz zamknięcie się w ramce ekranu komputera czy telefonu komórkowego.

Tymczasem potrzebujemy i desperacko tęsknimy za autentyczną więzią, relacją z drugim człowiekiem; za jakąś małą wspólnotą intelektualną czy duchową, z którą moglibyśmy się utożsamić i w której moglibyśmy się otworzyć na innych, by im służyć i dać coś z siebie. A przy tym czuć się bezpiecznie i z większą otuchą w sercu przeżywać razem z innymi ludźmi coraz dłuższe i ciemniejsze jesienne wieczory, niekoniecznie przed ekranem telewizora.

Tak jak wielu z Was – Drodzy Czytelnicy – nie przepadam za listopadem, bo to trudny miesiąc i pełen niełatwych skojarzeń. Dlatego musimy się z tą jesienną szarugą jakoś uporać, dodając sobie nawzajem otuchy i chęci do życia. I nie ulegać mimowolnie kultowi śmierci i umierania, lecz – jako chrześcijanie – raczej i przede wszystkim kultywować życie i jego piękno, wszak jest ono bezcennym i wielkim darem od Boga.

Zwykle czekam więc na te dni przed nami, kiedy ten miesiąc minie i wtedy zaczniemy zapalać lampki i świeczki w naszych domach i w ogródkach, bo będziemy już myśleć o zbliżających się Świętach Bożego Narodzenia. Zaczniemy wtedy słuchać w radiu kolęd różnych narodów, a szczególnie tych naszych polskich, niezapomnianych i pięknych. Zrobi się jaśniej i cieplej, również w naszych sercach, bo jako chrześcijanie będziemy wspominać narodzenie Pana Jezusa – „światłość, która przyszła na świat”. Ale póki co, mamy przed sobą jeszcze dwa tygodnie listopada. Może nie będzie aż tak trudny i pogodowo nieprzyjemny jak zazwyczaj. Jak do tej pory zaskoczył nas w tym roku wyjątkowo ciepłymi dniami i nocami, bez śniegu, pluch i gwałtownych wichur. Mogłoby tak pozostać do końca roku, ale synoptycy zapowiadają, że ta temperaturowa sielanka chyba powoli przestanie nas rozpieszczać.Tak więc nie chcę poddawać się melancholii przemijania i uważam, że listopad świetnie nadaje się na przykład do tego, by posłuchać muzyki Chopina, co jest moim corocznym zwyczajem, czy też przeczytać dobrą książkę (nie horror!), siadając w fotelu i przykrywając się ciepłym kocykiem. Taki właśnie koc elektryczny sprezentowała mojej żonie na urodziny nasza kochana córka, więc i ja czasem z tego ciepełka korzystam. Między innymi w taki sposób staramy się unikać wszelkich depresyjnych nastrojów, ale przede wszystkim czynię to dzięki świadomości, że mam dla kogo żyć i pracować, w kogo wierzyć i kogo kochać. Jest tak wielu ludzi wokół mnie, którym mogę coś dać z siebie. Choćby uśmiech czy ciepłe słowo – prosto z serca, aby wiedzieli, że nie są sami, że są obok nich jeszcze prawdziwi bliźni, a niebo o nich nie zapomniało. I choć martwimy się w tym roku o ogrzewanie naszych mieszkań i domów, to jednak nie zapomnijmy ciepłem swojego serca rozgrzać serca innych ludzi żyjących obok nas, a szczególnie tych, którzy bardzo tego potrzebują. Takich znaleźć nietrudno. Szukajcie, a znajdziecie! Pastor Andrzej Seweryn

Read More →
Exemple

Za kim podążasz?

Dwa tygodnie temu podzieliłem się z czytelnikami naszego tygodnika felietonem mówiącym o uporze złego serca człowieka. Upór ten może prowadzić do duchowej katastrofy. Tak było w czasach Jeremiasza, tak dzieje się i dzisiaj. Różne są objawy uporu człowieczego serca, ale najpoważniejszym objawem jest opór przed podjęciem Bożego wezwania człowieka do przyjęcia zbawienia, które oferuje nam Stwórca, a które Pan Jezus ubrał w słowa zachęty: „Pójdź za mną”. Mamy bowiem na świecie i w naszym kraju wielu chrześcijan, ale ilu z nas w pełni świadomie i konsekwentnie podąża śladami Jezusa, a więc naśladuje styl Jego godnego życia i pięknej nauki, którą głosił tym, którzy chcieli Go słuchać?

Kiedy zagłębimy się w lekturę czterech ewangelii, to wówczas natkniemy się na tych, którzy pozytywnie zareagowali na propozycję Jezusa i poszli za Nim bez zastrzeżeń. Takimi ludźmi byli z pewnością dwaj bracia rybacy: Szymon – później nazwany przez Jezusa Piotrem – i Andrzej (Mt 4,18-20), którzy wcześniej byli uczniami Jana Chrzciciela, ale pozostawili go i poszli za Tym, którego ich dotychczasowy mentor duchowy nazwał Barankiem Bożym, który gładzi grzechy świata (J 1,29). Podobnie postąpili kolejni dwaj bracia i również rybacy – Jakub j Jan, którzy natychmiast porzucili swoją pracę, łodzie i sieci, a nawet zostawili ojca, a także obfity połów ryb, które razem z Piotrem i Andrzejem złowili – jak podaje Ewangelia świętego Łukasza (5,11). Tak samo zachował się celnik Lewi, później nazwany Mateuszem (Mt 9,9) oraz Filip (J 1,43-45). Oni także spontanicznie i natychmiast odpowiedzieli na wezwanie Jezusa i poszli za Nim. Stali się Jego uczniami, naśladowcami, a potem ich Mistrz nazwał ich apostołami.

Pozytywna odpowiedź na powołanie Jezusa, by pójść za Nim w każdym przypadku była czymś niezwykłym i mistycznym. To była radykalna i odważna decyzja tych ludzi, których Jezus nie przymuszał, ani nie szarpał za klapy. Nie krzyczał, ani nie używał żadnych socjotechnicznych sztuczek i nie obiecywał im żadnych profitów, lecz użył prostych słów: „Chodź za Mną” – i ludzie szli w ciemno, z wiarą i ufnością, że dokonali najwspanialszego wyboru. Jest to niezwykłe zjawisko duchowe polegające na tym, że sam Ojciec Niebieski pociąga człowieka do Jezusa, który wyraźnie oświadczył: „Nikt nie może przyjść do Mnie, jeśli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał” (J 6,44).

Byli jednak niestety i tacy, którzy nie odpowiadali pozytywnie na zaproszenie Jezusa. Trzech takich ludzi spotykamy w 9. rozdziale Ewangelii świętego Łukasza (9,57-62). Pierwszy z nich sam zadeklarował, że pójdzie za Jezusem wszędzie, ale nie był świadom wyrzeczeń i kosztu naśladowania Mistrza. Zapewne liczył na jakieś przywileje i korzyści, skoro Jezus go uprzedził powiadając, że nawet ptaki mają swoje gniazda, ale On jest bezdomnym Nauczycielem, który nie ma gdzie skłonić głowy. Drugi został wezwany przez Jezusa, ale najpierw chciał odejść od Jezusa, by pogrzebać ojca (w. 59-60). Sprawy ważne i szczególnie pilne stają się często przeszkodą i barierą dla wielu, którzy nie idą za Jezusem jako chrześcijanie, bo teraz praca jest ważniejsza i pilniejsza, kariera, wychowanie dzieci, zdobywanie pieniędzy i wiele innych, pilnych spraw, które stają się ważniejsze od mojej osobistej relacji z Bogiem. Albo więź emocjonalna i presja bliskich, które stanęły na przeszkodzie temu trzeciemu człowiekowi z ewangelii, który chciał najpierw pożegnać się z najbliższymi, a potem pójść za Jezusem. To nieszczęsne w tym kontekście słowo „najpierw” odwiodło niejednego od pójścia w ślady Zbawiciela, który podsumował to smutne spotkanie z trzema ludźmi słowami (w. 62), że kto ogląda się za siebie, nie nadaje się do Królestwa Bożego!

Jest wiele innych przyczyn opisanych w Nowym Testamencie, że ludzie nie chcieli naśladować Jezusa. Na przykład bogaty młodzieniec (Mt 19,16-22), dla którego barierą był majątek, ważniejszy od troski o biednych, a także od zbawienia, o które pytał Jezusa. Z kolei Samarytanie z pewnej wioski (Łk 9,51-53) również nie przyjęli Jezusa nawet na noc, bo kierowali się uprzedzeniami religijnymi. Skoro idzie do Jerozolimy czcić Boga, a my mamy swoje miejsce na górze Gerazim, więc Jego noga nie postanie wśród nas. Inny znawca Prawa (Mr 12,32-34a) egzaminował Jezusa, oceniał słuszność Jego wypowiedzi jako komentator, wyciągał właściwe wnioski, był mądry, a jednak Jezus rzekł do niego: „Niedaleko jesteś od Królestwa Bożego”. Czego mu brakowało? Wiary i poddania swego życia Jezusowi! Poczucie wyższości i znajomość Prawa wyparły Jezusa z serca tego człowieka!

Bardzo smutny epizod znajdujemy w Ewangelii świętego Jana (6,60 i 66), gdzie grupa uczniów odeszła od Jezusa, bo Jego nauka okazała się zbyt „twarda” – niezrozumiała, wymagająca myślenia i w ich mniemaniu zdecydowanie za trudna do zastosowania. To musiało bardzo zaboleć, skoro Jezus zapytał pozostałych dwunastu uczniów: „Czy wy też chcecie odejść? Na szczęście Piotr odpowiedział: Panie, do kogo pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. My zaś uwierzyliśmy i jesteśmy pewni, że Ty jesteś Chrystusem, Świętym Bożym” (J6,68b-69).

Jaki wniosek wypływa z moich dzisiejszych rozważań? Otóż każdy człowiek, kto nie odpowiada na Boże powołanie do poddania życia Jezusowi, traci tym samym zbawienie i życie wieczne! To najtragiczniejsza i nieodwracalna, wieczna strata człowieka! Szczególnie dla tych, którzy są blisko, ale w końcu wycofują się i nie podejmują tej najważniejszej decyzji w życiu! Warto zatem zweryfikować swoje chrześcijaństwo. Czy jest ono już tylko martwą doktryną okraszoną liturgicznymi gestami i tradycją ojców, której już nawet nie praktykuję serio, a Bóg i Jezus są bardzo daleko od mojego serca i na obrzeżach mojego zagonionego życia? Jeśli nawet tak jest, to usłysz dzisiaj ponowne, Jezusowe zaproszenie: „Pójdź za Mną”.

Andrzej Seweryn

Read More →
Exemple

Okruchy życia

Ostatnie dni przeżywaliśmy w zadumie nad życiem i śmiercią, wspominając tych, którzy już od nas odeszli. Pozostała po nich wdzięczna pamięć i wspomnienia wspólnie przeżytych lat lub doświadczeń i przeżyć, które pozostaną z nami na zawsze. Pamięć o tych, których ziemska pielgrzymka dobiegła końca, jest ze wszech miar szlachetna, o ile nie przeradza się w kult zmarłych obcy duchowi Pisma Świętego.

Dobrze jest, kiedy pamiętając o tych, którzy mają już za sobą doczesne życie, możemy jednak skupić się w tych dniach na żywych – na naszych bliskich, dzieciach, wnukach i przyjaciołach. Mamy bowiem nadal dla kogo żyć i ci żywi oraz obecni w naszym życiu winni być priorytetem w naszych staraniach, uczuciach i codziennej trosce. Moja bratowa ma zwyczaj w swojej rodzinie, że po odwiedzeniu grobów swoich bliskich wszyscy pozostali członkowie jej rodziny gromadzą się razem na obiedzie i są wdzięczni Bogu za siebie nawzajem. I choć tych żywych powoli ubywa, to jednak zawsze ta zacna rodzina stara się być razem i cieszyć życiem, które im pozostało.

Odwiedziliśmy z żoną grób mojego teścia, a jej taty, który odszedł do wiecznego domu Ojca nieco ponad rok temu. Spędziliśmy jednak czas również z naszą mamą od niedawna wdową, a potem jakże miło było nam wrócić do naszego domku i zastać w nim wszystkie nasze dzieci z rodzinami. To był wspaniały czas razem, kiedy cieszyliśmy się sobą i życiem darowanym nam przez Pana Boga. To bezcenny dar, za który zawsze powinniśmy być wdzięczni naszemu Stwórcy. On chce, abyśmy kultywowali radość życia, a nie uprawiali kult śmierci, bo jest on destrukcyjny, szczególnie w kontekście okultystycznego w swych korzeniach, świeckiego święta Halloween.

A stało się ono powodem tragedii, jaka wydarzyła się w Seulu, kiedy to ponad 130 osób zginęło w czasie paniki, jaka wybuchła na wielkim zgromadzeniu tysięcy ludzi w stolicy Korei Południowej. Przerażające sceny, bezsensowna śmierć wielu i dziesiątki rannych oraz poszkodowanych w tym tragicznym wydarzeniu – wszystko to wzbudzało bolesną refleksję, że oto szatan zebrał swoje kolejne, tragiczne żniwo. Ilu ludzi dzisiaj bawi się w najkoszmarniejsze horrory uważając, że jest to niewinna zabawa, gdy tymczasem jest to kultywowanie śmierci i koszmarów, które potem śnią się dzieciom po nocach.

Dla zmiany nastroju chciałbym jednak zauważyć, że chyba nie pamiętam takiego ciepłego i przyjemnego końca października, jak w tym roku. Nie mielibyśmy wszyscy nic przeciwko temu, żeby taka pogoda mogła nam towarzyszyć jak najdłużej, a o śniegu będziemy marzyć ewentualnie dopiero w okolicach Bożego Narodzenia. Łagodna zima leży chyba w interesie nas wszystkich, jako że ceny energii i innych paliw nie napawają optymizmem. Najważniejsze jest jednak to, żeby temperatura naszych serc była wysoka, abyśmy w tych ponurych i krótkich dniach po zmianie czasu na zimowy mogli darzyć się wzajemnie życzliwością, dobrym słowem, uściskiem dłoni na powitanie i uśmiechem, który jest dobry na każdą okazję.

My chrześcijanie mamy być przecież światłością świata – jak naucza nas Pan Jezus. Zatem w tym coraz bardziej zdemonizowanym i okrutnym świecie to my mamy nieść poselstwo pojednania z Bogiem i ze sobą wzajemnie, wzajemnego przebaczania sobie, szacunku i wyrozumiałości do siebie nawzajem, bo wszyscy jesteśmy niedoskonali, wręcz grzeszni i wciąż skłonni do zła. Może niejeden z nas powie jednak: Pastorze, ale to co proponujesz jest takie naiwne, idealistyczne i jednocześnie tak nierealne. Zapytam zatem: To co proponujesz w zamian, jaką alternatywę chcesz nam przedstawić, która nadawałaby sens naszej ludzkiej egzystencji, szczególnie w takich ponurych i depresyjnych dniach, które są przed nami?

Zachęcam zatem samego siebie jak i nas wszystkich, abyśmy w tych listopadowych dniach byli dla siebie wsparciem, pomocą, abyśmy potrafili odpoczywać przy piecu czy kominku, otuleni w koc zagłębili się w lekturę jakiejś pozytywnej lektury, o Piśmie Świętym nie zapominając. Albo słuchając muzyki i piosenek, ale nie takich, które niosą bardzo pesymistyczne przesłania, lecz bardziej pogodnych i zachęcających ludzi do życia i wzajemnej życzliwości. Albo też słuchając muzyki Chopina, bo ona tak bardzo pasuje mi do listopadowych klimatów i wzbudza we mnie tak wiele pozytywnych refleksji i doznań estetycznych.

Pewnie znowu powie ktoś: Ale ten pastor to naiwniak! Wolę być jednak naiwnym optymistą niż zgorzkniałym pesymistą wpadającym w depresyjne nastroje i ogarniętym czarnymi, beznadziejnymi myślami. Bo wiara, nadzieja i miłość pochodzą o Boga, a ja chcę brać pełnymi garściami te Boże dary, które czynią mnie zdrowym duchowo, emocjonalnie i fizycznie. Tylko wtedy będę też w stanie pomóc innym i zarazić tym optymizmem innych ludzi, którzy będą tego potrzebować w długie jesienne wieczory. Błogosławieni, a więc szczęśliwi są wszyscy naiwni, którzy odnajdują radość, sens, smak i piękno życia w Bogu. Nawet w ponurym i ciemnym listopadzie.

Read More →
Exemple

Po raz kolejny w swoim życiu czytam Pismo Święte w taki sposób, aby odświeżyć i zgłębiać wszystkie księgi Starego i Nowego Testamentu. Aktualnie czytam więc starotestamentową Księgę proroka Jeremiasza. Trudna to i smutna lektura. Jednym z najważniejszych wątków w tej księdze prorockiej jest ukazanie uporu ludzkiego serca, który może doprowadzić człowieka do zguby. Jest to bardzo poważny grzech ludzi wszystkich pokoleń, grzech uniwersalny i ponadczasowy. Ujawnił się on szczególnie w czasach proroka Jeremiasza (627-586). Były to czasy panowania królów Judy: Jozjasza, jego syna Jehojakima, a potem Sedekiasza aż do uprowadzenia mieszkańców Jerozolimy i Judy do niewoli babilońskiej.


W Księdze Jeremiasza (7,1-7) możemy przeczytać słowa samego Boga skierowane do mieszkańców Judei i Jerozolimy, którzy przychodzili i kłaniali się Panu w świątyni. Mimo tej pozornie poprawnej pobożności Pan Bóg nawoływał ich do poprawy ich czynów i postępowania, a więc do duchowej odnowy. Zapewniał ich przy tym, że kiedy posłuchają Go i poprawią swoje postępowanie, wtedy będą błogosławieni i pozostaną w ziemi swoich ojców. Czy ci ludzie posłuchali apelu o duchową odnowę?

Niestety, ludzie tamtego pokolenia całkowicie zignorowali Boży głos. Następne wersety tej księgi prorockiej zawierają szczegółowy opis ohydnych przejawów ich bałwochwalstwa jako jawnej i niczym nieskrępowanej niewierności wobec Boga – odwrócenia się do Niego plecami! Tymczasem ludzie ci trwali w błogiej nieświadomości i samooszukiwaniu się, że wszystko jest w porządku i Pan Bóg nie powinien mieć do nich żadnych zastrzeżeń. Bezcześcili jednak świątynię, która w ocenie samego Stwórcy stała się niczym jaskinia zbójców. A działo się tak dlatego, że oni naśladowali grzechy swoich ojców, upór ich złych serc i w tym uporze posunęli się jeszcze dalej. W końcu Pan Bóg uprzedził ich przez proroka, że ich odrzuci, nie wysłucha wstawienniczych modlitw Jeremiasza i w końcu wyleje swój niegasnący gniew i wzburzenie na niewierny naród.

Czym jest w swej istocie grzech uporu złego serca? Otóż jest to świadomy i permanentny bunt przeciw Bogu oraz totalne ignorowanie Jego przykazań i nakazów. To krnąbrność lub zatwardziałość serca, a więc jawne i świadome odwracanie się do Pana Boga plecami i lekceważenie Go.

Jak to dzieje się dzisiaj – również wśród chrześcijan? To przede wszystkim totalne lekceważenie zasad Pisma Świętego, a także niepodporządkowanie się autorytetom zarówno w kościele, jak i poza nim.  To również zagłuszanie wyrzutów sumienia, pielęgnowanie nieprzebaczenia, urazy, poczucia krzywdy, nienawiści, a więc uporczywe nieprzyznawanie się do swoich grzechów, czyli brak prawdziwej pokuty. Upór ludzkiego serca ujawnia się również wtedy, kiedy

ktoś uporczywie wstrzymuje się od przyjęcia Bożego powołania, które czuje w swoim sercu i za każdym razem mówi Bogu: Nie! Nie pójdę tam, gdzie chcesz mnie prowadzić, nie zrobię tego, czego domaga się moje sumienie, nie będę kierował się Bożymi przykazaniami, lecz będę robił, działał i decydował po swojemu! Czy w tej diagnozie duchowej nie odnajdujemy samych siebie? Przynajmniej od czasu do czasu?

Jakie są zatem Boże oczekiwania wobec ludzi trwających w uporze złego serca? Mamy w Piśmie Świętym wiele takich wskazówek, ale zacytuję tylko trzy z nich. Pan Bóg kieruje takie oto słowa skierowane do wszystkich współczesnych buntowników: „Słuchajcie Mnie, wy hardego serca, dalecy od sprawiedliwości” (Izaj 46,12). „Przez cały dzień wyciągałem swe ręce do ludu upartego, który chodzi złą drogą – za własnymi zamiarami” (Izaj 65,2). „Nawróćcie się, odstępczy synowie – oświadcza Pan” (Jer 3,14a; Rz 10.21).

Wniosek z naszych dzisiejszych rozważań jest więc następujący: opór złego serca prowadzi do Bożego gniewu, kary i duchowej katastrofy! Jedynym zaś lekarstwem na oporne serce jest pokuta, nawrócenie i powrót do życia z Bogiem w bojaźni i całkowitym posłuszeństwie! Z tej rady skorzystają tylko ci, którzy Pana Boga traktują poważnie, a siebie oceniają według Bożych standardów, a nie własnych.

I jeszcze jedno ważne zdanie z Pisma Świętego, którego nie mogę w tym miejscu nie zacytować – mając na uwadze zarówno siebie samego, jak również tych z nas, którzy ten felieton zechcą przeczytać do końca: „Dzisiaj, jeśli usłyszycie Jego (Boży) głos, nie znieczulajcie swoich serc” (Hbr 3,7b-8).

Andrzej Seweryn

Read More →
Exemple

Mamy za sobą czas żniw, zbierania plonów z naszych pól, sadów i ogrodów. Mimo niedoboru wody tego lata, Pan Bóg znowu okazał się wierny swojej obietnicy złożonej po potopie, że „dopóki trwać będzie ziemia, siew oraz żniwo nie ustaną” (Rdz 8,22). Nie grozi nam głód, mamy pod dostatkiem wszystkiego, co potrzebne nie tylko do życia, ale i do pobożności. Jak winniśmy reagować na ten nieustający strumień Bożego dobra, który spływa na nasze codzienne życie?

Jakie są oczekiwania Pana Boga wobec nas? Myślę, że dla nas, chrześcijan, jest zupełnie jasne i oczywiste, że Stwórca oczekuje od nas wdzięczności i docenienia tego wszystkiego, czego doświadczyliśmy z hojnych rąk naszego Ojca w niebie.

Tak było również w epoce Starego Testamentu. Naród wybrany – Izrael – był zobowiązany do corocznego obchodzenia Święta Sukkot, czyli Święta Namiotów albo Szałasów lub też Święta Żniw. Możemy o tym przeczytać w Księdze Kapłańskiej (23,33-36.40-43), czyli 3 Księdze Mojżeszowej. Było to najbardziej radosne święto w kalendarzu żydowskim, obchodzone na przełomie września i października, w siódmym miesiącu Tiszri i trwało aż 7 dni. Świętowano zaraz po drugich żniwach w Izraelu, czyli po zbiorach z pól i winnic, ponieważ pierwsze żniwa następowały w miesiącu Nisan, czyli na przełomie marca i kwietnia, a kończyły się Świętem Pierwszych Plonów.

Były to bardzo uroczyste dni składania wdzięcznych darów Panu Bogu. Święta Namiotów obchodzone były w zbudowanych z gałęzi drzew szałasach, aby zachować pamięć o wędrówce narodu izraelskiego po pustyni po wyjściu z Egiptu. Wtedy przez czterdzieści lat ludzie mieszkali w namiotach, jedli wyłącznie mannę z nieba i pili wodę. Natomiast w czasie Święta Namiotów chodziło o to, by „weselić się przed Panem”, bo jest to „święto Pana” lub „święto dla Pana” – a zatem było to święto radości przed Panem, obchodzone co rok na mocy wieczystej ustawy Pana Boga.

Księga Powtórzonego Prawa (5 Księga Mojżeszowa 16,13-17) uzupełnia informacje o tym święcie, które mieli prawo i przywilej obchodzić wszyscy ludzie bez wyjątku, którzy mieszkali w Izraelu, a więc także cudzoziemcy, słudzy i niewolnicy, sieroty i wdowy. Było to powszechne święto radości i wdzięczności wszystkich ludzi, jako okazja do okazania wdzięczności Bogu za Jego błogosławieństwa i pomyślność. Pismo Święte dodaje również, że nikt nie zjawiał się wtedy przed Panem z pustymi rękami, lecz z darem stosownie do błogosławieństwa, którego udzielił mu Bóg. Ludzie składali więc specjalne i szczególne ofiary wdzięczności z najlepszych płodów rolnych i z najlepszego bydła.

Ostatnio miałem okazję studiować starotestamentową Księgę Nehemiasza, w której możemy przeczytać o tym, że po powrocie narodu izraelskiego z 70-letniej niewoli babilońskiej pewnego dnia zorganizowano uroczyste nabożeństwo Słowa Bożego, które było odczytywane przez kapłana i znawcę Prawa – Ezdrasza, a wyjaśniane przez Lewitów. Zgromadzony na placu lud płakał i pokutował, uświadamiając sobie własne winy i grzechy, których konsekwencją była niewola babilońska, ale potem liderzy pocieszyli ich i zachęcili do radosnego świętowania po domach i ucztowania przy stołach (Neh 8,10). Następnego dnia starsi i kapłani Izraela odkryli, że przez wiele lat nie obchodzono Święta Namiotów, więc postanowiono je wznowić, o czym możemy przeczytać w Księdze Nehemiasza 8,14-17.

I tu przychodzi mi na pamięć wspomnienie sprzed 14 lat z wycieczki do Izraela w czasie tego święta, w której oboje z żoną wzięliśmy udział, celebrując wtedy 30. rocznicę naszego ślubu. Jerozolima była wtedy pełna turystów, w zdecydowanej większości chrześcijan z różnych krajów świata, którzy obchodzili to radosne święto razem z obywatelami Izraela. Na placach, na dachach domów i na podwórkach mogliśmy oglądać szałasy zbudowane z gałęzi drzew, a w nich zgromadzone rodziny, które świętowały przy suto zastawionych stołach przez siedem dni. To było niezapomniane przeżycie dla nas – gości z Polski.

W ostatnią niedzielę celebrowaliśmy w kościele baptystycznym w Szczytnie nasze Święto Dziękczynienia. Z oczywistych powodów nie budowaliśmy szałasów, nie wspominaliśmy pobytu na pustyni, bo jest to część religijnej i historycznej tradycji narodu izraelskiego, a nie naszej. Jednakże pragnęliśmy również wyrażać wdzięczność Panu Bogu za Jego hojność, łaskawość i błogosławieństwa, które spływają na nas codziennie i za które dziękujemy Bogu codziennie, ale raz w roku czynimy to w sposób szczególny. Tym razem było to Święto Dziękczynienia zupełnie wyjątkowe, bo obchodzone w jubileuszowym roku 110-lecia istnienia naszego Zboru.

Zadawaliśmy sobie takie oto pytania: Czy pamiętasz o licznych Bożych błogosławieństwach? Czy jesteś w stanie je wymienić konkretnie i docenić ich wartość? Czy masz serce pełne wdzięczności dla Boga – Hojnego Dawcy? Jak wyrażasz dzisiaj swoją wdzięczność? Śpiewem, modlitwą, świadectwem Bożej dobroci w twoim osobistym życiu? Słuchaliśmy świadectw naszych braci i sióstr w wierze o tym, za co szczególnie byli oni wdzięczni Bogu w czasie ostatniego roku. Warto zadać sobie te pytania, bo Pan Bóg pamiętał o wszystkich nas i błogosławił nawet wtedy, kiedy na o nie zasługiwaliśmy. Cieszmy się zatem, bądźmy wdzięczni Bogu i chwalmy naszego Hojnego Dawcę i troskliwego Ojca. On tego oczekuje od nas wszystkich bez wyjątku!

Read More →
Exemple

Kiedy słucha się muzyki klasycznej, szczególnie na koncertach, to jej piękno wyraża się nie tylko w dźwiękach i rytmie, ale także w dynamice, kiedy brzmi raz bardzo głośno i majestatycznie, zaś innym razem cicho lub bardzo cicho. Stąd muzyczne określenia: forte, fortissimo albo piano czy pianissimo. Dziś chciałbym mówić o tym, jak Pan Bóg przemawia do człowieka. Nie tylko ważna jest bowiem sama treść tego, co On mówi, ale także to, z jaką dynamiką Jego święty głos przemawia do nas dzisiaj. Bo choć nasz Bóg jest niewidzialny, to jednak można Go usłyszeć i to nie raz.

O tym traktuje Psalm 29, którego autorem jest król Dawid. W tym pięknym, poetyckim utworze fraza „głos Pana” występuje aż 7 razy. Psalmista opisuje w nim gwałtowną burzę i słyszy w niej głos Pana Boga. W wersecie trzecim czytamy, że „zagrzmiał Bóg pełen chwały” – przemawiając przez grzmoty. „Głos Pana przygniata potęgą”, jest „pełen majestatu” -czytamy w wersecie czwartym, „łamie cedry Libanu” (w. 5), a więc bardzo silne i wytrzymałe drzewa iglaste. Potem psalmista zauważa, że „głos Pana wznieca płomienie” (w. 7), bo pewnie zobaczył piorun, który roztrzaskał i zapalił drzewo oraz wzniecił pożar. Do tego opisu autor psalmu dodaje, że głos Pana wzbudził grzmoty wstrząsające ziemią i budzące grozę (w. 7-8).

W tych strofach Psalmu 29 słyszymy Boże fortissimo! Potężny Boży głos, aby wzbudzić respekt wobec Jego potęgi i wszechmocy! Takim głosem Pan Bóg przemawia do ludzi, którzy Go nie znają lub Go lekceważą. Nierzadko więc silne grzmoty i błyskawice wzbudzają lęk, a ludzie skłonni są wtedy pomyśleć, że chyba Bóg się na nich pogniewał i w ten sposób pogroził nam palcem ku przestrodze!

Pismo Święte pokazuje nam jednak, że nasz Stwórca przemawia do człowieka również w inny sposób, poprzez swoje pianissimo, czyli bardzo cicho i delikatnie. Przykładem tego są osobiste przeżycia proroka Eliasza opisane w 1 Księdze Królewskiej 19,8-13. Znajdujemy tam podobny opis wichru, trzęsienia ziemi, ognia, ale nie było w tym Boga, który tym razem przemówił do proroka cichym szeptem lub w delikatnym powiewie, zadając dwukrotnie to samo pytanie: „Co tu robisz, Eliaszu?” (w. 9 i 13). A potem powiedział mu, co prorok ma zrobić. Eliasz zaś okazał pełne posłuszeństwo Bogu i poszedł za Jego delikatnym głosem! Prawda bowiem jest taka, że cichy szept Boga Ojca mogą usłyszeć tylko ludzie bogobojni o wrażliwych sercach i gotowi na przyjęcie Bożych korekt w swoim życiu!

Pan Bóg nieustannie przemawia do człowieka. Czasem silnym i potężnym głosem ostrzeżenia, by ukazać swoją potęgę i władzę nad wszelkimi żywiołami, innym zaś razem w ciszy, delikatnie, szeptem do ucha, do serca, do sumienia, przez czytanie w skupieniu Słowa Bożego, a czasem przez sen. Boga nikt nigdy nie widział, ale śmiem twierdzić, że nie ma na ziemi człowieka, który nigdy nie słyszał głosu Boga!

Rodzą się zatem następujące pytania, które warto poważnie i uczciwie rozważyć. Czy masz dobry duchowy słuch i czy chcesz słyszeć Boży głos skierowany do ciebie osobiście? A może zatykasz uszy, by nie słyszeć, bo ten głos ciebie oskarża, obnaża twoje grzechy, nawołuje ciebie do pokuty i nawrócenia, do przebaczenia, naprawienia krzywd, przyznania się do winy itd.?

Dziś ludzie nie potrafią żyć w ciszy! Głośna muzyka, słuchawki na uszach, ciągle włączony telewizor. Czy w tym hałasie pełnym natarczywych decybeli w ogóle można usłyszeć Boga? „Co tu robisz w tym zgiełku? – pyta Bóg. Chcę ci coś powiedzieć. Wycisz się, wyłącz telewizor, głośniki, telefon, zdejmij słuchawki – usłysz głos Boga w ciszy, w śpiewie ptaków i szumie drzew, w swojej komorze modlitwy. Dbaj o ciszę i ceń ciszę – wtedy łatwiej ci będzie usłyszeć łagodny głos Stwórcy. Czytaj więc Pismo Święte i traktuj je jako głos samego Boga skierowany do ciebie osobiście.

A kiedy nadejdzie wicher, burza z piorunami i grzmotami, wtedy – zamiast się bać – dostrzeż w tym potęgę twojego Boga i oddaj Mu chwałę za to, że On swojej wszechpotężnej mocy nie używa przeciwko tobie, lecz gotów jest nieustannie okazywać ci łaskę, miłosierdzie, a także zapewnić ci pokój oraz poczucie bezpieczeństwa!

Read More →
Exemple

To był piękny i uroczysty weekend, który był zwieńczeniem roku jubileuszowego szczycieńskich baptystów. Celebrowaliśmy bowiem 110-lecie powstania naszego zboru, czyli samodzielnej parafii baptystycznej. W lipcu 1912 roku ta wspólnota wyodrębniła się z macierzystego zboru w Rumach i w momencie ustanowienia liczyła 239 członków ochrzczonych na wyznanie osobistej wiary w Jezusa Chrystusa jako osobistego Zbawiciela.

Kiedy zaczęliśmy przygotowywać się do tych obchodów, przyświecała nam myśl, by ta historyczna okoliczność stała się okazją do oddania chwały Bogu i podziękowania Mu za naszych poprzedników wiary, którzy w różnych, a często bardzo trudnych okolicznościach zewnętrznych, okazali się wierni Jezusowi oraz swoim przekonaniom wynikającym z zasad duchowych i moralnych Pisma Świętego. Stało się to również za sprawą oddanych Bogu duszpasterzy, pastorów i liderów, którzy prowadzili lud Boży w niekłamanej pobożności i gorliwości dla Boga przez ponad sto lat.

Od samego początku przygotowań zakładaliśmy, że nie chcemy świętować i wspominać tej historii jedynie we własnym gronie. Chcieliśmy bardzo naszą radością podzielić się z innymi ludźmi, nie tylko z byłymi członkami naszej kongregacji, którzy we wcześniejszych okresach porozjeżdżali się po świecie i tam również służą Bogu, ale także z mieszkańcami naszego miasta i okolic oraz władzami lokalnymi, a także duchownymi różnych wyznań obecnych na mapie religijnej naszego miasta Szczytna.

Jesteśmy więc wdzięczni Panu Bogu, że na nasze zaproszenia odpowiedzieli pozytywnie nie tylko niektórzy nasi byli członkowie, jak na przykład rodzina Hirsch z Niemiec, ale również przedstawiciele zborów baptystycznych i nie tylko, którzy wraz ze swoimi pastorami przybyli z Warszawy, Olsztyna, Białegostoku, Bartoszyc, Kętrzyna, Giżycka czy Głogowa. Z radością przyjmowaliśmy ich życzenia i cieszyliśmy się ich obecnością.

Czuliśmy się również zaszczyceni faktem obecności na naszych uroczystościach jubileuszowych przedstawicieli władz lokalnych na czele z Panem Burmistrzem Szczytna Krzysztofem Mańkowskim, jego Zastępczynią Panią Iloną Bańkowską oraz Panem Starostą Szczycieńskim Jarosławem Matłachem. Mieliśmy przywilej gościć także Panią Poseł Urszulę Pasławską oraz Pawła Krassowskiego – prezesa Stowarzyszenia „Nasza Szczycieńska Ziemia”.

Byliśmy uradowani faktem, że na nasze zaproszenia zareagowali pozytywnie również duchowni kościołów szczycieńskich: księża Andrzej Wysocki i Edward Molitorys – reprezentujący dwie parafie rzymskokatolickie, ks. Adrian Lazar – proboszcz szczycieńskiej parafii Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego oraz pastor zboru Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego – Juliusz Jankowski z małżonką.

Szczególnym gościem naszego jubileuszu był również zwierzchnik i przewodniczący Rady Kościoła Chrześcijan Baptystów w RP – prezbiter Marek Głodek, który wygłosił dwa kazania okolicznościowe zawierające zarówno głębokie, biblijne prawdy o Kościele, jak również wyzwanie dla nas na przyszłość, abyśmy swoim życiem i postępowaniem nie zawiedli Chrystusa i dalej głosili ewangelię w naszym pokoleniu, kontynuując duchową sztafetę zapoczątkowaną w naszym mieście jeszcze w ubiegłym wieku.

Wspominając dość burzliwą historię baptyzmu na naszej szczycieńskiej ziemi, wymienialiśmy imiona i nazwiska duszpasterzy, starszych i innych duchowych liderów, którzy w przeszłości tworzyli historię naszego zboru. Większość z nich już nie żyje, ale odczuwaliśmy wielką radość, goszcząc byłych pastorów: prezbitera Jana Mroczka z małżonką Eugenią – służyli jako rodzina pastorska w latach 2000-2008 – oraz prezbitera Janusza Niwińskiego z małżonką Małgorzatą, którzy tworzyli wraz z dziećmi rodzinę pastorską w latach 1990-2000. Z wdzięcznością słuchaliśmy ich wspomnień oraz życzeń kierowanych do nas w czasie uroczystości.

Gościem zupełnie wyjątkowym okazał się także profesor pianistyki Uniwersytetu Muzycznego Mozarteum w Salzburgu Claudius Tanski, wnuk byłych członków naszego zboru Wilhelminy i Johanna Tanskich, którzy byli ochrzczeni w naszym szczycieńskim kościele baptystycznym tuż przed I wojną światową. Mimo ogromnych starań dyrektor Szkoły Muzycznej Anny Dranowicz oraz innych pracowników tej placówki nie udało się wnieść do Sali koncertowej użyczonego przez firmę Fazioli pięknego fortepianu, który dotarł do Szczytna, z powodu zbyt wąskiego przejścia z korytarza na estradę. Mimo tych niespodziewanych trudności wysłuchaliśmy nie tylko pięknego recitalu fortepianowego zagranego na fortepianie marki Petrof, ale także bardzo osobistego świadectwa sentymentalnych związków pana profesora ze Szczytnem. To było bardzo szczególne przeżycie – nie tylko artystyczne.

Dziękuję wszystkim uczestnikom za udział w naszych jubileuszowych uroczystościach, a licznym członkom naszej wspólnoty za przygotowanie pod namiotem na posesji zborowej miłego przyjęcia dla wszystkich naszych gości i przyjaciół. Te historyczne chwile uwiecznione zresztą na zdjęciach, które połączyły nas wszystkich w jeden chór wdzięczności będziemy długo wspominać. Także występ chóru „Wniebogłosy” z Olsztyna, który uświetnił nasz jubileusz pięknymi pieśniami. Niech nadal brzmią w naszych uszach i sercach!

Read More →
Exemple

Dziś chcę podjąć temat trochę niezręczny dla nas jako chrześcijan dzisiaj. Chcę bowiem każdemu z was zadać następujące pytanie: jak często chodzisz do kościoła, jakie motywacje tobą kierują i jakie uczucia towarzyszą ci, kiedy kierujesz swe kroki do świątyni, by uczestniczyć w nabożeństwie? Do podjęcia tego tematu zainspirowała mnie treść Psalmu 84, który jest pieśnią o szczęściu przebywania w domu Pana ludzi, którzy byli narodem wybranym.

Świątynia w Jerozolimie była centrum życia religijnego Izraela, dokąd pielgrzymowano całymi rodzinami, by oddać chwałę Bogu i składać Mu ofiary. Ludzie z najdalszych stron modlili się zwróceni twarzą w kierunku Jerozolimy, bo nazwa tego miasta brzmiała: „Pan tam mieszka” (Ezech 48,35c). Sam Pan Bóg powiedział: „Ja, Pan, wasz Bóg, mieszkam na Syjonie, na mojej świętej górze, a Jerozolima stanie się święta” (Joel 4,17). Jedna z pieśni pielgrzymów (Psalm 122) zaczynała się od pięknych słów: „Ucieszyłem się, gdy mi powiedzieli: Udamy się do domu Pana. I oto stanęły nasze stopy w Twoich bramach, Jerozolimo” (w. 1-2). Takie wzniosłe chwile przeżywałem sporo lat temu, kiedy wraz z innymi pastorami znalazłem się pierwszy raz w Jerozolimie.

Jak Psalm 84 opisuje szczęście przebywania w domu Boga? „Jak kochane są Twoje przybytki” – czytamy w wersecie drugim. Tak silna, emocjonalna więź z domem Pana, łączyła autora tego Psalmu, który wyraził również silną tęsknotę duszy za tym miejscem, mówiąc: „Całym sercem i ciałem wyrywam się do żywego Boga” (w. 3). Potem zauważył, że nawet ptaki gnieździły się blisko ołtarzy Pana Zastępów (w. 4), by w końcu stwierdzić, że szczęśliwi są mieszkańcy domu Pana, bo mogą nieustannie chwalić Boga (w. 5), są oni stale blisko Pana, posilani przez Niego (w. 6).

Również w tamtych czasach ludzie doświadczali trudnych przeżyć, problemów i zmartwień i kiedy doświadczali bycia w „dolinie płaczu”, wtedy przychodzili do Boga, do Jego świątyni, po posilenie (w. 7-8). Czas spędzany z Bogiem w świątyni był unikalny, upragniony i nieporównywalny z niczym innym jako najmilsze miejsce na ziemi (w. 11), bo tam ludzie poznawali i rozkoszowali się swoim świętym Bogiem (w. 12-13).

W Księdze Psalmów możemy znaleźć również inne miejsca opisujące szczęście przebywania w świątyni Pana Boga. To właśnie w tym szczególnym miejscu ludzie
doświadczali zbiorowego uniesienia i wtedy spontanicznie wyrażali wdzięczność Bogu za wszelkie dobrodziejstwa, które otrzymywali od Stwórcy (Psalm 42,2-5). Radość, dziękczynienie i pieśni chwały rozbrzmiewały w bramach świątyni Pana, gdzie panował podniosły, świąteczny nastrój! (Psalm 100). Również tańce i muzyka ludzi pokornych i oddanych Bogu sprawiały, że „Panu spodobał się Jego lud” (Psalm 149,1-4).

Czy my, współcześni chrześcijanie, umiemy doświadczać takiego samego szczęścia i radości, kiedy jesteśmy w kościele? To dobrze, że nasz kościół lub kaplicę nazywamy często i słusznie domem Bożym, domem modlitwy lub domem Ojca. Ale dom to miejsce, gdzie się mieszka. Nasz kościół jako nasz duchowy dom to miejsce, gdzie powinniśmy duchowo mieszkać, a więc często przebywać i chętnie! Przecież nasz Pan Jezus chodził często do świątyni, Jego uczniowie także, pierwsi chrześcijanie w Jerozolimie „codziennie też jednomyślnie gromadzili się w świątyni” (Dz 2,46a).

Niestety, po niedługim czasie autor nowotestamentowego Listu do Hebrajczyków musiał napomnieć ówczesnych chrześcijan, pisząc do nich: „Nie opuszczajmy przy tym wspólnych spotkań, co jest u niektórych w zwyczaju, lecz dodawajmy sobie otuchy…” (Hbr 10,25).

Niech nasz kościół nie będzie miejscem, do którego się chodzi od czasu do czasu, jak do restauracji czy do supermarketu. To ma być miejsce naszego wspólnego spotkania z Bogiem, a więc czas wzniosły, uroczysty i piękny, do którego tęsknimy całym naszym jestestwem! Bo to jest nasz wspólny czas z naszym Ojcem w Jego domu!!

Read More →
Exemple

Czasem śpiewamy w naszym kościele piosenkę zaczynającą się od słów: „Nie mam nic, co bym ja mógł Tobie dać, nie mam sił, by przed Tobą, Panie, stać. Puste ręce przynoszę przed Twój w niebie tron, manną z nieba nakarm duszę mą”. Musimy chyba przyznać uczciwie, że subiektywne odczucia autora tej pieśni nie są nam zupełnie obce. Jednakże w ostatnią niedzielę wygłosiłem kazanie, które zatytułowałem: „Nie przychodź do Boga z pustymi rękami”. Bo właśnie taka postawa jest właściwa i biblijna, zgodna z myślą Apostoła Pawła, który napisał: „Zachęcam was zatem, bracia, ze względu na miłosierdzie Boże, abyście oddali swoje ciała na ofiarę żywą, świętą, miłą Bogu – jako wyraz waszej rozumnej, wypływającej z głębi ducha służby” (Rz 12,1). W tym samym duchu Apostoł Piotr pisał do chrześcijan swojego pokolenia: „Wy sami jako żywe kamienie, jesteście budowani niczym duchowy dom, by być świętym kapłaństwem i składać duchowe ofiary, miłe Bogu, ze względu na Jezusa Chrystusa” (1P 2,5).

Ludzie w epoce Starego Testamentu nigdy nie przychodzili do Boga z pustymi rękami. Składali Mu regularnie kosztowne ofiary: dobrowolne, całopalne, dziękczynne, świąteczne, ofiary za grzechy (przebłagalne), z pierwszych plonów itd. Przynosili na ofiarę zwierzęta: owce, baranki, kozły lub woły, biedniejsi zaś pary synogarlic lub gołębi – najlepsze sztuki bez skazy i wad. Składali też ofiary pokarmowe: z najlepszej mąki i najlepszej oliwy.

Jako chrześcijanie dzisiaj – my też mamy przynosić Bogu ofiary, ale duchowe. Na przekór roszczeniowej postawy wielu ludzi wobec Boga dzisiaj, którzy uważają, że to Pan Bóg ma nam ciągle dawać i dawać, a do tego szybko i według naszych oczekiwań. Tym bardziej, że przecież
Pan Bóg od nas niczego nie potrzebuje – jak mniemamy. Czasem też myślimy jak autor pieśni zacytowanej na początku, że właściwie to nie mam nic, co bym mógł dać Panu Bogu. Czyżby? Czy Bóg ma nam dawać wszystko, a my Mu nie dajemy nic?

Jakie zatem duchowe ofiary powinniśmy przynosić Panu Bogu? Apostoł Paweł napisał, że winniśmy oddawać swoje ciała na żywą i świętą ofiarę, miłą Bogu (Rz 12,1), czyli wykonywać rozumną służbę wypływającą z głębi ducha. Chodzi tu o życie z pasją dla Boga. Mamy być „pełni zapału do pracy dla Pana” lub „wciąż tryskający poświęceniem w dziele Pana” (1 Kor 15,58). Czy ten nakaz odnosi się tylko do osób duchownych w Kościele? A do nas, zwykłych chrześcijan już nie?

W Liście do Hebrajczyków (13,15) czytamy, że winniśmy również składać Bogu ofiary uwielbienia i wyznawania imienia Bożego – jako owoc naszych ust, także w naszych modlitwach wdzięczności: „Niech moja modlitwa wznosi się ku Tobie jak kadzidło, me uniesione ręce potraktuj jak ofiarę wieczorną” – pisał Dawid w Psalmie 141,2. Czy składamy Bogu takie ofiary codziennie?

W kolejnym wersecie Listu do Hebrajczyków (13,16) czytamy, że dobroczynność i pomoc wzajemna – to również nasze ofiary, które podobają się Bogu, choć służą dobru naszych bliźnich. Kiedy więc wyciągamy chętnie pomocną dłoń do potrzebujących i słabych, wtedy Bóg przyjmuje to od nas jako miłą Jego sercu ofiarę.

W naszych dzisiejszych przemyśleniach nie możemy pominąć jeszcze jednego, bardzo ważnego cytatu z Psalmu 51,19, gdzie czytamy, że skruszony duch człowieka i jego serce przejęte własnym stanem – to ofiara szczególnie miła Bogu. Tak zrobił pokutujący Dawid, gdy wyznawał szczerze swoje grzechy i Pan Bóg przebaczył mu, dał mu nowe serce i przywrócił mu radość zbawienia.

Widzimy więc, że winniśmy chętnie i z radością przynosić jednak Panu Bogu duchowe ofiary, którymi są: nasze ciała oddane na służbę Bogu z zapałem i pasją, uwielbienie Boga i wyznawanie Jego imienia, modlitwy wdzięczności, dobroczynność i pomoc wzajemna, dziękczynienie, dotrzymywanie obietnic składanych Bogu, albo szczera pokuta naszych skruszonych serc.

Nie mamy więc prawa przychodzić do Boga z pustymi rękami i liczyć wyłącznie na Jego dobroć oraz nieustającą hojność! Nasz Bóg jest godny również najlepszych ofiar z naszej srony, nawet ofiary naszego życia, jeśli będzie trzeba! Pamiętajmy przy tym, że moje i twoje duchowe ofiary będą miłe Panu Bogu i przyniosą również wiele dobra innym ludziom!

Warto więc zadać sobie parę pytań: Czy przynoszę Bogu duchowe ofiary? Jeśli tak, to jakie (konkretnie) i jak często? Które z wymienionych ofiar najtrudniej mi przynieść lub nie przynoszę ich wcale? Ile jest w tobie roszczeniowego ducha w stosunku do Boga – liczysz na to, że da ci wszystko, a ty Mu nie musisz lub nie chcesz dać nic? Obyśmy mogli dziś wyznać z ręką na sercu i powiedzieć jak Psalmista w Psalmie 54,8-9a: „Z przyjemnością złożę Ci ofiary. Wywyższę Twoje imię, JHWH, bo jest dobre. Bo wyratowało mnie z wszelkiej niedoli”.

Read More →
Exemple

W tym tygodniu spotkam się co wieczór w naszym ośrodku kościelnym w Świętajnie z grupą chrześcijan z Łodzi i wspólnie rozważamy fragmenty Pisma Świętego poruszające temat naszej osobistej świętości. To jedno z kluczowych zagadnień definiujące nasze chrześcijańskie życie i tak na dobrą sprawę jestem bardzo ciekawy, ilu z nas ten temat tak naprawdę interesuje i obchodzi?
A powinien obchodzić. Oczywiście i przede wszystkim tych, którzy są chrześcijanami. Ale nie
tylko. Już w Starym Testamencie Pan Bóg mówił do swojego narodu wybranego: „Uświęcajcie
się i bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty” (3 Mojż. 11,44-45). Tę samą zasadę usłyszeli
również chrześcijanie w czasach apostolskich, kiedy to Apostoł Piotr napisał: „Lecz za
przykładem świętego, który was powołał, sami też bądźcie świętymi we wszelkim postępowaniu
waszym. Ponieważ napisano: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty” (1 P 1,15-16).
Szkoda bardzo, że wielu ludzi dzisiaj zrezygnowało z pielęgnowania osobistej świętości. Reguły i
zasady, jakie sobie bez Boga wyznaczyliśmy we współczesnym świecie, usunęły Go na margines
naszego życia. Bezprawie, szerząca się przemoc i niemoralność oraz świecki styl życia
przejawiający się chociażby w używaniu brudnego języka – powszechnie i bez żadnego
skrępowania – to tylko jeden z przykładów „nieświętego” życia, jakie się toczy wokół nas i w
nas.
Czy tak trudno być świętym dzisiaj? A może to niemożliwe? Może łatwiej jest patrzeć na
świętość innych – tych wyniesionych na ołtarze – niż pielęgnować ją w sobie, bo po prostu nie
chce mi się żyć inaczej od innych? A może myślę, że to niemożliwe i nierealne dla mnie, by żyć
świętym życiem, godnym naszego chrześcijańskiego powołania.
A przecież warto byłoby na tę świętość popatrzeć nie tak patetycznie, lecz bardziej praktycznie i
zwyczajnie. Chodzi na przykład o świętą cierpliwość w sytuacjach, gdy inni nas denerwują, gdy
dzieci są nam nieposłuszne, a znajomi zawistni i zazdrośni. Czy zamiast oddawania pięknym za
nadobne – stać nas na cierpliwość, łagodność, uśmiech i wyrozumiałość? Czy mamy siłę
duchową, by zło dobrem zwyciężać – jak uczy nas Pismo Święte?
Może warto byłoby okazać czasem święty gniew i sprzeciw wobec przejawów
niesprawiedliwości, podłości i bezbożności, którą ktoś chce nam narzucić lub promować za
wszelką cenę? Nie być obojętnym na krzywdę innych, przejmować się losem pokrzywdzonych,
tulić do serca niechcianych i niekochanych. Bo prawdziwa świętość to nie pobożna mina czy

W tym tygodniu spotkam się co wieczór w naszym ośrodku kościelnym w Świętajnie z grupą chrześcijan z Łodzi i wspólnie rozważamy fragmenty Pisma Świętego poruszające temat naszej osobistej świętości. To jedno z kluczowych zagadnień definiujące nasze chrześcijańskie życie i tak na dobrą sprawę jestem bardzo ciekawy, ilu z nas ten temat tak naprawdę interesuje i obchodzi?
A powinien obchodzić. Oczywiście i przede wszystkim tych, którzy są chrześcijanami. Ale nie tylko. Już w Starym Testamencie Pan Bóg mówił do swojego narodu wybranego: „Uświęcajcie się i bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty” (3 Mojż. 11,44-45). Tę samą zasadę usłyszeli również chrześcijanie w czasach apostolskich, kiedy to Apostoł Piotr napisał: „Lecz za przykładem świętego, który was powołał, sami też bądźcie świętymi we wszelkim postępowaniu waszym. Ponieważ napisano: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty” (1 P 1,15-16).
Szkoda bardzo, że wielu ludzi dzisiaj zrezygnowało z pielęgnowania osobistej świętości. Reguły i zasady, jakie sobie bez Boga wyznaczyliśmy we współczesnym świecie, usunęły Go na margines naszego życia. Bezprawie, szerząca się przemoc i niemoralność oraz świecki styl życia przejawiający się chociażby w używaniu brudnego języka – powszechnie i bez żadnego skrępowania – to tylko jeden z przykładów „nieświętego” życia, jakie się toczy wokół nas i w nas.
Czy tak trudno być świętym dzisiaj? A może to niemożliwe? Może łatwiej jest patrzeć na świętość innych – tych wyniesionych na ołtarze – niż pielęgnować ją w sobie, bo po prostu nie chce mi się żyć inaczej od innych? A może myślę, że to niemożliwe i nierealne dla mnie, by żyć świętym życiem, godnym naszego chrześcijańskiego powołania.
A przecież warto byłoby na tę świętość popatrzeć nie tak patetycznie, lecz bardziej praktycznie i zwyczajnie. Chodzi na przykład o świętą cierpliwość w sytuacjach, gdy inni nas denerwują, gdy dzieci są nam nieposłuszne, a znajomi zawistni i zazdrośni. Czy zamiast oddawania pięknym za nadobne – stać nas na cierpliwość, łagodność, uśmiech i wyrozumiałość? Czy mamy siłę duchową, by zło dobrem zwyciężać – jak uczy nas Pismo Święte?
Może warto byłoby okazać czasem święty gniew i sprzeciw wobec przejawów niesprawiedliwości, podłości i bezbożności, którą ktoś chce nam narzucić lub promować za wszelką cenę? Nie być obojętnym na krzywdę innych, przejmować się losem pokrzywdzonych, tulić do serca niechcianych i niekochanych. Bo prawdziwa świętość to nie pobożna mina czy kościelna poza, lecz otwarte serce, miłość i dobroć w sercu, których tak dzisiaj brak. To proste odruchy, czyny miłosierdzia i ludzkiej szlachetności – na wzór samego Jezusa Chrystusa.
Święta racja – powiadamy w sytuacjach, gdy ktoś wypowiada słuszne i mądre słowa, gdy głosi prawdę lub okazuje rozwagę i rozsądek w rozstrzyganiu różnych życiowych spraw i dylematów. Być świętym oznacza więc mówienie prawdy i kierowanie się prawdą w życiu, a nie okłamywanie innych, mówienie półprawd, życie w obłudzie i zakłamaniu.
Czy warto być świętym i czy w ogóle jest to możliwe? To zależy od poziomu twojej wiary, od twojej osobistej relacji z Bogiem i od tego, jak poważnie traktujesz Słowo Boże oraz swoje chrześcijańskie powinności. Jeśli podchodzisz do tych spraw lekko, albo świadomie wyrzekłeś się swoich chrześcijańskich korzeni – to z pewnością nie obchodzą cię takie dywagacje i może śmiejesz się z tych ludzi, którzy myślą i mówią o świętości.
Kiedy jednak życie przyciśnie do muru i bezbożne życie oraz jego konsekwencje dadzą w kość, przyznasz – stojąc przed lustrem – że tęsknisz za bogobojną babcią, która uczyła cię modlitwy i szlachetnego postępowania, przypomnisz sobie kolegę lub koleżankę ze szkoły lub pracy, która była inna, uczciwa i dobra i po cichu zazdrościłeś jej lub jemu, że potrafili tak pięknie żyć i tak pięknie różnić się od innych swoją niekłamaną uczciwością i czystością.
Ty też możesz świętym być! Tylko czy zechcesz spróbować? Może warto byłoby? Dla twojego własnego dobra i dla dobra innych, którzy potrzebują dobrych przykładów dzisiaj. Pomyśl o tym, proszę, i nie reaguj tak jak to może już nieraz robiłeś, mówiąc: daj mi święty spokój!

kościelna poza, lecz otwarte serce, miłość i dobroć w sercu, których tak dzisiaj brak. To proste
odruchy, czyny miłosierdzia i ludzkiej szlachetności – na wzór samego Jezusa Chrystusa.
Święta racja – powiadamy w sytuacjach, gdy ktoś wypowiada słuszne i mądre słowa, gdy głosi
prawdę lub okazuje rozwagę i rozsądek w rozstrzyganiu różnych życiowych spraw i dylematów.
Być świętym oznacza więc mówienie prawdy i kierowanie się prawdą w życiu, a nie
okłamywanie innych, mówienie półprawd, życie w obłudzie i zakłamaniu.
Czy warto być świętym i czy w ogóle jest to możliwe? To zależy od poziomu twojej wiary, od
twojej osobistej relacji z Bogiem i od tego, jak poważnie traktujesz Słowo Boże oraz swoje
chrześcijańskie powinności. Jeśli podchodzisz do tych spraw lekko, albo świadomie wyrzekłeś się
swoich chrześcijańskich korzeni – to z pewnością nie obchodzą cię takie dywagacje i może
śmiejesz się z tych ludzi, którzy myślą i mówią o świętości.
Kiedy jednak życie przyciśnie do muru i bezbożne życie oraz jego konsekwencje dadzą w kość,
przyznasz – stojąc przed lustrem – że tęsknisz za bogobojną babcią, która uczyła cię modlitwy i
szlachetnego postępowania, przypomnisz sobie kolegę lub koleżankę ze szkoły lub pracy, która
była inna, uczciwa i dobra i po cichu zazdrościłeś jej lub jemu, że potrafili tak pięknie żyć i tak
pięknie różnić się od innych swoją niekłamaną uczciwością i czystością.
Ty też możesz świętym być! Tylko czy zechcesz spróbować? Może warto byłoby? Dla twojego
własnego dobra i dla dobra innych, którzy potrzebują dobrych przykładów dzisiaj. Pomyśl o tym,
proszę, i nie reaguj tak jak to może już nieraz robiłeś, mówiąc: daj mi święty spokój!

Read More →
Exemple

Rok jubileuszowy


Rok 2022 jest rokiem jubileuszowym dla szczycieńskich baptystów, którzy obchodzić będą jubileusz 110-lecia istnienia zboru, czyli parafii Kościoła Chrześcijan Baptystów w naszym mieście. Przechodząc ulicą Sienkiewicza i po pasażu do molo i plaży miejskiej mijamy pewnie nie raz nasz historyczny kościół, w którym nieprzerwanie od ponad 100 lat gromadzą się chrześcijanie naszego wyznania, by oddawać chwałę naszemu Bogu i Stwórcy. Wpisujemy się w te sposób w mozaikę wyznaniową naszego miasta, które leży na terenach Mazur – niegdyś regionu o protestanckich korzeniach i religijnej tradycji.

Warto w tym miejscu nadmienić, że początki baptyzmu jako jednego z protestanckich nurtów chrześcijaństwa, sięgają przełomu XVI i XVII wieku, kiedy to w Anglii, a potem w Holandii i Ameryce Północnej zaczęły powstawać pierwsze zbory baptystyczne. Nieco później, w pierwszej połowie XIX wieku baptyzm zaczął rozwijać się również w Niemczech za sprawą pioniera Johanna Gerharda Onckena. Stamtąd idee ruchu baptystycznego zaczęły przenikać na tereny Prus Wschodnich, na które przybywali misjonarze i osadnicy, dzieląc się prawdami Słowa Bożego z innymi.

Pierwszym misjonarzem, który w 1857 roku przybył i zamieszkał w niedalekich od dzisiejszego Szczytna Rumach w gminie Dźwierzuty, był Gottlieb Gross, wysłany przez zbory baptystyczne istniejące już wcześniej w Kłajpedzie i Królewcu. Jeszcze tego samego roku w Rumach odbył się pierwszy chrzest przez zanurzenie w wodzie dwóch osób, które przeżyły osobiste nawrócenie i na wyznanie swojej wiary przyjęły chrzest przez zanurzenie na wzór apostolski znany z kart Nowego Testamentu.

Ponieważ w tamtych czasach dał się zauważyć wyraźny kryzys duchowości ludzi żyjących w Prusach Wschodnich, więc świadectwa wiary oraz codziennego i bogobojnego życia ludzi, którzy doznawali od Boga łaski wiary i nowego narodzenia, spotykały się z silnym odzewem. Świadczy o tym fakt, że po niemal trzech latach od chrztu pierwszych baptystów w Rumach powstał zbór, czyli parafia, która liczyła już ponad 100 ochrzczonych i świadomych swojej wiary członków. Nieco później wybudowano tam nowy budynek kościelny, w którym odbywały się regularne nabożeństwa.

Zbór w Rumach stał się kolebką baptyzmu na Mazurach. Jego placówki misyjne zaczęły powstawać w takich miejscowościach, jak: Świętajno, Szymany, Piasutno, Powałczyn i Babięta. Kilkanaście lat później dwie rodziny baptystyczne osiedliły się w Szczytnie, zaś w 1883 roku nawrócili się dwaj mieszkańcy Szczytna, którzy stali się zaczątkiem przyszłego zboru baptystycznego w naszym mieście. Wtedy ci ludzie zaczęli spotykać się na domowych grupach studiowania Słowa Bożego, potem zaczęto wynajmować w mieście coraz to większe sale na nabożeństwa, ponieważ do grona wierzących wyznania baptystycznego przyłączali się kolejni ludzie. W Szczytnie powstała więc kolejna placówka zboru z Rum, a jej duchowymi opiekunami i duszpasterzami byli pastorzy: Fridrich Wilhelm Kottke oraz Adolf Pawlitzki, którzy w końcu przenieśli się z Rum do Szczytna i tu zamieszkali.

Przebudzenie duchowe coraz to większej liczby mieszkańców naszego miasta wzbudziło potrzebę wybudowania w Szczytnie własnego kościoła. Dlatego też w 1903 roku zakupiono posesję przy obecnej ulicy Sienkiewicza i rozpoczęto budowę, którą sfinansowano z dobrowolnych składek własnych, a także ofiar ze zboru w Rumach, z innych placówek, a także ze zborów niemieckich, które wsparły finansowo budowę tego kościoła. Już w następnym roku ukończono budowę tego kościoła w stylu neogotyckim i dnia 10 lipca 1904 roku odbyła się podniosła uroczystość otwarcia i poświęcenia tej nowej świątyni baptystycznej.

Osiem lat później, w 1912 roku szczycieńska placówka zboru w Rumach ostatecznie wyodrębniła się i stała się samodzielnym zborem, który w tym momencie swojej historii liczył już 239 członków ochrzczonych na wyznanie swojej wiary, nie licząc dzieci oraz licznych sympatyków i przyjaciół.  Mając na uwadze ogólną liczbę mieszkańców Szczytna (wtedy Ortelsburga) należy stwierdzić, że zbór baptystyczny zaznaczał dość wyraźnie swoją obecność na mapie wyznaniowej naszego miasta.

Dlatego też jubileuszowe uroczystości 110-lecia istnienia zboru baptystycznego w Szczytnie planujemy na sobotę i niedzielę 10-11 września 2022 roku. Te główne uroczystości poprzedzą inne wydarzenia, które planujemy w miesiącach wcześniejszych, a o których będziemy informować na bieżąco. Naszym pragnieniem jest, aby wielu mieszkańców naszego miasta mogło w duchu ekumenicznej otwartości świętować razem z nami, a przy okazji poznać naszą historię, zasady naszej wary oraz to, jak praktykujemy naszą chrześcijańską wiarę zarówno na nabożeństwach w kościele, jak i na co dzień.

Andrzej Seweryn

andrzej.seweryn@gmail.com

Read More →
Exemple

Matura z życia


Kasztany co prawda jeszcze nie kwitną, ale matura trwa i kolejne pokolenie młodych ludzi zdaje tzw. egzamin dojrzałości. Co prawda do tej dojrzałości trzeba im będzie dojść przez kolejne lata, ale jest to niewątpliwie ważny moment w życiu młodych ludzi i bardzo wyjątkowy. Choćby z tego powodu, że młodzi maturzyści zakładają garnitury, białe koszule i krawaty, o których zapomną na długo, chyba że zaczną pracować w korporacjach i trzeba będzie zamienić się w pracy w krawaciarzy.

Mimo, że od mojej matury minęły wieki, wciąż pamiętam te egzaminy z języka polskiego, matematyki i historii, które zaliczyłem powyżej moich oczekiwań i możliwości. Używam świadomie słowa „powyżej”, ponieważ muszę wyznać z dumą, że choć jestem humanistą, to mam na świadectwie maturalnym czwórkę z matematyki, co mi się wcześniej nie zdarzało. Pewnie ktoś zacznie mnie podejrzewać, że ściągałem, ale mój matematyczny sukces zawdzięczam koleżance z liceum, która maglowała mnie z tego przedmiotu przez całą klasę maturalną.

Minęło trochę lat i przyszło nam jako rodzicom zdawać z żoną matury naszych synów i córki, które z nie mniejszym strachem zaliczyliśmy jednak pomyślnie. Dziś oni sami są już dostatecznie dorośli i mądrzy, by uznać, że osiągnęli dojrzałość i życiową mądrość. Czy dojście do dojrzałości zajęło im mniej czasu niż mnie? – nie jestem w stanie odpowiedzieć. Ważne, że od jakiegoś czasu gadają coraz bardziej do rzeczy, a nawet coraz częściej mówimy jednym głosem! Alleluja – warto było cierpliwie na to czekać!

W tym kontekście rodzi się pytanie: kiedy właściwie człowiek staje się dojrzały? Wtedy, kiedy kończy osiemnaście lat, wyrabia sobie dowód osobisty i osiąga pełną zdolność do czynności prawnych – jak mawiają prawnicy? A może dopiero wtedy, kiedy zda pomyślnie egzamin dojrzałości, co, jak sama nazwa wskazuje, daję ten upragniony bilet wstępu do dorosłości?

Obserwując życie i historie różnych ludzi możemy stwierdzić, że bardzo trudno jest odpowiedzieć na to pytanie. Dzieje się bowiem tak, że niektórzy osiągają tę dojrzałość wcześniej, a inni później. Są też i tacy, którzy nie osiągają jej nigdy, bo są nieudacznikami życiowymi, żyją beztrosko i za cudze pieniądze, są lekkoduchami i ludźmi nieodpowiedzialnymi. Nie chcą się uczyć na cudzych błędach, nie uczą się zresztą niczego, bo sami wiedzą najlepiej, a swoje prymitywne często poglądy uporczywie narzucają innym. Takie duże dzieci – powiadamy często.

Myślę, że podobnie jest w życiu duchowym chrześcijanina. Jedni z nas robią widoczne postępy duchowe, rozwijają się, dojrzewają i dorośleją w swojej relacji z Bogiem oraz w praktykowanej na co dzień pobożności. Inni zaś są bardzo słabi duchowo, niedojrzali, prymitywni w postrzeganiu Boga i siebie samego. Nie inwestują w swój duchowy rozwój i są również takimi dużymi, duchowymi dziećmi.

Takie zjawisko istniało zawsze wśród chrześcijan, skoro autor nowotestamentowego Listu do Hebrajczyków napisał do adresatów, że oni powinni być już nauczycielami dla innych, a tymczasem są ciągle jeszcze niemowlętami w wierze i potrzebują duchowego mleka, czyli uczenia ich podstawowych zasad wiary. Nadal nie potrafili pójść dalej i wyżej w swojej duchowości (zob. Hbr 5,11-14). Dlaczego byli tak niedojrzali w wierze? Otóż dlatego, że byli „ociężali w słuchaniu” (w. 11). Prosta odpowiedź i jakże trafna diagnoza.

Kiedy młody człowiek – uczeń czy student – nie słucha swoich nauczycieli i profesorów, nie przykłada się do nauki i lekceważy sobie wszystko oraz wszystkich, wtedy staje się niedojrzały i nieporadny życiowo, co kończy się wieloma błędami, porażkami i kłopotami w życiu. Podobnie w życiu duchowym: kiedy ktoś nie słucha Boga, lekceważy Jego natchnione Słowo, nie bierze sobie do serca kazań, napomnień i nauki słyszanej w kościele czy w domu, wtedy staje się duchowo niedojrzały, nieporadny i zeświecczały. Nadal pozostaje niedorozwiniętym duchowym kaleką, który ciągle upada, powtarza grzechy, jest zniewolony przez różne uzależnienia, ulega pokusom i boleśnie upada. Nie bądźmy zatem duchowymi niemowlętami, ale dążmy do duchowej dojrzałości, bo bez niej zginiemy wcześniej czy później! Oby tak się nie stało!

Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

Read More →
Exemple

Święta z Ukraińcami


W tym roku chrześcijanie obrządku wschodniego obchodzili Wielkanoc tydzień później. Kiedy więc piszę te słowa (a jest poniedziałkowy wieczór), uchodźcy z Ukrainy obchodzą nadal to święto – pamiątkę zmartwychwstania Jezusa, bo celebrują je aż trzy dni. Kiedy zaś my wcześniej obchodziliśmy te święta, niektórzy z nich odwiedzili nasz kościół w Szczytnie, dzieląc z nami te szczególne chwile.

Mając jednak na uwadze ich tradycję, postanowiliśmy uszanować ją i razem z nimi przeżyć to najważniejsze święto chrześcijaństwa jeszcze raz. Najpierw w poprzedni piątek wybrałem się do naszego kościelnego Ośrodka Katechetycznego w Świętajnie, gdzie od jakiegoś już czasu gościmy grupę 40 osób z Ukrainy, by razem z nimi obchodzić tzw. Wielki Piątek. Wspominaliśmy wydarzenia związane z męczeństwem i śmiercią naszego Zbawiciela, czytając odpowiednie fragmenty z Ewangelii. Nasi przyjaciele z Ukrainy śpiewali też pieśni napisane na tę okoliczność, wspólnie modliliśmy się i przeżywaliśmy Wieczerzę Pańską. To był dla nich bardzo szczególny czas, jako że wyrwani zostali nie tylko ze swoich domów, mieszkań czy gospodarstw i musieli uciekać przed wojną, ale zostali także pozbawieni duchowej wspólnoty w swoich kościołach i zborach, z których pochodzą. 

Również z tego samego powodu zaproponowaliśmy, aby w naszym baptystycznym kościele w Szczytnie mogło odbyć się wielkanocne nabożeństwo międzywyznaniowe, na które zaprosiliśmy Ukraińców nie tylko z samego Szczytna, ale także z okolicy. To było pierwsze takie nabożeństwo w języku ukraińskim, jakie odbyło się w naszym mieście, a na które przybyło około 50 osób. Nabożeństwo poprowadził i Słowem Bożym usłużył duszpasterz Ivan Krasnoszapka z Ukrainy, który pracuje z uchodźcami w naszym ośrodku kościelnym w Świętajnie. Ja również miałem przywilej powitać ich wszystkich w naszym kościele jako mile widzianych gości i przyjaciół, a także mogłem podzielić się Słowem Bożym na temat konsekwencji przyjęcia lub nie przyjęcia prawdy o zmartwychwstaniu Jezusa.

Zachęciłem obecnych Ukraińców do tego, by zechcieli skorzystać z okazji do uczestniczenia w takich nabożeństwach w kolejne niedziele. Chcemy bowiem udostępniać nasz kościół przy ulicy Sienkiewicza 3 w każdą niedzielę od godziny 13.00 na otwarte dla wszystkich chrześcijan z Ukrainy nabożeństwa międzywyznaniowe. Oni wszyscy przecież potrzebują również, a może przede wszystkim, duchowej pomocy i wsparcia. Właśnie teraz! Dlatego też pragniemy, aby nasz kościół stał się dla nich domem modlitwy, duchowego wsparcia oraz duchowej wspólnoty ze swoimi rodakami – tak mocno doświadczonymi przez okrucieństwo wojny toczącej się w ich ziemskiej ojczyźnie. Zapewniałem ich, że nie zamierzamy kogokolwiek z nich indoktrynować czy wcielać do naszego kościoła, bo szanujemy ich wolność sumienia i wyznania. W tej trudnej dla nich sytuacji jako uciekinierów nie ma znaczenia, z jakiego kościoła ktoś się wywodzi. Wyrwani ze swojego kraju, religii i kultury – teraz potrzebują być razem w modlitwie o pokój dla Ukrainy i o zaprzestanie tej okrutnej wojny, a my chcemy im pomóc i być razem z nimi w tej godzinie próby i życiowego doświadczenia.

W czasie tego nabożeństwa śpiewano pieśni w ich języku, dzieci mówiły wiersze i deklamacje. Największe wrażenie i wzruszenie wywołała jednak w moim sercu pieśń-modlitwa o ich umiłowany kraj – Ukrainę, o błogosławieństwo i pokój dla niej. To było bardzo poruszające i wymowne – w kontekście tego, co razem z nimi obecnie przeżywamy. Również ich gorące modlitwy o to, by Pan Bóg położył kres tej niesprawiedliwej wojnie i tym codziennym, jakże tragicznym doniesieniom zza naszej wschodniej granicy.

Dlatego też wyjątkowo mocno i przejmująco brzmiało wielokrotnie powtarzane przez nich wielkanocne zawołanie: „Christos woskres” („Chrystus zmartwychwstał”), które nam chrześcijanom przypomina o nadziei naszego zmartwychwstania i wiecznego życia, które obiecał nam sam Pan Jezus Chrystus. Ta silna nadzieja i wiara prowadzą nas poza grób i śmierć. Jestem Panu Bogu bardzo wdzięczny, że tę wiarę mogliśmy dzielić razem z nimi. Niech nasz Stwórca ma ich wszystkich w swojej opiece i niech okaże swoje miłosierdzie oraz wsparcie cierpiącej Ukrainie! Boże, dopomóż!

Andrzej Seweryn

andrzej.seweryn@gmail.com

Read More →